Ból. Cierpieć można na wiele sposobów. Jeszcze więcej można bólu zadać. Ja wiem co to smutek, rozpacz, a nawet tortury. Czułam co robili z Lissą, gdy porwał ją Daszkow, cierpiałam z nieszczęśliwej miłości i chorej zazdrości, płakałam po utraconym przyjacielu, upadłam na dno swojego jestestwa po stracie ukochanego, czułam smutek, gdy traciłam zaufanie osób, na których mi zależało i rozpacz, kiedy podjęłam decyzję o zabiciu Dymitra, męczyło mnie poczucie winy, że zmuszam przyjaciółkę do uwolnienia jej najgorszego wroga, rozczarowanie, gdy na nowo zostałam odrzucona dla Taszy, a miłość mojego życia pomaga mi tylko ze względu na obietnicę daną wybawicielce, żal, podczas depresji mojego towarzysza, zdołowanie i otępienie po zabiciu moroja, poczucie winy, że zdradziłam Adriana. Strach przed misją Dymitra, podczas każdej walki męża ze strzygą, bałam się, że znowu go stracę, że go przemienią lub co gorsza zabiją. Martwego wampira da się jeszcze uratować, ale martwego dampira... nie. Cierpiałam. Bardzo. Ból fizyczny po złamaniu kostki, ramach po ucieczce z domu Galiny, czy nawet rana postrzałowa nie mogą się z tym równać. Nawet razem wzięte. Najgorszy był okres, po przemianie Dymitra. Ból złamanego serca, rozpacz i łzy wypełniały każdy mój dzień. Jedzenie dostawałam od Lissy. Przynosiła mi ze stołówki. Ale i tak nie chciałam jeść, co do mnie nie podobne. Nie wiem, jak tłumaczyła moją nieobecność na lekcjach. Ale nie obchodziło mnie to. Nic mnie nie obchodziło. Chciałam tylko do końca życia siedzieć pod kołdrą i umrzeć. Ale zostało mi spełnienie przysięgi, danej ukochanemu. Czułam się bezradna. I teraz też się tak czuję. Każdy dzień to powtarzająca się rutyna. Wstaję i patrze na męża. Leży tak jak leżał. Tak samo blady i nieprzytomny. Rany się goją, gips mu całkiem zajęto, a on wciąż leży. Każdego dnia mówię do niego i całuję w czoło. Śniadanie przywozi mi Christian i codziennie pyta o Bielikowa oraz próbuje odciągnąć mnie od złych myśli. Pociesza mnie i nie dogryza. Ja też postanowiłam mu odpuścić. Lili trzyma się dobrze. Też została w szpitalu. Mason zabiera ją i trenuje w walce. To trochę zajmuje jej czas, którego nie liczy. Ja jednak nie zostawiam męża na krok. Jestem przy nim, rozmawiam, przyjmuję gości.
I tak już 7 dni.
168 godzin
10 080 minut
604 800 sekund, w których każda trwa wieczność.
Lekarze mówią, że już wszystko w porządku, tylko musi się wzbudzić. Już wtedy będzie mógł wyjść po dwóch godzinach. Ale tylko niech się obudzi. Adrian i Sydney nie dają znaku życia. Zapadli się jak pod ziemię. Nawet Ave nie umie ich znaleźć.
Z rozmyślań wyrwało mnie ściśnięcie dłoni. Nie wierzę. Może mi się tylko wydawało? Popatrzyłam z nadzieją na twarz ukochanego. Zaczął poruszać powiekami przez sekundę mogłam dostrzec brązowe oczy. Ale szybko je zamknął, oślepiony szpitalną bielą.
- Lili! Leć po lekarza! Budzi się!- zawołałam.
Dziewczynka pobiegła do wyjścia.
- Rose?!- mój ukochany mógł już otworzyć oczy.
Rzuciłam się mu na szyję, przytulając mocno.
- Dymitr. Tak się bałam. Nigdy więcej nie rób czegoś takiego. Tak potwornie się bałam.
Po chwili go puściłam. Patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Ale o co ci chodzi, Rose? I czemu tu jesteś? Wypuścili cię z aresztu?
- Jakiego aresztu? Nie byłam w żadnym od początku lipca, przed naszą ucieczką.- nic nie rozumiałam.- I nie pamiętasz co się działo?
Zamyślił się.
- Ostatnie co pamiętam to oskarżenie cię o królobójstwo.
Poczułam że ziemia usuwa mi się z pod nóg. Opadłam ciężko na krzesło. Miałam ochotę wrzeszczeć na całe gardło. Mógł stracić pamięć całkiem, mógł do każdego fragmentu swojego boskiego życia, ale nie tego. Poczułam łzy na swoich policzkach. Dymitr z przyzwyczajenia chciał je zetrzeć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Ręka zawisła mu milimetrów przed moją twarzą. Jak kiedyś na sali, dzień po moim treningu z matką.
- Pamiętasz? Kiedyś zrobiłeś tak samo.- odezwałam się nie swoim głosem.- Jedna z nie wielu rzeczy które pamiętasz.
- O czym ty mówisz?- spytał zbity z tropu.
- Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Ty, ja, nasi przyjaciele. Lissa została królową, ja jej strażniczką, a ty strażnikiem Ozery. Znalazłam siostrę.
- Rose? O czym ty mówisz?- ponowił pytanie.
- To było osiem miesięcy temu.- popatrzyłam na niego. Wcześniej wpatrywałam się w nieistniejący punkt przede mną.
Chciał coś powiedzieć, ale wtedy do sali wróciła moja siostra z lekarzem. Ten zadał kilka pytań mojemu mężowi i zbadał go.
- Mam dość smutną wiadomość. Ma pan amnezję częściową. Najwidoczniej uderzenie uszkodziło małą cześć mózgu. Możliwe, że przypomni pan sobie wszystko, ale kiedy? Nie wiem. Niekiedy trwa to dni, niekiedy lata. Za dwie godziny będzie mógł pan wyjść. A panią poproszę za chwilę na badania.
Przytaknęłam głową. Nie miałam chęci do kłótni. Lata. To może zająć lata. Ale nie poddam się. On jest mój. Raz sobie wybaczył, to drugi raz też da radę.
- Rose.- z zamyślenia wyrwał mnie ten cudny głos.- Powiesz mi, co się przez ten czas wydarzyło?
Chciałam coś powiedzieć, ale przerwało mi czyjeś wejście smoka.
- Rose Hathaway.- Adrian był nieźle wkurzony.
- Iwaszkow.- rzuciłam się i go przytuliłam.
Trochę go tym zaskoczyłam. Jednak po chwili go puściłam i... dałam w twarz. Głowa odskoczyła mu na bok.
- Za co to?- oburzył się.
- Za co?! Ty masz jeszcze czelność pytać?! Tydzień! Całe siedem dni bez znaku życia. Ukryłeś się gdzieś z Alchemiczką i nie wiadomo co robiłeś, a my się martwiliśmy i od zmysłów dochodzimy, co się z wami dzieje.
- No dobra zasłużyłem. Po prostu Sydney dowiedziała się, że nasze auto jest szpiegowane. Musieliśmy je podmienić. Później musieliśmy się zająć szpiegami. Chcieli odwetu za Roberta.- przyznał, trzymając się za czerwony policzek.- Ale ty też nie zgrywaj niewiniątka. Królowa mi powiedział, że cały tydzień siedziałaś tu przy Dymitrze i pewnie strasznie denerwowałaś. Wiesz, że w twoim stanie...
- I tak i tak bym się denerwowała.- przerwałam mu.- A tu jestem pod opieką lekarską.
- W twoim stanie?! - zdziwił się Bielikow. No tak. On nie wie, że możemy mieć dzieci.
Obróciłam się do niego przodem. Dopiero teraz musiał zauważyć mój brzuch.
- Och! - zdziwił się.- Gratulacje.
Nie umiałam nic wyczytać z jego twarzy. Ale po raz drugi w ciągu miesiąca uznał, że dziecko może być Adriana. Ludzie. Ja się z nim nawet nie kochałam. Raz było blisko, ale do niczego nie doszło.
- Komu?- spytał zdziwiony Iwaszkow.
- Dymitr ma częściowy zanik pamięci. Noe pamięta nic z przed naszej ucieczki z Dworu.- wyjaśniłam.
- Oł! Przykro mi.
Przytulił mnie i wyszedł. Usiadłam na nowo koło męża. Teraz muszę mu jakoś powiedzieć, że nim jest, a ja noszę jego dzieci.
Czekałam cały dzień!!! Obudził się! Ale kurde! To są twoje dzieci, Bielikow!
OdpowiedzUsuńMimo tego, ze mam ochotę cię rozszarpać.. Świetny rozdział... Ale i tak cie utłukę jak niedługo Dymitr nie przypomni sobie Rose!
Kolejny!
Nie!!!!!!! Jak możesz?! Cholera jesteś po prostu wredna! Ma być dziś jeszcze jeden i on ma sobie wszytko przypomnieć. Czekam na następny
OdpowiedzUsuńJesteś okrutna!! Aż chciało mi się płakać jak to przeczytałam... Dymitr jak mogłeś zapomnieć najważniejszą część swojego życia :(((
OdpowiedzUsuńBŁAGAM DODAJ JAK NAJSZYBCIEJ NOWY ROZDZIAŁ <3
Jak możesz!!! Częściowy zanik pamięci... teraz wymyśl coś, żeby sobie wszystko przypomniał i bez takich akcji :) BŁAGAM, DODAJ JESZCZE DZIŚ JEDEN ROZDZIAŁ!!!
OdpowiedzUsuńCzekałam cały dzień ze łzami w oczach, a Ty dajesz coś takiego? Ja nie wiem, co ja Ci zrobię. Po prostu się strzeż, bo znam 174 sposoby na zabicie człowieka.
OdpowiedzUsuńJak możesz na nowo ich ranić. Serca nie masz, czy co?
Czekam na następny i tym razem życzę wesołej weny, a nie przybijającej
Ej no nie słuchasz mnie.
OdpowiedzUsuń"Niecały tydzień później stanęłam u drzwi Adriana. Od czasu napaści nie mieliśmy lekcji, jednak wciąż obowiązywały godziny ciszy nocnej, która właśnie się zbliżała."
OdpowiedzUsuńPrzepraszam! Musiałam....ale do cholery co ty wyprawiasz z Romitri!? Jak możesz ich tak krzywdzić! Serca nie masz!
JA CHCE NASTĘPNY!
Ten rozdział to pierwsze... Coś co czytam, przy czym się popłakałam. Jeszcze nigdy. Przy żadnej książce, blogu, opowiadaniu, niczym. Niech Dymitr odzyska pamięć!
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział �� �� ��