Strony

środa, 13 stycznia 2016

URODZINY

Dzisiaj mam urodziny. Z tej okazji oprócz rozdziału daję wam dodatkową notkę. Wydarzenia w niej nie mają nic wspólnego z opowieścią tego bloga. Mam nadzieję, że się podoba. Nie zapomnijcie skomentować. To bardzo motywuje
___________________________________________________
Obudziłam się wcześniej niż zwykle. Popatrzyłam na kalendarz. Dziś są moje urodziny, dzień, o którym zawsze marzyłam. Dorosłość, wolność. Tylko gdzie jest ta wolność, skoro nie mogę wybrać swojej przyszłości i nie mogę być z mężczyzną, którego kocham?
Szybko odsunęłam od siebie ponure myśli. Ciekawe czy ktoś pamięta o tym dniu? Poszłam do łazienki, wykonać poranną toaletę. Do treningu mam całą godzinę. Postanowiłam się trochę bardziej wystroić, na tyle, na ile można na trening. Na salę weszłam przed czasem. Dymitr już na mnie czekał.
- To co dzisiaj robimy, Towarzyszu?- zagadnęłam na wstępie.
- Najpierw dziesięć okrążeń.
Po rozgrzewce walczyliśmy ze sobą. Mój ukochany uważał, że nauczył mnie już wszystkiego, co sam umie, ale jakoś dziwnym trafem to ja zawsze ląduję na macie. Na tym treningu było inaczej. Powaliłam go 5 razy na 12 starć. Coś tu nie gra.
- Dałeś mi wygrać! - zarzuciłam mu, gdy kolejny raz padł na matę.
- A co to źle, że mnie pokonałaś?-spytał, gdy pomogłam mu wstać.
- Tak, ponieważ strzyga nie da mi wygrać.
- Och, Roza. Z łatwością pokonałabyś każdą strzygę. Ja wygrywam, ponieważ znam cię i twoją technikę.
- To nie zmienia faktu, że to nie była uczciwa walka.
- A to zmienia?- podszedł do mnie i chwycił moją twarz w swoje ciepłe, smukłe dłonie.
Następnie nasze usta spotkały się na dłużej, niż normalny czas, na skali mojego mentora: "Nie powinniśmy tego robić". Chodź od naszego pierwszego razu w warowni nie słyszałam, tych słów po żadnym z naszych licznych pocałunków.
- Może troszeczkę.- chciałam jeszcze raz go pocałować, ale on podszedł do torby. Wrócił z jakimś pakunkiem.
- Wszystkiego najlepszego Roza.- powiedział, podając mi prezent.
- Pamiętałeś!- ucieszyłam się, ale byłam również zaskoczona.
- Oczywiście!- nie krył rozbawienia moim odkryciem.- Nigdy bym nie zapomniał o dniu, w którym ma urodziny osoba dopełniająca mnie i moje życie. Kocham Cię Roza. -mruknął mi do ucha.
Następny pocałunek był inni. Zarezerwowany tylko dla mnie. Pełen miłości i czułości.
- Załóż to na następny trening. -wskazał na pakunek.
- A co ze strojem do ćwiczeń?
- Nie zawsze będziesz w stroju przy ataku strzyg. Wyobraź sobie, że księżniczka wzięła cię na zakupy albo na bal jako przyjaciółkę. I nagle atakują was strzygi. Znając ciebie, wyciągniesz sztylet i włączysz się do walki. Wieczorem poćwiczymy taką sytuację.
-Okey, trenerze. A na ile to ma być realistyczne, bo nie wiem czy mam się ubrać ładnie, czy "powalę cię samym widokiem"?
- Ty zawsze wyglądasz powalająco.- uśmiechnął się, ukazując rząd równych, białych zębów.- Zaskocz mnie.- Zbliżył się do mnie bardziej i nachylił do mojego ucha po czym wyszeptał.- Spraw, żeby Twój widok nawiedzał mnie w snach. Abym myślał o tobie jeszcze częściej, jeśli w ogóle się da.
Zrobiło mi się gorąco, a serce zabiło mi szybciej. Jego zachowanie bardzo mnie zdziwiło. Nigdy się tak nie zachowywał.
- A często o mnie śnisz?
- Każdej nocy, Roza. Myślę, że sama się domyślisz jakie to sny.- uśmiechnął się porozumiewawczo, a w jego oczach dostrzegłam pożądane.
- Towarzyszu. Od tej strony cię nie znałam. Co ci się stało?- spytałam z uśmiechem.
- Kocham Cię. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Wiem, że trudno ci się opanować i przestać na pocałunkach. A mnie by nie przeszkadzało, gdybyśmy poszli na spacer. - powiedziałam kusząco dotykając przez bluzkę jego klatki piersiowej.
Jego źrenice się rozszerzyły. Lecz tylko mnie pocałował.
- Mam jeszcze parę innych spraw. Miło, że dzisiaj się nie spóźniłaś.- uśmiechnęłam się i wyszłam.
Na następny trening będę czekać z niecierpliwością.
***
- Hathaway!- odwróciłam się i napotkałam uśmiech Masona.- Wszystkiego najlepszego, stara.
- Dzięki, młody.- odpowiedziałam.
- Gdzie idziesz?
- Do pokoju. Za godzinę mam trening i muszę się przygotować.
- Odprowadzić cię?
- Jeśli chcesz.
- Nie mam nic lepszego do roboty. A i mam dla ciebie prezent.
Podał mi pudełko. W środku była zawieszka "Najlepsza strażniczka na świecie"
- Dzięki Mass.- przytuliłam go.
Przed moim pokojem czekała Lissa. Pożegnałam się z dampirem i zaprosiłam przyjaciółkę do środka.
- Wszystkiego najlepszego Rose!- rzuciła się na mnie.
- Hej Liss! Zachowujesz się, jakbyś tydzień mnie nie widziała. Dziękuje. Miło, że pamiętałaś.
- Weź mnie nie obrażaj. Jak mogła bym zapomnieć. No opowiadaj. Jak dzień 18-latki.
- Wspaniały!- streściłam jej mój trening, jednocześnie szykują się na następny.
W prezencie od Dymitra dostałam sukienkę za jaką Kirowa by mnie wyrzuciła ze szkoły. Była czerwona z dużym dekoltem, a w pasie miała złoty pas z różą na środku. Sięgała mi do polowy ud. O co mu chodzi?
Gadałyśmy przez pół godziny. Potem Lissa musiała iść. Skończyłam się szykować akurat na czas. Przed wyjściem przejrzałam się w lustrze. Ten widok będzie jeszcze długo za nim chodził. Zadowolona z efektu udałam się ma salę. Ciekawe co wymyślił mój mentor? Na pewno nie chodziło o trening.
Otworzyłam drzwi. Wszędzie było ciemno. Najwidoczniej Dymitra jeszcze nie ma.
Zapaliłam światło i...
-Niespodzianka!
Na sali byli wszyscy moi znajomi. Z klasy, z potajemnych imprez, i ... Moi rodzice?!
- Co wy tu robicie?- spytałam zaskoczona, kiedy podeszli.
- Nie mogliśmy przegapić dnia, w którym nasza mała córeczka staje się kobietą.- odpowiedział Abe.- Poza tym dostałem propozycję pracy.
- A niby gdzie chcieliby cię zatrudnić Staruszku?
- Tak się składa, że w twojej szkoły. Od dzisiaj jestem twoim dyrektorem.
- No super. Więcej takich prezentów.- powiedziałam sarkastycznie.
- A jeśli chodzi o prezenty, to myślę, że jestem w stanie poprawić ci humor.- podniósł rękę, w której trzymał kluczyki.
Wyszliśmy za plac główny. Moim oczom ukazał się czerwony Kabriolet. Uścisnęłam mocno rodziców. Oboje się zdziwili. Impreza trwała w najlepsze. Tańczyłam chyba z każdym chłopakiem na sali, choć tak na prawdę pragnęłam tylko jednego tańca, z jedną osobą. Nagle na biodrach poczułam ciepłe, smukłe dłonie. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego ukochanego. Już chciałam się odezwać, ale Dymitr ucieszył mnie, przykładając mi palec wskazujący do ust i zabrał mnie na parkiet. Tańczyliśmy dłuższą chwilę, kiedy on klękną. Wszyscy patrzyli na nas. Strażnik otworzył pudełeczko. Patrzyłam na niego, nie wiedząc co myśleć.
-Rosemarie Hathaway.- po sali poniósł się jego głos. - uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Popłakałam się.
- Tak oczywiście, że tak. - rzuciłam się w jego ramiona a on mnie pocałował. Ale po chwili się odsunęłam.- Ale przecież nie możemy.
- A czemu to?- spytał z chytrym uśmiechem.- Kochamy się, dyrektorem jest twój ojciec, a ja mogę zostać strażnikiem kogoś innego. Np. na Dworze albo Christiana.
Ma rację. Przecież nawet to planowaliśmy.
-Poza tym,- kontynuował.- nic mnie to nie obchodzi. Kocham Cię Roza i nie chcę żyć bez ciebie.
Pocałowałam go, a on w tym czasie włożył mi na polec pierścionek. Obejrzałam go. Musiał kosztować fortunę. Dookoła miał małe diamenciki. Na samym środku był rubin pasujący mi do sukienki. Impreza trwała do 11. Mogła być dłuższa, ale moja mama ma spory wpływ na Abe'a. Chodź muszę przyznać, że walczył dzielnie. Staruszek oczywiście umówił się na rozmowę z moim narzeczonym. Ale to kiedy indziej. Alberta była zaszokowana wyznaniem Dymitra, ale nic nie mogła poradzić, do tego poprosiłam, a raczej zażądałam wspólnego pokoju z Dymitrem. Argumenty jakie przeważały oznajmiały, że jestem dorosła, będziemy małżeństwem oraz jak będziemy chcieli, to sami przekradniemy się do swoich pokoi. Dymitr mnie poparł, ale nie wiem, czy tak bardzo chciał tego, że nie bał się mojego ojca czy bardziej od niego, bał się mnie. A miałby się czego bać. Gdyby mnie nie poparł urządziłabym mu jesień średniowiecza. W końcu nawet moja matka odpuściła.
- Dalej nie wierzę, że się zgodzili.- wyrwał mnie z zamyślenia mój ukochany. Właśnie wracaliśmy z imprezy.
- Bo widzisz kochanie, jeśli Rose Hathaway czegoś chce, to to dostaje. Zapamiętaj.
-A czy Rose Hathaway chce iść do Pokoju swojego narzeczonego?
- No nie wieżę. Cierpliwy Dymitr Bielikow nie może się doczekać, kiedy jego ukochana z nim zamieszka?!
- Wpłynęło na to kilka dzisiejszych wydarzeń.
- A jakich to?
Dymitr zamknął za nami drzwi do pokoju. Położył swoje ręce na moich biodrach.
- Pierwsze to moja piękna uczennicą, składająca mi rano bardzo ciekawą ofertę,- mruknął i pocałował mnie namiętnie.- a drugie to nieodpowiednio wyzywająca sukienka na mojej narzeczonej.- w momencie, gdy to mówił, moja " nieodpowiednio wyzywająca sukienka" spadała na podłogę.
Po chwili nasze ciała złączyły się na jego łóżku. Idealne zakończenie idealnego dnia.

ROZDZIAŁ 6

Starałam się zasnąć, ale nie mogłam. Mimo naszej rozmowy, martwiłam się o strażnika. Uznałam, że leżenie i myślenie o tym mi nie pomoże. Potrzebowałam jakiegoś zajęcia. Dawniej zajrzała bym do Liss, ale nasza więź została zerwana. Pomyślałam o jutrzejszym wyjeździe. W sali tronowej uzgodniłyśmy, że wyjedziemy z samego rana. Dymitr ma wrócić godzinę przed wyjazdem. Wątpię, czy będzie miał siłę po "polowaniu" na pakowanie. Po 2 godzinach przy drzwiach leżały spakowane torby. Hymn... Co by tu jeszcze zrobić? Chwila. Jest ludzki dzień. Mogłabym w końcu pogadać z Syd. Wcześniej nie miałyśmy okazji ze względu na różnice czasowe. Chwyciłam telefon i wybrałam numer. Gadałyśmy przez kolejne dwie godziny. Okazało się, że ona też jedzie na ten tydzień do Rosji. Pytała się co tam u nas. Opowiedziałam jej jakie to niespodzianki szykował mi Dymitr przez ostatnie dwa tygodnie. Okazało się, że dzięki naszej brawurowej akcji zdemaskowania królobójczyni i znalezieniu Jill, Sydney stała się najsłynniejszą alchemiczką. Na początku wszystko wskazywało na to, że będzie miała nie lada kłopoty za pomoc w ucieczce kryminalistą. Ale po ogłoszeniu nas bohaterami, Sydney też coś się należało za współudział. Dostała tak jakby awans, tylko że nie na wyższe stanowisko, a na lepszy tren działań. Nie wiem dokładnie o co chodziło, choć ona tłumaczyła mi to pół godziny. Myślę, że też by nie zrozumiała, w tak krótkim czasie i to przez telefon, naszych reguł wpajanych nam od dziecka. Po zakończeniu rozmowy poczułam się bardzo zmęczona. Ledwo położyłam głowę na poduszkę, a już od płynęłam. Po chwili poczułam znajome uczucie i zostałam wciągnięta do snu wywołanego mocą Ducha. Spodziewałam się zobaczyć Roberta Doru, ale na szczęście się pomyliłam.
- Witaj, mała dampirzyco.
-Adrian!- uścisnęłam go przyjaźnie.- Czemu zawdzięczam tę wizytę?
- Może usiądziemy.- zaproponował i jak na komendę pojawił się stolik, krzesła i dwie filiżanki z herbatą.
- Hej! Czy to są nasze filiżanki?- spytałam zdziwiona, bo naczynia wyglądały jak te zza szyby, w naszym mieszkaniu.
- Nie. To są ich senne wizualizacje, tak jak to wszystko tutaj. Wasze leżą grzecznie w komodzie.
Rozejrzałam się po otoczeniu.
Dopiero teraz zauważyłam gdzie jesteśmy. Był to ogród przed domem Soni Karp, w którym mieszkała jako strzyga. Ale przecież Adrian nigdy tam nie był.
- Skąd wiedziałeś o tym ogrodzie?- spytałam, upijając łyk herbaty.
- Nie wiedziałem, to ty go wybrałaś.
- Ja?!- prawie się zaksztusiłam i zaczęłam kaszleć.- Dlaczego?
- Pewnie ci się spodobał.
- Adrian, wiem, że mi się podoba. Dlaczego dałeś mi wybrać miejsce?
- W sumie to się wiąże z powodem moich odwiedzin.- zaczął wyszukiwać nerwowo palcami o stolik.- Najlepiej będzie, jeśli zostaniemy tu razem do rana.
-Iwaszkow.- powoli traciłam cierpliwość.- Zaczynasz mnie irytować. Powiedz mi w końcu o co tu, do jasnej cholery, chodzi!
- Sytuacja jest dość poważna. Wyczułem innego użytkownika Ducha.