Strony

piątek, 11 listopada 2016

ROZDZIAŁ 317

Wróciliśmy w bardzo dobrych humorach, śmiejąc się z dawnych lat i całując co jakiś czas. Nasi goście siedzieli przytuleni na sofie i oglądali coś w telewizji. Na dźwięk naszych chichotów, spojrzeli na nas z uśmiechami.
- W końcu gołąbki wróciły.- zaśmiał się Pablo.
- Musieliśmy sobie wyjaśnić parę spraw.- wytłumaczyłam z szerokim uśmiechem, siadając obok nich.
- A ja musiałem ją przeprosić.- ukochany objął mnie od tyłu, przez oparcie.
- Macie ciekawy sposób na przepraszanie się.- Tasza wskazała na szyję.
Doskonale wiedziałam, że mam z przynajmniej trzy malinki, bo mojemu mężowi też ich nie odpuściłam. Dymitr podniósł mnie, usiadł na moim miejscu i posadził sobie na kolanach.
- A co tam u was?- spytałam.
- Cóż, my też wszystko sobie wyjaśniliśmy i jesteśmy oficjalnie parą.- morojka uniosła ich złączone dłonie, ale ręką Włocha na jej ramieniu mówiła sama za siebie.
- Aaaa! Gratulacje.- rzuciłam się na nią, przytulając ją.
- Dbaj o nią.- powiedział strażnik, ściskając dłoń mężczyzny.
- Będzie moim oczkiem w głowie.- spojrzeli na siebie słodko i lekko się pocałowali.
Popatrzyłam na Rosjanina, a on wzmocnił uścisk, z wzrokiem pełnym miłości, zwróconym na mnie.
- Co oglądamy?- spytałam, opierając się plecami o tors Bielikowa.
- Ojca Chrzestnego. A dzieci już śpią.- oznajmiła para.
- Dzięki. Nie musieliście.- trochę mnie to skrępowało.
- Daj spokój. One są urocze i to była przyjemność.- odpowiedziała kobieta
Chciałam coś powiedzieć, ale w tej chwili zaczął się film i umilkliśmy, skupiając się na seansie. Po dwóch godzinach się skończył.
- Było miło,- Tasza wstała, przyciągając się .- a teraz, jeśli pozwolicie, pójdę spać.
- Nie tak szybko.- zatrzymała się na mój głos.- Tak łatwo się nie wywiniesz. Po pierwsze kolacja, bo jesz za dwóch, a po drugie musi porozmawiać.
Kobieta westchnęła, ale usiadła. Mój mąż poszedł do kuchni zrobić jedzenie, a ja dawałam im rady co do prowadzenia ciąży. Takie same dostawałam od rodziny i przyjaciół. Akurat gdy skończyłam, wrócił strażnik z talerzem pełnym sałatki owocowej. Były w niej jabłka, gruszki, banany, arbuz, truskawki, śliwki, brzoskwinie, ananasy i maliny, a wszystko zalane jogurtem. Do tego sok pomarańczowy w szklankach. Usiedliśmy w jadalni i zabraliśmy się do jedzenia.
- To teraz po kolei.- zaczęłam, gdy wszyscy zjedli.- Kto to był?
- Nie wiem.- Tasza spuściła głowę.- Nie widziałam dobrze twarzy, bo było ciemno, ale jestem pewna, że był to moroj. Miał zielone oczy, charakterystyczne dla rodu Iwaszkowów i krótkie brązowe włosy. Chyba barwy Dimki, choć nie jestem pewna. Był Amerykaninem.
Na raz zrobiło mi się gorąco, a po plecach przeszedł mi zimny dreszcz. To nie możliwe, to nie może być prawda. Wszyscy spojrzeli na mnie zaniepokojeni.
- Roza, co się dzieje?- Rosjanin ścisnął moją dłoń.- Strasznie pobladłaś.
- Czy umiałabyś rozpoznać go na zdjęciu.- kobieta kiwnęła głową.- Towarzyszu przynieś tu laptop.
- Rose...- zaczął, ale mu przerwałam.
- Dymitr.- spojrzałam na niego znacząco.
Westchnął i poszedł. Odetchnęłam głęboko, starając się odgonić źle myśli. Może jednak się mylę. Ród Adriana jest bardzo liczny. Mogą być inni o podobnym kolorze włosów. Gdy wrócił mój mąż wpisałam w internecie pożądane nazwisko i wybrałam najlepsze zdjęcie. Poczułam, że ukochany się spiął.
- Myślisz, że to on?- spytał z jadem.
- Zaraz się dowiemy.- odwróciłam ekran w stronę pary na przeciwko.
Gdy tylko ciężarna spojrzała na mężczyznę w laptopie pobladła.
- To on.- powiedziała nie swoim głosem.
- Cholera!- strażnik zerwał się z miejsca i chodził po pokoju.
- Znacie go?- spytał Pablo, bo kobieta nie mogła wyrobić z siebie głosu.
- Niestety.- westchnęłam.
- To mój ojciec.- powiedział z bólem Rosjanin.- Zabiję go.
Wstałam i złapałem jego dłonie, zmuszając go do spojrzenia mi w oczy.
- Nie chcesz tego.- przekonywałam Dymitra.
- Może i nie.- usiadł na swoim miejscu.- Ale powinienem. Skrzywdził kolejną ważną dla mnie kobietę i na pewno mnusto innych których nawet nie znam. On nie zna współczucia i miłości.
- Cii... już dobrze. Ważne, że ty ją znasz i mnie ją obdarowałeś.- przytuliłam go.
Bielikow posadził mnie na swoich kolanach i się we mnie wtulił.
- Dziękuję Roza.- szepnął w moją szyję.
- Po to tu jestem Towarzyszu. Zawsze będę.
- To my może już pójdziemy na górę. Za dużo emocji jak na jeden dzień.- Pablo przypomniał nam o swojej obecności, ale nie na długo, bo para zniknęła.
Po kilku minutach mąż oderwał się ode mnie.
- Już lepiej?- spytałam, na co przytaknął ze słabym uśmiechem.- To chodź, posprzątamy po wspaniałej kolacji i załatwimy sprawy na jutrzejszą służbę. A później może weźmiemy szybki prysznic.- dodałam zmysłowym głosem.
Jego uśmiech od razu się poszerzył.
- Jeśli tak to zgoda.

4 komentarze:

  1. Co za dupek z ojca Dymitra! Jak można tak skrzywdzić niewinną kobietę!? Ja bym takiego chyba na miejscu zabiła gołymi rękoma. Współczuję Taszy... Czekam na nexta i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu się dzieje? Rodzeństwo Dymitra się powiększa? Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. No! Tasza z włochem może być. Chyba jednak nie jest szkodliwa...
    Ojciec Dymitr?!?! What!? Dupek....
    Rose i Dymitr ^^ tak słodko
    czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. no nie znowu ten przekety ojciec Dimki

    OdpowiedzUsuń