Strony

piątek, 4 listopada 2016

ROZDZIAŁ 311

Byłam w szoku. Oboje byliśmy. Jednak szybko się ogarnęłam, gdy kobieta się rozpłakała. Odłożyłam dziecko i usiadłam obok niej, przytulając ją. Włoch głaskał ją uspokajająco po plecach. W tym samym czasie strażnik zerwał się i zaczął przeklinać po rosyjsku.
- Zabiję go! Zabiję gnoja!- był wściekły.
- Dymitr!- upomniałam go.- Tu są dzieci.
Trochę się opanował i usiadł na swoim miejscu, jednak rozglądał się na wszystkie strony ze złożonymi rękoma, przebierając nogami. Rozpierała go energia wywołana wściekłością. Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, gdy chciał wziąć dzieci. Zrozumiał i został w swojej pozycji. Przejechał dłońmi po twarzy. Nie wytrzymał i znowu zaczął chodzić. Uważnie obserwowałam każdy jego ruch, wciąż tuląc morojkę.
- Kto?!- strażnik podniósł głos, a ona się wzdrygnęła.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Już, spokojnie. Już jesteś bezpieczna.
- Ty nic nie rozumiesz!- krzyknęła. Jednak po chwili się uspokoiła.- Przepraszam. Po prostu to bardzo trudne.
- Spokojnie, jesteśmy tu, żeby ci pomóc.- głaskałam ją po plecach.
- Jestem w ciąży.- szepnęła po jakimś czasie.
Oboje zamarliśmy, a ona jeszcze bardziej się rozpłakała. Przytuliłam ją do siebie, za to Dymitr nie wiedział co ze sobą zrobić. I zachował się jak każdy facet. Z barku wyciągnął whisky. Popatrzyłam na niego z miną mówiącą "Serio?". Wzruszył ramionami z przepraszającym wzrokiem, sięgając po kieliszek.
- Mi też możesz nalać.- po raz pierwszy odezwał się nasz drugi gość.
Uniosłam oczy do góry, prosząc boga o cierpliwość do nich.
- To wy się tu w spokoju upijcie, bo jak widać tylko to umiecie zrobić, a my z dziećmi idziemy na górę.- warknęłam z pogardą.
Wzięłam szelki i wsadziłam w nie oboje bobasów. Nie podobała im się cała ta atmosfera. Pociągnęłam płaczącą morojkę za ramię, na co ta się podniosła i ruszyłyśmy w kierunku schodów. Ona z puszczoną głową, a ja podniesioną, pokazując, że jestem ponad nimi.
- Roza...- mąż złapał mnie za łokieć, ale się wyrwałam, zabijając go spojrzeniem.
- I nawet nie waż mi się wchodzić do sypialni, póki nie wytrzeźwiejesz.
Patrzył na mnie błagalnie, ale ja się nie ugięłam. Razem z kobietą weszłam do pokoju gościnnego. Dzieci chciałam zostawić na podłodze, ale Tasza mnie powstrzymała.
- Na łóżku będzie im wygodniej.- zauważyła.
- Nie chciałam, żeby nam przeszkadzały.
- Nie będą.- uśmiechnęła się delikatnie.
Położyłam maluchy na miękkim materacu, a morojka usiadła obok. Widziałam, że chciała je dotknąć ale się bala.
- Spokojnie nie ugryzą. Pójdę nam po herbatę, dobrze?
Kiwnęła głową i niepewnie położyła się.
Zeszłym na dół. Byłam w połowie schodów, gdy usłyszałam rozmowę mężczyzn. Wiem, że nie ładnie podsłuchiwać, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Tasza to wspaniała kobieta. Nie tak jak Roza, ale zasługuje na dobrego męża.- odezwał się głos z rosyjskim akcentem.
- Jak dla mnie, to każda kobieta zasługuje na takiego.- powiedział lekko już wystawiony Pablo.
- Ale nie wszystkie na takiego trafiają.- ukochanemu od razu popsuł się humor. Wiedziałam, że ma na myśli Olenę. 
- A powinny. I za to wypijmy.- unieśli kieliszki i opróżnili je duszkiem.
- Musisz być bardzo ważny dla Nati.- zauważył Włoch.
- Chodzi ci o Nataszę? Kiedyś byliśmy przyjaciółmi, ale oboje podjęliśmy kilka złych decyzji i teraz nie wiem jak to jest.
- Przyleciała tu prosto z Wenecji, więc dalej cię ceni.
- Może.- strażnik się zamyślił.- A co?
- Martwię się o nią. Nie znamy się długo, ale ufam jej jak nikomu innemu i myślę...
- Podoba ci się?- rzucił prosto z mostu Bielikow.
- Tak.- wyznał gość.
Ucieszyła mnie ta wiadomość. Może nie tylko ja wyszłam z tej walki zwycięsko. Postanowiłam się ujawnić.
- Zwolnijcie z tym alkoholem, bo padniecie, zanim wzejdzie słońce.- sięgnęłam im przez ramie po kubki.
- Ty jesteś moim słońcem Roza.- ukochany cmoknął mnie w policzek.- Poza tym wiesz, że mam twardą głowę.
- Ty może tak, ale w pana wątpię.- spojrzałam na wystawionego lekko Włocha.
- Gdzie moje maniery?- wyżej wspomniany wstał, chwiejąc się na nogach i złapał moją dłoń.- Pablo Ernest Francesco Bompensiero.- ucałował ją.
Zaintrygowało mnie jego dżentelmeństwo, jednak Dymitr nie podzielał mojego zdania.
- Takie witanie jest już nie modne.- wstał i objął mnie.
- Taa... o wiele lepsze jest napadanie na dwie bezbronne dziewczyny z dwunastką strażników.- spojrzałam na niego czule i bardziej się wtuliłam. Zauważyłam, że moroj patrzy na nas ze zmarszczonym czołem, więc szepnęłam w jego kierunku, tak żeby wszyscy słyszeli.- Nie przejmuj nim się, to z zazdrości.
- Nie jestem zazdrosny.- oburzył się mój mąż.
- Aha. Jasne.- popatrzyłam na niego z powątpieniem.
- Piękna kobieta zasługuje na bycie o nią zazdrosną.- moroj już chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego co mówi.
Dymitr zmierzył go gniewnym spojrzeniem, ale mężczyzna nie zważając na to sięgnął po alkohol, nalał sobie do lampki i wypił na raz. Postanowiłam trochę złagodzić sytuację.
- Uznam to za komplement, skarbie.- pocałowałam Bielikowa w policzek.
Ale mu to nie wystarczyło. Przyciągnął mnie do siebie, obejmując w pasie i całując namiętnie.
- A teraz zejść mi z oczu i nawet nie chcę słyszeć, że Lili was widziała.- wzięłam dwa kubki i poszłam na górę.
To co zobaczyłam w pokoju, bardzo mnie zdziwiło. Dzieci stały jak aniołki, przytulne to Taszy, która również przegrała ze zmęczeniem. Postanowiłam zostawić ich w spokoju i kończyć przygotowania do pracy. Idąc do gabinetu, natknęłam się na panów.
- Proszę, proszę, kogo ja tu mam.
- Hej, skarbie. Dawno się nie widzieliśmy.- ukochany chciał mnie przytulić, ale go odepchnęłam,co nie było łatwe, zważywszy na to, że on jest silniejszy.
- Jak widzę, już wam się poprawił humor.- mruknęłam zła.
- Jak chcesz Roza to teraz ja mogę go poprawić, bo nie wyglądasz na zbyt wesołą.- uśmiechnął się znacząco.
Musiał już dużo wypić. Chciał mnie przytulić, ale odepchnęłam go z całej siły.
- Powinniście się wstydzić.- podniosłam głos, ale nie na tyle, aby obudzić śpiących w pokoju.- Tam wasza przyjaciółka cierpi, a wy się śmiejecie, pijani. Pomyśleliście co ona czuje? Liczy na wasze wsparcie, a wy ją olaliście dla kilku butelek. Wódkę można kupić przyjaźni nie. Więc lepiej uważajcie, bo łatwo ją stracić.
Uśmiechy zeszły im z twarzy. Spuścili zawstydzeni głowy, a ja czułam się jakbym ganiła nieposłuszne dzieci. Mężczyźni to wielkie dzieci.
- Roza...- zaczął skruszony Rosjanin.
- Nie chcę tego słuchać. Oboje do tamtego pokoju i do rana mi z niego nie wychodzić.- wskazałam ostatni pokój po lewej stronie.
- Ale....- oboje zaprotestowali, jednak znowu przerwałam.
- Żadnego "Ale". Nie ma mowy, że dzieci zobaczyli was w takim stanie. I powinieneś się wstydzić Dymitr. Myślałam, że jesteś bardziej odpowiedzialny.- w oczach strażnika widziałam wstyd, zażenowanie i skruchę.
Zasłużył sobie na to. Już bez słowa oboje poszli we wskazanym wcześniej przez mnie kierunku. Cholera jasna, co się z nimi dzieje. I na dodatek podnieśli mi ciśnienie. Spokojnie Rose, wdech i wydech, wdech i wydech.

5 komentarzy:

  1. Coś mi nie gra...
    I zawiodłam sie na nim... Jak on tak może..
    To chyba przez książkę i to co sie w niej stało, ale mam dziwne wrażenie, co do Taszy i jej Pabla (kocham jak Włosi sie przedstawiają 😍)
    Ale rozdział napisany super! 💖
    Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj nie ładnie Dymitr. Bardzo nie podoba mi się jego zachowanie. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rose oby tak dalej... 💖 💖 💖 panowie naprawdę wykazali się inteligencją taką, że powala na kolana... Dobrze, że Rose ich tak objechała. Chcę więcej takich momentów. Czekam na następny i życzę masy weny 💖 💖 💖

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czy śmiać się czy im współczuć xD

    OdpowiedzUsuń