- Lili, pospiesz się, bo zaraz się spóźnimy.- zawołał nas Dymitr.
- Chwila!- odkrzyknęłam mu.- Ach ci faceci.
Wiem, że stęsknił się za dzieciakami, ale musi być cierpliwy. Przecież nie pozwolę mojej siostrze wyjść na miasto z jedną stronę splecioną w warkocz, a drugą rozpuszczoną. Miała na sobie piękną, białą sukienkę w niebieskie kwiatki. Ja ubrałam zwiewną z rękawami trzy czwarte w fioletowym kolorze. Na jej dole była ozdobiona czarnymi pędami z liśćmi. Sobie zrobiłam warkocz na boku i lekki makijaż. Lili błagała mnie, ale i tak jej nie pomalowałam. W końcu zeszłyśmy na dół.
- Pięknie wyglądacie.- pochwalił mój mąż.
Młodą ucałował w czoło, a mi wbił się w wargi. Po soczystym pocałunku wyszliśmy z domu. Nasze maluchy siedziały już w samochodzie, bawiąc się swoimi pluszakami i wymieniając ze sobą zapewne bardzo ciekawe uwagi. Bianka wskoczyła na ostatnie siedzenia i położyła się grzecznie. Ja usiadłam na miejscu pasażera i czekałam, aż ukochany zamknie drzwi. Już nie upierałam się, żeby kierować, bo w ostatnim miesiącu robiłam to cały czas, jeżdżąc na Dwór. Lissa prosiła mnie o pomoc w kilku rzeczach. Dwa tygodnie temu urządziła bal, na który również byłam zaproszona. Jednak Bielikow był w roli ochrony, więc głównie siedziałam, popijając soki i gadają z przyjaciółmi. Na chwilę zmienili Dymitra i zaprosił mnie do tańca, jednak tylko raz. Do tego Lissa chciała, żeby nasze dzieci się poznały, ale myślę, że był to pretekst, abym zaopiekowała się jej córeczką. Bycie królową, matką i żoną na raz nie jest łatwe. Mój mąż uważa to za wykorzystanie mnie, ale ja robiłam to z przyjemnością. Skoro nie mogę być jej strażniczką, to chociaż tak jej pomogę. Mała Dragomirówna jest bardzo urocza. Za dużo roboty z nią nie ma. Ma nie całe trzy miesiące i ledwo się uśmiechała. Nasze dzieci były nią zaciekawione i pokazywały bobaskowi swoje zabawki. Myślę, że kiedyś bardzo się zaprzyjaźnią.
- Co się dzieje Roza?- z zamyślenia wyrwał mnie głos strażnika.
Zamrugałam kilka razy i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy już na lotnisku. Ale się zamyśliłam. Po chwili dotarło do mnie pytanie . Popatrzyłam na Rosjanina. Uśmiechał się do mnie z miłością, ale i troską.
- Nic. Po prosty wspominałam sobie ostatnie tygodnie. I trochę mnie to wciągnęło.- uśmiechnęłam się.
- Trochę?!- zaśmiał się.- Przez całą drogę siedziałaś wpatrzona w okno i nawet nie zareagowałaś, gdy położyłem dłoń na twoim kolanie. Mógłbym pomyśleć, że się na mnie obraziłaś, gdy nie to, że nie miałaś powodu.
- To ty myślisz, że muszę mieć powód do obrażania się?- parsknęłam śmiechem.
- No raczej.- odpowiedział niepewnie.- Tak powinno być.
- Oj skarbie, to ty jednak mało wiesz o kobietach. Ale przekonasz się, jak kiedyś spędzisz cały dzień ze mną podczas okresu.- zaśmiałam się i wysiadłam.
Dymitr po chwili do mnie dołączył. Wzięliśmy dzieci, a Lili prowadziła Biankę. Razem poszliśmy do budynku. Wszędzie było pełno ludzi. Wśród gwaru i tłumów podeszliśmy do tablicy lotów.
- Wylądowali.- mój mąż wskazał na ich lot.
Zaczęliśmy rozglądać się po lotnisku. Po chwili usłyszałam krzyki i tupot małych stopek.
- Ciocia! Wuja!- Zoja i Pawka przytulili się do nas.
Następnie chłopiec przytulił moją siostrę. Obok nas pojawił się Abe z Łuką na rękach. Malec wystawił do mnie rączki. W zamian za blondynka, dałam ojcu naszą córeczkę.
- Ciocia!- malec wtulił się we mnie.
- Też tęskniłam kochanie.
To niesamowite, jak bardzo można się zżyć z obcymi ludźmi. Teraz są mi bliżsi niż rodzice. Ale od samego początku, gdy tylko poznałam matkę i siostry Dymitra, wiedziałam, że będą mi bliskie. Skoro tak bardzo kocham człowieka, którego stworzyła ta rodzina, to i kocham ją. Tylko Lissę i Masona darzę miłością równą tej do Bielikówn.
- Piesio.- siostra Pawki podeszła do kudłatego olbrzyma.
Przytuliła Biankę, a ta polizała ją, merdając ogonkiem.
- Chodźmy do domu dzieciaki.- zarządził Abe, zapatrzony w wnuczkę.
Poszliśmy do auta. Nasze maluchy siedziały z moim ojcem za nami, a reszta z tyłu.
- Jak minęła podróż, staruszku?- spytałam, odrywając go od zabawy w bobasami.
- Spokojnie. Dzieci były zajęte zabawkami, a później zasnęły. Z tej Zoji to niezłe ziółko. Zaczęła się pytać, czym się zajmuje, kto później będzie miał firmę. Gdy powiedziałem, że najpewniej oddam ją tobie, dopytywała się o różne sprawy w twoim imieniu. Jak dużo będziesz miała zajęć, czy znajdziesz czas dla Dymitra i czy nie lepiej żebym to jej przepisał, bo ty musisz mieć czas wychowywać jej kuzynów i kuzynki. Chyba liczy, że założycie fabrykę dzieci. Ale nawet mi na taki pomysł nie wpadać. Najwyżej jeszcze trójka i więcej wam nie potrzeba.- przybrał groźną minę.
- Nie martw się. Dwójka nam wystarczy.- uspokoiłam go.
- Na razie Roza.- ukochany dotknął mojego kolana, patrząc na mnie znacząco.
- Z wielkim trudem, ale muszę przyznać rację zięciowi. Trzeba poszerzać kręgi dampirów.- odezwał się Abe.
- Chyba sobie nie myślicie, że będę sama latać dziurę demograficzną naszego gatunku.
- Spokojnie kotku,- mąż zaczął głaskać moją nogę.- ja ci pomogę. Piątka to co najmniej musi być.
- Tak?! To sam sobie noś przez dziewięć miesięcy w brzuchu dziecko, jedz więcej niż słoń, wyglądaj gorzej niż wieloryb w ciąży i siedź cały dzień w łóżku, nie mogąc się nawet ruszyć, a na końcu rodz je w bólu przez pięć godzin.- oburzona patrzyłam w okno.
- Skarbie nie mówię, że teraz. Za kilka lat. Czy to nie cudowne mieć takie małe istotki w domu? Pamiętasz, co czułaś, gdy po raz pierwszy wzięłaś na ręce Felixa. Bo ja dokładnie pamiętam twój uśmiech i łzy.- w szybie widziałam, uśmiechnął się na to wspomnienie i sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Nie zgrywaj takiego twardziela, bo sam płakałeś, patrząc na Nastkę.- zauważyłam ze śmiechem.
- Takich łez żaden mężczyzna się nie wstydzi.- zacisnął mocniej dłoń na moim kolanie.
- A co z wami, staruszku? - spojrzałam na ojca.- Czemu cały obowiązek dampirzyc spada na mnie?
- Chciałabyś więcej rodzeństwa?- spytał uradowany.
- Nie mi sądzić o tym, czy będę ja miała. Na początku myślałam, że to zły pomysł, jednak zważając na to, co dzieje się z dampirami, przyda się. Ale pod jednym warunkiem.- spojrzałam na niego poważnie.- Obiecaj mi, że jeśli zrobicie mi rodzeństwo, nie oddacie go do Akademii, tak jak mnie.
- Uwierz mi, że gdybym cokolwiek o tym wiedział, nigdy bym do tego nie dopuścił. Ale Janine uciekła ode mnie, zostawiając list z prośbą o nieszukanie i wiadomości, że będę ojcem. Więc obiecuję zaopiekować się tym dzieckiem, razem z twoją matka.
- Ale też mi się nie spieszyć. Najpierw ślub.
- No maluszki, będziecie mieli ciocię młodszą od siebie.- wrócił do zabawy z wnukami i tak zostało aż pod sam dom.
O nie wierzę. Abe jako tatuś(płaczę ze śmiechu) Już widzę ten mały gang. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuń