Strony

niedziela, 25 września 2016

ROZDZIAŁ 266

W oczach ojca widziałam napięcie. Janine stanęła obok mnie i również patrzyła na niego ostro. Abe przełknął ślinę, czekając na cześć dalszą.
- Tylko nie wiem, czy mama powinna przy tym być, bo będę poruszać jej sprawę.
Strażniczka zrozumiała i chciała odejść, ale zatrzymało ją błagalne spojrzenie ojca. Ostatecznie została.
- Powiedz mi, jak to jest, że ciągle siedzisz w tym biurze.- zaczęłam dość spokojnie. Abe chciał się wtrącić, ale mu nie pozwoliłam.- A pomyślałeś co czuje twoja narzeczona? Wprowadziła się tu, mieszka dla ciebie, a ciebie wiecznie nie ma, bo interesy ważniejsze. Po co ci żona, skoro nie masz dla niej czasu. Kiedy ostatnio ją pochwaliłeś, przytuliłeś, pocałowałeś lub kiedy ostatni raz uprawialiście sex?- podniosłam głos.- Chyba sam już nie pamiętasz. Co, myślisz, że jak raz zrobiłeś jej dziecko, widzicie się po osiemnastu latach, odkrywacie, że dalej was coś łączy i postanawiacie razem zamieszkać oraz wziąć ślub, to nic nie trzeba robić?! Miłość sobie istnieje i nie trzeba o nią dbać, tak?! To ja ci powiem, że nie! Miłość jest wieczna, gdy się ją pielęgnuje. A moja matka czuje się przez ciebie zaniedbana i nie kochana. Czemu? Bo dla ciebie nie liczy się nic, po za pracą. To czemu tak bardzo nalegasz na ślub. Pomyślałeś, jak czują się osoby, które cię kochają, a nie mogą na ciebie liczyć. Nie chodzi o mnie, ale o mamę. Kiedy ostatni raz powiedziałeś, że ją kochasz.
Byłam wściekła. Abe patrzył zdezorientowany i w szoku na mnie, po czym przeniósł spojrzenie pełne skruchy i miłości na moją matkę. Podszedł do niej i upadł na kolana, łapiąc ją za ręce.
- Przepraszam, kochanie. Rose ma rację, jestem okropny. Przez pieniądze nie myślę o innych, bliskich mi osobach. Kocham Cię.- pocałował jej dłonie.- Kocham Cię najmocniej na świecie i obiecuję poświęcać ci więcej czasu. Codziennie będę mówił, jak to twoja uroda, onieśmiela gwiazdy i księżyc, jak bardzo jesteś cudowna, jak moja miłość do ciebie nie zna granic. Nie umiem okazywać uczuć, ale nauczę się. I pokaże ci jak bardzo Cię kocham.- podniósł się i wziął Janine na ręce.
Zaczął się z nią kręcić, po czym zaniósł ją do domu. Mama posłała mi wdzięczne spojrzenie, pełne radości i miłości. Ojciec zaskoczył mnie swoim zachowaniem, ale w pozytywnym znaczeniu. Mam nadzieję, że nie będą za bardzo hałasować. Uśmiechnięta wróciłam do domu chwilę po nich. Przez jeszcze kilka minut oglądałam ogród, wyglądający przepięknie o zachodzie słońca. Weszłam do sypialni, gdzie moi chłopcy jeszcze spali. Ostrożnie wróciłam na swoje poprzednie miejsce. Dymitr jakby poczuł moją obecność i objął mnie w pasie ręką. Podsunęłam się wyżej i bliżej niego, a ukochany, położył swoją głowę, na mojej piersi, dodając nogę, na moich, także teraz mogłam pomarzyć o ucieczce. Sama go objęłam i poprawiłam, tak żeby było mu wygodniej. Wtulił się bardziej we mnie, tak samo jak w namiocie, podczas naszej ucieczki. Jednak tym razem się przebudził. Otworzył zaspane oczy, przeciągnął się, ziewając i ścisnął mnie jeszcze bardziej. Dłonią odnalazł brzeg mojej koszulki i zaczął głaskać mój brzuch. To było bardzo przyjemne i odprężające. Nie chciałam być dłużna i drapałam go po głowie, delektując się miękkością jego włosów, na co mój mąż zaczął mruczeć.
- Dzień dobry, Roza.- mruknął patrząc na mnie, pięknymi oczami.
- Dobroye utro (Dzień dobry), tovarishch.- odpowiedziałam, co sprawiło, że uśmiechnął się jeszcze szerzej.- Śpij jeszcze.- poprosiłam.- Dopiero co słońce zaszło, jest ósma rano, a ty do późna przy mnie czuwałeś.
- A zostaniesz przy mnie?- spytał, robiąc słodkie oczka.
Musiał być wciąż zmęczony, skoro nie zaprotestował.
- Nigdzie się nie wybieram.- pogłaskałam go po głowie.
Rosjanin wtulił się we mnie mocno i pocałował mój odsłonięty dekolt.
- Ja tiebia liubliu Roza.- powiedział cicho.
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.- również wyszeptałam.
Po kilku minutach, jego oddech się uspokoił, co znaczy, że zasnął. Sama też próbowałam, ale mi to nie wychodziło. Nie zostało mi nic innego jak patrzeć na śpiących Bielikowów. Delikatnie objęłam Łukę i przyciągnęłam do siebie. Chłopiec próbował mnie objąć, ale był za mały, więc po prostu skulił się w pozycji embrionalnej, wtulony w moje ciało. Przykryłam go kołdrą, żeby nie zmarzł i myślałam, co tu porobić. Spojrzałam w górę i po raz pierwszy podziękowałam za półkę, którą przeklinałam, ilekroć uderzyłam o nią głową. Leżały na niej książki. Wyciągnęłam się ostrożnie i sięgnęłam po jedną. Ale mam cela. Ze wszystkich książek, wybrałam akurat coś, co nie jest westernem. To chyba jedyna taka książka. Trafiło się jak ślepej kurze ziarno. Gdy wróciłam do poprzedniej pozycji, strażnik lekko się poruszył.
- Cii... śpij spokojnie.- szepnęłam mu do ucha, na co się jeszcze bardziej wtulił, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
Spojrzałam na tytuł książki. "Ania z Zielonego Wzgórza.". Słyszałam o niej, ale jeszcze nigdy nie czytałam. Więc zaczęłam. Bardzo mnie wciągnęła i dopiero w połowie książki się oderwałam, bo poczułam jakiś ruch na sobie. Włożyłam zakładkę, która była w każdej książce u mojego ojca i popatrzyłam na ukochanego. Przyglądał mi się uważnie z uśmiechem. Lubię jak ma dobry chumor.
- Hej.- przywitałam się, znowu ciągnąć rękę do jego włosów. Zamruczał przyjemnie.
- Witaj niebiańska istoto. Nie widziałaś, gdzieś mojej żony? Taka piękna, trochę uparta i nigdy nie czyta książek.
- Dla twojej wiadomości, podczas ciąży zwiększyłam listę przeczytanych lektur.
- Och!- udał zaskoczenie.- A kto cię do tego zmusił?- i zaczął się śmiać.
- Nuda.- zawtórowałam mu.- Wyspany?
- Jak mało kiedy. Jesteś bardzo wygodna.- podniósł się do siadu, przeciągnął i położył na swojej połowie, popierając głowę na ręce, tak by móc na mnie patrzeć.
- Och, dziękuję.- udałam, że zasłaniam rumieniec i znowu się zaśmialiśmy.
- Tylko dziwi mnie, że dzieci jeszcze nie są głodne.- zastanawiał się mój mąż.
- Bo zanim obudziłeś się pierwszy raz, zajrzałam do nich, Lili i jeszcze nawrzeszczałam na ojca w ogrodzie, o psa i zaniedbanie mojej mamy, skutkiem czego, pewnie ostatnie godziny spędzili w sypialni.- skrzywiłam się, gdy wyobraziłam to sobie.- Mam nadzieję, że nie będę miała więcej rodzeństwa.
- Długo nie spisz?- spytał ukochany.
- Od jakiejś siódmej.- wzruszyłam ramionami.
- To może wstaniemy i zobaczymy, kto jeszcze jest na nogach.
Pokiwałam głową na zgodę. Uwolniłam się z objęć siostrzeńca, a Dymitr zaczął go budzić.

3 komentarze:

  1. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział 👏 👏 👏 czekam na następny i życzę masy weny 💖 💖 💖

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział lece dalej czytać

    OdpowiedzUsuń