- Teraz skręca na lewo.- pokierowałam męża.
- Ale tam się jedzie na autostradę.- zdziwił się, ale wykonał moje polecenie.
- Tak, ale przed wjazdem jest polna droga. Będziemy jechać nią dziesięć minut... O! To ta. Tak, dobrze. A przed lasem skręć w prawo, a później wyjedziemy na normalną ulicę.
Jedziemy tak od jakiś dwudziestu minut. Oczywiście Lili została w szkole, tak więc będą po nią przyjeżdżać rodzice koleżanki, bo mają po drodze.
- Teraz skręć.- poinformowałam.
- Opowiedz mi coś, co najlepiej wspominasz z tych miesięcy. Jeden dzień od A do Z. Albo coś czego nie pamiętam, a powinienem. Bo wczoraj opowiedziałaś mi wszystko w większym skrócie.
Zastanowiłam się chwilę. Dużo było takich chwil i naszych rozmów. Wreszcie postanowiłam opowiedzieć mu o rocznicy naszego spotkania.
- Było to w na naszym miesiącu miodowym. Dokładnie czwartego października.
- Wtedy moje życie na zawsze się zmieniło. Złapałem ciebie i Wasylisse. Dziękuję, że pojawiłaś się w moim życiu.- położył mi na kolanie swoją dłoń.
Uśmiechnęłam się w jego stronę. On na chwilę również się odwrócił i uśmiechnął. Lecz zaraz musiał wracać do pilnowania drogi.
- Obudziłam się sama w łóżku. Szybko znalazłam liścik od ciebie ze wskazówkami. Najpierw kazałeś mi iść do łazienki się wypindrzyć. Dałeś mi cudowną czerwoną sukienkę. Następnie kazałeś zjeść śniadanie, ale od takiego kucharza to za wiele zachęty nie potrzeba.- strażnik uśmiechnął się na mój komentarz.- Teraz jedz tą drogą na drugą stronę lasu. I skręć w następną drogę po lewej. Na jej końcu będzie nasz dom. Przy jedzeniu była kolejna kartka. Nawet mam je gdzieś schowane, to ci pokaże, jak będziemy na miejscu. Pisałeś, że mam iść za różami i je zbierać. Pierwsza była przywiązana wstążką do klamki. I tak zbierałam bukiet, idąc przez wszystkie pomieszczenia w jakich spędziliśmy ostatnie tygodnie. Różany szlak zaprowadził mnie na plażę, przed czerwony dywan, a naokoło wyspany był biały piasek. Zaczęłam iść po materiale, aż zatrzymałam się przed białym namiotem. Wtedy podszedłeś do mnie od tyłu i założyłeś ten medalik.- dotknęłam biżuterii na szyi, którą ściągałam jedynie do spania, jak obrączkę i pierścionek zaręczynowy.- później pokażę Ci zdjęcie w środku. W namiocie... Ehem... podziękowałeś mi za cały rok. Następnie zrobiłam ci lekcję, a raczej sprawdzian z ubierania mnie.- zarumieniłam się.
- Nigdy nie sądziłem, że zobaczę cię zarumienioną. A ostatnio czerwony to najczęstszy kolor twojej twarzy. Czemu tak cię to zawstydza. Trochę się zmieniłaś.
- Bardzo dużo przez ten czas się zmieniło.- na chwilę zapadła cisza.- Po prostu, ty pamiętasz tylko nasz pierwszy raz. Trochę trudno rozmawiać o takich rzeczach.- nagle pomyślałam o drugiej opcji.- To był nasz pierwszy raz.
Rosjanin zmarszczył czoło. Lili spała z tyłu, więc mogliśmy sobie pozwolić na takie tematy.
- Wiem, że to był nasz pierwszy raz.- nie zrozumiał.
- Nie o to m chodzi.- wzięłam głęboki oddech.- Ty Dymitrze Bielikow zrobiłeś ze mnie kobietę.- wyznałam.
Na początku dalej nie rozumiał. Jednak w chwili, gdy dotarło do niego znaczenie moich słów, stracił panowanie nad kierownicą i wjechał na sąsiedni pas. Cieszyłam się, że dla ludzi to środek nocy i jeździ mało samochodów. Wyrównał pojazd i zatrzymał się na poboczu.
- Byłaś dziewicą?!- szepnął, nie dowierzając.
- Tak.
- I ja...?!- patrzył na mnie wyczekująco. Pokiwałam głową.
- Tak.
- Ni...nie mogę uwierzyć. Jestem takim szczęściarzem. I tak ci się za to odwdzięczyłem.- zaczął się denerwować.
- Jesteś moją pierwszą i jedyną miłością towarzyszu. I nie chcę nikogo innego. To nie byłeś ty. Ty nigdy byś mnie nie skrzywdził. Po za tym sama na to pozwalała.
- Jakbyś miała większy wybór.- zakupił.
Moje serce łamał się na dźwięk bólu i rozpaczy w jego głosie.
Odpięłam nasze pasy i usiadłam na kolanach męża, zarzucając mu ręce za kark. Brzuch trochę mi przeszkadzał, ale nie przejmowałam się tym. Najważniejsze, żeby on poczuł się lepiej.
- Kochanie popatrz na mnie.- zażądałam.
- Nie zasługuję, by tak do mnie mówić.- odparł cicho wciąż patrząc w bok.
- W takim razie, masz szczęście, że jestem innego zdania.- podniosłam mu głowę, bo sam nie raczył tego robić.- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nieważne co powiesz, zrobisz, czy co tam jeszcze można. Nie ważne w jak wielkie gówna się wkopiesz. Zawsze będę z tobą i dla ciebie. Nigdy cię nie zostawię i nie zwątpię w ciebie, tak jak ty nigdy tego nie zrobiłeś względem mnie. Będę za tobą stała murem, choćby i przeciw całemu światu. Bo cię kocham i to nigdy się nie zmieni. Kocham mojego Dymitra jakikolwiek nie jest. Bo wiem, że zawsze tam jest.- położyłam dłoń w miejscu gdzie powinno być jego serce.
Oczy mojego ukochanego zaszkliły się.
- Pamiętasz.
- Miałam dobrego nauczyciela. Ale nie wiem czy go znasz.- zachichotał cicho.- Może o nim słyszałeś, ale osobiście marzenie. Bosko seksowny Rosjanin, z boskim akcentem, który bosko walczy i jest bosko dobry w łóżku.- zamruczałam przeciągle.
Widziałam jak jego oczy ciemnieją z pożądania.
- Tęsknisz za tym?- spytał.
- Może trochę, ale nie chce niczego na tobie wymuszać. Kocham cię i bez tego.
- Według mnie robisz wszystko, żeby to się stało tu i teraz.
- No dobra. Skoro nie chcesz mogę zejść.- zaczęłam się gramolić na swoje miejsce.
Gdy je zajęłam, zapięłam pasy. Jednak auto nie ruszyło. Strażnik pochylił się w moją stronę i złapał jeden z moich kosmyków. Okręcił go sobie na palcu, a później rozpuszczał go i od nowa zaplatał.
- Tylko ty umiesz tak szybko poprawić mi humor.- przyznał, patrząc mi w oczy. Z taką intensywnością i miłością, które były zarezerwowane tylko dla mnie.
- Uwierz mi, to działa w dwie strony.
Dotknęłam dłońmi torsu męża i zbliżyłam swoją twarz do jego. Źrenice rozszerzyły mu się, gdy zrozumiał co zamierzam. Puścił moje włosy i objął mnie w pasie. Nasze usta dzieliły już milimetry, a atmosfera wokół coraz bardziej gęstniała. Nie wytrzymałam napięcia i przyciągnęłam go dłońmi za kark, łącząc nasze wargi w słodkim, pełnym miłości i tęsknoty pocałunku. Jakbyśmy chcieli zapewnić siebie o naszym uczuciu. Po długich minutach odsunęliśmy się od siebie, ciężko łapiąc oddech. Mimo, że było ciemno, w blasku księżyca mogłam dostrzec iskierki radości w oczach Bielikowa. Pewnie z trudem, wrócił na stoję miejsce i zapiął pasy. Po chwili na nowo odpalił samochód i jechał za moimi wskazówkami.
- To ta droga.- wychrypiałam, po czym odchrząknęłam, aby odzyskać normalny głos.
- To jak mi poszło z tym ubieraniem?- spytał Dymitr, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Byłeś z siebie dumny jak paw.- droczyłam się z nim.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Strony
▼
niedziela, 31 lipca 2016
ROZDZIAŁ 208
Obiad nie trwał długo. Przez kilka godzin Wspominaliśmy stare czasy, rozmawialiśmy o sprawach królestwa i takie tam. Nagle moją uwagę przykuł błysk. Zaczęłam się rozglądać za jego źródłem. Nie uszło to uwadze mojego męża.
- Co się dzieje, Roza?- spytał cicho.
Poczułam falę ciepła, jak zawsze, gdy używa Rosyjskiej wersji mojego imienia. Już chciałam powiedzieć, że nic tak, ale zauważyłam coś bardzo interesującego. Zaczęłam się uśmiechać jak głupia do sera. Sydney zauważyła to i na migi rozkazała mi milczeć. Jednak ja nie lubię słuchać innych.
- Bardzo przepraszam...- zaczęłam, ale ktoś mi przerwał.
- Ty?!- zadrwił Christian, za co dostał kuksańca od narzeczonej.
-.... że wam przerwę,- kontynuowałam, nie zwracając uwagi na tego idiotę.- Ale mam silne wrażenie, że Adrian i Sydney mają nam coś ciekawego do powiedzenia.
Wszyscy patrzyli ba nietypową parę. Alchemiczka zabijała mnie wzrokiem. Jednak jej uwagę zwrócił Iwaszkow, chwytając ją za dłoń.
- Skoro już nas nakryłaś mała dampirzyco, nie zostało nam nic innego i się przyznać.- westchnął ciężko, udając smutek.
Sydney nagrała powietrza.
- Adrian mi się oświadczył.- powiedziała.
Przy stole zaczął się charmideł. Siedziałam dumna z siebie, gdy reszta dziewczyn już pędziła im gratulować. Za to chłopakom opadły kopary. Jednak zanim którakolwiek się podniosła, Adrian powstrzymał się.
- Jeśli już się przyznajemy, to dajcie nam się przyznać do wszystkiego.- powiedział i zrobił przerwę.
Zdziwiona, przyglądałam się im ze zmarszczonym czołem. Co mogą chcieć nam powiedzieć? Sydney nagle zrobiła się czerwona i spuściła wzrok. Iwaszkow kontynuował swoją przemowę
- Otóż, kilka dni temu dowiedziałem się, że... będę ojcem.
Na kilka sekund zapadła głucha cisza. A po niej wszystko się zaczęło. Wszyscy doskoczyli do przyszłych rodziców i zaczęli im gratulować i ściskać. Para wstała i odeszła trochę od stołu, aby zrobić miejsce.
- No chłopie, to żeś się wpakował.- poklepałam moroja po plecach, gdy przyszła moja kolej.- Teraz musisz dbać o rodzinę, koniec imprez, alkoholu i papierosów.
- Teraz mam coś o wiele cenniejszego.- powiedział i pocałował narzeczoną w rękę, patrząc na nią z miłością. Cieszę się, że znalazł prawdziwą miłość. Odruchowo złapałem za dłoń ukochanego.- Doskonale wiesz, że mogłaś to być ty.- szepnął, gdy go przytulałam.
- Iwaszkow nie przeginaj. Rozmawialiśmy o tym.- upomniałam go. Następnie przytuliłam Sydney.- Gratuluję. Pilnuj go.
- Spokojnie. Już ja zadbam by nawet nie myślał o innych dziewczynach.
- No Eddy już tylko na was czekamy.- powiedziałam, gdy wszyscy wrócili na swoje miejsca.
- Tylko mi się z dziećmi nie spieszyć.- Lissa z udawaną groźbą pokiwała palcem, a reszta zaczęła się śmiać.
- Dajcie im się nacieszyć wolnością. Mają czas na wesele.- Mason stanął w ich obronie, ale pierwszym zdaniem naraził się na gniewną minę żony.- Po za tym Jill jest jeszcze niepełnoletnia.- użył innego argumentu, przytulając ukochaną.
Po pół godzinie wszyscy zaczęli się zbierać.
- Rose, Dymirt, mogę was prosić jeszcze do komnaty gościnnej?- spytała królowa.
- Oczywiście.- odpowiedziałam chcieliśmy już iść, ale zatrzymał nas mój ojciec.
- Jeszcze mam takie pytanie, bo chyba Bielikow nie pamięta naszej rozmowy na polowaniu.- uśmiechnął się cwanie.
O nie! Nie pozwolę, żeby znowu mi go zabrali.
- Nie ma takiej potrzeby. Dymirt już kilka rzeczy sobie przypomniał.- zapewniłam zanim mój ukochany zdążył się odezwać.
- Czy aby na pewno?- Abe podniósł jedną brew.
- Tak panie Mazur.- potwierdził strażnik, gdy go szturchnęłam.
- No cóż. Ale jakbyś znowu zapomniał, to ja na powtórkę zawsze chętny.- mój ojciec wyglądał na trochę rozczarowanego.
Pożegnaliśmy się za wszystkimi i poszliśmy do Lissy. W komnacie usiadłam, jak zawsze koło przyjaciółki. Rosjanin chyba nie do końca wiedział, gdzie się podziać, więc poklepałam miejsce obok, żeby je zajął. Gdy to zrobił wtuliłam się w jego ramię. Spiął się, ale po chwili się odprężył i objął mnie. Zaskoczył mnie tym. Najwidoczniej chciał mi sprawić przyjemność. Tak bardzo go kocham. Para królewska siedziała tak samo.
- Więc o co chodzi?- zaczęłam.
- Najważniejsze sprawy.- odpowiedziała Lissa.- Hans wróci dopiero za tydzień, bo był w ramach szpiegowania tych, co obserwowali Dwór. Stracił kontakt ze szpiegami i sam musiał jechać. Okazało się to podpuchą. To wszystko było sprawką strzyg. Skoro jest po ataku, wszystko wraca do normy. Dymitr odzyskuje urlop i możecie wrócić do domu.
- Hans przekazał nam jeszcze kilka informacji.- wtrącił Ozera- Mówił, że to dla ciebie Rose. Nie wiem, o co chodzi, ale Kirowa się zgodziła,- ucieszyłam się w środku.- ale tylko ze względu na Bielikowa.
- Co za krowa!- wtrąciłam, czym zasłużyłam na karcące spojrzenie męża.
Ale nic sobie z tego nie zrobiłam. Nienawidzę tej kobiety. Wykorzysta każdą okazję, żeby wytrącić mnie z równowagi. Christian nie wzruszony, kontynuował.
- A w śród strażników przeprowadzono testy i dowództwo zgodziło się z twoim pomysłem. Też nie mam pojęcia co to znaczy.
- Chodzi o to, ze ja i Dymitr jesteśmy niepokonani razem, bo chcemy chronić siebie nawzajem.- tłumaczyłam.- Ale to jest powód czemu nie możemy wspólnie chronić morojów. Dlatego podsunęłam Hansowi pomysł, żeby pary ustawiać z dala od morojów. Wtedy ochrona będzie skuteczniejsza.
- No nawet ja muszę przyznać, że nieźle.
- Jeśli usłyszałam pochwałę z ust Christiana, to znaczy, że to jest coś.- przyznała i razem z przyjaciółką zaczęłyśmy się śmiać.
- Wracając.- Lissa się trochę uspokoiła.- Chciała bym, abyście sprawdzili ten mój dom, i ocenili czy się nadaje. Mogłabym posłać kogoś innego, ale ufam wam. Potrzebuję wykresu co się nadaje, a co kupić. Ja się w ogóle nie znam nad tym, co potrzeba małym dampirom.
- Spokojnie. Wszystkim się zajmiemy.- zapewniłam.- Ale pamiętasz, że za miesiąc lecimy?-Mąż popatrzył na mnie zdziwiony.- Niespodzianka.- szepnęłam z uśmiechem, tak żeby wszyscy to usłyszeli i zaczęliśmy się śmiać.
- Tak, pamiętam. Nawet wszystko wam załatwię, żeby Twój ojciec zostawił biedną Sydney w spokoju.
- No nie. Dalej ją meczy?! Już ja z nim sobie porozmawiam. Będzie ją błagał na kolanach, żeby coś więcej zrobiła.
- Nie kiedy można ciebie bać się bardziej niż jego.
- To prawda.-przytaknęłam królowej ze złowrogim uśmiechem.
Jeszcze chwilę pogadaliśmy, ale zrobiło się późno i musieliśmy wracać. Po drodze zagarnęliśmy Lili, która została z księżniczką w sali. Przez całą obiadokolacje bawiła się w przygotowanym kąciku. Postanowiliśmy z rana wracać do domu, więc w mieszkaniu spakowaliśmy się, wykapaliśmy i poszliśmy szybko spać.
- Co się dzieje, Roza?- spytał cicho.
Poczułam falę ciepła, jak zawsze, gdy używa Rosyjskiej wersji mojego imienia. Już chciałam powiedzieć, że nic tak, ale zauważyłam coś bardzo interesującego. Zaczęłam się uśmiechać jak głupia do sera. Sydney zauważyła to i na migi rozkazała mi milczeć. Jednak ja nie lubię słuchać innych.
- Bardzo przepraszam...- zaczęłam, ale ktoś mi przerwał.
- Ty?!- zadrwił Christian, za co dostał kuksańca od narzeczonej.
-.... że wam przerwę,- kontynuowałam, nie zwracając uwagi na tego idiotę.- Ale mam silne wrażenie, że Adrian i Sydney mają nam coś ciekawego do powiedzenia.
Wszyscy patrzyli ba nietypową parę. Alchemiczka zabijała mnie wzrokiem. Jednak jej uwagę zwrócił Iwaszkow, chwytając ją za dłoń.
- Skoro już nas nakryłaś mała dampirzyco, nie zostało nam nic innego i się przyznać.- westchnął ciężko, udając smutek.
Sydney nagrała powietrza.
- Adrian mi się oświadczył.- powiedziała.
Przy stole zaczął się charmideł. Siedziałam dumna z siebie, gdy reszta dziewczyn już pędziła im gratulować. Za to chłopakom opadły kopary. Jednak zanim którakolwiek się podniosła, Adrian powstrzymał się.
- Jeśli już się przyznajemy, to dajcie nam się przyznać do wszystkiego.- powiedział i zrobił przerwę.
Zdziwiona, przyglądałam się im ze zmarszczonym czołem. Co mogą chcieć nam powiedzieć? Sydney nagle zrobiła się czerwona i spuściła wzrok. Iwaszkow kontynuował swoją przemowę
- Otóż, kilka dni temu dowiedziałem się, że... będę ojcem.
Na kilka sekund zapadła głucha cisza. A po niej wszystko się zaczęło. Wszyscy doskoczyli do przyszłych rodziców i zaczęli im gratulować i ściskać. Para wstała i odeszła trochę od stołu, aby zrobić miejsce.
- No chłopie, to żeś się wpakował.- poklepałam moroja po plecach, gdy przyszła moja kolej.- Teraz musisz dbać o rodzinę, koniec imprez, alkoholu i papierosów.
- Teraz mam coś o wiele cenniejszego.- powiedział i pocałował narzeczoną w rękę, patrząc na nią z miłością. Cieszę się, że znalazł prawdziwą miłość. Odruchowo złapałem za dłoń ukochanego.- Doskonale wiesz, że mogłaś to być ty.- szepnął, gdy go przytulałam.
- Iwaszkow nie przeginaj. Rozmawialiśmy o tym.- upomniałam go. Następnie przytuliłam Sydney.- Gratuluję. Pilnuj go.
- Spokojnie. Już ja zadbam by nawet nie myślał o innych dziewczynach.
- No Eddy już tylko na was czekamy.- powiedziałam, gdy wszyscy wrócili na swoje miejsca.
- Tylko mi się z dziećmi nie spieszyć.- Lissa z udawaną groźbą pokiwała palcem, a reszta zaczęła się śmiać.
- Dajcie im się nacieszyć wolnością. Mają czas na wesele.- Mason stanął w ich obronie, ale pierwszym zdaniem naraził się na gniewną minę żony.- Po za tym Jill jest jeszcze niepełnoletnia.- użył innego argumentu, przytulając ukochaną.
Po pół godzinie wszyscy zaczęli się zbierać.
- Rose, Dymirt, mogę was prosić jeszcze do komnaty gościnnej?- spytała królowa.
- Oczywiście.- odpowiedziałam chcieliśmy już iść, ale zatrzymał nas mój ojciec.
- Jeszcze mam takie pytanie, bo chyba Bielikow nie pamięta naszej rozmowy na polowaniu.- uśmiechnął się cwanie.
O nie! Nie pozwolę, żeby znowu mi go zabrali.
- Nie ma takiej potrzeby. Dymirt już kilka rzeczy sobie przypomniał.- zapewniłam zanim mój ukochany zdążył się odezwać.
- Czy aby na pewno?- Abe podniósł jedną brew.
- Tak panie Mazur.- potwierdził strażnik, gdy go szturchnęłam.
- No cóż. Ale jakbyś znowu zapomniał, to ja na powtórkę zawsze chętny.- mój ojciec wyglądał na trochę rozczarowanego.
Pożegnaliśmy się za wszystkimi i poszliśmy do Lissy. W komnacie usiadłam, jak zawsze koło przyjaciółki. Rosjanin chyba nie do końca wiedział, gdzie się podziać, więc poklepałam miejsce obok, żeby je zajął. Gdy to zrobił wtuliłam się w jego ramię. Spiął się, ale po chwili się odprężył i objął mnie. Zaskoczył mnie tym. Najwidoczniej chciał mi sprawić przyjemność. Tak bardzo go kocham. Para królewska siedziała tak samo.
- Więc o co chodzi?- zaczęłam.
- Najważniejsze sprawy.- odpowiedziała Lissa.- Hans wróci dopiero za tydzień, bo był w ramach szpiegowania tych, co obserwowali Dwór. Stracił kontakt ze szpiegami i sam musiał jechać. Okazało się to podpuchą. To wszystko było sprawką strzyg. Skoro jest po ataku, wszystko wraca do normy. Dymitr odzyskuje urlop i możecie wrócić do domu.
- Hans przekazał nam jeszcze kilka informacji.- wtrącił Ozera- Mówił, że to dla ciebie Rose. Nie wiem, o co chodzi, ale Kirowa się zgodziła,- ucieszyłam się w środku.- ale tylko ze względu na Bielikowa.
- Co za krowa!- wtrąciłam, czym zasłużyłam na karcące spojrzenie męża.
Ale nic sobie z tego nie zrobiłam. Nienawidzę tej kobiety. Wykorzysta każdą okazję, żeby wytrącić mnie z równowagi. Christian nie wzruszony, kontynuował.
- A w śród strażników przeprowadzono testy i dowództwo zgodziło się z twoim pomysłem. Też nie mam pojęcia co to znaczy.
- Chodzi o to, ze ja i Dymitr jesteśmy niepokonani razem, bo chcemy chronić siebie nawzajem.- tłumaczyłam.- Ale to jest powód czemu nie możemy wspólnie chronić morojów. Dlatego podsunęłam Hansowi pomysł, żeby pary ustawiać z dala od morojów. Wtedy ochrona będzie skuteczniejsza.
- No nawet ja muszę przyznać, że nieźle.
- Jeśli usłyszałam pochwałę z ust Christiana, to znaczy, że to jest coś.- przyznała i razem z przyjaciółką zaczęłyśmy się śmiać.
- Wracając.- Lissa się trochę uspokoiła.- Chciała bym, abyście sprawdzili ten mój dom, i ocenili czy się nadaje. Mogłabym posłać kogoś innego, ale ufam wam. Potrzebuję wykresu co się nadaje, a co kupić. Ja się w ogóle nie znam nad tym, co potrzeba małym dampirom.
- Spokojnie. Wszystkim się zajmiemy.- zapewniłam.- Ale pamiętasz, że za miesiąc lecimy?-Mąż popatrzył na mnie zdziwiony.- Niespodzianka.- szepnęłam z uśmiechem, tak żeby wszyscy to usłyszeli i zaczęliśmy się śmiać.
- Tak, pamiętam. Nawet wszystko wam załatwię, żeby Twój ojciec zostawił biedną Sydney w spokoju.
- No nie. Dalej ją meczy?! Już ja z nim sobie porozmawiam. Będzie ją błagał na kolanach, żeby coś więcej zrobiła.
- Nie kiedy można ciebie bać się bardziej niż jego.
- To prawda.-przytaknęłam królowej ze złowrogim uśmiechem.
Jeszcze chwilę pogadaliśmy, ale zrobiło się późno i musieliśmy wracać. Po drodze zagarnęliśmy Lili, która została z księżniczką w sali. Przez całą obiadokolacje bawiła się w przygotowanym kąciku. Postanowiliśmy z rana wracać do domu, więc w mieszkaniu spakowaliśmy się, wykapaliśmy i poszliśmy szybko spać.
sobota, 30 lipca 2016
ROZDZIAŁ 207
Wyrzuciłam walizkę Dymitra po za sypialnię, a sama się w niej zamknęłam. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Roza co robisz?- spytał zdziwiony Rosjanin.
- Szykuję się na obiad.- odpowiedziałam.- I tobie też radzę.
- Ale gdzie?- spytał zdziwiony.
- Weź swoje ubrania, wybierz coś odpowiedniego i pójdź do komnaty na końcu korytarza na piętrze niżej w lewo.- pokierowałam go.- tam mieszka Eddy.
Nie usłyszałam nic w odpowiedzi. Po chwili po mieszkaniu rozniósł się dźwięk zamykanych drzwi. Wzięłam z walizki świeżą bieliznę i poszłam wziąć kąpiel. Po dokładnym umyciu się, pachniałam brzoskwiniami,a moje włosy kiwi. Nasmarowałam się balsamem i zaczęłam szukać najlepszej sukienki na dzisiaj. Miałyśmy z dziewczynami spotkać się w garderobie królowej. Zdecydowałam się na tą samą, którą się miałam na w
Święta. Ubrałam ją, a na to długi płaszcz. Nie chciałam, żeby ktoś mnie w niej zobaczył przed czasem. Na nogi założyłam grube leginsy i kozaki. Zabrałam jeszcze niebieskie półbuty na platformie. Teraz muszę przejść z naszego budynku do pałacu. Na szczęście jest już cieplej. Zakluczyłam drzwi i ruszyła do przyjaciółek. Po drodze zgarnęłam Lili. Kilka minut później byłam na miejscu. W środku już siedziały wszystkie dziewczyny: Lissa, Jill, Mia, Sydney i...
- Mama?!- zdziwiłam się.- Co ty tu robisz?!
- A niedawno przyjechaliśmy na Dwór z twoim ojcem i dostaliśmy zaproszenia na kolację.- wytłumaczyła strażniczka.
- No dobra.- powiedziałam tylko.
- Rose
ściągaj ten płaszcz i pokaż co masz pod spodem.- zażądała Królowa.
- A postanowiłam użyć sukienki ze świąt.- wykonałam polecenie.- Mam trochę tych sukienek, ale szkoda, żeby wyrzucić je po jednym noszeniu.
- No dobra. Siadaj i pomóż mi jakąś wybrać.
Reszta dziewczyn też biegała. Sydney miała na sobie leginsy i elegancką tunikę. w sukience widziałam ją tylko podczas swojego ślubu. Jill nadal była w szlafroku i szukała idealnej kreacji. Mia miała czerwoną obcisłą sukienkę, sięgającą połowy ud i eksponującą jej wdzięki. Zauważyłam, że podcięła włosy do ramion. Lissa spostrzegła, że na to patrzę.
- Tobie Rose też podetniemy, chociaż końcówki.
- Niech te twoje fryzjerki nawet nie zbliżają się do mnie z nożyczkami, bo nie będą zdolne do dalszego wykonywania zawodu.- zagroziłam, zmieniając buty.- Dymitr by mi tego nigdy nie wybaczył.
- Ale Rose...
- Żadnego "ale"! Nie i już. Lepiej zajmijmy się sukienkami. Jill idź na niebieskie. Najlepiej jakaś rozkloszowana do kolan. Niewinność, połączona z obietnicą rozkoszy. A tobie kochana,- złapałem Lissę pod ramię i zaczęłam prowadzić do działu zielonych sukienek.- potrzeba coś iście królewskiego.
Szybko znalazłam idealną kreację. Jill też nie została z tyłu. Lili tym razem przebrała się w fiolet.(↓) Gorzej z Janine.
- Mam coś co może pomóc.- królowa pokazała mi swój telefon.- Dress Up! Aplikacja pomagająca dobrać idealny kolor. Dalej będzie prosto.
Zrobiła zdjęcie strażniczce. Mogę z czystym sumieniem zapewnić, że Janine Hathaway jest nie fotogeniczna. Wspólnie Wspólnie ustaliłyśmy, że najlepiej jej w słonecznej brzoskwini. Nie wiem, kto wymyślił nazwy tych kolorów, ale na pewno nie facet. Tak więc poszłyśmy w odcienie pomarańczy i szukaliśmy. Byłoby prościej, gdyby nie powiedziała na początku, że jest jej wszystkiego jedno, a później zaczęła wybrzydzać. A to za krótka, a to bez ramiączek, takie coś to można jako fartuszek na ubranie nosić, a nie na gołe ciało. Z tą kobietą oszaleć można Ostatecznie zgodziła się na długą do kolan, przylegająca do ciała suknię. Oczywiście kolor pasował idealnie.(↓)
- Dobra, następny przystanek styliści.- zakomunikowała moja przyjaciółka.
Razem poszliśmy do komnaty na przeciwko. Usiadłam na pierwszym stanowisku i po sekundzie stała nade mną stylistka. Z nią pojawiła się kosmetyczka. Po pół godziny byłyśmy wszystkie gotowe.
- To co idziemy zachwycić panów?- spytała Mia, gdy przeglądałam się w lustrze.
- Jasne, tylko coś sprawdzę.
Wyciągnęłam z torebki słuchawkę, którą miał każdy strażnik królewski. Wsadziłam ją do ucha i połączyłam się z jedną ze strażniczek na sali.
- Ashley, jak tam przygotowania?- spytałam.
- Wszystko gotowe Rose. Ale są tylko strażnicy i męska część gości.
- Spokojnie. Z dziewczynami planujemy wielkie wejście.
Kobiety popatrzyły na mnie zdziwione, ale po chwili na ich twarzach pojawiły się cwane uśmiechy.
- Rozumiem.- mogłam się założyć, że strażniczka również się uśmiechnęła.- W takim razie są wszyscy.
- Okey. Zaraz będziemy.
Rozłączyłam się. Następnie omówiłam z resztą plan. Ustaliłyśmy że zrobimy wejście na strzałkę, że tak to nazwę. Na środku idą oczywiście królowa i Jill, po jej bokach z tyłu ja i Mia, a po naszych zewnętrznych stronach, jeszcze dalej, Sydney koło mnie i moją matka za morojką. Lili szła koło mnie, schowana za Dragomirównami.
Przed wejściem załatwiłam konhordy. Ale nie grali tradycyjnie, a nowocześnie w rytm mojej i Lissy ulubionej piosenki, Bad Girls. Gdy poleciały pierwsze dźwięki, otworzono drzwi. Weszłyśmy w lekki przeciąg. Włosy moje i Jill były rozpuszczone, wiec lekko zafalowały. Mii i mojej matki były za krótkie, Sydney miała warkocz na boku, a Lissa dostojnego koka z dwoma kosmykami, podającymi falami na jej twarz.
Mężczyźni patrzyli na nas z otwartymi ustami. No oprócz Dymitra i Abe'a. Mój mąż zachował kamienną twarz, jednak jego wzrok mówił wszystko. Przyglądał mi się tak intensywnie, że niemal poczułam jak mnie rozbiera wzrokiem. Za to Mazur przyglądał się Janine z typowym dla siebie cwanym uśmieszkiem. Zalotnie kręcąc tyłkami, oprócz mojej mamy i Lili, podeszłyśmy do nich. Zajęłyśmy miejsca i zaczęłyśmy rozmawiać, jakby nigdy nic. Po chwili panowie dołączyli do naszych pogaduszek, komplementując nasz wygląd i wejście.
- Zgaduję, ze był to genialny pomysł nie jakiej Rose Hathaway... yy...Bielikow.-dokończył Ozera, gdy popatrzyłam na niego groźnie.
- Lubię takie akcje.- przyznałam, nakładając sobie sałatkę.
_________________________________________________________
Sukienka Rose
Sukienka Mii
Sukienka Jill
Sukienka Lissy
Sukienka Lili
Sukienka Janine
piątek, 29 lipca 2016
ROZDZIAŁ 206
Po raz kolejny zbierało się na poważną rozmowę. Ale tym razem postanowiłam zrobić nam czekoladę. Postawiłam dwa kubki z panującą cieczą na stoliku w salonie, a sami usiedliśmy na sofie. To mi przypadła rola rozpoczęcia rozmowy.
- Zanim zacznę opowiadać, co wydarzyło się przez ostatnie osiem miesięcy, miałeś pytanie w kawiarni.- przypomniałam.
- No tak.- Dymitr spuścił wzrok, zbierając myśli. Po chwili ciszy podniósł go.- Miałem dzisiaj sen. Coś mi mówi, że to ważne, ale nie umiem tego określić w czasie. Jest też możliwość, że wymyślam jakieś obrazy, w desperackiej próbie przypomnienia sobie cokolwiek. Tak więc, śniło mi się, że chodziliśmy po jakimś małym miasteczku i rozmawialiśmy jak dawniej. Jakby nic się nie wydarzyło.- na kilka sekund się zawiesił.- Mówiłaś, że zawsze chciałaś podróżować po świecie. Wtedy zabrałem cię do biblioteki. Przeglądaliśmy atlas świata. Otwieraliśmy na jakiejkolwiek stronie i wymienialiśmy się uwagami na temat miejsca. Aż wylosowałem Nowosybirsk. Atmosfera stała się jakaś nie swoja i sen się skończył.
- Masz rację. To była desperacka próba przypomnienia sobie...- zwiesił zawiedziony głowę.- i jakiś cudem udana.- dokończyłam.
Zdziwiony spojrzał na mnie. Jego mina była bezcenna. Zaczęłam się śmiać, jak opętana.
- Gdybyś widział swoją minę.- nie mogłam się uspokoić.
Nagle poczułam, że ktoś mnie złapał za biodra. Nie trudno się domyślić, kto to był. Ukochany siłą położył mnie na sofie. Oczywiście opierałam się, bo wiadome było jak to się skończy. Jednak moje protesty zdały się na nic. Nie bez powodu na treningach to ja leżałam na macie. Gdy już leżałam, zaczął mnie łaskotać.
- I co?- spytał podczas torturowania mnie.- Nadal chcesz się śmiać?
- Nie! Już nie!- krzyczałam przez śmiech.- Zostaw mnie. Poddaję się!
Przestał, a ja mogłam nabrać powietrza. Dopiero teraz zauważyłam jak blisko jest jego twarz. On też musiał sobie przed chwilą to uświadomić. Klęczał z moimi biodrami między nogami chyba nie wiedział co zrobić. Podniósł jedną rękę i zaczął bawić się moimi włosami. Przez moment patrzył na nie. Następnie przeniósł wzrok na moją twarz. Patrzył na mnie jak na najcenniejszy skarb. Chciałam mu się odwdzięczyć tym samym, ale było za późno i utonęłam w jego brązowych, jak najsłodsza czekolada, oczach.
- Wciąż tak samo piękne.- z zamyślenia wyrwał mnie jego głos przepełniony zachwytem-Pomimo tylu przeżyć, bólu, ciągle mnie zachwyca. Trochę się zmieniłaś, przyznaję, ale tylko na dobre. Jesteś taka cudowna. I nigdy nie odrzuciłaś mojej miłości. Nie boisz się mnie.
- A czego mam się bać? Przecież nie zrobisz mi krzywdy.- zdziwiłam się.
- Czemu wierzysz w to, że jestem dobry i to nie była moja wina, bardziej ode mnie?
- Bo tobie nie pozwala na to honorowe przekonania, wiążące się z czytaniem Westernów i noszeniem prochowca szeryf.
Zachichotał na moją uwagę.
- Kocham cię Roza.
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch (towarzyszu).
- Słowo daję, że będziesz umiała Rosyjski lepiej ode mnie.
- Jeśli dalej będziesz mnie uczył, to może ci dorównam.
- Nie wiem, czy jestem aż tak dobrym nauczycielem.
Cmoknęłam go w usta.
- Jesteś najlepszym nauczycielem. I nie mów, że nie, bo i tak w to nie uwierzę.- dodałam, gdy chciał zaprzeczyć.
- Jesteś wspaniała.- powiedział i mnie pocałował.
Mocno i z uczuciem oddałam pocałunek. Po chwili leżeliśmy mocno wtuleni w siebie na podłodze, na którą się przypadkowo sturlaliśmy.
- To może w końcu opowiem ci co się stało przez te kilka miesięcy?- zaproponowałam.
- Zgoda.- odpowiedział mój ukochany, ale w dalszym ciągu nie wypuszczał mnie z ramion.
Już chciałam zacząć, kiedy przerwał mi znajomy głos w głowie.
Witajcie.- przywitała nas Luna.
- Cześć.- powiedzieliśmy jednocześnie, po czym się zaśmialiśmy.
Dostałam od gwiazd zgodę na udzielenie wam pomocy.
Jej słowa były bardzo tajemnicze.
- Co to znaczy?- spytał niepewnie Dymitr.
To znaczy, że mogę pokazać ci przeszłość, jako obserwator. No nie wszystko.
Zarumieniłam się, gdy uświadomiłam sobie, czym to nie wszystko jest. Przecież nie będę szczegółowo opisywać każdego naszego stosunku. Zgodziliśmy się i zaczęłam opowiadać mężowi wszystko, co się stało od rozprawy którą pamiętał. Starałam się jak najdokładniej przypomnieć sobie wszystko. Pomagały mi obrazy przesyłane przez łanię. Gdy skończyłam w głowie strażnika musiał być wielki bałagan.
- Czyli, że widziałaś mnie dwa razy pijanego?- próbował wszystko ogarnąć.
- No powiedzmy trzy, bo po weselu do najbardziej trzeźwy nie należałeś.
- I Tasza żyje, pomogła nam zabić Roberta, po tym jak prawie dwa razy zabiła ciebie?- dopytywał.
- No wiem. Dziwnie to wygląda.
- I przez tą akcję straciłem pamięć?
- Tak.
Zaczął cicho chichotać, co zbiło mnie z tropu.
- Wiedziałem, że życie z tobą nie będzie spokojne, ale aż tyle przygód?!- zaczął się uspokajać.
- No takie moje szczęście.- westchnęłam.
- To czyni cię niezwykłą i wspaniałą. Nie wierzę, że mimo tylu złych rzeczy, ty dalej jesteś uśmiechnięta i umiesz mnie wspierać.
- To w większości dzięki tobie. Gdyby nie ty, to od półtora roku robiłabym za dziwkę sprzedająca krew.
- Ja tak nie myślę. Jesteś silną kobietą. Nie było mnie przy tobie cztery miesiące, a zdałaś test śpiewająco z tego co słyszałem.
- Do którego w większości ty mnie przygotowałeś. Przed egzaminem wyobrażałam sobie, że jesteś obok i to dodało mi sił. A nawet moja wyobraźnia pogalopowała do czasu prywatnej nagrody za dobry wynik.- użyłam bardzo zmysłowego tonu.
Widziałam jak oczy Bielikowa ciemnieją. Pojawiło się w nich pożądanie. On nie pamięta nic, wiec dla niego była tylko stara warownia. Ciekawe czy bardzo jest spragniony bliskości mojego ciała? Jednak nie mieliśmy na to czasu, bo trzeba odebrać Lili ze szkoły, a następnie przygotować się na obiad z królową. Gdy uświadomiłam to mężowi, zrobił niewyraźną minę, ale pomógł mi wstać i razem poszliśmy po moją siostrę.
- Zanim zacznę opowiadać, co wydarzyło się przez ostatnie osiem miesięcy, miałeś pytanie w kawiarni.- przypomniałam.
- No tak.- Dymitr spuścił wzrok, zbierając myśli. Po chwili ciszy podniósł go.- Miałem dzisiaj sen. Coś mi mówi, że to ważne, ale nie umiem tego określić w czasie. Jest też możliwość, że wymyślam jakieś obrazy, w desperackiej próbie przypomnienia sobie cokolwiek. Tak więc, śniło mi się, że chodziliśmy po jakimś małym miasteczku i rozmawialiśmy jak dawniej. Jakby nic się nie wydarzyło.- na kilka sekund się zawiesił.- Mówiłaś, że zawsze chciałaś podróżować po świecie. Wtedy zabrałem cię do biblioteki. Przeglądaliśmy atlas świata. Otwieraliśmy na jakiejkolwiek stronie i wymienialiśmy się uwagami na temat miejsca. Aż wylosowałem Nowosybirsk. Atmosfera stała się jakaś nie swoja i sen się skończył.
- Masz rację. To była desperacka próba przypomnienia sobie...- zwiesił zawiedziony głowę.- i jakiś cudem udana.- dokończyłam.
Zdziwiony spojrzał na mnie. Jego mina była bezcenna. Zaczęłam się śmiać, jak opętana.
- Gdybyś widział swoją minę.- nie mogłam się uspokoić.
Nagle poczułam, że ktoś mnie złapał za biodra. Nie trudno się domyślić, kto to był. Ukochany siłą położył mnie na sofie. Oczywiście opierałam się, bo wiadome było jak to się skończy. Jednak moje protesty zdały się na nic. Nie bez powodu na treningach to ja leżałam na macie. Gdy już leżałam, zaczął mnie łaskotać.
- I co?- spytał podczas torturowania mnie.- Nadal chcesz się śmiać?
- Nie! Już nie!- krzyczałam przez śmiech.- Zostaw mnie. Poddaję się!
Przestał, a ja mogłam nabrać powietrza. Dopiero teraz zauważyłam jak blisko jest jego twarz. On też musiał sobie przed chwilą to uświadomić. Klęczał z moimi biodrami między nogami chyba nie wiedział co zrobić. Podniósł jedną rękę i zaczął bawić się moimi włosami. Przez moment patrzył na nie. Następnie przeniósł wzrok na moją twarz. Patrzył na mnie jak na najcenniejszy skarb. Chciałam mu się odwdzięczyć tym samym, ale było za późno i utonęłam w jego brązowych, jak najsłodsza czekolada, oczach.
- Wciąż tak samo piękne.- z zamyślenia wyrwał mnie jego głos przepełniony zachwytem-Pomimo tylu przeżyć, bólu, ciągle mnie zachwyca. Trochę się zmieniłaś, przyznaję, ale tylko na dobre. Jesteś taka cudowna. I nigdy nie odrzuciłaś mojej miłości. Nie boisz się mnie.
- A czego mam się bać? Przecież nie zrobisz mi krzywdy.- zdziwiłam się.
- Czemu wierzysz w to, że jestem dobry i to nie była moja wina, bardziej ode mnie?
- Bo tobie nie pozwala na to honorowe przekonania, wiążące się z czytaniem Westernów i noszeniem prochowca szeryf.
Zachichotał na moją uwagę.
- Kocham cię Roza.
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch (towarzyszu).
- Słowo daję, że będziesz umiała Rosyjski lepiej ode mnie.
- Jeśli dalej będziesz mnie uczył, to może ci dorównam.
- Nie wiem, czy jestem aż tak dobrym nauczycielem.
Cmoknęłam go w usta.
- Jesteś najlepszym nauczycielem. I nie mów, że nie, bo i tak w to nie uwierzę.- dodałam, gdy chciał zaprzeczyć.
- Jesteś wspaniała.- powiedział i mnie pocałował.
Mocno i z uczuciem oddałam pocałunek. Po chwili leżeliśmy mocno wtuleni w siebie na podłodze, na którą się przypadkowo sturlaliśmy.
- To może w końcu opowiem ci co się stało przez te kilka miesięcy?- zaproponowałam.
- Zgoda.- odpowiedział mój ukochany, ale w dalszym ciągu nie wypuszczał mnie z ramion.
Już chciałam zacząć, kiedy przerwał mi znajomy głos w głowie.
Witajcie.- przywitała nas Luna.
- Cześć.- powiedzieliśmy jednocześnie, po czym się zaśmialiśmy.
Dostałam od gwiazd zgodę na udzielenie wam pomocy.
Jej słowa były bardzo tajemnicze.
- Co to znaczy?- spytał niepewnie Dymitr.
To znaczy, że mogę pokazać ci przeszłość, jako obserwator. No nie wszystko.
Zarumieniłam się, gdy uświadomiłam sobie, czym to nie wszystko jest. Przecież nie będę szczegółowo opisywać każdego naszego stosunku. Zgodziliśmy się i zaczęłam opowiadać mężowi wszystko, co się stało od rozprawy którą pamiętał. Starałam się jak najdokładniej przypomnieć sobie wszystko. Pomagały mi obrazy przesyłane przez łanię. Gdy skończyłam w głowie strażnika musiał być wielki bałagan.
- Czyli, że widziałaś mnie dwa razy pijanego?- próbował wszystko ogarnąć.
- No powiedzmy trzy, bo po weselu do najbardziej trzeźwy nie należałeś.
- I Tasza żyje, pomogła nam zabić Roberta, po tym jak prawie dwa razy zabiła ciebie?- dopytywał.
- No wiem. Dziwnie to wygląda.
- I przez tą akcję straciłem pamięć?
- Tak.
Zaczął cicho chichotać, co zbiło mnie z tropu.
- Wiedziałem, że życie z tobą nie będzie spokojne, ale aż tyle przygód?!- zaczął się uspokajać.
- No takie moje szczęście.- westchnęłam.
- To czyni cię niezwykłą i wspaniałą. Nie wierzę, że mimo tylu złych rzeczy, ty dalej jesteś uśmiechnięta i umiesz mnie wspierać.
- To w większości dzięki tobie. Gdyby nie ty, to od półtora roku robiłabym za dziwkę sprzedająca krew.
- Ja tak nie myślę. Jesteś silną kobietą. Nie było mnie przy tobie cztery miesiące, a zdałaś test śpiewająco z tego co słyszałem.
- Do którego w większości ty mnie przygotowałeś. Przed egzaminem wyobrażałam sobie, że jesteś obok i to dodało mi sił. A nawet moja wyobraźnia pogalopowała do czasu prywatnej nagrody za dobry wynik.- użyłam bardzo zmysłowego tonu.
Widziałam jak oczy Bielikowa ciemnieją. Pojawiło się w nich pożądanie. On nie pamięta nic, wiec dla niego była tylko stara warownia. Ciekawe czy bardzo jest spragniony bliskości mojego ciała? Jednak nie mieliśmy na to czasu, bo trzeba odebrać Lili ze szkoły, a następnie przygotować się na obiad z królową. Gdy uświadomiłam to mężowi, zrobił niewyraźną minę, ale pomógł mi wstać i razem poszliśmy po moją siostrę.
środa, 27 lipca 2016
ROZDZIAŁ 205
Jednak Rosjanin nie wstał. Masakrował martwe ciało strzygi. O nie! Znowu to samo?! Szybko podbiegłam do niego i próbowałam powstrzymać.
- Przestań. On już nie żyje. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. zostaw go. On nie żyje. Wystarczy.- krzyczałam.
Nagle mój mąż znieruchomiał.
- Nie wystarczy. Nigdy. Zasłużył na cierpienie, za to co zrobił.- powiedział tak chłodnym tonem, że po plecach przeszły mi ciarki. Jednak po chwili wypuścił sztylet i upadł na kolana.- Tak samo jak ja.
- Wcale, że nie...
- Roza. Jestem potworem. Takim jakim był on.- przerwał mi wskazując na zwłoki, których nawet nie chciałam oglądać.
Pociągnęłam go i objęłam bez wahania wtulił się we mnie.
- Nie jesteś potworem. Dla mnie nigdy nie byłeś.- zapewniłam
- Ty jedyna. Ty jedyna rozumiesz. Tylko ty widziałaś, jaki byłem. Nie potrafiłbym tego nikomu wyjaśnić... Tylko ty wiesz. Tylko tobie mogę opowiedzieć...
Słyszałam te słowa drugi raz w życiu i po raz drugi wywarły na mnie tak silne wrażenie. Tak wiele dla mnie znaczyło jego zaufanie. Zamknęłam oczy. Smutek i desperacja w jego głosie, łamała mi serce.
- Spokojnie towarzyszu. Zawsze będę przy tobie. Przejdziemy przez to razem.- obiecałam otwierając oczy i patrząc się w jego czekoladowe tęczówki.
- To tak strasznie boli. To jaki byłem. Boję się Roza. Boję się spać, żeby nie mieć koszmarów, boję się do kogokolwiek zbliżyć, żeby go nie stracić. Boję się uwierzyć w miłość, żeby nie żyć w kłamstwie. Moje życie to wieczne wątpliwości. Nie chcę ich. A teraz... jeśli zabiję strzygi, zabiję ją w sobie.
- To nie prawda Dymitr. Zabijaj strzygi, ale dlatego że są złe. Uwolnisz się od przeszłości, tylko jeśli przestaniesz nią żyć. A raczej zaczniesz żyć chwilą. Ciesz się z życia, z tego co dał ci los, tak jakbyś miał to stracić. Najważniejsze jest to, że nadal żyjemy i powinniśmy się z tego cieszyć. Pokaż, że nie jesteś tym potworem.
- Wiem. Ale to nie takie łatwe. Tylko ty to rozumiesz, Roza. Wszyscy wiedzą, że nie jestem... tym. Jedynie ja w to nie wierzę.
- Wszyscy mogą uważać, że jeśli nie palisz się na słońcu, spisz i jesz normalne jedzenie jesteś sobą. Jednak nie bycie strzygą, to coś więcej. Możesz wyjść na promienie słoneczne, ale i cieszyć się pięknem jasnego świata i go podziwiać. Rozkoszować się smakiem potraw i ogólnie widzieć rzeczy. Strzygi tego nie mogą. Pokaż, że nią nie jesteś. Nie mi, Lissie czy innym ludziom. Pokaż to sobie. Znajdź jedną piękną rzecz.
Zakończyłam swój monolog, czekając na jego ruch. Liczyłam się z każdą odpowiedzią. A było ich dużo. Kawiarenka była bardzo ładna. Jednak nie spodziewałam się tego, co usłyszałam. A powinnam.
- Twoje włosy.- szepnął, patrząc na najbliższy kosmyk, opadający mi na twarz.
To samo powiedział za pierwszym razem. Sądziłam, że jego decyzję uwarunkowało nasze położenie. Trudno znaleźć coś ładnego w ciemnej alejce, pełnej trupów. Ale tu... Miałem duży wybór, a jednak nie zmienił zdania.
- Widzisz. Dostrzegasz piękno i masz uczucia. Nie jesteś zły. Po prostu potrzebujesz liny, która wyprowadzi cię z tego wewnętrznego labiryntu. Masz uczucia i nie wstydź się ich. Zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć. A ja będę cierpliwie czekać. Tylko zacznij żyć i zauważaj piękno.
- I to wystarczy?- spytał z nadzieją.
- Na razie tak.
- A później?
- Później się zobaczy. Żyj chwilą.
- Dobrze.- przytulił się do mnie, tak jak na początku.- Dziękuję Roza. Kocham Cię.
Ucieszyłam się, na to wyznanie. Powiedział je z mocą i siłą. Wierzył w to co mówił.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Nigdzie nam się nie spieszyło, a chciałam, żeby mój mąż całkowicie się uspokoił.
- Roza. Możemy wrócić?- spytał wciąż we mnie wtulony.
- Jeśli tylko uważasz, że sam tego chcesz.- powiedziałam.
Dymitr ostatni raz przycisnął mnie do swojego ciała i zaczął się podnosić, nie puszczając mnie.
- Dziękuję Roza. Tak bardzo Cię kocham.
- Ja ciebie też.
Złączyliśmy nasze dłonie. Nagle skierował wzroku na mój brzuch. Również tam popatrzyłam.
- Roza, ty krwawisz!- wykrzyknął przestraszony.
- To nic.- zapewniłam.
Jednak on już mnie nie słuchał. Kazał mi usiąść na krześle, a sam przeszukiwał ladę. Znalazł apteczkę i kucnął przede mną. Podwinął moją bluzkę, nalał na gazę wodę utlenioną i rozpoczął czyszczenie ran. Następnie nałożył opatrunek. Był bardzo skupiony. Bardzo podobał mi się ten widok.
- Dziękuję.- powiedziałam, gdy się wyprostował.- Wiesz, co zauważyłam? Sama bym się tym nie przejęła. Tak samo ty swoimi ranami, jakbyś jakieś miał. Ale oboje martwimy się o małe zadrapania ukochanej osoby.
Dymitr uśmiechnął się pod nosem i mnie pocałował. Słodko, delikatnie, ale i trochę namiętnie. Od razu odwzajemniłam pocałunek.
Następnie poszliśmy do kuchni, powiedzieć, że jest bezpiecznie. Ale nikogo tam nie było. Pewnie wcześniej zostali ewakuowani. Postanowiliśmy opuścić lokal.
Na zewnątrz wszędzie leżały ciała strzyg. To musiał być planowany atak. Tak jak na akademię. Tylko jakim cudem? Może korzystały z naszego osłabienia po walce z Robertem? Po drodze zaciągnęłam strażnika do komnaty Lissy. Ledwo weszłam do środka, a przyjaciółka uwiesiła mi się na szyi.
- Tak bardzo się bałam. Nie było żadnych wieści, co się z wami dzieje.
- Spokojnie. Dymitr pokonał wszystkich przeciwników.- spojrzałam na ukochanego, ciekawa, czy zrozumiał odniesienie do jego wewnętrznego "przeciwnika".
Na jego twarzy pozostała maska obojętności, ale w oczach zobaczyłam cień bólu i wyraźniejszy błysk miłości i wdzięczności.
- Cześć Dymitr. Jak się czujesz?- spytała królowa.
- Już coraz lepiej Wasza Wysokość.- ukłonił się.
- Dymitr błagam mów do mnie po imieniu.
- A wy jesteście cali?- dopytywałam.
- Tak.- moja przyjaciółka wróciła na sofę, z której musiała wstać.- No oprócz Eddiego. Jest w skrzydle szpitalnym. Miał głęboką ranę na ramieniu i chyba złamaną rękę. Na początku opierał się, że nie musi iść, ale Jill go zmusiła. To ją obronił.
- Widać, że ich związek idzie do przodu.- zauważyłam z uśmiechem.
- Bardzo się o siebie martwią.
- To
- Cieszę się, że nic nikomu się nie stało. Ale my już musimy iść. Nie chcę przeszkadzać. A na pewno masz dużo do zrobienia. Pa.- pożegnałam się z przyjaciółką.
- Pa.
- Przestań. On już nie żyje. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. zostaw go. On nie żyje. Wystarczy.- krzyczałam.
Nagle mój mąż znieruchomiał.
- Nie wystarczy. Nigdy. Zasłużył na cierpienie, za to co zrobił.- powiedział tak chłodnym tonem, że po plecach przeszły mi ciarki. Jednak po chwili wypuścił sztylet i upadł na kolana.- Tak samo jak ja.
- Wcale, że nie...
- Roza. Jestem potworem. Takim jakim był on.- przerwał mi wskazując na zwłoki, których nawet nie chciałam oglądać.
Pociągnęłam go i objęłam bez wahania wtulił się we mnie.
- Nie jesteś potworem. Dla mnie nigdy nie byłeś.- zapewniłam
- Ty jedyna. Ty jedyna rozumiesz. Tylko ty widziałaś, jaki byłem. Nie potrafiłbym tego nikomu wyjaśnić... Tylko ty wiesz. Tylko tobie mogę opowiedzieć...
Słyszałam te słowa drugi raz w życiu i po raz drugi wywarły na mnie tak silne wrażenie. Tak wiele dla mnie znaczyło jego zaufanie. Zamknęłam oczy. Smutek i desperacja w jego głosie, łamała mi serce.
- Spokojnie towarzyszu. Zawsze będę przy tobie. Przejdziemy przez to razem.- obiecałam otwierając oczy i patrząc się w jego czekoladowe tęczówki.
- To tak strasznie boli. To jaki byłem. Boję się Roza. Boję się spać, żeby nie mieć koszmarów, boję się do kogokolwiek zbliżyć, żeby go nie stracić. Boję się uwierzyć w miłość, żeby nie żyć w kłamstwie. Moje życie to wieczne wątpliwości. Nie chcę ich. A teraz... jeśli zabiję strzygi, zabiję ją w sobie.
- To nie prawda Dymitr. Zabijaj strzygi, ale dlatego że są złe. Uwolnisz się od przeszłości, tylko jeśli przestaniesz nią żyć. A raczej zaczniesz żyć chwilą. Ciesz się z życia, z tego co dał ci los, tak jakbyś miał to stracić. Najważniejsze jest to, że nadal żyjemy i powinniśmy się z tego cieszyć. Pokaż, że nie jesteś tym potworem.
- Wiem. Ale to nie takie łatwe. Tylko ty to rozumiesz, Roza. Wszyscy wiedzą, że nie jestem... tym. Jedynie ja w to nie wierzę.
- Wszyscy mogą uważać, że jeśli nie palisz się na słońcu, spisz i jesz normalne jedzenie jesteś sobą. Jednak nie bycie strzygą, to coś więcej. Możesz wyjść na promienie słoneczne, ale i cieszyć się pięknem jasnego świata i go podziwiać. Rozkoszować się smakiem potraw i ogólnie widzieć rzeczy. Strzygi tego nie mogą. Pokaż, że nią nie jesteś. Nie mi, Lissie czy innym ludziom. Pokaż to sobie. Znajdź jedną piękną rzecz.
Zakończyłam swój monolog, czekając na jego ruch. Liczyłam się z każdą odpowiedzią. A było ich dużo. Kawiarenka była bardzo ładna. Jednak nie spodziewałam się tego, co usłyszałam. A powinnam.
- Twoje włosy.- szepnął, patrząc na najbliższy kosmyk, opadający mi na twarz.
To samo powiedział za pierwszym razem. Sądziłam, że jego decyzję uwarunkowało nasze położenie. Trudno znaleźć coś ładnego w ciemnej alejce, pełnej trupów. Ale tu... Miałem duży wybór, a jednak nie zmienił zdania.
- Widzisz. Dostrzegasz piękno i masz uczucia. Nie jesteś zły. Po prostu potrzebujesz liny, która wyprowadzi cię z tego wewnętrznego labiryntu. Masz uczucia i nie wstydź się ich. Zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć. A ja będę cierpliwie czekać. Tylko zacznij żyć i zauważaj piękno.
- I to wystarczy?- spytał z nadzieją.
- Na razie tak.
- A później?
- Później się zobaczy. Żyj chwilą.
- Dobrze.- przytulił się do mnie, tak jak na początku.- Dziękuję Roza. Kocham Cię.
Ucieszyłam się, na to wyznanie. Powiedział je z mocą i siłą. Wierzył w to co mówił.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Nigdzie nam się nie spieszyło, a chciałam, żeby mój mąż całkowicie się uspokoił.
- Roza. Możemy wrócić?- spytał wciąż we mnie wtulony.
- Jeśli tylko uważasz, że sam tego chcesz.- powiedziałam.
Dymitr ostatni raz przycisnął mnie do swojego ciała i zaczął się podnosić, nie puszczając mnie.
- Dziękuję Roza. Tak bardzo Cię kocham.
- Ja ciebie też.
Złączyliśmy nasze dłonie. Nagle skierował wzroku na mój brzuch. Również tam popatrzyłam.
- Roza, ty krwawisz!- wykrzyknął przestraszony.
- To nic.- zapewniłam.
Jednak on już mnie nie słuchał. Kazał mi usiąść na krześle, a sam przeszukiwał ladę. Znalazł apteczkę i kucnął przede mną. Podwinął moją bluzkę, nalał na gazę wodę utlenioną i rozpoczął czyszczenie ran. Następnie nałożył opatrunek. Był bardzo skupiony. Bardzo podobał mi się ten widok.
- Dziękuję.- powiedziałam, gdy się wyprostował.- Wiesz, co zauważyłam? Sama bym się tym nie przejęła. Tak samo ty swoimi ranami, jakbyś jakieś miał. Ale oboje martwimy się o małe zadrapania ukochanej osoby.
Dymitr uśmiechnął się pod nosem i mnie pocałował. Słodko, delikatnie, ale i trochę namiętnie. Od razu odwzajemniłam pocałunek.
Następnie poszliśmy do kuchni, powiedzieć, że jest bezpiecznie. Ale nikogo tam nie było. Pewnie wcześniej zostali ewakuowani. Postanowiliśmy opuścić lokal.
Na zewnątrz wszędzie leżały ciała strzyg. To musiał być planowany atak. Tak jak na akademię. Tylko jakim cudem? Może korzystały z naszego osłabienia po walce z Robertem? Po drodze zaciągnęłam strażnika do komnaty Lissy. Ledwo weszłam do środka, a przyjaciółka uwiesiła mi się na szyi.
- Tak bardzo się bałam. Nie było żadnych wieści, co się z wami dzieje.
- Spokojnie. Dymitr pokonał wszystkich przeciwników.- spojrzałam na ukochanego, ciekawa, czy zrozumiał odniesienie do jego wewnętrznego "przeciwnika".
Na jego twarzy pozostała maska obojętności, ale w oczach zobaczyłam cień bólu i wyraźniejszy błysk miłości i wdzięczności.
- Cześć Dymitr. Jak się czujesz?- spytała królowa.
- Już coraz lepiej Wasza Wysokość.- ukłonił się.
- Dymitr błagam mów do mnie po imieniu.
- A wy jesteście cali?- dopytywałam.
- Tak.- moja przyjaciółka wróciła na sofę, z której musiała wstać.- No oprócz Eddiego. Jest w skrzydle szpitalnym. Miał głęboką ranę na ramieniu i chyba złamaną rękę. Na początku opierał się, że nie musi iść, ale Jill go zmusiła. To ją obronił.
- Widać, że ich związek idzie do przodu.- zauważyłam z uśmiechem.
- Bardzo się o siebie martwią.
- To
- Cieszę się, że nic nikomu się nie stało. Ale my już musimy iść. Nie chcę przeszkadzać. A na pewno masz dużo do zrobienia. Pa.- pożegnałam się z przyjaciółką.
- Pa.
ROZDZIAŁ 204
- To jest nasza ulubiona kawiarnia?- spytał z niedowierzaniem.
- Na to wychodzi.- powiedziałam ciągnąć go do lady.- To co zwykle.- powiedziałam do Emily.
Była miłą dampirzycą po czterdziestce, dorabiającą w kawiarni od ukończenia szkoły. Nie to, że wypłata strażniczki jej nie wystarczyła. Po prostu czuła, że ta praca jest jej powołaniem. Zazwyczaj przychodziłam tu, gdy jeszcze mieszkaliśmy na dworze. Dymitr miał służby, a ja siedziałam na chorobowym. Przed południem był tutaj mały ruch, wiec niekiedy gawędziłam z nią, jedząc ciasto. Niby nie powinno się jeść takich rzeczy przy takim zawodzie, gdzie ważna jest sprawność, ale wszystko i tak spalamy na treningach, wiec nikt nie widzi problemu.
Emily jak każda strażniczka miała krótko ścięte włosy. Wokół jej szarych oczu powstawała siateczka zmarszczek, gdy się uśmiechała, czyli zawsze. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej smutnej, czy przygnębionej. Kocha tą pracę i miejsce. Co się dziwić. Było bardzo przytulne.
- Rose!- Wybiegła zza lady, mocno mnie ściskając.- Tak dawno cię nie było.- odsunęła się, kładąc dłonie na moich ramionach.- Widzę, że doszło ci co nieco, tu i tam.- zaśmiał się.
Jej pozytywna energia była bardzo zaraźliwa. Cieszę się, że tacy ludzie pracują w tak miłych miejscach. Spojrzała za mnie i nim mój mąż zdążył zareagować, ona już go przytulała. Po raz kolejny chichotałam z jego miny.
- Tak dobrze cię widzieć całego, koło Rose. Nawet nie wiesz, jak rozpaczała, gdy nie wróciliście w terminie. A jaką sensacja była królowa, przychodząca po ciasta dla swojej strażniczki. Jill opowiadała mi co się stało. Ale mam nadzieję, że teraz czeka wasz szczęśliwe życie, bez Roberta.- gadał jak najęta zgłaszając nasze zamówienie. Zawsze wszystko dostawaliśmy z górnej półki i prosto z kuchni.
- Ja też. A te ciasta poprawiały mi humor, na tyle na ile mogły. Dziękuję.
- Nie ma za co. A słyszeliście najnowsze wieści. Podobno Jill spotyka się z jednym ze strażników. I to swoim. Kilka razy byli tutaj. Zazwyczaj szeptał jej coś na ucho, a ona chichotała, rumieniąc się. Ach ta miłość.
Zapomniałam powiedzieć, że jest straszną plotkarą. Zawsze wie wszystko o wszystkich.
- A co z tobą? Kręci się tu jakiś adorator?- spytałam, unosząc znacząco brwi.
- Co ty?! Mam tylko dwie miłości. Służbę i kawiarnię.
- Poczekaj, a trzecia sama przyjdzie.- puściłam jej oczko, płacąc za desery.
Pożegnaliśmy się z nią i poszliśmy z zamówieniem do stolika pod oknem.
- Co to było?!- spytał zdziwiony Rosjanin.
- Mówiłam, że od pewnego czasu złuszczam twoją maskę strażnika.
Ukochany zaśmiał się cicho, na to określenie. Zaczęliśmy jeść słodkości.
- Rose. Mam takie pytanie.- popatrzyłam na niego zaciekawiona.
Wydawał się być zdenerwowany. Jednak gdy podniósł na mnie wzrok, zaczął się śmiać. Patrzyłam na niego, nie rozumiejąc. Nic nie powiedział, tylko wziął serwetkę i zaczął czyścić moje usta. Zatrzymał się przy ich kąciku, patrząc ba moje usta. Jego oczy pociemniały, a mi przyspieszyło serce. Nieświadomie oblizałam wargi. Dymitr chwycił moją dłoń i zaczął ją całować. Wiedziałam, że nie pocałuje mnie przy ludziach w kawiarni. Jeszcze nie.
Naszą chwilę zniszczył hałas. Do środka wbiegło dziesięć strzyg. Od razu się poderwaliśmy. Mój mąż chwycił sztylet i zaczął walczyć, a ja kazałam morojom uciekać do kuchni. Na szczęście w kawiarni nie było wielu gości. Jakaś piątka wampirów i trzech dampirów. Do akcji wkroczyła także Emily. Przez drzwi wpadli strażnicy. Ale widząc szarżującego Bielikowa poszli na zewnątrz. Emily i pozostałe dampiry pobiegła z nimi. Został tylko Dymitr przeciwko trzem strzygą. Poprawka. Teraz dwóm. Chciałam dołączyć do reszty gości, ale drogę zastąpiła mi strzyga. Czyli że zostały trzy. Zaczęłam się cofać, choć wiedziałam, że to bez sensu. Miała mnie. Widać, że była stara i doświadczona. Za życia musiał być dampirem. Miał kształtne kości policzkowe, krótkie, rude włosy i piwne oczy z czerwonymi obwódkami. Gdybym nie stała krok przed śmiercią, a on nie był krwiożerczą bestią czyhającą na moją krew, mogłabym powiedzieć, że jest przystojny. Oczywiście nie dorównuje Dymitrowi.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy?- uśmiechnął się złośliwie, gdy zatrzymałam się na ladzie.- Dwójka najlepszych strażników. Nawet nie wiecie ile szkód narobiliście, zabijając nasze oddziały.
- Najwidoczniej nam przeszkadzały.- odgryzłam się. Jak umrzeć, to z honorem.
- Jaka pyskata przed śmiercią. A może zrobimy psikusa i cię przemię, co? Ciekawe, co by się się stało z tym?
Przejechał pazurami po moim brzuchu, zostawiając dość głębokie zadrapania. Nie zagrażały zdrowiu, ale strasznie bolały. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyknąć. Nagle dłonią natrafiłam na coś podłużnego. Badając dalej przekonałam się, że to nóż. Ucieszyłam się w duchu, ale na twarzy zostałam obojętna. Nie mogłam zdradzić, że mam jakąś broń. Niech myśli, że ma przewagę. Kątem oka zetknęłam na ukochanego. Walczył z ostatnią strzygą. Niestety trafił na godnego przeciwnika. Wampir przede mną roześmiał się.
- Nie licz na niego. Może jest dobry, ale nie zdąży zakończyć walki, przed twoją śmiercią. Jego też trochę nam brakuje. Może przyłączy się, żeby żyć za zawsze z tobą?- rozmarzył się.
- Na twoim miejscu nie byłabym tego tak pewna.- powiedziałam.
Zanim zdążył jakkolwiek zareagować wbiłam mu narzędzie w serce. Może tym go nie zabiłam, ale dałam nam, a zwłaszcza strażnikowi więcej czasu. Odsunął się zszokowany i patrzył na wystającą z piersi drewnianą rączkę.
- Ty suko! Teraz cię zabiję.- wrzasnął mój napastnik i rzucił się na mnie.
Przestraszyłam się. Ale gdy był parę kroków ode mnie, został odciągnięty do tyłu. Leżał oszołomiony na podłodze, a nad nim mój ukochany poprawił broń w dłoni.
- Nikt nie ma prawa obrażać mojej żony.- powiedział, wbijając mu sztylet w serce.- A tym bardziej jej grozić.
___________________________________________________________
Ciekawi następnego rozdziału? Będzie dzisiaj około 22 więc bądźcie czujni i czekajcie na Romitri.
- Na to wychodzi.- powiedziałam ciągnąć go do lady.- To co zwykle.- powiedziałam do Emily.
Była miłą dampirzycą po czterdziestce, dorabiającą w kawiarni od ukończenia szkoły. Nie to, że wypłata strażniczki jej nie wystarczyła. Po prostu czuła, że ta praca jest jej powołaniem. Zazwyczaj przychodziłam tu, gdy jeszcze mieszkaliśmy na dworze. Dymitr miał służby, a ja siedziałam na chorobowym. Przed południem był tutaj mały ruch, wiec niekiedy gawędziłam z nią, jedząc ciasto. Niby nie powinno się jeść takich rzeczy przy takim zawodzie, gdzie ważna jest sprawność, ale wszystko i tak spalamy na treningach, wiec nikt nie widzi problemu.
Emily jak każda strażniczka miała krótko ścięte włosy. Wokół jej szarych oczu powstawała siateczka zmarszczek, gdy się uśmiechała, czyli zawsze. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej smutnej, czy przygnębionej. Kocha tą pracę i miejsce. Co się dziwić. Było bardzo przytulne.
- Rose!- Wybiegła zza lady, mocno mnie ściskając.- Tak dawno cię nie było.- odsunęła się, kładąc dłonie na moich ramionach.- Widzę, że doszło ci co nieco, tu i tam.- zaśmiał się.
Jej pozytywna energia była bardzo zaraźliwa. Cieszę się, że tacy ludzie pracują w tak miłych miejscach. Spojrzała za mnie i nim mój mąż zdążył zareagować, ona już go przytulała. Po raz kolejny chichotałam z jego miny.
- Tak dobrze cię widzieć całego, koło Rose. Nawet nie wiesz, jak rozpaczała, gdy nie wróciliście w terminie. A jaką sensacja była królowa, przychodząca po ciasta dla swojej strażniczki. Jill opowiadała mi co się stało. Ale mam nadzieję, że teraz czeka wasz szczęśliwe życie, bez Roberta.- gadał jak najęta zgłaszając nasze zamówienie. Zawsze wszystko dostawaliśmy z górnej półki i prosto z kuchni.
- Ja też. A te ciasta poprawiały mi humor, na tyle na ile mogły. Dziękuję.
- Nie ma za co. A słyszeliście najnowsze wieści. Podobno Jill spotyka się z jednym ze strażników. I to swoim. Kilka razy byli tutaj. Zazwyczaj szeptał jej coś na ucho, a ona chichotała, rumieniąc się. Ach ta miłość.
Zapomniałam powiedzieć, że jest straszną plotkarą. Zawsze wie wszystko o wszystkich.
- A co z tobą? Kręci się tu jakiś adorator?- spytałam, unosząc znacząco brwi.
- Co ty?! Mam tylko dwie miłości. Służbę i kawiarnię.
- Poczekaj, a trzecia sama przyjdzie.- puściłam jej oczko, płacąc za desery.
Pożegnaliśmy się z nią i poszliśmy z zamówieniem do stolika pod oknem.
- Co to było?!- spytał zdziwiony Rosjanin.
- Mówiłam, że od pewnego czasu złuszczam twoją maskę strażnika.
Ukochany zaśmiał się cicho, na to określenie. Zaczęliśmy jeść słodkości.
- Rose. Mam takie pytanie.- popatrzyłam na niego zaciekawiona.
Wydawał się być zdenerwowany. Jednak gdy podniósł na mnie wzrok, zaczął się śmiać. Patrzyłam na niego, nie rozumiejąc. Nic nie powiedział, tylko wziął serwetkę i zaczął czyścić moje usta. Zatrzymał się przy ich kąciku, patrząc ba moje usta. Jego oczy pociemniały, a mi przyspieszyło serce. Nieświadomie oblizałam wargi. Dymitr chwycił moją dłoń i zaczął ją całować. Wiedziałam, że nie pocałuje mnie przy ludziach w kawiarni. Jeszcze nie.
Naszą chwilę zniszczył hałas. Do środka wbiegło dziesięć strzyg. Od razu się poderwaliśmy. Mój mąż chwycił sztylet i zaczął walczyć, a ja kazałam morojom uciekać do kuchni. Na szczęście w kawiarni nie było wielu gości. Jakaś piątka wampirów i trzech dampirów. Do akcji wkroczyła także Emily. Przez drzwi wpadli strażnicy. Ale widząc szarżującego Bielikowa poszli na zewnątrz. Emily i pozostałe dampiry pobiegła z nimi. Został tylko Dymitr przeciwko trzem strzygą. Poprawka. Teraz dwóm. Chciałam dołączyć do reszty gości, ale drogę zastąpiła mi strzyga. Czyli że zostały trzy. Zaczęłam się cofać, choć wiedziałam, że to bez sensu. Miała mnie. Widać, że była stara i doświadczona. Za życia musiał być dampirem. Miał kształtne kości policzkowe, krótkie, rude włosy i piwne oczy z czerwonymi obwódkami. Gdybym nie stała krok przed śmiercią, a on nie był krwiożerczą bestią czyhającą na moją krew, mogłabym powiedzieć, że jest przystojny. Oczywiście nie dorównuje Dymitrowi.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy?- uśmiechnął się złośliwie, gdy zatrzymałam się na ladzie.- Dwójka najlepszych strażników. Nawet nie wiecie ile szkód narobiliście, zabijając nasze oddziały.
- Najwidoczniej nam przeszkadzały.- odgryzłam się. Jak umrzeć, to z honorem.
- Jaka pyskata przed śmiercią. A może zrobimy psikusa i cię przemię, co? Ciekawe, co by się się stało z tym?
Przejechał pazurami po moim brzuchu, zostawiając dość głębokie zadrapania. Nie zagrażały zdrowiu, ale strasznie bolały. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyknąć. Nagle dłonią natrafiłam na coś podłużnego. Badając dalej przekonałam się, że to nóż. Ucieszyłam się w duchu, ale na twarzy zostałam obojętna. Nie mogłam zdradzić, że mam jakąś broń. Niech myśli, że ma przewagę. Kątem oka zetknęłam na ukochanego. Walczył z ostatnią strzygą. Niestety trafił na godnego przeciwnika. Wampir przede mną roześmiał się.
- Nie licz na niego. Może jest dobry, ale nie zdąży zakończyć walki, przed twoją śmiercią. Jego też trochę nam brakuje. Może przyłączy się, żeby żyć za zawsze z tobą?- rozmarzył się.
- Na twoim miejscu nie byłabym tego tak pewna.- powiedziałam.
Zanim zdążył jakkolwiek zareagować wbiłam mu narzędzie w serce. Może tym go nie zabiłam, ale dałam nam, a zwłaszcza strażnikowi więcej czasu. Odsunął się zszokowany i patrzył na wystającą z piersi drewnianą rączkę.
- Ty suko! Teraz cię zabiję.- wrzasnął mój napastnik i rzucił się na mnie.
Przestraszyłam się. Ale gdy był parę kroków ode mnie, został odciągnięty do tyłu. Leżał oszołomiony na podłodze, a nad nim mój ukochany poprawił broń w dłoni.
- Nikt nie ma prawa obrażać mojej żony.- powiedział, wbijając mu sztylet w serce.- A tym bardziej jej grozić.
___________________________________________________________
Ciekawi następnego rozdziału? Będzie dzisiaj około 22 więc bądźcie czujni i czekajcie na Romitri.
poniedziałek, 25 lipca 2016
ROZDZIAŁ 203
Dymitr sprawnie ubrał na nogi obuwie i sięgał po swój prochowiec. Kiedy ja męczyłam się ze swoim, podniósł mnie i posadził na szafce na buty.
Następnie pomógł mi wsunąć kozaki. Poczułam się jak przed akcją i zapominając się, pocałowałam go w usta. Co mnie zdziwiło, ukochany odwzajemnił pocałunek, opierając dłonie na meblu, czym mnie uwięził. Przestałam racjonalnie myśleć i zarzuciłam mu ręce na ramiona, zatapiając palce w jego aksamitny włosy. Jęknął, gdy za nie pociągnęłam. Tak bardzo tęskniłam za tym smakiem i miękkością jego warg. Bielikow pogłębił pocałunek, jedną ręką jeżdżąc coraz wyżej po moim boku. Zaczął bawić się moimi włosami.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni, ciężko dysząc. A czego ja się spodziewałam? Wróciliśmy na Dwór, wróciliśmy do ludzi przeszkadzających nam w każdej chwili. Ale tak jest zawsze. Podczas chwil i rozmów, ważnych dla naszego związku, ktoś lub coś musi nam przerwać. Standard. Zeszłam z szafki i wygładziłam swoje ubranie. W tym czasie mój mąż poprawił włosy i otworzył drzwi. Stanął w nich Leo.
- Strażniku Bielikow. Dobrze widzieć cię w śród żywych.
Nie zrobił tego celowo, ale nie odpowiednio dobrał słowa. Dymitr w sumie jest świeżo po etapie martwego wampira. W takich okolicznościach to zdanie nabrało drugiego znaczenia. Jednak Rosjanin dzielnie zachował kamienną twarz.
- Dziękuję.- odpowiedział tylko.
Strażnik patrzył na nas zdezorientowany. Normalnie Dymitr poklepałby go po plecach i rzucił tekst typu "Też się cieszę.". Teraz najwyraźniej widać, jak bardzo się zmienił. Postanowiłam to wytłumaczyć zdziwionemu dampirowi.
- Dymitr ma częściową amnezję. Nie pamięta kilku ostatnich miesięcy, ale pracujemy nad tym.
- Właśnie widzę.- Leo uśmiechnął się znacząco.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale wtedy popatrzyłam na ukochanego. Przygryzłam wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Na ustach był wysmarowany moją szminką. Postanowiłam zmienić temat
- Lepiej powiedz, co cię do nas sprowadza tak wcześnie?
- Królowa zaprasza was dzisiaj na obiad.- oznajmił
- Kto będzie?- spytałam niepewnie.
- Księżniczka, Lord Ozera, Lord Iwaszkow, panienka Sydney, strażnicy Ashford i Castile oraz pozostali strażnicy, jako ochrona.
- Ok, dzięki. Będziemy punktualnie.
- To ja lecę z powrotem do Lissy. A i Lili ma być z wami. To pa.
- Pa.- zamknęłam za strażnikiem drzwi.
Następnie zaczęłam się śmiać, jak opętana. Ukochany patrzył na mnie jak na wariatkę.
- Nie idziemy?- spytał.
- Idziemy, ale najpierw idź się umyj.- nie przestawałam się śmiać.
Mąż spojrzał w lusterko i od razu sięgnął po chusteczki. Starł sobie ślad po naszym namiętnym pocałunku. zaśmiałam się z jego miny, otwierając drzwi. Razem poszliśmy do Lili.
- No myślałam, że już nigdy nie przyjdziecie.-ledwo weszliśmy do jej pokoju, a nas wyciągnęła na zewnątrz.- To co dzisiaj ćwiczymy? Może wykopy, albo podcinanie. A dostane dzisiaj sztylet?- pytania wychodziły z tej dziewczyny jak z karabinu. Strażnik zaczął się śmiać.
- Teraz jestem pewny, że to twoja siostra.
Uspokoił się dopiero, gdy wyszliśmy z budynku. Zdziwił się, kiedy zamiast na salę, poszliśmy do parku.
- Gdzie my idziemy?- spytał zdezorientowany.
- Zawsze w parku mamy lekcje. Mówisz, że świeże powietrze dobrze nam zrobi i uodporni mnie na zimną temperaturę i wysiłek podczas niej.- Lili próbowała udawać jego instruktażowy ton. A ja próbowałam nie wybuchnąć śmiechem.
- Po za tym to nasz park. Może coś ci się przypomni.- dodałam.
Na miejscu mała chciała już zacząć biegać, kiedy ją powstrzymałam.
- A śniadanie było pyszne?- spytałam wiedząc, że nic nie jadła.
- Nie jestem głodna.- zaprotestowała. Doskonale zdawała sobie sprawę, do czego piłam.
Nie słuchając jej sprzeciwów dałam jej pudełko z resztą ciasta z naszego śniadania. Gdy tylko je zobaczyła, z ochotą zjadła. Teraz czas na trening.
Standardowo najpierw moja siostra zaczęła biegać wokół fontanny, a my usiedliśmy na ławce.
- Ile tak będzie biegać?- spytał Rosjanin.
- Pół godziny.- oznajmiłam.
Nagle objął mnie ramieniem. Instynktownie wtuliłam się w niego.
- Roza,- rozkoszowałam się brzmieniem mojego imienia w jego ustach.- chciałem z tobą porozmawiać. O tym, co się stało przed wyjściem.
Zesztywniałam. Bałam się tego co usłyszę. Nie mam pojęcia, co o tym myśli. Jedyne czego jestem pewna, to to, że odwzajemnił go i tęsknił za tym tak samo jak ja. Ale czy otworzy się przede mną? Będzie umiał się do tego przyznać?
- Dymitr. Ja nie chcę na ciebie naciskać. Nie chciałam, żeby to tak wyszło.- zaczęłam się tłumaczyć. Nagle bardzo zainteresowały mnie moje paznokcie.-To był impuls chwili. Nie powinnam tego robić, tak wcześnie...
Nie mogłam dokończyć. Przeszkodziły mi w tym wargi męża. Szybko podniósł mi głowę za podbródek i wbił się w moje usta. Od razu oddałam pocałunek. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Nadal byliśmy blisko twarzami, a nasze czoła się stykały. Oddychaliśmy szybko. Patrzył na mnie z miłością, aż mi się gorąco zrobiło.
- Nie uważasz, że nie powinniśmy?- zdziwiłam się.
- To samo pytanie zadałaś mi po ataku na akademię, kiedy przechodziliśmy kolo warowni.- uśmiechnął się.
- I uciszyłeś mnie w ten sam sposób.- odwzajemniłam jego gest.
- Nigdy nie będzie nic niewłaściwego w całowaniu cię. Nie chcę, żebyś traktowała mnie jak wtedy. Chcę żebyś traktowała mnie jak przed akcją.
- Wiesz, że to nie będzie proste?- spytałam.
- Czemu?- zmarszczył czoło.
- Ponieważ będę czuła się dziwnie, wiedząc że nie pamiętasz tego i że wciąż się obwiniasz.
- Damy radę. Opowiesz mi jak było. Ja chcę żyć w szczęściu z tobą.
- Nie będziemy mogli być ze sobą szczęśliwi, jeśli ty nie będziesz szczęśliwy ze sobą. To jeszcze nie ten czas.
- No dobrze.
Ale nie pogardziłam jego ramieniem. Siedzieliśmy tak przytuleni, póki Lili nie skończyła. Po rozciąganiu się, przyszła kolej na moją lekcję teorii. Bielikow nie ukrywał zdziwienia i dumy. Następnie zrobił trening, na sprawdzenie jej umiejętności. Po ćwiczeniach odprowadziliśmy dampirzycę do szkoły, a później poszliśmy na drugie śniadanie do naszej kawiarni. Mój mąż bardzo się zdziwił, że to TA kawiarnia.
Następnie pomógł mi wsunąć kozaki. Poczułam się jak przed akcją i zapominając się, pocałowałam go w usta. Co mnie zdziwiło, ukochany odwzajemnił pocałunek, opierając dłonie na meblu, czym mnie uwięził. Przestałam racjonalnie myśleć i zarzuciłam mu ręce na ramiona, zatapiając palce w jego aksamitny włosy. Jęknął, gdy za nie pociągnęłam. Tak bardzo tęskniłam za tym smakiem i miękkością jego warg. Bielikow pogłębił pocałunek, jedną ręką jeżdżąc coraz wyżej po moim boku. Zaczął bawić się moimi włosami.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni, ciężko dysząc. A czego ja się spodziewałam? Wróciliśmy na Dwór, wróciliśmy do ludzi przeszkadzających nam w każdej chwili. Ale tak jest zawsze. Podczas chwil i rozmów, ważnych dla naszego związku, ktoś lub coś musi nam przerwać. Standard. Zeszłam z szafki i wygładziłam swoje ubranie. W tym czasie mój mąż poprawił włosy i otworzył drzwi. Stanął w nich Leo.
- Strażniku Bielikow. Dobrze widzieć cię w śród żywych.
Nie zrobił tego celowo, ale nie odpowiednio dobrał słowa. Dymitr w sumie jest świeżo po etapie martwego wampira. W takich okolicznościach to zdanie nabrało drugiego znaczenia. Jednak Rosjanin dzielnie zachował kamienną twarz.
- Dziękuję.- odpowiedział tylko.
Strażnik patrzył na nas zdezorientowany. Normalnie Dymitr poklepałby go po plecach i rzucił tekst typu "Też się cieszę.". Teraz najwyraźniej widać, jak bardzo się zmienił. Postanowiłam to wytłumaczyć zdziwionemu dampirowi.
- Dymitr ma częściową amnezję. Nie pamięta kilku ostatnich miesięcy, ale pracujemy nad tym.
- Właśnie widzę.- Leo uśmiechnął się znacząco.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale wtedy popatrzyłam na ukochanego. Przygryzłam wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Na ustach był wysmarowany moją szminką. Postanowiłam zmienić temat
- Lepiej powiedz, co cię do nas sprowadza tak wcześnie?
- Królowa zaprasza was dzisiaj na obiad.- oznajmił
- Kto będzie?- spytałam niepewnie.
- Księżniczka, Lord Ozera, Lord Iwaszkow, panienka Sydney, strażnicy Ashford i Castile oraz pozostali strażnicy, jako ochrona.
- Ok, dzięki. Będziemy punktualnie.
- To ja lecę z powrotem do Lissy. A i Lili ma być z wami. To pa.
- Pa.- zamknęłam za strażnikiem drzwi.
Następnie zaczęłam się śmiać, jak opętana. Ukochany patrzył na mnie jak na wariatkę.
- Nie idziemy?- spytał.
- Idziemy, ale najpierw idź się umyj.- nie przestawałam się śmiać.
Mąż spojrzał w lusterko i od razu sięgnął po chusteczki. Starł sobie ślad po naszym namiętnym pocałunku. zaśmiałam się z jego miny, otwierając drzwi. Razem poszliśmy do Lili.
- No myślałam, że już nigdy nie przyjdziecie.-ledwo weszliśmy do jej pokoju, a nas wyciągnęła na zewnątrz.- To co dzisiaj ćwiczymy? Może wykopy, albo podcinanie. A dostane dzisiaj sztylet?- pytania wychodziły z tej dziewczyny jak z karabinu. Strażnik zaczął się śmiać.
- Teraz jestem pewny, że to twoja siostra.
Uspokoił się dopiero, gdy wyszliśmy z budynku. Zdziwił się, kiedy zamiast na salę, poszliśmy do parku.
- Gdzie my idziemy?- spytał zdezorientowany.
- Zawsze w parku mamy lekcje. Mówisz, że świeże powietrze dobrze nam zrobi i uodporni mnie na zimną temperaturę i wysiłek podczas niej.- Lili próbowała udawać jego instruktażowy ton. A ja próbowałam nie wybuchnąć śmiechem.
- Po za tym to nasz park. Może coś ci się przypomni.- dodałam.
Na miejscu mała chciała już zacząć biegać, kiedy ją powstrzymałam.
- A śniadanie było pyszne?- spytałam wiedząc, że nic nie jadła.
- Nie jestem głodna.- zaprotestowała. Doskonale zdawała sobie sprawę, do czego piłam.
Nie słuchając jej sprzeciwów dałam jej pudełko z resztą ciasta z naszego śniadania. Gdy tylko je zobaczyła, z ochotą zjadła. Teraz czas na trening.
Standardowo najpierw moja siostra zaczęła biegać wokół fontanny, a my usiedliśmy na ławce.
- Ile tak będzie biegać?- spytał Rosjanin.
- Pół godziny.- oznajmiłam.
Nagle objął mnie ramieniem. Instynktownie wtuliłam się w niego.
- Roza,- rozkoszowałam się brzmieniem mojego imienia w jego ustach.- chciałem z tobą porozmawiać. O tym, co się stało przed wyjściem.
Zesztywniałam. Bałam się tego co usłyszę. Nie mam pojęcia, co o tym myśli. Jedyne czego jestem pewna, to to, że odwzajemnił go i tęsknił za tym tak samo jak ja. Ale czy otworzy się przede mną? Będzie umiał się do tego przyznać?
- Dymitr. Ja nie chcę na ciebie naciskać. Nie chciałam, żeby to tak wyszło.- zaczęłam się tłumaczyć. Nagle bardzo zainteresowały mnie moje paznokcie.-To był impuls chwili. Nie powinnam tego robić, tak wcześnie...
Nie mogłam dokończyć. Przeszkodziły mi w tym wargi męża. Szybko podniósł mi głowę za podbródek i wbił się w moje usta. Od razu oddałam pocałunek. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Nadal byliśmy blisko twarzami, a nasze czoła się stykały. Oddychaliśmy szybko. Patrzył na mnie z miłością, aż mi się gorąco zrobiło.
- Nie uważasz, że nie powinniśmy?- zdziwiłam się.
- To samo pytanie zadałaś mi po ataku na akademię, kiedy przechodziliśmy kolo warowni.- uśmiechnął się.
- I uciszyłeś mnie w ten sam sposób.- odwzajemniłam jego gest.
- Nigdy nie będzie nic niewłaściwego w całowaniu cię. Nie chcę, żebyś traktowała mnie jak wtedy. Chcę żebyś traktowała mnie jak przed akcją.
- Wiesz, że to nie będzie proste?- spytałam.
- Czemu?- zmarszczył czoło.
- Ponieważ będę czuła się dziwnie, wiedząc że nie pamiętasz tego i że wciąż się obwiniasz.
- Damy radę. Opowiesz mi jak było. Ja chcę żyć w szczęściu z tobą.
- Nie będziemy mogli być ze sobą szczęśliwi, jeśli ty nie będziesz szczęśliwy ze sobą. To jeszcze nie ten czas.
- No dobrze.
Ale nie pogardziłam jego ramieniem. Siedzieliśmy tak przytuleni, póki Lili nie skończyła. Po rozciąganiu się, przyszła kolej na moją lekcję teorii. Bielikow nie ukrywał zdziwienia i dumy. Następnie zrobił trening, na sprawdzenie jej umiejętności. Po ćwiczeniach odprowadziliśmy dampirzycę do szkoły, a później poszliśmy na drugie śniadanie do naszej kawiarni. Mój mąż bardzo się zdziwił, że to TA kawiarnia.
niedziela, 24 lipca 2016
ROZDZIAŁ 202
Obudziłem się wcześnie. Gdy otworzyłem oczy, pokój nabierał niesamowitych barw dzięki promieniom zachodzącego słońca. Najwidoczniej nie byłem aż tak zmęczony. Tylko mój sen... będę musiał spytać o to Rozę. Ale to później. Popatrzyłem na swoją żonę ( jak to dziwnie, a za razem pięknie brzmi.) Która spala w takiej samej pozycji, gdy ja zasnąłem. Wciąż wyglądała tak niewinnie. Nie mogę uwierzyć, że chciałaby być ze mną. Też bym tego chciał, ale coś we wnętrz mi nie pozwala. Ciekawe czy jej pocałunki smakują tak słodko, hak pamiętam? Może gdy mi wszystko opowie, moje nastawienie się zmieni. Jedno wiedziałem na pewno. Jeśli obudzi się w takiej sytuacji, poczuje się głupio i odsunięcie, a później cały poranek będzie zdołowana. Tak jak wczoraj w samochodzie. Uwolniłem się z jej objęć, tak żeby się nie obudziła, co nie było trudne, bo spała twardo jak kamień. Ostatnie wydarzenia musiały ją bardzo zmartwić i zmęczyć. Pocałowałem ją w czoło i stanąłem na środku pokoju. Co by tu zrobić? Pomyślmy. Ciekawe czy Rose nauczyła się gotować, czy to ja robię za jej kucharza? Bez różnicy. Miło będzie jeśli ja coś zrobię na śniadanie, po tym wszystkim co dla mnie zrobiła.
Ubrałem dresy i koszulkę, które znalazłem w szafie i poszedłem do kuchni. Dopiero teraz zauważyłem, jaka jest ładna. Na ścianie były gwoździe i ciemniejsze kwadraty, świadczące o tym, że wisiały tu jakieś zdjęcia. Szafki były białe z brązową płytą na górze. Na środku stał stolik na nie więcej niż cztery osoby. Do tego nowoczesna kuchenka z podgrzewaną płytą. Obok stała zmywarka, a na niej mikrofalówka. Na wyspach kuchennych były blender, zaparzacz do herbaty, ekspres do kawy i czajnik elektryczny. Jeśli tutaj mamy takie wyposażenie, boję się co jest w naszym domu. Naszym. Moim i Rozy. Spełnienie moich marzeń. A niby nie tak powinno być. Co ja mam teraz zrobić? Najlepiej śniadanie. Zacząłem szukać produktów. O dziwo, wiedziałem, gdzie co jest. Musiałem dużo czasu spędzać na gotowaniu.
ROSE
Obudziłam się przytulona mocno do poduszki. Chciałam przytulić się do ukochanego, więc wyciągnęłam rękę w lewą stronę. Ale nie tylko nie znalazłam Rosjanina, ale i łóżka. Okazało się, że leżę na jego połowie. Ale gdzie on jest? Nigdy nie wstawał, póki się nie obudziłam, albo sam mnie budził. Wtedy do mojej świadomości dotarły dwie rzeczy. Wspomnienie poprzednich dni, to co się wydarzyło i cudny zapach. CZEKOLADA!!
Natychmiast wyskoczyłam z łóżka. Ubrałam się w luźne dresy, czarną bluzkę i ogarnęłam się w łazience. Następnie podążyłam za wonią. Uwielbiam tą słodką brązową maź, o kolorze oczu Dymitra. Boli mnie, że nic nie pamięta, ale wierzę w to, że sobie przypomni. Nawet te najgorsze chwile, tylko żeby był szczęśliwy. Niczego więcej nie pragnę.
W kuchni zostałam zwykły widok. Mojego męża przy kuchence. Aż trudno uwierzyć, że tak się od siebie oddaliliśmy. Usiadłam na krześle, wpatrując się w strażnika, mieszającego coś w rondlu. Po chwili wylał jego zawartość do blachy, która leżała przy oknie. Dopiero teraz ją zauważyłam.
- Jak się spało?- spytał, nie patrząc ma mnie.
- Zaskakująco dobrze. Łóżka szpitalne są strasznie niewygodne. A tobie?
- Też dobrze.
Położył przede mną talerz z ciastem francuskim z owocami, oblanym kremem śmietankowym i czekoladą. Sam miał taki sam, tylko z mniejszą porcją. Założę się, że nałożył mi pół blachy. Od razu zabrałam się za jedzenie. Ze środka wypływał syrop klonów. To było pyszne.
- To jest cudowne.- zachwycałam się po pierwszym kęsie.- Musisz częściej robić mi takie śniadanie.
- A co zazwyczaj jemy na śniadanie?- spytał ciekawy.
- Naleśniki, tosty lub kanapki. Nie kiedy nawet sam pieczesz bułki.
- Czyli ja zajmuję się kuchnią?- dopytywał.
- Ja tylko odgrzewam gdy masz służbę, ale raz zrobiłam prawie całą kaczkę. To było dzień przed świętami. Zamknęłam cię w łazience, a sama poszłam gotować.- uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
- Zamknęłaś mnie w łazience?!- spytał zszokowany.
- Ze mną się nie zadziera.- uśmiechnęłam się cwanie. Następnie wybuchłam śmiechem na minę Dymitra.- A tak na serio, to kazała ci się ogarnąć przed świętami. Lili była wtedy u moich rodziców. Postanowiłam ci pomóc i razem robiliśmy ciasto. W międzyczasie wywiązała się bitwa na mąkę. Skończyło się na tym, że uciekam, a ty wolałeś za mną, że jestem żmiją, co zważywszy na fakt, że jestem córka Żmija nie oddala się od prawdy. Po wspólnej kąpieli zamknęłam cię w łazience. Koniec.
- Czekaj. Powiedziałaś "wspólnej kąpieli"?!- popatrzył na mnie zszokowany.
- Tak. Po wszystkim staliśmy się bardziej odważni i rzadko się zdarzało, żeby między... jakby to delikatnie nazwać, aktami naszej miłości była przerwa dłuższą od dwóch dni. No jeśli byliśmy razem. Bo na akcji to trudno.
Widziałam, że trochę się speszył. Sama poczułam, że się rumienię. Przez chwilę jedliśmy w niezręcznej ciszy. Na szczęście przerwał ją Bielikow.
- Przed snem trochę myślałem. O tej sytuacji. O nas...
- I co wymyśliłeś?- spytałam z lekkim strachem.
- Ja... kocham cię.- powiedział szeptem. Patrzyłam zszokowana.- Wystarczyło mi kilka godzin z tobą, żeby uświadomić sobie, że nigdy nie przestałem. Chciałem na nowo okłamywać ciebie i siebie, co nigdzie by nie prowadziło. Ale to nie zmienia faktu, że...
- Nie potrafisz sobie przebaczyć.- dokończyłam za niego.- Potrzebujesz jakiegoś bodźca, który by ci pomógł. Który zapewniłby cię, że moje uczucia się nie zmieniły.
- Rose to nie tak...
- Właśnie, że tak.- przerwałam mu.- Ja to wiem. Kochasz mnie, niby wierzysz mi, że ja ciebie też, ale nie umiesz sobie wybaczyć i uwierzyć, że to wiesz.
Patrzył na mnie zdziwiony.
- Czytasz ze mnie jak z jakiejś książki. Lepiej niż przed przemianą.- nie mogłam odczytać nic z jego twarzy. Popatrzyłam na zegarek w kuchence.
- O matko! Już tak późno?! Zbieramy się.
Szybko wstałam od stołu i wsadziłam naczynia do zmywarki. Rosjanin także się podniósł.
- Ale o co chodzi?- spytał zbity z tropu.- Myślałem, że opowiesz mi o naszej przeszłości.
- To później. Teraz trzeba iść do Lili. Uczymy jej walki, a ona nam tego nie odpuści. I trzeba jeszcze zajść do Hansa. Mam do niego sprawę.- uśmiechnęłam się diabelsko.
- Na jego miejscu bym się bał.- zaśmiał się Rosjanin idąc do przedpokoju.
Ubrałem dresy i koszulkę, które znalazłem w szafie i poszedłem do kuchni. Dopiero teraz zauważyłem, jaka jest ładna. Na ścianie były gwoździe i ciemniejsze kwadraty, świadczące o tym, że wisiały tu jakieś zdjęcia. Szafki były białe z brązową płytą na górze. Na środku stał stolik na nie więcej niż cztery osoby. Do tego nowoczesna kuchenka z podgrzewaną płytą. Obok stała zmywarka, a na niej mikrofalówka. Na wyspach kuchennych były blender, zaparzacz do herbaty, ekspres do kawy i czajnik elektryczny. Jeśli tutaj mamy takie wyposażenie, boję się co jest w naszym domu. Naszym. Moim i Rozy. Spełnienie moich marzeń. A niby nie tak powinno być. Co ja mam teraz zrobić? Najlepiej śniadanie. Zacząłem szukać produktów. O dziwo, wiedziałem, gdzie co jest. Musiałem dużo czasu spędzać na gotowaniu.
ROSE
Obudziłam się przytulona mocno do poduszki. Chciałam przytulić się do ukochanego, więc wyciągnęłam rękę w lewą stronę. Ale nie tylko nie znalazłam Rosjanina, ale i łóżka. Okazało się, że leżę na jego połowie. Ale gdzie on jest? Nigdy nie wstawał, póki się nie obudziłam, albo sam mnie budził. Wtedy do mojej świadomości dotarły dwie rzeczy. Wspomnienie poprzednich dni, to co się wydarzyło i cudny zapach. CZEKOLADA!!
Natychmiast wyskoczyłam z łóżka. Ubrałam się w luźne dresy, czarną bluzkę i ogarnęłam się w łazience. Następnie podążyłam za wonią. Uwielbiam tą słodką brązową maź, o kolorze oczu Dymitra. Boli mnie, że nic nie pamięta, ale wierzę w to, że sobie przypomni. Nawet te najgorsze chwile, tylko żeby był szczęśliwy. Niczego więcej nie pragnę.
W kuchni zostałam zwykły widok. Mojego męża przy kuchence. Aż trudno uwierzyć, że tak się od siebie oddaliliśmy. Usiadłam na krześle, wpatrując się w strażnika, mieszającego coś w rondlu. Po chwili wylał jego zawartość do blachy, która leżała przy oknie. Dopiero teraz ją zauważyłam.
- Jak się spało?- spytał, nie patrząc ma mnie.
- Zaskakująco dobrze. Łóżka szpitalne są strasznie niewygodne. A tobie?
- Też dobrze.
Położył przede mną talerz z ciastem francuskim z owocami, oblanym kremem śmietankowym i czekoladą. Sam miał taki sam, tylko z mniejszą porcją. Założę się, że nałożył mi pół blachy. Od razu zabrałam się za jedzenie. Ze środka wypływał syrop klonów. To było pyszne.
- To jest cudowne.- zachwycałam się po pierwszym kęsie.- Musisz częściej robić mi takie śniadanie.
- A co zazwyczaj jemy na śniadanie?- spytał ciekawy.
- Naleśniki, tosty lub kanapki. Nie kiedy nawet sam pieczesz bułki.
- Czyli ja zajmuję się kuchnią?- dopytywał.
- Ja tylko odgrzewam gdy masz służbę, ale raz zrobiłam prawie całą kaczkę. To było dzień przed świętami. Zamknęłam cię w łazience, a sama poszłam gotować.- uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
- Zamknęłaś mnie w łazience?!- spytał zszokowany.
- Ze mną się nie zadziera.- uśmiechnęłam się cwanie. Następnie wybuchłam śmiechem na minę Dymitra.- A tak na serio, to kazała ci się ogarnąć przed świętami. Lili była wtedy u moich rodziców. Postanowiłam ci pomóc i razem robiliśmy ciasto. W międzyczasie wywiązała się bitwa na mąkę. Skończyło się na tym, że uciekam, a ty wolałeś za mną, że jestem żmiją, co zważywszy na fakt, że jestem córka Żmija nie oddala się od prawdy. Po wspólnej kąpieli zamknęłam cię w łazience. Koniec.
- Czekaj. Powiedziałaś "wspólnej kąpieli"?!- popatrzył na mnie zszokowany.
- Tak. Po wszystkim staliśmy się bardziej odważni i rzadko się zdarzało, żeby między... jakby to delikatnie nazwać, aktami naszej miłości była przerwa dłuższą od dwóch dni. No jeśli byliśmy razem. Bo na akcji to trudno.
Widziałam, że trochę się speszył. Sama poczułam, że się rumienię. Przez chwilę jedliśmy w niezręcznej ciszy. Na szczęście przerwał ją Bielikow.
- Przed snem trochę myślałem. O tej sytuacji. O nas...
- I co wymyśliłeś?- spytałam z lekkim strachem.
- Ja... kocham cię.- powiedział szeptem. Patrzyłam zszokowana.- Wystarczyło mi kilka godzin z tobą, żeby uświadomić sobie, że nigdy nie przestałem. Chciałem na nowo okłamywać ciebie i siebie, co nigdzie by nie prowadziło. Ale to nie zmienia faktu, że...
- Nie potrafisz sobie przebaczyć.- dokończyłam za niego.- Potrzebujesz jakiegoś bodźca, który by ci pomógł. Który zapewniłby cię, że moje uczucia się nie zmieniły.
- Rose to nie tak...
- Właśnie, że tak.- przerwałam mu.- Ja to wiem. Kochasz mnie, niby wierzysz mi, że ja ciebie też, ale nie umiesz sobie wybaczyć i uwierzyć, że to wiesz.
Patrzył na mnie zdziwiony.
- Czytasz ze mnie jak z jakiejś książki. Lepiej niż przed przemianą.- nie mogłam odczytać nic z jego twarzy. Popatrzyłam na zegarek w kuchence.
- O matko! Już tak późno?! Zbieramy się.
Szybko wstałam od stołu i wsadziłam naczynia do zmywarki. Rosjanin także się podniósł.
- Ale o co chodzi?- spytał zbity z tropu.- Myślałem, że opowiesz mi o naszej przeszłości.
- To później. Teraz trzeba iść do Lili. Uczymy jej walki, a ona nam tego nie odpuści. I trzeba jeszcze zajść do Hansa. Mam do niego sprawę.- uśmiechnęłam się diabelsko.
- Na jego miejscu bym się bał.- zaśmiał się Rosjanin idąc do przedpokoju.