Strony

wtorek, 31 maja 2016

ROZDZIAŁ 153

Nie bałam się, nie denerwowałam. Po prostu szłam na spotkanie z przyjacielem. Tak, zranił mnie, ale był pijany. Chociaż to go nie usprawiedliwia. Już sama nie wiem, co o tym myśleć.
- Spokojnie Roza. Wszystko będzie dobrze.- Dymitr uścisnął moją dłoń, w geście wsparcia.- Jestem przy tobie. Nie pozwolę, aby stała ci się krzywda.
- Nie boję się go. Boję się o naszą przyjaźń.
- Tu chcesz się z nim jeszcze przyjaźnić?! Po tym jak cię potraktował?!- wkurzył się.
- Był pijany.- powiedziałam, zanim ugryzłam się w język.
- I jeszcze go bronisz.- podniósł głos, co nie było u niego normalne. Z jednej strony powinnam się cieszyć, bo unosi się tylko w rozmowach o ważnych dla siebie sprawach. - Może od razu w skocz mu w ramiona i poproś by skończył to, co tak brutalnie wam przerwałem.
- Dymitr, ty w ogóle słyszysz co mówisz? Chcę tylko, żebyś spróbował mnie zrozumieć, ten jeden raz.- sama zaczęłam się unosić.
- To niby wcześniej cię nie rozumiałem?! Nie stałem za tobą i nie pomagałem gdy nikt ci nie wierzył?!
- Jakoś ci tego zrozumienia zabrakło, gdy raniłeś mnie po odmianie.
- Chciałem dla ciebie dobrze. Żebyś była szczęśliwa.- powiedział cicho.
- Szczęśliwa mogę być tylko z tobą.- prychnęłam i poszłam na miejsce spotkania. Myślałam, że mąż pójdzie za mną, ale się pomyliłam.
- O już jesteś. A gdzie twój książę?- Wincenty rozejrzał się dookoła.
Wzruszyłam ramionami z obojętną miną.
- Nie ma go.
- Jak to?- zdziwił się.
Gdy zobaczył w jakim jestem stanie, przytulił mnie. Nie wiem, dlaczego, ale zawsze kiedy zamyka mnie w swoich w ramionach, daję upustu wszystkich moich emocji. Tak było od zawsze. Był dla mnie jak starszy brat, choć dzieliły nas tylko trzy miesiące.
- Cii... spokojnie Róża, nie płacz. Wiem, że to boli, ale wkrótce się pogodzicie. On się po prostu o ciebie martwi.- spojrzałam mu ze zdziwieniem w oczy.
- Sk..skąd wiesz...- zaczęłam się jąkać, ale on nie pozwolił mi dokończyć.
- ...co się między wami stało?- pokiwałam głową.- Słychać było was w połowie parku. Ale to znaczy, że jesteś dla niego ważna. On zasługuje na taki skarb jak ty. A ja teraz nie umiem spojrzeć w twarz mojej narzeczonej.- gdy upewnił się, że jest mi lepiej, odsunął się i przeszedł przez polanę, po czym usiadł ba przewróconym drzewie, przodem di mnie. Twarz schował w dłoniach.- Ja ją kocham. Bardzo. Była pierwszą osobą, która tak się do mnie zbliżyła od mojego przyjazdu tu. Poczułem miłość. Nie dziecinne zauroczenie. Prawdziwą miłość. Dzięki niej zapomniałem o tobie, jako niespełnionej miłości, a tak jak zawsze chciałaś, stałaś się moją siostrą. Nie żebym wymienił cię ba nią. Nie da się zastąpić człowieka. Tylko trzeba znaleźć odpowiedniego. Ja znalazłem, a teraz wszystko schrzaniłem.
Przysiadłam się przy nim i objęłam go ramieniem.
- Spokojnie. Na jednej dziewczynie świat się nie kończy.- próbowałam go pocieszyć, ale nigdy nie byłam w tym dobra.
- Ciekawe czy byłabyś taka cwana, gdyby Bielikow cię zostawił?- oburzył się.
- A wiesz, było kilka takich sytuacji, że on mnie odrzucał. Ale ja o niego walczyłam. Nie siedziałam sobie na kłodzie w parku i nie użalałam się nad sobą, tylko walczyłam.
- A mam o co?-popatrzył na mnie smutno, ale mimo wszystko zobaczyłam w jego oczach nadzieję.
- Wszystko zależy od ciebie. Na razie nie chce cię znać, ale bardzo Cię kocha.
- Muszę z nią porozmawiać.-zerwał się i już chciał do niej biec, ale go zatrzymałam
- Nie! Stój! Daj jej czas. Nie teraz.
- A kiedy?
- Jutro. Dzisiaj jest za wcześnie.
- Dobrze. Dziękuję Rose. I jeszcze raz bardzo cię przepraszam za swoje zachowanie. Jesteś wspaniałą przyjaciółką.- przytulił mnie serdecznie.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- odwzajemniłam gest.
Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
Gdy mijałam kolejne drzewo, poczułam na biodrach dłonie. Od krzyku powstrzymał mnie wspaniały zapach, którym się zaciągnęłam w chwili, gdy poczułam ciepły oddech tuż przy uchu.
- A jednak wpadłaś mu w ramiona Roza.- szepnął mi ukochany. Nie wydawał się być zły.
- Śledzisz mnie?- spytałam wtulając się w jego szeroki, umięśniony tors.
- Pilnuję. W końcu ci to obiecałem.
- Ach tak. No cóż, nie miał kto mnie pocieszyć po kłótni z mężem. A bardzo nie lubię się z nim kłócić.
- Ja z tobą też. Ale nie musisz od razu lecieć w objęcia innego.- wydawał się być urażony.
- Towarzyszu, przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. A Wincenty chce odzyskać Olę.
- Czyli przewidujesz nasz plan za udany?- odwrócił mnie do siebie.
- Da.
Dymitr złączył nasze dłonie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Cieszyłam się, że był przy mnie, jednocześnie dając nam wrażenie rozmowy na osobności.
W domu z trudem rozdzieliliśmy się. Dymitr poszedł do pokoju Karoliny, a ja do naszego pokoju. Tam czekały już Ola, siostry Bielikowa i...
 - Syd?!- przytuliłam przyjaciółkę.- Co ty tu robisz?
- Miałam ominąć kolejną akcję zwariowanej Rose Hathaway?!
- Hathaway-Bielikow.- poprawiłam ją.
- Niech Ci będzie.
- Dziewczyny koniec gadania. Musimy przygotować królowe na bal.- Karolina potrząsnęła moją sukienką w powietrzu.
Nim zauważyłam, zostałam zamknięta w łazience z jakimś pakunkiem.
- Tylko nie siedź tam za długo. Mamy trzy godziny na was dwie.- zza drzwi usłyszałam wołanie Soni.
Westchnęłam ciężko. Wzięłam szybki prysznic, mając ciało i włosy kosmetykami o zapachu zielonego jabłka. Wyszłam ubrana w czerwoną, koronkową bieliznę i mięciutki szlafrok z torby od dziewczyn. Sonia szybko wepchnęła na moje miejsce Olę, a reszta posadziła mnie przy jednej z toaletek. Chwila! Skąd wzięły drugą?! Nie ważne. Bielikówny zaczęły robić mi coś na głowie. Zanim skończyły, z łazienki wyszła dampirzyca w takim samym szlafroku. Domyśliłam się co ma pod spodem i uśmiechnęłam się do niej znacząco. Od razu jej policzki przybrały czerwoną barwę. Dziewczyny, które nie zajmowały się mną, posadził ją przy drugim lusterku. Po godzinie nasze fryzury były gotowe.(zdjęcie↓) Przyszedł czas na makijaż. To zajęło kolejne pół godziny. Ostatnie poprawki i byłyśmy gotowe.
- WOW! To na prawdę ja?- Ola z niedowierzaniem patrzyła na swoje odbicie w lustrze.
- Tak. W pełnej okazałości.
- Dziewczyny jesteście świetne. Będę o tym pamiętać, pod czas przygotowań do ślubu.- śmiała się.
- No to teraz zrzucać szlafroki i wskazywać w sukienki.- ucieszyła się Wiktoria.
Wykonałam polecenie ukazując się w samej bieliźnie.
- A...ale tak przy was.- zająknęła się speszona Dampirzyca.
- Ej, wszystkie jesteśmy kobietami. Nie masz się co wstydzić.- zauważyłam biorąc sukienkę.- mam nadzieję, że w nią wejdę.
- Spokojnie, mama trochę ja przerobiła. Ale da się ją przywrócić do poprzedniego stanu.- uspokoiła mnie Karolina.
W tym czasie Ola już założyła ubranie.(zdjęcie↓)
- WOW!! Wyglądasz...
- ...nieziemsko.- dokończyłam za Sydney.
- Nigdy nie myślałam, że mogę tak wyglądać. Ale teraz chodźmy. Niech ten idiota dowie się, co stracił.
- No oby tak dalej. Podoba mi się ta nowa Ola.- powiedziałam z uznaniem, kiedy Sonia zapinała mi na szyi łańcuszek, który dostałam od Dymitra na rocznicę.
Obie zeszłyśmy na dół, gdzie czekał już mój mąż. Gdy tylko nas zobaczył, zatrzymał się w pół kroku. Zmierzył mnie od góry do dołu.
- Roza...- powiedział to tak, że gdybym nie trzymała się poręczy, upadłabym.
Widziałam jak rozbiera mnie wzrokiem.
- Poczekaj do powrotu towarzyszu.- powiedziałam stając na przeciwko niego.
Ukochany jednym ruchem przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował namiętnie.
- Nie wiem, czy wytrzymam Roza.- wyszeptał zachrypniętym głosem. Jego już czarne z pożądania oczy patrzyły prosto w mój biust.
- Fajnie gołąbeczki, ale chodźmy już.- ponagliła nas Ola.
Dymitr złączył nasze dłonie i wyszliśmy.
__________________________________________________________
Dawno nie było ze zdjęciami, więc proszę.


Chyba nie muszę mówić kto to.💖😉


Sukienka Oli( mała poprawka. Jednak będzie bez ramiączek)

Fryzura Rose

I fryzura Oli.

poniedziałek, 30 maja 2016

ROZDZIAŁ 152

Rozpoczęcie akcji zaplanowaliśmy na popołudnie. Na obiedzie również miałam gościa na kolanach. Ale nie przeszkadzało mi to. Bardzo pokochałam Łukę. Słodki, uroczy, mały blondynek. Wyglądał jak aniołek.
- Co tak się szczerzysz?- spytałam z uśmiechem, na co jego usta zajęły jeszcze więcej miejsca na twarzy. Pociągnął mnie za loczka, który wyszedł z mojego warkocza. To była jego ulubiona zabawa. Ciągnięcie cioci za włosy.
- Rose.- powiedział i zaklaskał w rączki.
- Kochanie. Jutro spędzisz z ciocią cały dzień. Choć teraz do mamy. Nakarmimy cię.- Sonia ponowiła próbę odebrania mi swojego dziecka. To tak dziwnie brzmi.
- Nie!- chłopiec wykrzywił usta i na znak protestu chciał tupnąć nóżką, ale zapomniał, że siedzi i jego stopy nie dotykają ziemi. Potem spojrzał na mnie z uśmiechem.- Ciocia Rose.
- Sonia naprawdę mi on nie przeszkadza. Ciesz się z chwili wytchnienia.
- Rose, jesteś kochana.- Karolina uśmiechnęła się do mnie. Tym razem Zoja próbowała sama utrzymać łyżkę i jeść na krześle obok mamy.- Nie kochanie. Tą większą stroną do talerza.- poprawiła córkę Bielikówna.
- No ale powszednie wiadomo, że mężczyźni z naszego rodu mają dobry gust.- odezwała się Jewa. To chyba pierwszy raz od naszego wyjścia ze szpitala.- Pamiętam moich rodziców... Ich miłość była przykładem dla całej Baii. Moja matka, dla ojca porzuciła życie morojki. Została przez to wydziedziczona. Ale zawsze mówiła mi, że było warto.- starsza kobieta odpłynęła myślami daleko wstecz.
Reszta posiłku upłynęła w swobodnej, miłej atmosferze. Ciszę przerywały jedynie sztućce uderzające o talerze i od czasu do czasu śmiechy najmłodszych.
Kiedy Łuka siedział mi na kolanach czułam się dziwnie, ale w pozytywnym znaczeniu. Jakbym znalazła coś, czego potrzebuję. Chciałam zapewnić mu bezpieczeństwo i radość. Nie rozumiem tego. Przecież to nawet nie jest moje dziecko.
Po posiłku zabrałam się za realizację naszego planu. Miałam teraz najcięższą cześć swojej działki. Dwa telefony. Wybrałam pierwszy z numerów, otrzymanych od Oli.
- Roza nie wiem czy to dobry pomysł.- mój kochany mąż się o mnie martwi.
Ale rozumiem go. Gdyby jakaś laska, taka jak Tasza dobierała się do niego, byłaby martwa po pięciu minutach. Chyba, że byłaby to Tasza. Wtedy nie ma więcej niż minutę na wciskanie mi tanich usprawiedliwień z internetu.
- Spokojnie towarzyszu. Przecież będziesz miał wszystko pod kontrolą.
Chciał coś odpowiedzieć, ale ja już wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo.- usłyszałam po czterech sygnałach.
- Chcę się spotkać.- powiedziałam prosto z mostu. Noe lubiłam owijania w bawełnę.
- Róża?!- Wincenty od razu się ożywił.- O...oczywiście. Musimy porozmawiać.
- Ja to wiem. Będziemy za pół godziny w parku.
- Jacy "wy"?!
- Ja i Dymitr.
- Rose, Różyczko. Nie ufasz mi? Tamto było po pijanemu.
- Co u pijanego na języku, u trzeźwego w głowie. Albo z nim, albo w ogóle.- postawiłam warunek.
- Nie ma mowy. To sprawa między nami.- upierał się.
- To mój mąż. Co dotyczy mnie, dotyczy również jego.- zaczynał mnie wkurzać. Dymitr złapał mnie za dłoń i zaczął jeździć kciukiem po jej wewnętrznej stronie. Trochę mnie to uspokoiło.
- To ty chcesz pogadać. Albo na moich warunkach, albo zadzwoń kiedy zmienisz zdanie.
- Wiesz co. Jeśli nie chcesz rozmawiać, to nie dzwoń do mnie, nie odzywaj się i nie chcę widzieć cię więcej w życiu.- fuknęłam zdenerwowana.
- Róża...- nie interesowało mnie, co chce powiedzieć i rozłączyłam się. Rzuciłam telefon na łóżko, na którym właśnie siedzieliśmy. Jeszcze chwilę siedziałam obruszona, po czym uśmiechnęłam się cwanie.
- I co teraz.- zmartwił się mój ukochany.- Rose, co cię tak cieszy? Główny obiekt naszego planu znikł z naszego życia. Co po...
- Nie znikł.- przerwałam mu, zanim się rozkręcił.- Wszyscy faceci to prosty mechanizm. Daję mu godzinę. Nie więcej.
Dymitr patrzył na mnie, nic nie rozumiejąc. Zostawiłam go w tym błogim stanie niewiedzy i sięgnęłam po telefon, który przed chwilą przestał wibrować.
Pierwsze nieodebrane połączenie od Mike'a. Po chwili pojawiła się wiadomość.

Od: Dupek
Róża, proszę odezwij się. Nie chcę stracić tej przyjaźni. Spotkajmy się sami. Przecież wiesz, że nic ci nie zrobię.

No proszę. Jaki uległy. Ale nie. Jeszcze nie czas. Wybrałam drugi numer. Należał do mnie kolegi Wincentego. Z nim poszło łatwiej. Po prostu poprosiłam, żeby wyciągnął przyjaciela do klubu w najbliższym mieście. Podaliśmy szczegółowy adres i przybliżony czas spotkania. Później zaczęłam z Olą szykować się na imprezę. Dymitr robił to samo, pod czujnym okiem chłopaków Karoliny, Soni i Wiktorii.
Przegląd ubrań dampirzycy nic nie dał, więc zajrzałyśmy do mojej walizki. O dziwo miałam przy sobie sukienkę z balu w szkole. Tą samą, którą zdjął ze mnie Dymitr, gdy pierwszy raz się pocałowaliśmy. Nie wiem, skąd się tu wzięła, ale najwidoczniej los tak chciał. Szkoda tego nie wykorzystać. Odłożyłam ją na bok. Ale dla Oli znalazłam idealną, zieloną z wycięciem na plecach i sznureczkami przy dekolcie. Ramiączka miała cienkie. Będzie pasować idealnie do włosów i oczu.
- Nie jestem przekonana.- podchodziła do tego strasznie sceptycznie. Nie była typową odważną dziewczyną, która nie wstydzi się mieć na sobie mniej, niż pokazywać.
- Ej, chcesz odzyskać swoją miłość?- pokiwała głową na potwierdzenie.- To nie marudź. W pobliżu będziemy ja i Dymitr. Twój romeo pewnie sam nie pozwoli nikomu cię tknąć. A jeśli ktoś będzie się do ciebie dobierał on lub Bielikow cię uratują. Nic ci nie grozi.-zapewniłam ją.
- Uch, no dobra.
- To teraz to schowajmy. Jak chłopcy skończą to mój mąż przyjdzie do nas.
- Ok.- zaczęłyśmy wszystko składać i chować.- Wiesz Rose. Jesteś taka, jaką ja zawsze chciałam być. Odważna, stanowcza, umiesz wyrazić siebie i każdy wie, że z tobą nie warto zadzierać. Jak ty to robisz.
- Posłuchaj. Najważniejsze to być sobą. Nie pytaj się, co on/ona by zrobili. Zapytaj się, co ty byś zrobiła. Każdy ma coś czym mniej lub bardziej zwraca na siebie uwagę. Znajdź ludzi, którzy docenią to coś. Oni będą twoimi przyjaciółmi. Nikogo więcej nie potrzebujesz.- no super. Teraz to ja daje lekcje typu zen.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Wszystko było już pochowane, więc bez zbędnych ceregieli krzyknęłam ciche "proszę". W drzwiach pojawił się mój ukochany.
- Tęskniłaś?- spytał, siadając na łóżku i podając mi telefon, który ciągle tam leżał.
- Bardzo.- usiadłam koło niego, dałam mi causa w policzek i zaczęłam przeglądać smartfona. Dwadzieścia nieodebranych połączeń i osiem wiadomości. Najważniejsza była dla mnie ostatnia.

Od: Dupek
Niech ci będzie. Spotkamy się w trójkę pod starą topolą w parku za pół godziny.

Spojrzałam na godzinę odebrania wiadomości i zegarek. Z triumfalnym uśmiechem popatrzyłam na strażnika, który przyglądał się każdemu mojemu ruchowi.
- Za dziesięć minut mamy spotkanie pod starą topolą.- oświadczyłam.
- Wiesz, Roza. To było podstępne. Jesteś bardziej podobna do Ojca niż myślisz.
- Boisz się mnie.- wystawiłam w jego stronę ręce w geście "jestem duchem."
- Oczywiście skarbie.- chwycił je i przyciągnął mnie. Nasze usta spotkały się w słodkim pocałunku.

niedziela, 29 maja 2016

ROZDZIAŁ 151

- Roza. Kochanie. Wiem, że nie śpisz.- poczułam ciepłe usta i dłonie wędrujące po moim całym ciele.
Nie spałam od jakiegoś czasu, ale nie chciało mi się otworzyć oczu. Skąd on wie, że nie śpię? Postanowiłam trochę się z nim podręczyć. Odwróciłam się tylko w jego stronę i "przez sen" objęłam ramieniem. Usłyszałam jego donośny śmiech.
- Roza, słodko wyglądasz gdy udajesz, że spisz. Ale przez całą noc stęskniłem się za twoimi pięknymi, brązowymi tęczówkami. I chyba nie w mówisz mi, że ty za moimi nie. Takie brązowe,- zaczął zmysłowo szeptać mi do ucha, a przy okazji gładząc mnie po wewnętrznej stronie ud. To bardzo podniecało, ale starałam się nie poddawać.- ciemne, jak czekolada. Taka jaką lubisz. W których uwielbiasz się zatapiać. Przy których tracisz styczność ze światem zewnętrznym i zamykasz się w swoim własnym...
- Kusisz towarzyszu.- odezwałam się w końcu. Ale nie otworzyłam oczu.
- Mówisz Roza?!- nie musiałam go widzieć, żeby wiedzieć, że się uśmiechnął. Jego ręka podsunęła się wyżej, na co lekko się uniosła. Dymitr zaśmiał się głośniej.- Podniesiesz te powieki?
- A jeśli nie, to co mi zrobisz?- prowokowałam go.
Nagle poczułam jego palec w sobie. Krzyknęłam cicho z zaskoczenia, ale zaczęłam jęczeć, gdy poruszał nim coraz szybciej.
- Już znasz odpowiedź?- przy uchu usłyszałam zachrypnięty z pożądania głos męża. Po chwili dodał drugiego palca.- Pamiętasz, co ci obiecałem w hotelu pięć miesięcy temu? Teraz mam zamiar to spełnić.- dodał trzeciego palca.
Musiałam otworzyć oczy. Moja wyobraźnia działa zbyt dobrze i w głowie wytworzyło mi się wspomnienie brązowych tęczówek, które pod wpływem pożądania robią się coraz ciemniejsze aż do koloru czarnego, zlecającego się ze źrenicami. Ten obraz nie odbiegał od rzeczywistości. Zdążyłam zobaczyć barwę mocnej czekolady, zanim przeszła do ciemnej kawy, przez czarny z nutką brązu i do czystej czerni. Patrzył na mnie z podziwem i pożądaniem. Lecz nie mogłam długo cieszyć się widokiem, ponieważ byłam na krawędzi orgazmu. Po chwili doszłam, jęcząc imię ukochanego. Wygięłam się w łuk i opadłam bezwładnie na łóżku. Było mi tak dobrze. Dymitr wyciągnął palce, a później poczułam jak sam we mnie wchodzi.
Tak minął nam miły poranek...
*** 
Okazało się, że strażnik obudził się już wcześniej i przeniósł nas, a dokładnie mnie, do naszej sypialni. Teraz razem schodziliśmy na śniadanie.
- Dzień dobry wszystkim.- powiedziałam z uśmiechem, gdy tylko przekroczyliśmy próg salonu.
Zastałam tu całą rodzinkę w komplecie i Olę. Karolina karmiła Zoję, Pawka i Lili jedli w milczeniu śniadanie (jakaś nowość. Zawsze to oni krzyczeli na cały dom.) Sonia kołysała Łukę, popijając kawę, Olena jak zwykle kręciła się w kuchni, ale można uznać, że jest z nami, a Ola była czymś tak zamyślona, że zapomniała o jedzeniu. O dziwo nawet Jewa zaszczyciła nas swoim towarzystwem. Siedziała na swoim bujanym fotelu i robiła małe ubranka na drutach. Można by pomyśleć, że jest zwykłą, kochaną babcią, która nie przepowiadającą przyszłości. Niestety to tylko pozory.
- Hej. - odpowiedzieli jednocześnie.
Gdy tylko usiadłam koło najstarszej z sióstr, tam gdzie miałam miejsce od jakiegoś czasu, mój mały siostrzeniec zaczął wyciągać rączki w moją stronę i słodko gaworzyć.
- Kochanie, siedź spokojnie i daj cioci Rose zjeść. Wiem, że id wczoraj się stęskniłeś, ale ciocia ma też swoje zajęcia.- uspokajała malca mama.
- W sumie możesz mi go dać. Nie przeszkadza mi.- zaproponowałam. Widziałam, że ona tego potrzebuje. Wyglądała jak śmierć. Blada, wory pod oczami i ledwo co trzymała się na nogach. Oczywiście ukrywała to jak Dymitr, nie miała wyjścia, ale ja go dobrze znam. Więc ją też umiem przejrzeć. Już po chwili na kolanach siedział mi najmłodszy z Bielikowów.- Powinnaś trochę odpocząć. Idź jutro gdzieś na miasto z koleżankami, albo na jakąś imprezę. Ja chętnie popilnuję Łukę. Myślę, że Dymitr też nie będzie miał nic przeciwko.- spojrzałam pytająco na męża. Musiał dojść do tego samego wniosku.
- Tak, to żaden problem.- poparł mnie.
- Naprawdę?!- nie dowierzała.- Dziękuję, naprawdę. Już nie wytrzymuję zamknięta w tych czterech ścianach.
Poczułam ciągnięcie za włosy. Popatrzyłam w dół i napotkałam słodki, aczkolwiek złośliwy, bezzębny uśmiech.
- A to ty malcu ciągniesz mnie za kosmyki, tak?! No to czeka cię kara.- sama się uśmiechnęłam i zaczęłam go łaskotać.
Dampir wiercił się na mnie ze śmiechem. Pochyliłam się i za pierdziałam mu w brzuch. Ten jeszcze bardziej się zaśmiał.
- Dobra. Koniec tej zabawy.- do pomieszczenia weszła Olena z jeszcze panującym talerzem.- Dimka, siadaj do stołu, a nie stoisz i patrzysz się jak wół na malowane wrota.- zbluzgała syna. Zaśmiałam się na to porównanie.
Mój mąż wykonał polecenie i po chwili oboje zajadaliśmy się śniadaniem. Kilka razy próbowaliśmy nakarmić Łukę i udało się nam. Choć cały był brudny. Wzięłam serwetkę i wybrałam mu twarz.
- Rose.- powiedział nagle.
Chwila! Powiedział?! Przecież on jeszcze nie mówił. Przynajmniej do teraz. Każdy wpatrywał się w niego. W salonie zapanowała absolutna cisza. Pierwszy ocknął się Dymitr. Wstał, zabierając malca z moich kolan i kręcąc nim do około. Pomiędzy śmiechem chłopca, usłyszałam jakieś rosyjskie słowa mojego ukochanego. Między innymi, że jest dumny i bardzo szczęśliwy. Po chwili już każdy uściskał syna Soni, a ona szczególnie.
- Mój mały, kochany synek się odezwał.- powtarzała w kółko.
Pierwsze słowo Łuki stało się sensacją poranka. Przez resztę śniadania każdy próbował nauczyć chłopca nowych słów, po Rosyjsku, ale i Angielsku. Kończyło się to większym lub mniejszym sukcesem, ale młody się nie poddawał. Ola też trochę się rozchmurzyła.
Po posiłku, wszyscy rozeszli się w swoje strony. Siedziałam na górze z Dymitrem w naszym pokoju. On czytał książkę, a ja dopracowywałam plan. W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi. W szparze pojawiła się głowa Oli.
- Mogę wejść?- spytała niepewnie.
- Jasne.- powiedzieliśmy równocześnie, siadając po turecku na łóżku. Dampirzyca przysiadła się do nas.
- To jaki mamy plan?- spytała patrząc na mnie.
Mój mąż również mi się przyglądał z zaciekawieniem.
- Musimy sprawić, aby pocierpiał, ale na końcu walczył o ciebie. A ja opracowałam plan "Odzyskać Mike'a." Użyjemy w nim standardowego szablonu, czyli pięć kroków do odzyskania chłopaka. Po pierwsze wzbudzić zazdrość, po drugie ośmieszyć robiąc awanturę, zrywając, po trzecie zadać ból, po czwarte patrzeć na efekty, po piąte łaskawie wybaczyć. A to wszystko dzisiaj, o ósmej wieczorem, na Dyskotece. Od razu Dymitr spełni warunek przegranego zakładu.- odpowiedziałam widząc zdziwione spojrzenie męża.
Zaczęliśmy omawiać szczegóły. Podczas opracowywania planu, w oczach Dymitra pojawił się błysk. Tak jak ja uwielbiał coś takiego robić. Knucia, plany, zmienianie innym życia. Byle nie siedzieć bezczynnie. W naszym pokoju siedzieliśmy do obiadu.

piątek, 27 maja 2016

LBA#2

WOW! Tego się nie spodziewałam. Dziękuję bardzo za nominację Rosalie. Zostałam przez ciebie poproszona do podania dziesięciu faktów o sobie i polecenie jakiejś książki. No to zaczynamy:

1 Chodzę do liceum nr.13 we Wrocławiu. 

2 Lubię rysować.

3 Kocham grać w Simsy.

4 Lubię matematykę

5 Lubię chodzić po zamkach i górach.

6 Jestem bardzo rodzinna. 

7 Mam dysleksję, dysortografie i dysgrafię.( nie chcecie widzieć moich zeszytów. :-P)

8 Jestem singielką

9 Moim ulubionym zwierzęciem jest lew.

10 Uwielbiam polską muzykę. 

A polecam jeszcze takie książki jak Eragon, Percy Jackson i bogowie olimpijscy.( Akademii Wampirów chyba nie muszę 😂😂😂)
Dzisiaj nikogo nie nominację, bo nie chce mi się. Przykro mi. Mam nadzieję, że niektórzy zaspokoili swoją ciekawość, albo dowiedzieli się czegoś. Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za nominację. :-*

ROZDZIAŁ 150

- Cześć, Rose. Jak idzie rozmowa?-zagadnęła mnie Sonia. Na kolanach wiercił się jej synek.
W kuchni siedziały jeszcze Karolina, karmiąca Zoję i Pawka pokazujący Lili swoją kolekcję rakiet kosmicznych. Chłopiec fascynuje się astronomii. W jego pokoju było chyba z dwadzieścia różnych książek o gwiazdach, planetach i kosmosie.
- A dobrze. Potrzebuję lodów, jakiejś komedii romantycznej i chusteczek.- zaczęłam wyliczać na palcach.
- To weź go po trzymaj.- podniosła się, podając mi Łukę.
- Hej mały. Co tam u ciebie?- zaczęłam go kołysać. Blondyn przywitał mnie gaworzeniem.
W tym czasie Sonia przeszukiwała wszystkie szafki.
- A jak ty się czujesz Rose?- spytała Karolina. Widziałam, że się o mnie troszczy. Miała w oczach identyczny blask co mój mąż.
- Puki jest ze mną Dymitr czuję się dobrze. I nie chcę myśleć o wczoraj.
Dampirzyca skinęła tylko głową i wróciła do poprzedniego zajęcia. Jednak widziałam ukradkowe spojrzenia, które mi rzucała. Może nie chciała ciągnąć tematu, ale dawała mi znaki, że mam wsparcie w całej ich rodzinie.
- Proszę.- najstarsza z sióstr położyła przede mną trzy pudełka lodów, cały zestaw chusteczek i cztery płyty z filmami.
- Dzięki.- podałam jej dziecko, co spotkało się z niezadowoleniem malca. Ale gdy tylko Łuka wylądował na rękach mamy, wtulił się w nią z miłością.
Zabrałam ze stolika to, co przygotowała mi Sonia i wróciłam do salonu. Zastałam tam ukochanego, tulącego zapłakaną Olę. Postawiłam wszystko na stoliku do kawy i objęłam kobietę.
- Cii.. spokojnie. On nie jest wart twoich łez. Hej, popatrz na mnie.- poprosiłam podnosząc jej głowę za podbródek. Wzięłam chusteczkę i wytarłam dampirzycy mokre od łez policzki. Uśmiechnęłam się do niej, co odwzajemniła.- Jesteś bardzo piękną kobietą, która może mieć każdego. Wystarczy uwierzyć w siebie.
- Ale ja nie chcę każdego. Ja chcę Wincentego.- rozpłakała się jeszcze bardziej, chowając twarz w dłoniach. Chwilę się zastanowiłam.
- Mam pomysł.- podniosła na mnie wzrok. W oczach Aleksandry zauważyłam nadzieję, ale i niepewność. Nie wiedziała, czy tego chce.- Dzisiaj o tym zapomnimy,- pokazałam na stolik.- a jutro sprawimy, że będzie cię błagał o powrót. Zgoda?
Dampirzyca pokiwała energicznie głową.
Popatrzyłam na męża.
- Ja nigdzie się stąd nie ruszam.- uparł się.
- Dymitr jesteś pewny? Czeka nas maraton romansideł. To z osiem godzin przynajmniej.- uświadomiłam go.
Jednak Bielikow już podjął decyzję. Wzruszyłam tylko ramionami. To jego decyzja. Włączyłam pierwszy film. Nie lubię dennych filmów, jakimi są komedie romantyczne, ale czego nie robi się dla przyjaciół. Na pierwszy ogień poszły lody pistacjowe. Po trzech godzinach Dymitr już zasypiał, ja udawałam, że choć trochę przejęłam się wypadkiem głównego bohatera, a Ola kończyła trzecią paczkę chusteczek. Po następnym filmie mój mąż cicho pochrapywał. Stłumiłam cichy chichot. Właśnie skończyłyśmy lody tropikalne i otworzyłam bakaliowe. Trąciłam nową przyjaciółkę i popatrzyłam na śpiącego. Wzrokiem powędrowała za moim.
- Ja go nie będę wynosiła na górę.- stwierdziła powstrzymując śmiech, co nie za bardzo jej wyszło.
- No ja tym bardziej.- parsknęłam śmiechem.- Mam nadzieję, że kanapa jest wygodna na dłuższą metę.
- Obawiam się, że sama się o tym przekonasz.- zaśmiała się jeszcze głośniej. Nie rozumiałam, o co chodzi. Za jej przykładem popatrzyłam na swój brzuch. Nawet nie poczułam, kiedy Dymitr zaplótł ramiona wokół mojej talii. No pięknie. Czyli zostaję tu na dłużej.
- Poczekaj chwilę.- powiedziała dampirzyca wstając.
- Wiesz, zbytnio nie mam jak uciec.- popatrzyłam na nią z ironią, na co jeszcze bardziej się zaśmiała. Przynajmniej humor jej się poprawił.
Podeszła od tyłu do wersalki. Chwilę coś robiła przy lewym i prawym rogu, po czym oparcie położyło się. Mój mąż, wyczuwając, że ma więcej miejsca posunął się i przyciągnął mnie bliżej siebie, tak, że leżeliśmy na łyżeczkę.
Gdy skończyliśmy wszystkie filmy, lody, a Ola opróżniła wszystkie pudełka chusteczek, wtuliłam się mocniej w ukochanego. W międzyczasie Olena przyniosła nam poduszki i kołdrę. Nasz gość dostał pokój na górze.
Jednak nie mogłam zasnąć. Czeka mnie jutro ciężka rozmowa. Muszę wyjaśnić sobie kilka rzeczy z Mikiem. Doigrał się chłopak. Zaczęłam obmyślać plan słodkiej zemsty. Zwłaszcza za skrzywdzenie Oli. Mi nic się nie stało dzięki Wiktorii. Gdyby nie ona i Dymitr to...
No właśnie. Co wtedy? Zgwałciłby mnie? A może tylko się zabawił? Nie wiem. Nie umiem teraz tego powiedzieć. To nie  był Wincenty. A przynajmniej nie takiego go znałam w akademii.
Nie mam pojęcia, jak długo tak myślałam, ale w końcu zmęczenie zwyciężyło. Przytuliłam się mocno do oplatającej mnie w pasie ręki i zasnęłam.

czwartek, 26 maja 2016

ROZDZIAŁ 149

Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam bramę, przez którą nie chciałam przechodzić więcej w życiu.
- Czemu idziemy na cmentarz?- zatrzymałam się gwałtownie.
- Ola lubi myśleć w samotności. Tutaj ma taką oazę spokoju. Jak Lissa na strychu kaplicy lubaja, modląc się. Teraz nie muszę, bo mam ciebie. Jednak jej potrzeba teraz wsparcia. Chodź.- pociągnął mnie za rękę, ale ja dalej staram w miejscu.- Roza, co się dzieje? Chyba się nie boisz?- zażartował.
Mi nie było do śmiechu. Przed oczami stanęły mi wspomnienia z mojej pierwszej podróży tutaj. Obrazy migały mi jak klatki w filmie. Filmie, którego nie chcę więcej oglądać.

Siedziałam w pokoju, otoczona Bielikównami. Opowiadałam jak to ich dzielny syn, wnuk, brat, wujek oddał życie za morojów.

Klik!

Siedzę przy ognisku, patrząc jak wszyscy opłakują śmierć dzielnego wojownika. Mojego Dymitra.

Klik!

Msza pogrzebowa w kaplicy. Rzeźba anioła. Wspomnienie ze stacji benzynowej.

- Roza.- do rzeczywistości przywołał mnie głos ukochanego. Trzymał mnie w ramionach.- Spokojnie skarbie, jestem tu. Nie płacz.
Popatrzyłam na niego. Teraz dopiero zauważyłam mokre krople spływające po moich policzkach. Dymitr starł mi je kciukami, jak to miał w zwyczaju.
- Wiem i dalej jestem bardzo szczęśliwa, że to ty.- przytuliłam się do jego klatki piersiowej.- Kocham cię.
- Ja ciebie też Roza.- głaskał mnie po głowie, co bardzo mnie uspokajało.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz tam iść...
- Nie, nie. Chcę. Ty zmierzyłeś się z duchami przeszłości, teraz moja kolej. - odsunęłam się od niego, już spokojna. Nie płakałam, ale byłam lekko otępiała. Wzięłam kilka głębokich oddechów.
- A powiesz mi chociaż, co cię trapi.
- Zobaczysz. Ale nie wiem czy powinieneś, a co dopiero chcesz.
- Dla ciebie zniosę wszystko Roza.
- Dobrze, chodź.
Poprowadziłam go dobrze znaną mi ścieżką, choć szłam nią tylko raz, a myślałam, że jeśli tu wrócę to pęknie mi serce. Po kilku minutach zbliżaliśmy się do nowego nagrobka. Stanęłam przed nim. Bałam się na niego spojrzeć. Autentyczne bałam się. Jednak w końcu podniosłam wzrok na marmurową płytę. Napis głosił:

Dymitr Bielikow.
Ur. 26.12.1985
Zm. 18.03.2010
Zginął w bohaterskiej akcji odbicia zakładników strzyg po bitwie w Akademii świętego Władimira. Ciała nie odnaleziono. Oddał życie, jak wielu by chciało.
Niech spoczywa w pokoju

Ostatkiem sił powstrzymałam łzy.
- Roza.- nie zareagowałam. Odwrócił mnie do siebie i popatrzył w moje oczy.- To tylko kawałek betonu, z nic nie wartym słowami. Ja tu jestem i nigdy cię nie opuszczę. Nawet jakbym znalazł się tam,- wskazał nagrobek.- to i tak będę przy tobie.
- Zostaniesz moim aniołkiem stróżem?- uśmiechnęłam się smutno.
- Zawsze kwiatuszku.- uśmiechnął się.- Dla ciebie wszystko.
Chciał mnie przytulić, ale to mi nie wystarczyło. Zarzuciłam mu ręce na kark i podeszłam bliżej. Poczułam jego silne dłonie na tali.
- Ja tiebia liubliu.
- Ja tiebia toże liubliu Roza.
Po długim oczekiwaniu, nasze usta spotkały się w słodkim pocałunku.
Po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie. Mąż złapał mnie za dłoń i pociągnął w dalszą drogę. Tym razem to on kierował. W oddali zobaczyłam czarną szopę włosów. Podeszliśmy bliżej i usłyszałam szloch. Już wiedziałam kto to jest. Puściłam strażnika, pobiegłam i przytuliłam Olę. Na początku się wystraszyła, ale zaraz oddała uścisk. Kołysałam się z nią w objęciach, w lewo i prawo, uspokajająco głaszcząc ją po plecach.
- Ja go kochałam, a on był takim daniem.- szlochała.
- Wiem skarbie. Nie myśl teraz o tym. On nie był ciebie warty.- próbowałam ją pocieszyć.
- Nienawidzę go. Nienawidzę morojów. Nienawidzę mężczyzn.- zaczęła krzyczeć, wygrywając się i nerwowo chodząc dookoła.- To wredne świnie, myślące jedynie o sobie. Nie warte jakiejkolwiek uwagi. Każdemu zależy na jednym.- po chwili znów się we mnie wtuliła.- Już planowaliśmy ślub.
- Spokojnie. Chodźmy może już stąd. Co tu właściwie robisz?
- Tu...tu jest pochowana moja mama.- wskazała na grób niedaleko nas. Na zdjęciu była uśmiechnięta kobieta, na oko przed czterdziestką. Miała podobne rysy twarzy, co Ola, ale włosy kompletnie inne. Były jasne i proste.- Zawsze tutaj szukam spokoju. Ale możemy iść.
Wstała chwiejnie na nogach. Pomogłam jej zachować równowagę. Dopiero gdy spojrzała przed siebie, dostrzegła mojego towarzysza.
- Dimka?!- zdziwiła się i pobiegła do mojego męża. Te rozłożył ręce i zamknął ja w objęciach. Poczułam lekkie ukłucie zazdrości, ale szybko je stłumiłam. Teraz potrzebne jej wsparcie,a na Bielikowa mogła liczyć. On był jej najlepszym przyjacielem. Był jak jej brat. Ukochany popatrzył na mnie przepraszająco, jednak ja pokazałam mu, że się nie gniewam. Uśmiechnął się w podziękowaniu. Podeszłam do niej i również o objęłam.
Razem doszliśmy do naszego domu. Mój mąż posadził ja na kanapie. Od razu usiadłam z jej jednej strony. Strażnik poszedł po coś do kuchni.
- Jak się czujesz?- spytałam z troską.
- Już trochę lepiej. Dziękuję,że ze mną jesteście.
- Przyjaciele Dymitra, to moi przyjaciele. Chcesz o tym pogadać?
- N..nie.- głos jej lekko zadrżał z emocji.
- Proszę.- do pokoju wszedł mój ukochany. Na stole postawił trzy kubki z czekoladą.
- Dzięki.- powiedziałyśmy równocześnie, sięgając po naczynia.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Gdy się uspokoiłam, upiłam łyk napoju. Reszta zrobiła to samo. Jednak Ola wciąż była przygnębiona. Przytuliłam ją.
- Wiecie, co jest najgorsze?- dampirzyca przerwała ciszę.- Ja dalej go kocham.- po policzkach zaczęły lecieć jej łzy. Dymitr momentalnie usiadł po jej drugiej stronie i też ją przytulił.
- Musisz dać sobie więcej czasu.- zaczęłam ją pocieszać.- Po tym co się stało, mi też trudno określić, kim dla mnie jest. Wróć do treningów, poukładaj to sobie i najważniejsze, nie rozmawiaj z nim. Zobaczysz co on zrobi i zdecydujesz co dalej.
- Właśnie.- poparł mnie Bielikow.- To twoje życie i tylko ty decydujesz, co będzie dalej. Jeśli będzie chciał to będzie o ciebie walczył.
- A Jeśli nie, to jest świnią większą od Ralfa, nie przejmującą się uczuciami kobiet. Najważniejsze, to żebyś dała sobie czas.- dziewczyna pokiwała głową, na znak, że rozumie.- Ej, wiesz co jest najlepsze na złamane serce?- nie czekając na odpowiedz, wparowałam do kuchni.

wtorek, 24 maja 2016

ROZDZIAŁ 148

Hej, mam dla was dobrą wiadomość. Nie, nie zrezygnowałam z wyjazdu na rzecz bloga. Ale okazało się, że w klasztorze też jest cywilizacja. A cywilizacja=internet. Wniosek: będą rozdziały. Wczoraj nie było, bo się tego nie spodziewałam. Postaram się wstawić dzisiaj jeszcze jeden, ale nic nie obiecuję. Mam nadzieję, że się cieszcie. A teraz zapraszam na kolejny rozdział. :-*
_________________________________________________________
Wróciłam do pokoju, mając nadzieję, że mój mąż się jeszcze nie obudził. Na szczęście spał twardo obśliniając całą poduszkę. To był uroczy widok. Jednak Dymitra nie wydawał się być bardzo szczęśliwym. Zmartwiłam się. A co jeśli znów śni mu się jak był strzygą? Jednak uspokoiłam się, gdy ręką poruszył po mojej stronie łóżka. To ja byłam powodem jego niezadowolenia. A raczej brak mnie. Podeszłam z kubkiem "magicznej mikstury" i położyłam go na szafce nocnej. Delikatnie musnęłam jego czoło najpierw ręką, a później ustami. Uśmiechnął się błogo, co sprawiło, że się uśmiechnęłam. Zdjęłam swoje ubrania, zajęłam swoje miejsce u jego boku i pozwoliłam mu się objąć. Tym razem to ja byłam wyżej, więc po chwili miałam jego głowę na piersi. Przytulił mnie mocniej do siebie, jak małe dziecko misia. Patrzyłam jak słodko się uśmiecha. Czuł się bezpieczny i kochany.
Przypomniało mi się, jak spaliśmy w namiocie, podczas naszej ucieczki. Leżał dokładnie w tej samej pozycji. Prawie mnie tam pocałował. Szkoda, że jednak ten pocałunek nie miał miejsca.
Nieświadomie zaczęłam bawić się jego włosami. Owijałam na palcu brązowy kosmyk, gdy wróciłam do oglądania pokoju.
Koło biurka stoi regał z książkami. Pomiędzy nimi ustawione są małe figurki kowbojów i indian. Zauważyłam też matrioszki ułożone wielkością i kilka ramek ze zdjęciami. Nad drzwiami wisiał mały krzyżyk. Sam Dymitr może nie chodził często do kaplicy, ale jego rodzina należała do tych średnio wierzących.
- Roza.- usłyszałam cichy jęk. Dymitr złapał się się za głowę.
- Dzień dobry, towarzyszu.- uśmiechnęłam się.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry. Boże, poco ja wczoraj tyle piłem?!
- To prawda. Trochę sobie popiłeś.- potwierdziłam. Popatrzył na mnie spod byka. Pochyliłam się nad nim, złapałam kubek z odżywczym płynem i podałam mu go.- Lepiej się napij, bo jesteś strasznie marudny.
Ukochany wziął naczynie i bez wahania opróżnił jednym łykiem. Skrzywił się lekko, ale po chwili odetchnął głęboko. Od razu widać, że czuje się lepiej.
- Dziękuję Roza- pocałował mnie namiętnie.
- Nie ma za co. Lubię się tobą opiekować.
- Wcześniej nie musiałaś się mną opiekować.- zmarszczył brwi, myśląc o tym.
- Wiem i bardzo tego żałuję.
- Och Roza.- pokręcił głową.
- Ej. Ja też mam potrzebę zapewnienia ci bezpieczeństwa. Dobra koniec tematu. Wstawaj i idź na śniadanie.- popatrzyła na zegarek.- Dobra, obiad.
- Wolę zostać tutaj.- przesunął się bliżej mnie.- Razem z tobą.
- Też chętnie bym została...
- Ale...?
- Ale Olena już się niecierpliwi. No wstawaj.
Sama, nie czekając na niego się podniosłam. Na pewno by mnie złapał, ale wciąż był otępiały przez kaca. Podeszłam do okna i je otworzyłam. Wciągnęłam głęboko w płuc mroźne powietrze późnej jesieni. Odwróciłam się do męża, a raczej wypukłość pod kołdrą, która nim była. Westchnęłam ciężko. Nie wierzę. Gorzej niż dziecko. Szybko ściągnęłam z niego kołdrę. Patrzyłam jak na oślep szuka okrycia. Ostrożnie otworzył oczy, ale gdy tylko pierwsze promienie światła przebiły się przez przymknięte powieki, zacisnął je mocno, chowając głowę w ramieniu.
- Błagam, Rose miej litość.- odezwał się.
- Przykro mi towarzyszu. Patrz jaki piękny dzień. Szkoda go na leżenie w łóżku. Po za tym, obiecałeś uczyć Lili. Jak za dwadzieścia minut nie będziesz jadł śniadania, sama ją nauczę, a do ciebie wyślę Sonię i Wiktorię.- pogroziłam.
- Okey, okey. Już wstaję. Daj mi chwilę.
- Masz pięć minut.
Tak jak zażądałam, pół godziny później Dymitr odłożył talerz do mycia. Lili poszła na spacer z Pawką i Zoją. Gdy przechodziliśmy koło salonu, usłyszeliśmy śmiechy. Zaciekawieni weszliśmy po cichu. Na kanapie siedziały siostry strażnika. Oglądały coś na telewizorze. Karolina nie wydawała się zachwycona, za to pozostałe Bielikówny zwijały się ze śmiechu. Na palcach podeszliśmy do nich i wyskoczyliśmy na nie z wielkim "buu". Wszystkie podskoczyły ze strachu, a teraz my się śmialiśmy.
- Ciekawa jestem czy będziesz tak radosny, gdy dowiesz się co oglądamy.- Wiktoria palnęła go w ramię.
Mój mąż złapał ją i zaczął łaskotać.
- Dimka przestań!... Zostaw mnie... Ratunku!- wolała przez śmiech młoda. Reszta nie starała się powstrzymać uśmiechu. To był piękny obrazek, którego teraz jestem częścią. Ta myśl wprawiła mnie w jeszcze lepszy nastrój. Wiki szybko się poddała. Usiedliśmy razem na kanapie, ale Dymitr wziął mnie na kolana.
- A co właściwie oglądacie?- spytał głaszcząc mnie po nogach. Wygodnie oparłam się o jego tors.
- No cóż. - zaczęła Sonia.- Nasza najmłodsza, genialna siostrzyczka wczoraj, w całym domu i ogrodzie ustawiła kamery. Tak więc pokazujemy naszej pijących,- tu wskazała Karolinę.- jak dobrze się bawiła, bo sama nie pamięta.
- Ja w sumie też mało sobie przypominam.- stwierdził mój ukochany.
- A co pamiętasz?- spytałam.
- Ostatnia była historia wujka Eryka o tym jak ciocia Linda wpadła do studni.
- A później nastąpiła noc przygód.- zaśmiałam się cicho.
- O co ci chodzi Roza?- Dymitr nic nie rozumiał.
- Oglądaj to się dowiesz.- podsumowała lekko naburmuszona Karolina.
Chłopak, który trzymał ją za kolano, szepnął coś do niej, na co dziewczyna się zarumieniła.
Sonia włączyła film od początku. To prawda, mój mąż nie był zadowolony ze swojej postawy. Niekiedy wręcz zszokowany i oburzony. Robił wtedy bardzo dziwną minę i wszyscy wybuchali śmiechem. No oprócz niego. Po filmie rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę. Nasza dwójką postanowiła się przejść.
- Rose,- po pewnym czasie odezwał się mój mąż.- czemu mi na to wszystko pozwalałaś? No wiesz, wczoraj.- dodał widząc moją zdziwioną minę.
- Po pierwsze, kocham Cię i nie chciałam, po drugie i tak pewnie nikt nic nie pamięta, a po trzecie, co miałam zrobić? Jesteś silniejszy.
Nagle coś mi się przypomniało.
- Też cię kocham, Roza.- cmoknął mnie.
- Dymitr? A pamiętasz z wczoraj, jak poszłam po picie i w domu spotkałam Wincentego?- spytałam ostrożnie.
Od razu cały się spiął. Poczułam to, ponieważ byliśmy mocno wtuleni w siebie.
- Roza proszę cię, więcej się do niego nie zbliżaj beze mnie. Tak bardzo się o ciebie bałem. Nie chcę myśleć co by było, gdybym nie zdążył. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym was stracił.- mocniej mnie przytulił, jakby chcąc zapewnić bezpieczeństwo i zsunął swoją dłoń na mój brzuch.
- Teoretycznie nie stanowi dla mnie zagrożenia. Zawsze uważałam go za przyjaciela. Był pijany, ale normalnie nie zrobił by mi krzywdy.- sama nie wierzyłam w swoje słowa. To prawda, bałam się go.- Dziękuję za to, że Cię mam. Ale jest ktoś kto jest sam.-popatrzyłam na niego. Zrozumiał o co mi chodzi. Złapał mnie za rękę, a nasze palce splotły się ze sobą.
- Choć Roza. Trzeba kogoś odwiedzić.

niedziela, 22 maja 2016

Wycieczka.

Jak pewnie zauważyliście, to nie rozdział. Aż tak dobrze nie ma. A wręcz przeciwnie. Przez najbliższe dwa dni nie będzie rozdziału. Powód jest? Oczywiście. Mozna się go domyśleć z tytułu. Jadę na wycieczkę szkolną. Najszybciej wrócę w środę. Ale nie martwcie się, wszystko nadrobię. Przez dwa/ trzy dni będą dwa rozdziały dziennie (zależy czy w środę będę miała internet). No chyba, że jakimś cudem okaże się, że w klasztorze jest wi-fi.( tak jadę na obóz naukowy do klasztoru. Potworność.) No to chyna na tyle. Milego tygodnia. Juz nie długo do końca roku. Kto się cieszy? Mam też propozycję. Jeśli by wam się nudziło, bardzo chętnie przyjmę jakieś pomysły na przygody naszej dwójki bohaterów. Albo jakieś prezenty( w końcu niedługo święta i urodziny Dimki💖) Możecie pisać w komentarzach. Buźka kochani. Liczę na waszą kreatywność. :-*

ROZDZIAŁ 147

Obudziły mnie jasne promienie słońca.
Cholera! 
Wczoraj, a raczej dzisiaj byliśmy tak zajęci sobą, że o tym nie pomyślałam. Ostrożnie wyplątałam się z objęć Dymitra. Lekko się poruszył, jednak spał dalej. Od jego rodziny dowiedziałam się, że w młodości był wielkim śpiochem, ale to zmieniło się wraz z obowiązkami strażnika. No bywają wyjątki, takie jak picie i zabawa przy ognisku do czwartej rano. Popatrzyłam na stary zegar w rogu pokoju. Bardzo ładnie się komponował z kowbojskim wystrojem pomieszczenia. Była już dziesiąta. Wczoraj prawie każdy zaproszony zabalował. Co za ironia, ale z całego domu, mieszczącego w tej chwili jedenaście osób. Wczoraj pijanych były trzy.
Ciekawe jak czuje się Karolina. Z tego co słyszałam, to zaprosiła chłopaka na noc. (Dlatego jedenaście. Przyp. aut.) Mam nadzieję, że nie obudzili dzieci. Mogła by im zostać trauma do końca życia.
Po cichu podeszłam do okna i zasłoniłam je. Usta strażnika lekko się poruszyły do góry. Chciałam wrócić do łóżka, ale przypomniało mi się coś jeszcze. Normalna osoba, po takiej ilości alkoholu, jaką spożył mój mąż, nie jedna osoba z akademii spała by cztery dni, a później popełniłaby samobójstwo, aby tylko przestała boleć ją głowa. Mam nadzieję, że z nim będzie trochę lepiej.
Założyłam na bieliznę z wczoraj, ale nigdzie nie mogłam znaleźć swoich wczorajszych ubrań, a szafa strasznie skrzypiała. Miała już swoje lata. Nie zdziwiłbym się, gdyby Jewa chwała tam kiedyś swoje zabawki. Obie były bardzo wiekowe.
Nie mając większego wyboru, ubrałam za dużą koszulkę ukochanego i dresy, które zostawiłam na krześle. Od razu otulił mnie jego zapach. Zaciągnęłam się nim, wiedząc, że zaraz się przyzwyczaję i przestanę go czuć. Świadoma jego bliskości przejrzałam się pomieszczeniu. Różnił się ogromnie, od tego, który zobaczyłam przy pierwszej mojej wizycie. A jednak jest taki sam, odkąd mały Dimka wyjechał stąd, zdobywać doświadczenie i uczyć seksowną, piękną, zadziorną Rose Hathaway o cięty języku, która wywróciła jego świat na głowie tak, że ja dla niej stracił. W tym jednym zdaniu połączyłam dużo jego zdań, którymi opisywał nasze wspólne życie, jeśli tak to można nazwać.
Wracając. To nie pokój się zmienił, a moje postrzeganie go. Wtedy był wspomnieniem po ukochanym, najlepszym trenerze, uczuciu, które nie miało prawa istnieć. I przypominało mi o poświęceniu, jakie wykonałam, żeby spełnić jego ostatnią wolę. Szybko pokręciłam głową, aby otrząsnąć się z tych myśli. Teraz czułam się tutaj dobrze. Jak w domu, gdzie zawsze ktoś mi pomoże, są ludzie pełni miłości i warci zaufania. Poznaję dzieciństwo, a tym samym kawałek życia i świata mojego męża. To również kawałek mnie. Te plakaty, zdjęcia, książki o kowbojach. To tu zaczęła się jego pasja do Dzikiego Zachodu. A dokładniej piętro niżej, przy regale z książkami napisanymi cerlicą. To tu wracał po szkole, do rodziny, zawsze czekającej mamy, bawiących się sióstr. Spacerując po już starym, ale czystym i zadbanym dywanie, dotknęłam brązowego, dębowego biurka i krzesła pod oknem, przy którym odrabiał lekcje. Tak zwyczajnie. Pewnie zapraszał tu kolegów, albo wychodzili biegać po dworze. Wszystko zawsze było ładnie poukładane. Dymitr lubi mieć porządek. Już oczami wyobraźni widzę, jak po odrobieniu zadania domowego, odkłada ołówki i długopisy do kubeczka w prawym rogu. Dalej tam stał. Obok był przybornik, na inne przydatne rzeczy. Na półkach miał poukładane figurki, jakieś ozdoby, według wielkości i znaczenia...
Nagły ruch na łóżku zwrócił moją uwagę. Na szczęście strażnik spał w najlepsze.
Na palcach opuściłam pokój i zeszłam na dół. W kuchni były już Olena, Sonia i Wiktoria. Przechodząc koło salonu, zauważyłam bawiące się tam dzieci. Łuka jednak był z kobietami, na kolanach swojej rodzicielki.
- Dzień dobry Rose.- przywitała mnie teściowa.
- Dzień dobry mamo.- w ostatniej chwili powstrzymałam się, żeby nie powiedzieć jej imienia.- Co dobrego robisz?
Starsza kobieta stała przy kuchence i coś mieszała. Po pomieszczeniu rozchodził się cudowny zapach.
Najmłodszy członek rodziny wyciągnął rączki w moim kierunku, gdy tylko mnie zauważył. Przeszłam obok Soni, wierzącego się na jej kolanach chłopca i Wiktorii. Słodziak od razu się do mię wyszczerzył w bezzębnym uśmiechu.
- Hej, mały.- zwichrzyłam mu ręką włosy, na co jego uśmiech się poszerzył jeszcze bardziej.
- Na śniadanie dla śpiochów będą bułeczki z kaszą jaglaną.- odpowiedziała kobieta.- Wiesz może, o której mój syn ma zamiar łaskawie zaszczycić nas swoją osobą?
- Myślę, że nawet on tego nie wie.- westchnęłam po czym wszystkie zachichotałyśmy.
- Rose, - moją uwagę zwróciła Wiki.- masz ładną bluzkę. Pasuje ci.- zaśmiał się.
- Też tak uważam.- podzieliłam ich dziś dobry humor.
- Nie możecie być choć odrobinę ciszej?- do kuchni przyszła Karolina. Wyglądała jak śmierć. Cała blada, podkrążone ochy i chodziła, jakby w każdej chwili miała zemdleć. Z górnej szafki nad blatem wyjęła dwa kubki, nalała do nich wody i sięgnęła po jakiś słoiczek stojący na meblu, w kącie. Otworzyła go, a do każdego naczynia wlała po łyżeczce mikstury, dodała trochę miodu i cytryny, po czym zaczęła z jednego pić. Gdy opróżniła kubek, wyglądała odrobinę lepiej. I już nie próbowała zabić wzrokiem. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, z wdzięcznością.
- Rose dziękuję, że położyłaś moje dzieci spać.- uścisnęła mnie.
- Nie ma za co? Jesteś przy nich dwadzieścia cztery na dobę, to choć raz należy ci się zabawić i odpocząć.
- Jeszcze raz dziękuję.- puściła mnie i z drugim kubkiem poszła na górę.
Wzięłam w ręce słoik, który młodsza siostra Bielikowa wcześniej trzymała.
- Co to jest?- spytałam, uważniej przyglądając się zawartości naczynia. Była to bordowa ciecz z jakimiś listkami na dnie.
- Wyciąg z ziół.- wytłumaczyła kobieta, przy kuchence.- Pomaga na różne dolegliwości, jak migrena, bóle brzucha przy okresie, czy głowy od kaca. Jest też dobra na chorobę i wzmocnienie odporności.
- Ale ma okropny smak, który maskujemy miodem i cytryną.- dodała najmłodsza z obecnych kobiet.
- Bo lek ma pomóc, nie smakować.- zauważyła ich matka.
Nie słuchając ich sprzeczki sięgnęła po ulubiony kubek na kawę Dymitra. Powtórzyłam czynności Karoliny i już miałam wyjść gdy zatrzymał mnie głos kobiety.
- A dokąd to się wybierasz młoda panno.
- Ja...- nie dała mi szans na odpowiedź.
- Siadaj tu i jeszcze.- na stole postawiła trzy talerze z kaszą, jeden z bułkami i trzy słoiki z dżemami i konfiturami.- Znając Dimke jeszcze chwilę masz dla siebie.
Chciałam zaprotestować, ale zapach był zbyt kuszący, a mój żołądek zbyt pusty.
- Jak jeszcze chwilę zostanę, chyba nic się złego nie stanie.- powiedziałam zajmując wolne miejsce. Olena uśmiechnęła się triumfalnie.