- No dobrze - podniosłam się.- Zdam się na twój gust. Tylko mnie nie zawiedź.
- Ciebie Roza nigdy. Tylko dla mnie, jeśli wychodzisz i nie idziesz ze mną na randkę, najlepiej w sukni zakonnej.
- Jesteś aż tak zazdrosny?-rozglądałam się po pokoju, szukając szczotki.
- Roza, jestem zazdrosny o każdego mężczyznę, który na ciebie patrzy - usłyszałam z pomieszczenia obok. W końcu znalazłam to, co było mi potrzebne i skierowałam się do toaletki. Po drodze chwyciłam serum do włosów.- Jesteś niesamowitą i pociągającą kobietą, od której nie można oderwać wzroku. Ale tylko ja mogę mieć cie dla siebie.
- Skoro to wiesz, nie musisz być zazdrosny.
Usiadłam przy lusterku i nalałam na dłonie oleistą ciesz. Zaczęłam wcielać ją w mokre włosy. Jednak moje ręce zmarły, gdy dokładnie przejrzałam się swojemu odbiciu.
- Dymitr?!
- Tak, kochanie?- mój ukochany wyszedł z garderoby już ubrany.
Stanął za mną i oparł dłonie na moich ramionach.
-CO TO JEST?!- każde słowo wolno zaakcentowałam, wskazując na szyję.
- Bardzo ładne ślad.- uśmiechnął się mój mąż.
- Ciekawe skąd się tam wziął?- spytałam sarkastycznie.- Czy ty, dwudziestopięcioletni, poważny strażniku Dymitrze Bielikow, zrobiłeś swojej o siedem lat młodszej żonie malinkę?
- Jeśli nie spędzałaś wczorajszej nocy z kimś innym, to tak. Przyznaję się.
- No pięknie.
- Pasuje ci- uznał i wrócił do garderoby.
- Dlatego, że zrobiłeś ją ty?- krzyknęłam.
Czesząc włosy, kombinowałam jak zasłonić ślad po wczorajszym wieczorze.
- Też- odkrzyknął.
- Jak już coś wybierzesz, to znajdź mi jeszcze jakąś chustę- spięłam włosy w ulubiony sposób Dymitra.
- Po co ci?- ukochany wyszedł z sukienką.
Wstałam i podeszłam do niego. On położył materiał na łóżku i spojrzał na mnie z pożądaniem. Sukienka była różowa do kolan i w długi rękaw. Nie było już tak ciepło.
- No chyba jakoś muszę to zasłonić.
- Jak dla mnie może zostać.- przytulił mnie i pocałował w czoło.- Niech wszyscy widzą jakie mam szczęście i że jesteś tylko moja.
Musnął wargami moje usta. Jednak ja pogłębiłam pocałunek. Nim się obejrzałam, plecami opierałam się o ścianę i napierało na mnie ciało strażnika. Mocno przyciskał moje ręce w nadgarstkach. Dawno nie dostałam takiego pocałunku. Ostatni raz tak się na mnie żarliwie rzucił podczas jednego z treningów. Oskarżyłam go o próbę kontrolowania sytuacji. Teraz miał pełną kontrolę, ale nade mną. Kiedy się odsunął oddychałam ciężko. Dymitr też.
- No Towarzyszu, przechodzisz dzisiaj samego siebie. Aż boję się zejść na śniadanie.
- Przyjmuję wyzwanie- uśmiechnął się cwanie.- Za godzinę chcę was widzieć na dole, gotowe do drogi.
- Tak jest!- zasalutowałam z uśmiechem.
Bielikow pocałował mnie w usta, a następnie w czoło i wyszedł. Przez chwilę patrzyłam w drzwi, za którymi zniknął. Następnie ubrałam się i poszłam do łazienki. Poczułam ciepło i dreszcz podniecenia, gdy wspomniałam o tym, co się tu stało. Ile miłości i ufności można dostać w ciągu godziny. To niesamowite. Podeszłam do lusterka i zaczęłam się malować. Myślałam, czy nie zatuszować malinki, ale Dymitr miał rację. Niech inni patrzą i zazdroszczą nam, że możemy sobie na to pozwolić. Mu będzie zazdrościć dużo mężczyzn, a mi każda kobieta na Dworze. Obydwoje mamy powodzenie w śród osób przeciwnej płci. Mogliśmy mieć każdego, ale nie. My musieliśmy wybrać siebie, wtedy bez szans na wspólną przyszłość. Wiele wycierpieliśmy, raniliśmy siebie i innych, ale udało nam się. Teraz nie tylko my możemy być szczęśliwi, a wszyscy strażnicy na świecie, który chcą stworzyć rodziny. No pod warunkiem, że nie zagraża to życiu ich podopiecznych.
Skończyłam makijaż i wróciłam do pokoju. Następnie poszłam obudzić Lili. Mała spala jak zabita. Skrzywiłam się na to porównanie. Nie zbyt trafione w świetle ostatnich wydarzeń. To było zaledwie dwie noce temu, a już bardzo pokochałam dziewczynkę. Ciekawe czy wpływ na to ma nasze pokrewieństwo? Czy jakby nie była moją siostrzyczką, też tak szybko bym ją przygarnęła?
Dość!
Mam ją obudzić, a nie zastanawiać się o nie wiadomo czym. Podeszłam do łóżka i lekko potrząsnęłam małą.
- Lili czas wstawać.- powiedziałam, gdy się poruszyła.
Wyciągnęła się i przetarła oczka piąstkami.
- Gdzie ja jestem?- spytała wciąż zaspana.
- W swoim pokoju. A teraz zbieraj się. Za dziesięć minut śniadanie, a potem jedziemy na Dwór. Do pałacu samej królowej morojów.
Oczy dampirzycy od razu się rozszerzyły.
Podeszła do szafy i zaczęła ją przeszukiwać.
- Rose, pomożesz mi?- spytała.- Chyba wypadało by jakoś wyglądać przed jej wysokością.- uśmiechnęła się lekko zakłopotana.
- Oczywiście.
Podeszłam do niej i zobaczyłam zawartość mebla. Nie był to za duży wybór. Dwie różowe, jedna zielona i trzy niebieskie. Większość bardziej proste, takie letnie. Jedna niebieska była ewidentnie balowa. Pewnie na karnawał. Popatrzyłam na sukienki, a potem na nią. Wyciągnęłam zieloną sukienkę. Była do kolan z falbankami, ale nie bufiasta. Na wieszaku obok była brązowa katanka. Ją też podałam dziewczynce. Szybko się przebrała.
- Jak wyglądam?- spytała obracając się dookoła.
- Przepięknie.- uznałam.- Ale jak będziemy wracać, pójdziemy na zakupy. Kurtkę zdejmij, bo tutaj jest ciepło. Ubierzesz ją jak będziemy wychodzić. I jakieś rajstopy załóż, bo na dworze robi się zimno.- rany, zaczynam zachowywać się jak nad opiekuńcza matka. To wcale nie jest normalne. Przynajmniej nie dla mnie.
- Dobrze.- mała posłusznie wyciągnęła z innej szafki grube rajtuzy.
Spojrzałam na zegarek. No super! Ona może wiedzieć, która godzina, a my już nie. Na zakupach wezmę to pod uwagę.
Rose! Skup się! Ile to jeszcze będzie trwać? Godzina.
Jest siódma dwadzieścia.
- Dobra kochana , ale nie wypada się spóźnić, nawet takim pięknością jak my. Idziemy na śniadanie. Podeszłam dzisiaj kucharza i będzie coś wyjątkowego.
Dziewczynka podała mi rączkę i razem zeszłyśmy na dół.
Bielikow robi malinki!!! ❤❤❤💙💙💙 Kocham go! (Ehem... Tak na marginesie: Jestem sama w domu, Towarzyszu!!)
OdpowiedzUsuńŚwietny!
Lili! Taka słodka 😍😍
Czekam na następny i życzę duuużo weny!
Zazdrosny Dymitr :D Zaspana Lili przecierająca oczy piąstkami- mam przed oczami ten widok! Chcę na-stę-pny!
OdpowiedzUsuńI oczywiście pozdrawiam ;)
Malinkowy Strażnik Bielikow brzmi pięknie 😂😂😂😂.Lilli i Rose takie piękności. Rozdział super czekam na następny i życzę weny
OdpowiedzUsuńNoo... Od czego by tu zacząć? Może tak... Serdecznie gratuluję Ci dostania się do LBA �� Wczoraj przypadkowo znalazłam Twój blog na innym również o "Akademii Wampirów". Powiem, że było warto wejść i przeczytać. Zarwałam całą noc na przeczytanie od samego początku. Egzystencja Twojej twórczości jest fenomenalna. Troszeczkę irytowały mnie błędy ortograficzne, ale to nic. Przecież jesteśmy tylko ludźmi, mamy prawo się pomylić. Nie zostawiałam komentarza pod każdym rozdziałem, ponieważ uznałam, że zrobię to tutaj. Jesteś niesamowitą nastolatką. Bardzo dobrze wiem, jak ciężko połączyć naukę w liceum z codziennym pisaniem tak świetnego bloga. Tobie to się udaje doskonale. Czas na przeczytanie tego bloga upłynął mi tak szybko i błogo. Nawet nie widziałam kiedy nastała noc... ☺ Bardzo współczuję osobom, które czytały to na bieżąco. Ja bym nie wytrzymała z napięcia. Ten blog jest tak rewelacyjny, że aż brak mi słów. Po każdym czułym słowie bohaterów rozpływam się i na nowo wracałam do żywych.
OdpowiedzUsuńWcześniej pisałaś o konkursie na imię dla dziecka. Ja zastanawiałam się nad dziewczynką. Skoro to dzięki Lunie, Rose i Dymitr zostali obdarzeni dzieckiem, to może właśnie jej imię powinni dać dziecku. Taki romantyzm mnie poniósł. Przepraszam ☺ To tylko moja sugestia. Oczywiście zrobisz, co będziesz uważała za słuszne.
Uważam, że jesteś fenomenalna, w tym co robisz. Nie zmieniaj się dziewczyno.
Noo... Trochę Ci pomarudziłam, mam nadzieję, że to przeczytasz. Od dzisiaj pod każdym następnym rozdziałem znajdzie się mój komentarz.
Gorąco pozdrawiam ��
Skoro każdy dorzucił dwa grosze to i ja muszę coś dodać. Dymitr, mam takie jedno zasadnicze pytanie: "Co sie z Tobą dzieje?" Rozumiem, że Twoja samokontrola nawala, ale no ejj. Jeszcze te malinki.. OH Dymitr...
OdpowiedzUsuńTeraz parę słów do Ciebie Autorko:
Więc słuchaj... Rozdział cudowny i ciekawy jak zawsze. Pozdrawiam i czekam na Ciebie. Może w końcu mnie zajdziesz.