Strony

piątek, 12 lutego 2016

ROZDZIAŁ 48

Usiedliśmy na kocu i zaczęliśmy jeść.
- Kochanie, muszę ci to powiedzieć.- zaczęłam- Jesteś wspaniałym kucharzem, ale musisz popracować nad wyobraźnią. To smakuje jak jedzenie wszędzie, tylko nie w domu. Jest dobre, ale ty robisz lepsze.
- Och Roza. Żebyś ty wiedziała, jak moja wyobraźnia działa, kiedy jesteś blisko przy mnie.
- Myślę, że bardzo intensywnie. - zaśmiała się cicho.
Wtuliłam się w niego i postanowiłam zmienić krajobraz. Dalej byliśmy na plaży,ale teraz była noc. Gwiazdy świeciły na niebie, a nad morzem lśniły księżyc w pełni. Piknik zmienił się na ognisko, a w moich dłoniach pojawiły się patyki i paczka pianek. Podałam jeden kijek ukochanemu i otworzyłam pianki. I tak siedzieliśmy w ciszy, patrząc jak nasze pianki pieczą się w ogniu. Nagle wróciło do mnie wspomnienie z dzieciństwa i westchnęłam melancholicznie. Nic nam w tedy nie groziło. Byli inni, którzy nas bronili. Mogła do woli się bawić i cieszyć. Dymitr zauważył moją tęsknotę.
- Roza, co się dzieje?- spytał obejmując mnie ciasnej ramionami. 
- A nic, tylko przypomniało mi się jak jeszcze chodziłam do przedszkola. Rodzice Liss zaprosili mnie na rodzinny wyjazd pod namioty. Każdej nocy rozpalali ognisko i piekliśmy nad nim kiełbaski, pianki, podpłomyki. Tęsknię za takimi chwilami, kiedy byłyśmy małe i miałyśmy czas na zabawę. Zawsze chciałam spędzać tak czas z rodzicami, ale matkę rzadko widziałam, a ojca nie znałam. Moją rodziną stała się rodzina Lissy.
Dymitr zabrał mój patyk od ognia i wtedy zauważyłam, że pianki są gotowe. Były pyszne.
- Ja nigdy nie wyjeżdżałem nigdzie z rodziną. A nie! Raz pojechaliśmy do wujka Łuki. Miał domek w lesie nad jeziorem. Raz z siostrami poszliśmy pływać na kajakach. Miałem wtedy z osiem lat. Do dziś nie mam pojęcia, jak ja go wywróciłem. Po prostu w pewnej chwili byłem w wodzie.- zaśmiał się, a ja razem z nim.
- Miło tak powspominać dawne czasy z osobami, które są dla nas ważne.
- Kocham Cię Roza.- narzeczony pocałował mnie w szyję, a mi spadła pianka do ognia.
- No i widzisz, co na robiłeś- powiedziałam ze śmiechem.- przez ciebie spadła mi pianka.
On też zaczął się śmiać, ale nie przestawał całować mnie po szyi.
-Tak mi przykro. - nie wierzyłam w to.
- Chyba mieliśmy wspominać dawne czasy. - przypomniałam mu kiedy zsunął z mojego ramienia ramiączko od sukienki.
Ale jakiej sukienki. Była czerwona i nawet długa, tak za kolana. Na dekolcie miała diamentowe różyczki, a od pasa w dół ciągnęły się czarne wzorki w kształcie pnącza. W realnym świecie, pewnie kosztowała by fortunę.
- Towarzyszu, czy ty myślisz, że my będziemy to teraz robić?
- Czemu nie? Mamy czas dla siebie, jesteśmy sami, a ty jesteś taka pociągająca. Grzechem by było nie skorzystać.
Złapał mnie w tali i powoli zaczął ściągać ze mnie sukienkę. Rozpływałam się w jego ramionach. Odwróciłam się do niego przodem i nasze usta odnalazły się. Szybko pozbyłam się jego koszulki i spodni. Moja sukienka już leżała na piasku.Czułam, że pali mnie bielizna i tylko czekałam, aż Dymitr ją ściąganie. On jednak się z tym nie spieszył. Całował mnie namiętnie, przytulny tak blisko jakby chciał się do mnie przykleić na Superglu. Jego usta wróciły na szyję, ale nie zatrzymały się na niej. Schodził coraz niżej na dekolt, po mostku i kończąc na brzuchu. Chwilę na nim został, jednak tam też nie przestał. Schodził coraz niżej, teraz po nogach. Jego ręce znalazły się na moich pośladkach, kiedy tą samą drogą, zaczął wracać na górę. Nasze usta znowu się złączyły i nareszcie zaczął dobierać się bo mojego stanika. Ja w tym czasie zajęłam się jego majtkami. Po chwili, ubrania już nam nie przeszkadzały, a my napawaliśmy się naszą nagością. Oddychałam ciężko, a serce biło mi jak szalone. Nagle zrobiłam coś, co bardzo zdziwiło mojego partnera. Znalazłam się nad nim i nadałam szybsze tempo. Nie narzekał i poddał mi się. Rozumieliśmy się bez słów. Ruchy naszych ciał były jak taniec. Doskonale ze sobą współgrające. Jedno wiedziało czego oczekuje to drugie. Dłonie strażnika błądziły po moim ciele, zaczynając od pleców, tonęły w moich długich włosach, przez ręce i talię, kończyły swoją wędrówkę na mojej pupie. Niby jest tak samo jak w realnym świecie, ale jednak nie. Coś było inaczej, nie wiem co. Mój ukochany przytulił mnie mocno do siebie i nie chciał puścić. Pozwalał mi tylko na delikatne ruchy w górę i w dół. Nie przeszkadzało mi to. Chciałam zawsze być blisko niego.
-Roza moy( moja) Roza.- zaczął mówić po Rosyjsku. Mogłam się tylko domyślać, co to znaczy. Ale nie interesowało mnie to teraz, tak jak znaczenie wielu innych słów, które szeptał. Ważne, że jest przy mnie. Tak bardzo się bałam, że go straciłam. Ale on tu był. Przytuliłam się do ukochanego. Dopiero teraz zauważyłam, że leżymy na łóżku.
- Roza jesteś niesamowita.- wysapał. Wciąż ciężko oddychał, a jego serce waliło jak szalone. Pocałował mnie namiętnie.- Nigdy nie sądziłem, że istnieje taka kobieta jak ty. A nie dość tego, że ją poznałem, to za kilka godzin będzie moją żoną.
Jego ręce wciąż wędrowały po moim ciele. Było mi błogo. Chyba już wiem jak spędzimy miesiąc miodowy. Uśmiechnęłam się na tę myśl. 

3 komentarze:

  1. Ty... maniaku. Ale to było takie słodkie. Na plaży... Przy ognisku... Aw... tak romantycznie.
    Czekam teraz na ślub <3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. JEZU rozpływam się po wpływem twojego rozdziału aż mój kaszel się nasilił
    Czekam na nn i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  3. To było takie słodki ^^
    Piękne ^^

    OdpowiedzUsuń