Strony

poniedziałek, 30 lipca 2018

Prawda cz. 4

Ostatnie dni były cudowne. Zwiedzaliśmy najbliższe miasta oraz spędzaliśmy każdą sekundę razem. co rano budziłam się w ramionach Dymitra, po długim i czułym poranku szliśmy na śniadanie z jego rodziną, a później na cały dzień lub do obiadu byliśmy po za domem. I przez cały czas nie mogliśmy się od siebie oderwać. Jeszcze nigdy nie czułam się tak kochana. Mam najlepszego mężczyznę na świecie. Na każdym kroku udowadniał mi, jak bardzo mnie kocha. Wiele razy mnie wzruszył takimi słowami, jakich sama nie umiałam ułożyć. Dzisiaj zostaliśmy w domu. Siedziałam w ogrodzie z herbatą i z uśmiechem patrzyłam, jak mój ukochany ćwiczy z siostrzeńcem, jednocześnie pogrążona w myślach o tym tygodniu.
- Co taka zamyślona?- wyrwana z zamyślenia spojrzałam w bok.
Obok mnie usiadła Karolina z małą Zoją na rękach
- A, nic.- Uśmiechnęłam się do niej lekko.- Rozkoszuję się ostatnimi chwilami tu. Pojutrze musimy wracać do akademii.- Zwiesiłam głowę, pocierając kubek.
- Nie chcesz stąd wracać, prawda?- spojrzał w na mnie z uśmiechem.
- Oczywiście że nie chcę!- Wybuchłam.- Tam będziemy musieli wrócić znowu do swoich ról. Nie będzie czułości, przytulania, całowania, miłości. Będą tylko treningi i jego maska strażnika.
- Roza, skarbie- poczułam otulające mnie silne ramiona i od razu się uspokoiłam. Przemknęłam oczy i oparła się o tors za mną, ochłonąć całe ciepło Rosjanina.- to nie prawda. Zawsze będę cię kochał i będę się starał, na tyle, na ile będę mógł, żebyś to wiedziała. Są ograniczenia, ale to tylko kilka miesięcy. I będziemy mogli wszystko- Powiedział z siłą.
- Co? Maska strażnika?- Zaśmiała się Karo.
- Rose tak nazywa moją obojętność strażnika.
- W akademii ciągle ją ma. Zawsze. Obojętny i chłodny...
- Nie dla ciebie.
- A przypomnieć ci ferie zimowe?- spojrzałam na niego z przekąsem,
- A przypomnieć ci warownie?- uniósł brew.
- Ummm...- uśmiechnęłam się kusząco.- Bardzo chętnie strażniku Bielikow.
Nie odrywając od niego spojrzenia, odwróciłam się na ławce w jego stronę i położyłam mu dłonie mu piersi.
- A jak bardzo chcesz, panno Hathaway?- nachylił się i pocałował mnie delikatnie, ale zmysłowo.
- Bardzo
- Macie dziwną grę wstępną- skrzywiła się Karo, gdy byliśmy już połączeni w namiętnym pocałunku.
Nagle Dymitr przerzucił mnie sobie przez ramię i wstał.
- Wydaje ci się siostra.- zaśmiał się i dał mi klapsa, gdy próbowałam się uwolnić.- Uspokój się kicia.
- Przy tobie to bardzo trudne, tygrysku.
Próbowałam dosięgnąć do jego pośladków, ale tylko dostał kilka razy w dół pleców. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia, oprócz wybuchu śmiechu i kolejnego klapsa. Ma szczęście że to kocham, bo byśmy inaczej wtedy gadali.
***
- Muszę coś załatwić- poinformowałam, ubierając kurtkę.
- Co?- spytała Olena, marszcząc brwi.
- A takie... dawne znajomości - wymyśliłam na szybko.- wrócę wieczorem. I niech Dymitr mnie nie szuka, nic mi nie będzie.
Wyszłam i wsiadłam do auta. Wcześniej od Wiki wyciągnęłam więcej informacji o tym "Żmiju". Niestety nie wiedziała, gdzie ma rezydencję. Postanowiłam wypytać innych w wiosce. Niestety na spacerach z Dymitrem nie miałam szans, bo nie odstępował mnie na krok (co swoją drogą było cudownie urocze). Ale na jednym ze spacerów natknęliśmy się na dampirów, którzy na własną rękę tropią strzygi. Dymitr za bardzo tego nie pochwalał, ja też w sumie nie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby mieli lepszą strategię. Tak są nieefektowni. Ale pomyślałam, że mogą wiedzieć, gdzie ma swoją jamę Abe. Zaparkowałam koło studni. Tak jak myślałam, byli tam. Wysiadłam i poszłam do nich.
- Hej chłopcy- zwróciłam na siebie ich uwagę.- Mam do was sprawę.
- Tak, a jaką?- spytał, jak dobrze pamiętam, Denis.
- Tak pomyślałam, dużo ty się pewnie kręcicie po okolicy, pewnie wiecie, gdzie jest rezydencja Abe'a.
- A jak wiemy to co? - rzucił Lew.
- To może chcielibyście się ze mną podzielić tą informacją?
- A co będziemy z tego mieli?
- Lew!- przerwał mu Artur.
- No co? Zawsze coś można wytargować.- obruszył się.
Denis pokręcił głową i odwrócił się w moją stronę.
- Po co ci on?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Bo potrzebuję. Sprawy rodzinne- machnęłam lekceważąco ręką.
- Chodzi o dawną sprawę Bielikowów?
- Nie. Moja własna. Tamta z tego co słyszałam jest zakończona.
- O! A co Żmij chciał w zamian? - zaciekawił się Artur.
- Co? Już wtedy chciał, żeby Dymitr był chłopcem  na posyłki. Nie wiedzieliście?
- Co? I ty to łyknęłaś?
- A to nie prawda?- zmarszczyłam brwi.
- W sumie nie wiem- wzruszył ramionami Artur.- Wszystkim mówił, że to, ale jaka jest prawda, nikt po za nimi dwoma nie wie.
- Dobra, nie ważne. To wiecie czy nie?- po woli traciłam cierpliwość.- Nie mam całego dnia.
W końcu mi powiedzieli i mogłam ruszyć dalej. Zatrzymałam się s lesie przy rezydencji i zakradłam pod ogrodzenie. Rozważałam przejście przez ogrodzenie, gdy zauważyłam zbliżającą się do bramy czarną furgonetkę. Z tyłu drzwi były otwarte, przez wystającą belkę. Niezauważalne podkradłam się i wskoczyłam do środka. Zaczęłam się czujnie rozglądać po samochodzie. Deski, farby i mnóstwo wielkich kartonów. Usłyszałam szamotanie i stłumione głosy. Samochód podskoczył i musiałam się przytrzymać, żeby nie upaść. Drzwi otworzyły się szerzej, a wiązka światła padła na związana i zakneblowaną dwójkę dzieci pod ścianą. Strasznie się trzęsły i patrzyły na mnie że strachem. Pokazałam im, żeby były cicho. Podeszłam i wyciągnęłam sztylet. Otworzyły szeroko oczy i zaczęły się bardziej szarpać.
- Ej, spokojnie- powiedziałam szeptem.
Nagle samochód się zatrzymał i usłyszałam rozmowy po rosyjsku. Szybko przecięłam im sznurki. Pokazałam, że mają cicho uciekać w las. Dziewczynka wzięła brata na ręce i uciekła z samochodu. Sama się związałam i czekałam. Ktoś zajrzał, a ja udawałam wystraszoną. Muszę być niezłą aktorką, bo uśmiechnął się złośliwie. Zamknął drzwi i dalej cis nimi rozmawiał. Mam nadzieję, że nie skomentuję mnie i nie zorientują się, że nie jestem dwójką dzieci. Ale po chwili ruszyliśmy. Rozplątałam się i stanęłam przy drzwiach. Czekałam. Wjechaliśmy do jakiegoś garażu. Sekundy mijały, a ja byłam gotowa na walkę. Nie wiem, ilu ich tam będzie, ale nie dostaną mnie łatwo. Naprężyłam całe swoje ciało w oczekiwaniu. Drzwi otworzyły się, a ja od razu uderzyłam pierwszego mężczyznę w twarz, nokautując go. Wyskoczyłam z auta i pamiętając lekcję  Bielikowa, rzuciłam się na niego bezgłośnie. Jednak zdarzył się obronić i kopnął mnie e brzuch. Zgięłam się, ale szybko wróciłam do pionu i zaatakowałam to lewym sierpowym. Był większy i silniejszy, ale dzięki treningom umiałam jego atuty zmienić w słabość. Zanurkowałam pod jego ciosem, znalazłam się za nim i zanim zdążył się obrócić, kopnęłam go z półobrotu. Poleciał na furgonetkę i stracił przytomność. Czekałam z wstrzymanym tchem na kolejny atak, ale nic nie nastąpiło. Wyprostowałam się i rozejrzałam. Garaż był pusty. No dobrze, to co dalej? Spojrzałam na nieprzytomnych mężczyzn i wpadłam na genialny pomysł. Poaktorzę sobie dalej. Po 10 minutach oni szarpali się związani i zakneblowani w furgonetce, a ja poprawiałam włosy, patrząc w lusterku, jak wyglądam w nowym stroju. Nogawki i rękawy były trochę za długie, ale nie było widać, że jest ciut większy niż powinien. Pewnym krokiem wyszłam z garażu i udałam się korytarzami. Zaczepiłam pierwszego napotkanego strażnika. Wyglądał na nie wiele starszego ode mnie, może nie zna wszystkich strażników. Zaczepiłam go.
- Przepraszam?
- Tak?- spojrzał na mnie że strażniczą obojętnością.
- Hej. Jestem Megan. Właśnie zaczęłam pracę i mam pilnować... jak to się nazywało? Tam Pan Mazur trzyma dokumenty o różnych ludziach...
- Arkhiv?- unosi brew. Czy jestem jedyną osobą na świecie, która tak nie umie?
- Tak! Dokładnie! Powiesz mi, gdzie to jest?- uśmiechnęłam się uroczo.
Patrzył na mnie znudzony.
- Na trzecim piętrze w prawo. Drzwi będą podpisane.
- Dziękuję strażniku...
- Dered.
- Strażniku Dered- zasalutowałam i odeszłam.
Poszłam za jego wskazówkami na trzecie piętro. Skręciłam w prawo i przeklęłam. Były drzwi. Było mnóstwo drzwi. I były podpisane. Cerlicą. I jak ja mam tu coś znaleźć? Myśl, Rose, myśl... Mogłabym przeszukać wszystkie po kolei, ale jak gdzieś są strażnicy, to będzie słabo. Zaczęłam posłuchiwać pod drzwiami. Wszędzie cisza. W jednym usłyszałam mężczyznę mówiącego po rosyjsku, ale z obcym akcentem. Zamarłam. To może być ten staruch, Mazur. Cicho poszłam dalej. Ostatnie drzwi. Jeśli tam będzie cisza, będę musiała sprawdzać. Nasłuchuję I dalej cisza. Już chciałam się odsunąć, ale jednak coś usłyszałam.  Jakiś szum. Jakby... komputerów? Może to tu. W sumie mamy XXI wiek. Ostrożnie nacisnęłam klamkę i uchyliłam drzwi. Bingo. Na środku pokoju stało biurko, a na nim stary komputer. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do komputera. Ale skrzynia. Czemu tego jeszcze nie ma w muzeum? Włączyłam monitor i czekałam. Przeklęłam po raz kolejny. Hasło. No genialnie. Czemu o tym nie pomyślałam? Ale dobra, jestem za daleko, żeby się wycofać. To do roboty. Zaczęłam od prostych, typu 12345678, wlazłkoteknapłotek, ruskawódka.  Nic. Zdenerwowana nawet napisałam coś w stylu Idzsiepieprzycstaruchu. Ehhh... poddałam się i czekałam, aż po mnie przyjdą. Ktoś w końcu zauważy, że coś jest nie tak i znajdą mnie. Z nudów wpisywałam dalej wyzwiska i inne głupoty, nawet datę mojego urodzenia. Po zatwierdzeniu, prawie spadłam z fotela. Poprawne! To jest poprawne! Ale zbieg okoliczności. Nie mogłam w to uwierzyć. Od razu zaczęłam przeszukiwać. W wyszukiwanie wpisałam "Rosemarie Hathaway". Ale nie znalazło. Wysunęła nazwisko i szukałam po imieniu, ale też nie było mojego folderu. Wpisałam samo Hathaway, ale też mnie nie było. Za to znalazłam folder mamy. Ciekawe. Nie mogłam się powstrzymać i otworzyłam. Było wszystko. Jej rodzina, znaczy nasza. Moja babcia, ciotki, ale ani słowa o mnie. Czyżby nie wiedział o moim istnieniu? Myślałam, że już wszyscy mnie znają. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie jakiego zamieszania narobiłam, uciekając z księżniczką. Patrzyłam dalej. No proszę, oceny i wyniki w szkole. Parsknęłam śmiechem. No co ja widzę? Na mnie narzeka, a sama nie była lepsza. Tarantule na biurku nauczycielki, która miała arachnofobię, podniesienie szamponu morojki na różową farbę, wypisanie co myśli o wszystkich nauczycielach i zostawienie pod gabinetem dyrektorki. Zgolenie głowy innej morojki dzień przed balem. Oj, jeśli wyjdę stąd żywa, będę ją tym dręczyć do końca życia. Choć trzeba jej przyznać, że uczyła się lepiej ode mnie. Ale i tak nie tego szukam. A o jej romansach ani słowa. No ja nie wytrzymam. Wpisałam nawet Rose. Dalej żadnej Hathaway. Ale jeden folder mnie zaciekawił. "Roseola" (różyczka) Weszłam w folder i poznałam szoku. Cały był wypełniony zdjęciami. Moimi. Pierwsze to z ostatnich dni, później z treningów, imprez, z chłopakami, z czasów ucieczki, całe moje lata w szkole, dzieciństwo, wszystkie diagnozy i spisy lekarzy, każda nagana, wszystko. Znalazłam swój akt urodzenia. Tam będą moje dane. Imię, nazwisko, data, matka i ojciec... Nim jednak zdążyłam w to wejść, przez drzwi wpadło 6 strażników. Nawet nie zdążyłam przeczytać, kto jest moim ojcem! Po to tyle przeszłam, tyle szukania, kombinowania, jestem tak blisko i mam tego nie zobaczyć? Po moim trupie. Błyskawicznie wrzuciłam e na pierwszego. Odpierałam każdy atak, ale i moje blokowali. Jednak co jakiś czas jeden padał. Ale w końcu poczułam, jak łapią mnie z tylu za ręce. Broniła się, ale dalszy opór był bezcelowy. Wysłałam ciężko z wysiłku i tylko rzuciłam tęskne spojrzenie na ekran, gdzie kursor kusząco wskazywał folder z odpowiedzią, kto jest miłością mojej mamy. Widać nie dane jest mi to wiedzieć. Pociągnęli mnie na zewnątrz. Poddałam się i dałam prowadzić. Wprowadzili mnie do pokoju, gdzie wcześniej słyszałam mężczyznę. Tak jak myślałam, tyłem do nas stał właściciel rezydencji.
- Panie Mazur, znaleźliśmy ją s Archiwum- zakomunikował jeden że strażników.
Mężczyzna odwrócił się, a gdy tylko mnie zauważył, otworzył szeroko oczy.
- Córuś?!- zdziwił się.
Zaraz zaraz. Że co?
- Jak mnie nazwałeś?!
Od razu się opanował.
- Tak starsi ludzie mówią do młodszych. Dziecko, córko...
- Właśnie, dziecko. Nie córuś. Nie wierzę. Jesteś moim ojcem?!
- Chłopcy, posadźcie ją i wyjdzie. Za 10 minut chcę raport co się stało.
- Tak jest, szefie- posadzili mnie i wyszli.
- Jesteś moim ojcem.- stwierdziłam po zanalizowaniu wszystkiego.
- Tak- westchnął.- A teraz sobie porozmawiamy.
Usiądź na przeciwko i z bezczelnym uśmiechem wpatrywał się we mnie ze splecionymi dłońmi. Przybrałam taką samą pozę.
- Z wielką przyjemnością, staruszku. A zaczniemy od tego, czym się zajmujesz. Masz jakąś mafię, czy coś?
- Czy twoja matka wie, o waszym związku?- odsunął się na krześle z uśmiechem wyższości, a ja zacisnęłam szczękę, zwężając oczy.- No oczywiście, że nie. Nikt nie wie. Aż jestem ciekawy, co by zrobiła z młodym Bielikowem.- zaśmiał się.
- Nawet nie waż się jej o tym mówić. Nie dam go skrzywdzić!- Warknęłam, wstając i uderzając w drewno.
- Nie ukryjecie tego na zawsze.
- Nie, i nie zamierzamy. Ale to jeszcze nie czas. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie- chciałam zmienić temat.
- Dobrze, zostanie to naszą małą tajemnicą. Ale pod jednym warunkiem. Porozmawiam sobie z tym twoim "nauczycielem".
- Co?! Jak możesz?! Nie było cię całe moje życie i nagle chcesz zgrywać kochanego tatusia?! Nie ma mowy!
- Byłem cały czas, tylko o tym nie wiesz.
- Śledzenie mnie uważasz za przykład dobrego ojcostwa?!- byłam wściekła.- To pewnie ty podałeś strażnikom nasze położenie.
- Nie.- wciąż był spokojny i opanowany, co jeszcze bardziej mnie denerwowało.- Twoja matka nic nie wie o tym, że moi ludzie cały czas was obserwują. Kazała mi się nie wtrącać. Nie śledziłem cię, a dbałem o twoje bezpieczeństwo. Myślisz, że gdyby nie moi ludzie, dzisiaj byśmy rozmawiali?
- Świetnie nam szło, nie wiem, o co ci chodzi?
- Przez dwa lata przebywałaś z księżniczką Dragomir, ostatnią że swojego rodu, po za barierami- wstał i zaczął się przechadzać po biurze.- W samym środku planowania przez strzygi wybicia wszystkich rodów.
- Wtedy o tym nie wiedziałam...
- Ale teraz wiesz. Nie zastanawia cię, czemu jeszcze żyjecie?
Miał rację. Nigdy nie spotkaliśmy żadnej strzyg, a teraz wiem, że wręcz powinny na nas polować. Jednak nigdy nad tym nie myślałam.
- Ty?- spytałam niepewnie.
- Tak. A dokładnie moi ludzie. Nie raz zabijali strzygi, które chciały zabić was. Widzisz. Pilnuję cię.
- W Akademii też?- przełknęłam ślinę.- Jak dużo wiesz?
- Tyle ile potrzeba.
- A dwa tygodnie temu, jak pobiłam Jessiego i Dymitr zabrał mnie do warowni...- przerwałam.
- To co? Wydarzyło się coś o czym powinienem wiedzieć?
- Nie wiesz?- w duchu odetchnęłam z ulgą.
- Z Bielikowem... To dobry chłopak. Na początku kazałem was obserwować. Ale później... wiem na co go stać, wiem, że mu na tobie zależy i że przy nim jesteś bezpieczna. To powiesz mi, co się stało?
Spięłam się.
- Nic. Po prostu zaatakowały nas strzygi i dlatego się zastanawiałam, gdzie byli "twoi ludzie".
- Tak. Tego nikt nie przewidział. Ale muszę przyznać, że świetnie sobie radziłaś w walce.
- Nie było cię tam- zauważyłam.
- Nie, ale widziałem raporty, wiem od strażników i od twojej matki.
- Masz z nią kontakt?- zrobiłam wielkie oczy.
- Oczywiście. Naszą umową było, że nie mieszam się w twój życie, ale ma mi wszystko relacjonować. Nawet nie wiesz, jak jest z ciebie dumna. Oboje jesteśmy.
Patrząc na jego uśmiech poczułam dziwne uczucie ciepła w sercu. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi i od razu wszedł. Strażnik dał Abemu plik kartek i wyszedł. Moroj usiadł za biurkiem i zaczął czytać.
- No proszę, proszę. Niepostrzeżenie wkradła się do samochodu, wypuściła zakładników...- spojrzał na mnie znad kartek.
Poczułam się, jakbym była na dywaniku u dyrektora.
- To były dzieci!- oburzyłam się.
- Tutaj nie ma miejsca na miękkie serce.
- Ja do tego nie należę.
- Żeby własna córka działała na moją szkodę- pokręcił głową i kontynuował.- obezwładniła dwóch strażników, podszyła się pod strażniczkę, wkradł do archiwum i włamała do komputera. No moja krew.- uśmiechnął się.
- Nie jesteś zły?- zdziwiłam się.
- Nie. Te dzieciaki i tak bym wypuścił, mały tylko nastraszyć rodziców. A ty tylko sprawiłaś, że to wygląda bardziej realistycznie, niż gdyby same uciekły z rezydencji. I dzięki tobie wiem, gdzie i jak wzmocnić ochronę- wstał i skierował się do drzwi.- Chodź, dostawimy cię do domu.
Wstałam i poszłam za nim. Bez słowa przeszliśmy całą rezydencję do garażu. Ale innego. W nim znajdowały się w drogie samochody. Zajęliśmy miejsca z tyłu jednego, a z przodu usiadło dwóch strażników.
- Interesuje mnie tylko, po co tyle zachodu?- przerwał ciszę, gdy wyjechaliśmy za bramę rezydencji.- Co chciałaś wiedzieć? Pewnie szukałaś informacji o ojcu Bielikowa.
- Czemu ciągle mówisz do niego po nazwisku?- przewróciłam oczami.- Nie. Szukałam ciebie. Znaczy mojego ojca.
- Na prawdę?- zdziwił się.
- Zawsze byłam ciekawa, kim jesteś. Najbardziej mnie zaintrygowało, po opowieściach Dymitra, gdy niedawno matka powiedziała mi, że ma z Tobą dobre wspomnienia.
- Tak powiedziała?
- Tak. Ona chyba dalej cię kocha.
- Interesujące.
Do końca drogi byliśmy cicho. Gdy zajechaliśmy pod dom, wszyscy domownicy wyszli na zewnątrz. Zaśmiałam się, widząc spojrzenie mojego ukochanego, mówiące "W Co ta dziewczyna znowu się wpakował?" Oj ale będzie jego mina. Z uśmiechem wysiadam, obeszłam samochód i odwróciłam się do Abe'a, patrzącego na mnie z okna.
- Dzięki tato za podwózkę. I za wszystko.
- Nie ma za co, Różyczko. Hej, Bielikow.- zawołał do strażnika.
Odwróciłam się i powstrzymując śmiech, patrzyłam, jak zbiera szczenę z ziemi. Jego mina, bezcenna. Szkoda, że nie mam aparatu.  Od razu się ogarnął i spojrzał z powagą na Mazura.
- My jeszcze sobie pogadamy. I dbaj o nią.
- Dobrze, Panie Mazur- oficjalnie skinął głową.
- Tato?- spojrzałam na niego z wahaniem.- będziemy teraz rodziną?
- Zawsze jesteśmy.- ścisnął moją dłoń.
- Dziękuję.- odsunęłam się i podeszłam do mentora.
Samochód odjechał, a ja przytuliłam się do niego. Od razu objął mnie ramieniem.
- Chyba musimy porozmawiać- spojrzał n mnie z naganą.
- Znalazłam ojca- ucieszyłam się.- Ale było blisko.
- To jest twój ojciec?- dziewczyny dopiero teraz przetrawiły wszystko co się przed chwilą stało.
- Chodźmy do domu. Wszystko wam opowiem- zaśmiałam się.
Pokiwały głowami i skierowaliśmy się do domu. Dymitr cały czas mnie obejmował, a ja załapałam go za dłoń z tyłu i ścisnęłam. To był naprawdę dobry wyjazd.

________________________________________
To już ostatni bonus. No przynajmniej do czasu rozpoczęcia kolejnego bloga. Tak więc czekajcie 1 września pojawi się tu link do drugiego bloga z kolejnymi przygodami  naszego Romitri. Jeszcze nie wiem, gdzie będę umieszczać ewentualne bonusy, jak jakieś napiszę. A tym czasem, miłych wakacji. Kocham was 💖💖💖💖