Strony

poniedziałek, 8 stycznia 2018

To koniec - cz. 2

Z dedykacją dla Marty, bo bardzo na to czekała *sarkazm*, żeby miała serce i patrzyła w serce i jeszcze dla niej i Marzenki za te jedyne dwa komy pod poprzednią częścią (Tak, gardzę tymi, którzy wiem, że czytają, a nie komentują.) Miłego czytania 😚😚
_____________________________________________________________
Po skończonej zmianie udałem się do kafejki, gdzie miałem się spotkać z przyjaciółką. Od razu zauważyłem ją przy stoliku. Usiadłem naprzeciwko niej z uśmiechem.
- Witaj Taszo.
- Dimka, nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się na to spotkanie. Myślałam, że się na mnie obraziłeś.
- Nie, nic z tych rzeczy. Może trochę się obawiałem, że to ty nie chcesz mnie widzieć. Mam nadzieję, za mój związek z Rose nie zniszczy naszej przyjaźni, bo bardzo mi zależy na niej i tobie- dodałem z nadzieją
- Och, oczywiście, że nie - machnęła ręką. - Chciałam cię przeprosić. Na prawdę nie wiem, co we mnie wystąpiło na naszym ostatnim spotkaniu. To prawda, jestem zazdrosna o Rose, ale cieszę się twoim szczęściem. Po za tym, przecież nie zmuszę cię do miłości.
- Jestem pewny, że kiedyś znajdziesz swój ideał - złapałem ją za dłoń w geście wsparcia.
Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie miło.
- Mój ideał jest przede mną. Ale może kiedyś zechce mnie ktoś choć w połowie tak wspaniały jak ty.
Zaskoczyły mnie jej słowa i odwaga z jakimi je powiedziała. Każda dziewczyna by spuściła wzrok zawstydzona, a ona wciąż popatrzyła mi głęboko w oczy.
- Nie przesadzaj. Nie jestem idealny. Na pewno znajdziesz lepszego. Skończmy lepiej ten temat.
- No dobrze- odpuściła i zabrała dłoń.- Zamówiłam już nam kawę.
- O! Dzięki. Jak ty mnie dobrze znasz - zaśmiałem się.- Tak jak nad jeziorem te naście lat temu.
- O tak! - zaśmiałam się.- Nie tak łatwo mnie wrzucić do wody.
- Uważaj, następnym razem nawet magia Ci nie pomoże - pogroziłem jej rozbawionymi.
- Jeszcze zobaczymy, kto się skąpie. A będziemy mieli okazję sprawdzić, bo zamierzam za miesiąc wyjechać nad jezioro i przy okazji wziąć Christianka i Lissę. Więc ty i Rose też pojedziecie.
- To wspaniałe. Będzie jak za dawnych lat - ucieszyłem się.
- A nawet i lepiej- w tej chwili podali nam napoje.
***
ROSE
Dymitr od jakiegoś czasu jest inny. Zmienił się i to mnie martwi. Dalej jest kochany, ale nie wychodzi z inicjatywą pieszczot, już nie tak często obdarza mnie czułymi gestami, coraz rzadziej słyszę z jego ust wyznania miłości, ciągle jest jakiś zamyślony i nieobecny. A jak pytam, co się dzieje, to mnie zbywa, że to nic takiego, dużo pracy, że jest zmęczony. Już nie jest tak chętny na igraszki w łóżku, czy wspólne kąpiele. Częściej mnie przytula, niż całuje, a jeśli już, to nie tak długo, jak kiedyś. Nie wkłada w to tyle serca. Za to na spotkanie z Taszą, czy po powrocie uśmiech nie schodzi mu z ust. Ufam mu, ale jednak serce mi pęka, bo już nie śmieje się przy mnie jak dawniej. Jak przy niej. Tak, przyznaję się. Ja Rose Hathaway jestem zazdrosna o Nataszę Ozerę. Ale jaka kobieta by nie była? Muszę porozmawiać dzisiaj poważnie z Dymitrem o naszym związku. Usłyszałam zgrzyt kluczy w zamku. O wilku mowa. Podeszłam spokojnie na próg, patrząc, jak Dymitr ściąga buty. Tym razem nie był tak zadowolony. O proszę. Jakaś nowość. Za to zamyślenie ma po staremu. Spojrzał na mnie, a wtedy dostrzegłam w jego oczach żal i przeprosiny. Czyżby zrozumiał, że mnie zaniedbał? I tak czeka nas rozmowa.
- Dymitr, musimy porozmawiać.
- Tak, to prawda - przyznał ze skruchą.
Odwróciłam się do niego plecami i usiadłam na kanapie w salonie. Po chwili strażnik dołączy do mnie.
- Dymitr, ja mam już tego powoli dość. Wiem, że stęskniłeś się za przyjaciółką i chcesz nadrobić te lata, ale tak trochę czuje się odrzuca, odsunięta na bok. Nie chcę ci zabronić się z nią widzieć, ale tęsknię za Tobą i twoją miłością. Tak nie powinn...
- To koniec Roza - przerwał mi, zwieszając głowę.
- Co? Czego?- nie rozumiałam.
Podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy, jednak nie umiałam nic wyczytać z jego twarzy.
- Nas- powiedział spokojnie, nie odwracając wzroku.
Byłam w szoku.
- S-słucham? Ale... jak to? Dymitr...
- Ja kocham Taszę - przyznał, tym razem spuszczając wzrok.
To było jak cios prosto w serce. Nie, to był cios w serce. Czułam jakby mi pękło. Złapałam się za klatkę piersiową, nie mogąc zaczerpnąć powietrza. Byłam w wielkim szoku.
- Na początku myślałem, że po prostu dobrze się czuje w jej towarzystwie. Ale to coś więcej. Sądziłem, że to ty jesteś tą jedyną, bo z nią nie miałem kontaktu. Jednak teraz wiem, że to ją kocham. Próbowałem temu zapobiec, zmuszałem się do okazywania tobie miłości, bo po tym wszystkim co przeszliśmy, musiałaś to być ty. Ale myliłem się. Już cię nie kocham Roza.
Każde słowo bolało, jakby przekręcał ostrze wbite mi wcześniej w serce. Nie mogłam pojąć tego co się działo. Szloch wstrząsnął moim ciałem, ale nie pozwoliłam polecieć łzą. Zgięłam się w pół, powstrzymując płacz.
- Roza? Coś ci jest?- spytał zmartwiony, wyciągając do mnie ręce.
- Nie dotykaj mnie!- wrzasnęłam nie swoim głosem, co go powstrzymało, bo zamarł w bezruchu.- Cały czas mnie okłamywałeś, oszukiwałeś.
- Roza, to nie...
- Milcz!- powiedziałam ostrym, zimnym głosem, prostując się i ostatkiem sił spojrzałam na niego bez uczuć.- Teraz pójdziesz na górę, spakujesz się i wypierdalasz z mojego życia. Nie chcę Cię więcej widzieć. Nigdy.
Pokornie, może trochę wystraszony wstał i skierował się na schody.
- A i jeszcze jedno - odezwałam się, gdy był już w ich połowie.- Nigdy więcej nie mów do mnie "Roza". Nie jestem już nią i nigdy nie będę.
Bez słowa poszedł na górę. Pociekły mi pierwsze łzy, Ale nie pozwoliłam sobie na histerię. Nie, dopóki jest w domu. Nie okażę słabości, nie pokaże jak bardzo mnie skrzywdził po raz kolejny. I po raz ostatni. Po dziesięciu minutach szedł z walizkami i położył klucze na stole. Nie spojrzałam na niego, kiedy wychodził z pokoju.
- Żegnaj Rose - to ostatnie co usłyszałam i to wywołało mój cichy płacz.
Następny dźwięk to trzask drzwi. Tym razem się nie powstrzymywałam. Wszystkie bariery pękły i zaczęłam ryczeć, skulona na kanapie. Straciłam go, odszedł. Już nigdy mnie nie przytuli, nie powie, jak bardzo kocha, nie pocałuje, nie będzie mnie kołysał po złym śnie. Już nigdy go nie będzie w moim życiu. A ja nie chcę nikogo innego. Tyle o nas walczyłam, a teraz to straciłam przez jego spotkania z "przyjaciółką". Jak ja jej nienawidzę. I jego. Ich. Teraz to oni są całością. A ja zostałam sama. Wciąż czuje jego zapach na kanapie. Wspomnienia uderzyły we mnie. Jak się przytulaliśmy, łaskotaliśmy, wydurnialiśmy, kochaliśmy.  Nie mogę, tu jest za dużo wspomnień. Wstałam, założyłam kapcie i szurając nogami, poszłam do kuchni. Od razu zobaczyłam wspomnienia, jak Rosjanin gotował, a ja mu pomagałam, podkradając jedzenie i jak się zawsze śmialiśmy. Pamiętam jak raz wstałam wcześniej od Dymitra i postanowiłam sama zrobić tosty na śniadanie. Nawet mi wychodziły. W pewnym momencie wszedł Dymitr w samych bokserka i zmarszczył nos.
- Czy coś się pali?- spytał, rozglądają się
dookoła.
- Tak, moja ochota na ciebie- mruknęłam, przejeżdżając spojrzeniem po jego umięśnionym torsie.
- Rose, toster się pali!- krzyknął, co mnie ostudziło i razem rzuciliśmy się na jego gaszenie. Po wszyskim wybuchliś śmiechem.
Zakryłam usta dłonią, choć to nie powstrzymało jęku żałości i rozpaczy. W łzach wzięłam lody z zamrażalnika i opuściłam kuchnię jak najprędzej. Wdrapałam się po schodach na górę i nie pewnie stanęłam przed naszą sypialnią. Po długim wahania weszłam do środka. Od razu uderzył mnie zapach naszych ciał i porannego sexu. Jeszce pół dna temu, mówił, że mnie kocha, a teraz... Cała zapłakana padłam na łóżko, odurzając się jego zapachem. Nie wiem ile tak leżałam. To mogły być minuty, godziny, a nawet lata. To dla mnie nie miało żadnego znaczenia. Nic nie ma znaczenia bez niego. Gdy już zabrakło mi łez, postanowiłam się jakoś ogarnąć. Wzięłam piżamę i poszłam wziąć prysznic. Jednak i on nie ukoił mojego cierpienia. Po opuszczeniu kabiny ubrałam się,  związałam włosy w kok i założyłam szlafrok. Spojrzałam w lustro, na swoją marną osobę. Blada skóra, opuchnięte powieki, usta spuchnięte od ciągłego ich gryzienia, oczy zagasłe, bez wyrazu i świeże ślady po łzach na policzku. Czułam się jak chodzący trup. Cała radość znikła z mojego życia. Zostawił mnie. Na zawsze. Już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Bez jedno ramion jestem taka bezbronna, zagubiona. Pomocy! Zawyłam z rozpaczy na cały dom i pięścią rozbiłam lustro. Już nic nie mogę zrobić. Ta cholerna bezradność, gdy poświęcasz wszystko dla tej ukochanej osoby, a ona zostawia cię z niczym. Nie mam niczego. Powietrza, miłości, opieki, chcecie do życia. Wyszłam z łazienki, z ciężkim sercem oraz kroplami łez i krwi kapiącymi na ziemię, dowlokłam się do łóżka. Gdzie jest najwięcej wspomnień, zapachu, jego. Jak żyć? Sięgnęłam po lody i zaczęłam je jeść. W filmach tak robią. Czemu to dalej boli, czemu to nie przynosi ulgi, czemu dalej cierpię? W czym jestem gorsza od Taszy? Co ona ma, czego brakuje mi? To miała być moją bajka, Dymitr miał być moim księciem. A ona miała być okropnym, przebrzydłym gradem. A to ja wyszłam jako przeszkoda ich miłości. Aż mi się niedobrze robi. A niech zgniją gdzieś. Jeszcze mnie popamięta. Tak odebrać mi ukochanego... Nie ma szans. Zabiję sukę, zabiję... Ale skoro Dymitr jest z nią szczęśliwy... Kocham go i chcę dla niego jak najlepiej. Teraz będzie mógł z nią mieć dzieci. Będzie szczęśliwy, a tym się moja mała część cieszy. A cała reszta płacze. Jak ja go kocham. Tak bardzo chciałabym, żeby teraz tutaj wpadł, przeprosił mnie, zrozumiał, jaki błąd popełnił. A ja bym mu wybaczyła. Boże, wszysko bym wybaczyła, tylko niech wróci. Zrzuciłam już puste pudełko z łóżka i wtuliłam się w poduszkę, błagając o sen. Ale ten nie chciał nadejść. Nawet jak przestałam płakać, wierciłam się niemiłosiernie na łóżku. Tak mi go brakowało. Jest już środek nocy, a ja nie mogę zasnąć. Jutro na służbę będę nieprzytomna. Może wezmę wolne. Tak, przyda mi się. Wzięłam komórkę i napisałam Hansowi, że jutro nie mogę być w pracy, sytuacja kryzysowa i żeby nie mówił tego królowej, tylko coś wymyślił, że z Dymitrem gdzieś jadę, czy coś. Nie chcę jej martwić, a na razie chcę być sama. Chce tylko Dymitra. Mojego Towarzysza. Nie, nie zasnę. Nie ma szans. Chwila! Widziałam gdzieś tabletki nasenne. Tak. To moja nadzieja. Zewlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Zaczęłam przeszukiwać półki, aż je znalazłam. Zaczęłam czytać na opakowaniu dawkę. Wysypałam na rękę dwie tabletki i już chciałam odłożyć pudełko, ale się zawahałam. Dwie, żeby zasnąć i się obudzić. A jakby się już więcej nie obudzić? Wiem, szaleństwo, ale... czemu nie? O Lissę się nie martwię. Ma innych strażników, ma Christiana. Poradzi sobie. A Dymitr ma Taszę, co mnie boli. Strasznie boli. Bez niego moje życie nie ma sensu. Ale czy na pewno? Jest tyle rzeczy, które mogę zrobić, poznać, w końcu podróżować po świecie. Czemu nawet w tych planach widzę obok mojego ukochanego? No tak, to z nim miałam to wszysko robić. A teraz, bez niego to nic nie znaczy. Ja nic nie znaczę. Wysypałam na dłoń pół opakowania i wróciłam do łóżka. Patrzyłam na to z niepewnością, bijąc się z myślami. Jak to zrobię, stracę wszysko. Ale czy już tak się nie stało, czy mam jeszcze cokolwiek? To była chwila, sekunda w której szala przesunęła się na jedną stronę. Sekunda, po której bym już tego nie zrobiła. Ale zrobiłam. Wsyłam wszyskie tabletki do ust i połknęłam. Położyłam się i czekałam na sen. Nagle zaczęło mnie palić w żołądku. To był niewyobrażalny ból. Zrobiło mi się słabo i poleciałam do toalety zwrócić obiad. Nie tak to miało wyglądać. Czując narastające zmęczenie, wróciłam do łóżka. Na reszcie to się skończy, będę miała spokój, nigdy więcej bólu i cierpienia. Zamknęłam oczy i zasnęłam snem wiecznym.

DYMITR

- I jak? - spytała zmartwiona Tasza, gdy usiadłem obok niej na ławce w parku.- Jak to zniosła?
- Ehh... - przeczesałem włosy dłonią.- Kiepsko.
- Och Dimka, to nie twoja wina.- złapała mnie za dłoń.- Najwidoczniej nie było wam dane być razem. Przyjdzie jej, uwierz mi. Każda kobieta by się załamała, ale tak będzie lepiej. Popłacze, popłacze i zapomni. Nie możesz się przecież zmuszać do miłości. Wtedy byście oboje cierpieli, a tak ma okazję poznać kogoś odpowiedniego dla siebie. Za to nam teraz nic nie stoi na przeszkodzie. Możemy być już razem. Zawsze.
- Na zawsze - dodałem łapiąc ją za dłonie i patrząc jej prosto w oczy.- Szkoda, że byłem tak ślepy i nie zauważyłem, że to ty jesteś moją jedyną miłością.
- Kocham cię Dimka.
- Ja Ciebie też Tasza.
Patrzyliśmy na siebie z miłością. Jak mogłem wybrać Rose, mając przed sobą takiego anioła? Przecież zawsze to ją kochałem. Jej twarz była coraz bliżej mojej, a mi to w ogóle nie przeszkadzało. Położyła dłonie na moim torsie i zaczęła nimi jechać wyżej, a moje idealnie się wpasowały do jej talii. Jakby tylko na to czekały. W końcu nasze usta spotkały się w słodkim pocałunku pełnym miłości. Tak długo na to czekałem. Mogłem to zrobić wczesnej, ale czułbym że zdradzam Rose, a na to nie zasługuje żadna kobieta. Jednak już jestem wolny i mogę robić co chcę. A teraz chcę rozkoszować się słodkim smakiem ust Taszy. Przygryzłem jej wargę, na co zamruczała rozkosznie. Boże, to najpiękniejszy dzień na świecie. Po chwili się od siebie oderwaliśmy, nie odsuwając się od siebie. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy, jak teraz, gdy mam w ramionach tą kobietę.
- Dimka, to może zamieszkamy razem? W sumie i tak nie masz co z sobą zrobić - morojka wskazała na moje bagaże.
- Masz rację - zaśmiałem się.- Ale zmieścimy się?
- Oczywiście. Najwyżej będę spała na tobie. Mam nadzieję, że jesteś wygodny - dźgnęła mnie w brzuch.- Wow. Ale mięśnie.
Zaczęła mnie po nich dotykać, zafascynowana, co przyjemnie łechtało moje ego.
- To może już pójdziemy. Mam nadzieję, że masz pełną lodówkę, bo trochę zgłodniałem.
- Biedaku, ty pewnie od rana nic nie jadłeś- pogładziła mnie po policzku.- Chodź, czas się Tobą porządnie zająć.
Złączyliśmy nasze dłonie i poszliśmy do jej mieszkania. Było bardzo podobne do tego, które na początku dzielił z Rose, ale w innych kolorach. Zostawiłem torby w sypialni i zająłem się urzędowaniem w kuchni. Postanowiłem zrobić spaghetti. Wyciągnąłem wszystkie składniki i zacząłem przygotowywać sos.
- Od razu widać, że jesteś w swoim żywiole.- zaśmiała się morojka.
Dostałem nagle uczucia deja vu. Z miesiąc temu stałem w podobnej kuchni i akurat też robiłem to samo danie. Wtedy Rose pierwszy raz widziała jak gotuję. Powiedziała bardzo podobne słowa. "Od razu widać, że wiesz gdzie twoje miejsce"- usłyszałem w głowie jej głos. Poczułem ukucie w sercu z nie wyjaśnioną tęsknotą. Ale przecież kocham Taszę, mimo że jakiś cichy głosik z tyłu głowy temu zaprzecza. Tyle że bez niego doskonale wiem, co czuję. Wtedy też rzuciłem się za Rose i zacząłem ją łaskotać. Do Taszy jedynie się delikatnie uśmiechnąłem.
- Idę do karmicieli, ale wrócę za jakieś pół godziny. Muszę  wszysko załatwić na nasz wyjazd.
- Nasz wyjazd? - zdziwiłem się.
- No tak. Skoro mam ciebie już mogę w spokoju wracać. Mówiłam, że to za Tobą tęskniłam.
- No dobrze. Ale zaczekaj z tym jeszcze.
- Na co chesz czekać?- zdziwiła się.
- Muszę załatwić sobie zmianę przydziału, a nie wyjadę, nie będąc pewnym, że Christian ma odpowiednią ochronę.
- Cały Ty - pokręciła z uśmiechem głową.- Dobrze, dam ci jeszcze czas. Ale też nie za długo, bo chcę jeszcze znaleźć pracę.
- Oj nie skarbie- podszedłem do niej ze śmiechem, obejmując ją i całując w szyję.- Ty to będziesz siedzieć w domu i dzieci wychowywać. A ja będę nas utrzymywać.
- Co tu chcesz że mnie kurę domową zrobić- zaśmiała się.
- Ja gotuję, nie narzekaj.
- No już dobrze, już dobrze, ty mój mężczyzno przy garach - złapała mnie za kołnierz i przyciągnęła, obdarowując słodkim, ale krótkim pocałunkiem w usta.- To ja już pójdę.
- Idź, idź. Bo ci wszyskich karmicieli zjedzą. - klepnąłem ją w tyłek, na co podskoczyła zaskoczona, a ja posłałem jej piękny uśmiech.
- Dimka, ty... ty... ugh! Policzymy się jak wrócę - pogroziła mi palcem i wyszła, a ja zacząłem się śmiać.
Wziąłem się do robienia obiadu. W między czasie Tasza wróciła, ale zamknęła się w sypialni. Gdy sos i makaron się grały, postanowiłem zrobić klimat do kolacji. Była to w końcu nasza pierwsza wspólna noc. Wyciągnąłem zastawę, znalazłem gdzieś w szafkach obrus, świeczki i wino, po czym wszysko dałem na stół. Uczesałem się i polałem wodą kolońską, po czym podeszłem i zapukałem do sypialni. Po chwili drzwi się otworzyły, a ja zamarłem. Tasza miała piękną sukienkę syrenkę w arktcznym odcieniu niebieskiego, a włosy ułożyłam w piękne loki.
- Słucham? - oparła się o futrynę ze słodkim uśmiechem.
- Czy ma Pani zaszczyci mnie swoim towarzystwem na kolacji?- ukłoniłem się w pas.
- Co za szarmancja, strażniku- zachichotała i położyła swoją dłoń na mojej.
Poprowadziłam ja do stołu i pozwoliłem usiąść. Po chwili przyniosłem jedzenie i usiadłem obok morojki. Chciałem być jak najbliżej niej. Nałożyłem nam jedzenie i polałem wino. Przez całą kolację śmialiśmy się, wspominając dawne lata i i planując przyszłe. Całkowicie zapomniałem o sytuacji z Rose. Przy Taszy cały świat przetrwał istnieć. Przy jej uśmiechu, oczach, teraz tak błyszczących w blasku świec. To jak zgrabnie i z wdziękiem piła wino. Anioł nie kobieta. Skąd się takie istoty biorą na ziemi? Chyba tylko dla rozgrzeszenia takich grzeszników jak ja. Ale ja byłem ślepy...
- Słuchasz mnie?- uśmiechnęła się rozbawiona.
- Co? Eee... wybacz, zapatrzyłem się- okazałem skruchę.
- A na co? - oblizała seksownie wargi, a moje serce przyśpieszyło.
Złapałem jej dłoń i pocałowałem jej wewnętrzną stronę.
- Na cudowną kobietę, która otworzyła mi oczy - nie przestałem patrząc jej w oczy. Widziałem w nich, że chce tego co ja.
Oboje w tym samym czasie wstaliśmy i przywarliśmy do siebie ustami. Byliśmy spragnieni naszej bliskości. Przygryzłem jej wargę, prosząc o dostęp, ale ona się ze mną droczyła i gdy myślałam, że mi go da, nie dawała. W tym czasie zatopiła dłonie w moich włosach, ciągnąć za nie i drapiąc mnie w głowę. Straciłem cierpliwość i złapałem ją za pośladki. Jęknęła cicho dając mi to, co chciałem. Zaczęliśmy walkę o dominację, gdzie wpadliśmy na różne meble, aż nie przyparłem jej do ściany. Wtedy wygrałem nasza potyczkę, a jako nagrodę pozwoliłem sobie zdjąć jej sukienkę. Ona już dawno rzuciła moją koszulę gdzieś w kąt. Podniosłem ja za tyłek, a morojka oplotła mnie nogami w pasie. Zaniosłem ją do sypialni i położyłem na łóżku. Zacząłem całować jej nogi, ściągając z nich jej pończochy. Następnie znalazłem się nad nią i pocałowałem delikatne jej słodkie usta. W tym czasie Tasza zajęła się moimi spodniami. Pozbyłem się jej bielizny, tak jak ona i już było tak blisko, nasze ciała odnajdywały już wspólny rytm, gdy nagle...
To było jak uderzenie w twarz metalowym wiadrem z zimną wodą. Co się dzieje?!  Co ja do cholery robię?! Odskoczyłem od niej jak poparzony pod ścianę, dysząc.
- C- co się stało? - pyta zdziwiona morojka.
Otwierałem i zamykałem usta,gdy przypomniało mi się szybko, co się działo. Całe dnie z Taszą, to jak myślałem, że ją kocham. To jak zostawiłem Rozę. Boże! Czemu to zrobiłem? Przecież tylko ją kocham. Jakie szataństwo podsuwało mi te myśli... chwila! Zszokowany uniosłem wzrok. Czułem zdradę, wściekłości, nienawiść i zawiedzenie.
- To ty! Ty używałaś wpływu! Przez ciebie to wszysko. Zniszczyłaś mi życie- zacząłem pośpieszcie się ubierać.
- Dy-dymitr... Ale to nie tak....
- Milcz! Przez ciebie Roza mnie nienawidzi! A ja Ciebie!
Wybiegłem z mieszkania i udałem się do domu mojego i Rozy. Byłem nawet skory błagać ją o wybaczanie. Nawet czołgać się pod jej nogami. Wszysko, byle mi wybaczyła. Wszedłem do domu, o dziwo był otwarty. Nie było jej nigdzie na dole, więc pobiegłem na pierwsze piętro. Zatrzymałem się przy drzwiach od sypialni i się uspokoiłem. Zapukałem w nie. Nic. Nie chcę na razie tam wchodzić.
- Roza. Ja wiem, że nie chesz mnie widzieć, wiem, że Cię zraniłem. Mogę mówić, że to nie moja wina, ale to noc nie zmieni. Proszę skarbie, wybacz mi. Zrobię wszystko. Roza, proszę.
Dalej nic. Nasłuchuję, cisza. Może śpi. Cicho otwieram drzwi i rozglądam się po pokoju. Oddycham z ulgą, widząc ją śpiąca na łóżku. Musiała być tak zrozpaczona, że nawet nie miała sił pod kołdrę wejść. Może śpi na tyle mocno, że dałbym radę ją pod nią włożyć? Podeszłem do niej i delikatnie podniosłem ukochaną. Ale coś mnie zaniepokoiło. Przeglądałem się jej i miałem wrażenie, że nie oddycha. Wystraszony sprawdziłem puls. Nic nie wyczułem. Położyłem ja z powrotem i już przerażony sprawdzałem wszędzie. Serce mi biło jak szalone, a dłonie się trzęsły. Nie, to nie możliwe, ona nie mogła... co się stało? Nie zważając już na nic zacząłem RKO, jednocześnie wybrałem numer do królowej.
- Królowa Wasylisa, słucham -wyklepała formułkę sennym głosem.
- Lissa - odezwałem się drżacym, łamiącym się głosem. Nawet nie zauważyłem, kiedy po moich policzkach zaczął lecieć łzy.
- Dymitr?! - od razu się ożywiła.- Co się stało?
Usłyszałem jeszcze jakieś poruszenie i głos Christiana, pytającego, co się dzieje.
- Roza, ona nie oddycha... ja nie-nie wiem co się stało.
- Co? Zaraz tam jesteśmy!- rozłączyła się, a ja nie przestałem.
Nie wiem ile minęło czasu. Mogły to być sekundy, minuty, albo i godziny. Nawet na chwilę nie przestałem ratować mojej Rozy. Ona nie mogła umrzeć, nie mogła mnie zostawić. Wołałem żeby wstała, nie droczyła się ze mną. Żeby się obudziła. Ale ona nawet się nie poruszyła. Poczułem, że ktoś mnie odciąga, ale się nie dałem, byłem silniejszy. Nie zostawię Rozy. Poczułem delikatną dłoń na ramieniu.  Odwróciłem głowę i spotkałem się ze spokojnym, ale smutnym spojrzeniem zielonych oczu.
- Dymitr, zrobiłeś co mogłeś. Już dość. Daj teraz pracować innym.
Powoli wstałem i dałem się odciągnąć usiadłem z Lissa pod ścianą i patrzyłem jak ratownicy zajmują się Rozą. Zapłakany wtuliłem się w morojkę. Roza. Moja kochana Roza. Jak ona mogła mnie zostawić. Ale... to ja pierwszy ją zostawiłem. To wszystko moja wina. Jeszcze bardziej się rozpłakałem. Gdybym jej nie zostawił, nie zaniedbał... Ale czy to moja wina? Po co mam bronić i bać na siebie winny tej suki? To wszystko jej wina. Rozjebała mi życie. To przez nią Roza nie żyje. To jej wina. Podniosłem się i wybiegłem do siłowni. Zacząłem wyżywać się na worku treningowym, póki nie poczułem ulgi z bólu rąk. Wtedy padłem na kolana i zacząłem płakać. Po pewnym czasie wstałem i wróciłem do sypialni. Spojrzałem na łóżko, gdzie wciąż Kraka Roza. Tak piękna, jak pogrążona w śnie. W śnie z którego nigdy się nie obudzi. Wszedłem do łazienki i przemyłem twarz, chciałem spojrzeć w lustro, ale było ono zbite. Wręcz zobaczyłem, jak dampirzyca je rozbija. Po chwili, na półce pod lustrem dostrzegłem tabletki nasenne. Opakowanie było puste do połowy, a obok leżała oderwana zawleczka. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiła. Wróciłem z tabletkami i upadłem przed łóżkiem na kolanach.
- Roza, czemu? Czemu ukarałaś mnie w tak okrutny sposób? Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? Bo ja sobie już nigdy.
Ukryłem twarz w jej brzuchu, składając dłonie sio modlitwy. Płakałam, co chwilę przepraszając moją ukochaną. Boże, jak ją zawiniłem. Nie widzę swojego przebaczenia. Nie widzę.
- Dymitr- usłyszałem delikatny głos Lissy.
Stała w drzwiach z bólem w oczach. Już nie wyglądała tak idealnie i nienagannie jak zawsze jej twarz była zaczerwieniona, włosy potargane, o pogniecionych ubraniach już nie wspomnę. Ale ja pewnie też nie wyglądałem lepiej. To była też dla niej ważna osoba.
- Co powiedział lekarz?- spytałem, głaszcząc już zimny policzek Rozy.
- Zgon stwierdzili z 3 godziny temu. To było 10 minut przed twoim telefonem. Według pierwszych badań przedawkowała leki, ale to nie jest pewne. Chcą ją zabrać na sekcję zwłok.
- Niech, niech dadzą nam jeszcze trochę czasu- rozpłakałem się jeszcze bardziej.- Zabiję ją. Zabiję sukę. To wszystko jej wina.
- Kogo? Co się właściwie stało?- królową podeszła i usiadła obok mnie, starając się nie patrzeć na swoją strażniczkę.
- To wszystko przez Taszę Ozerę. Zaczęliśmy się spotykać, jak przyjaciele. Ale ona wpływem sprawiła, że się w niej zakochałem. Wtedy zostawiłem Rozę bo sądziłem, że to Taszę kocham. A to nie prawda. Moja jedyna i prawdziwą miłością jest i będzie Roza. Na zawsze. Nie spocznę, aż nie pomszczę jej śmierci.  Pożałuję tego, że się w ogóle urodziła. Zrobię jej piekło na ziemi. Przyrzekam Roza.
____________________________________
Tak w oto wielkim stylu skończyły się dwa lata tego bloga. Liczę na wasze komentarze, bo bardzo one motywują. Następny bonus postaram się dać 15, ale nic nie obiecuję, bo w piątek studniówka, a bonus ledwo zaczęły i nawet nie mam na niego do końca pomysłu. No i to zależy, czy przeżyję po tym bonusie. I nie, nie będzie kolejnej części. Kocham was i oszczędźcie mnie 💖💖💖💖