Jechaliśmy przez Rosję w ciemną noc. Po raz pierwszy czułam się wolna w naszej miłości. Mogliśmy robić co chcemy, bez obawy, że ktoś nas przyłapie i ukarze. Dlatego też Dymitr przez całą drogę trzymał dłoń na moim udzie, puszczając jedynie kiedy zmieniał biegi. Byliśmy faktycznie wolni. Co do podziwiania pięknych widoków, to za dużo nie było, bo pędziliśmy autostradą i z każdej strony otaczał nas zaśnieżony las. Ale i tak był to piękny krajobraz. Czasem lasy były rozdzierane łąkami, a wtedy w oddali można było dostrzec szczyty zielonych gór. W sumie czym dalej, tym bardziej zimowy pejzaż ustępował pierwszym odwilżą wiosny. Ale wciąż była to kraina śniegu. A ja z każdą godziną coraz bardziej się denerwowałam. Jechaliśmy do jego rodziny. Bez żadnej zapowiedzi. Co jak mnie nie polubią? Nie zaakceptują? Nie chciałam, żeby Dymitr się z nimi kłócił. Wiem, że by mnie nie zostawi, a przynajmniej mam taką nadzieję. Niby słyszałam od niego wiele cudownych rzeczy o jego mamie i siostrach, ale i tak się bałam. Raz, że byłam całkiem obcą osobą dla nich, jak intruz w ich rodzinie. Dwa, jestem dampirzycą. Nie możemy mieć dzieci, więc mogłyby uznać nasz związek za bezsensowny. Wiem, że to brzmi, jak wymyślanie powodów do strachu na siłę, ale naprawdę się bałam. Zależało mi, żeby ten wyjazd był idealny. Musiał to wyczuć, bo uniósł i pocałował moją dłoń. Dopiero teraz zauważyłam, że mocno nią ścisnęłam jego własną.
- Roza, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze.
- Łatwo ci mówić. To spróbuj mojej matce powiedzieć o naszym związku. Śmierć gwarantowana- odwróciłam wzrok z powrotem do widoku za oknem.
- Spokojnie, dziewczyny nie są aż tak...- chwilę szukał najlepszych słów.- niebezpieczne i obyczajowe.
- I tak się boję- przyznałam.
- Co tam walka ze strzygami? Pokonanie strażników? Pikuś. Ale poznanie rodziny chłopaka? Błagam nie!- udał wystraszonego, po czym zaśmiał się.
- Proszę. Śmiej się z biednej dampirzycy- przewróciłam oczami i opuściłam bezsilnie ramiona, prostując się na fotelu.
- Mówię ci, nie będzie źle- zaczął głaskać mnie po udzie.- Pokochają cię tak jak ja cię kocham.
- Tej pewności nie masz.- mruknęłam.- Ile znasz miłych teściowych dla partnerek ich synów?
- Ja żadnej, ale ty masz okazję poznać- uśmiechnął się olśniewająco, ale ja wciąż byłam nieprzekonana.
Resztę drogi przebyliśmy jedynie przy dźwiękach radia. Nawet nie zauważyłam, że się zatrzymaliśmy, pogrążona w układanki najczarniejszych scenariuszy. Dopiero trzask drzwi od strony kierowcy wyrwał mnie z zamyślenia. Mój mentor obszedł samochód i otworzył mi drzwi. Uderzył mnie chłód. Zapięłam dokładnie kurtkę, a na głową naciągnęłam czapkę, po czym, korzystając z ręki strażnika wyszłam. Powoli szliśmy ze splecionymi dłońmi do drzwi. Mimo, że było to z 5 metrów, czułam się, jakbyśmy szli wieczność. Przez okna wyglądały zaciekawione twarze. Czułam na sobie ich palący wzrok. Cholera. Cholera. Cholera.
- Szlag!- mruknęłam pod nosem.- Mogłam tu w ogóle nie przyjeżdżać. Co ja sobie myślałam? Pcham się nie wiadomo gdzie...
Dymitr nagle się zatrzymał i stanął przede mną. Spięłam się. Nie, błagam nie! Nawet nie waż mi się robić szopki.
- Roza- uśmiechnął się czule, głaszcząc mój policzek - Bardzo się cieszę, że jesteś tu że mną. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy
Trochę się uspokoiłam. Nie byłam na niego zła, bo chyba nie umiem. Ale nawet się nie poruszyłam, wpatrzona dal. Stres i jeszcze to... kompletnie mnie sparaliżowało.
- Proszę, skończ, chodźmy już, bo się na nas gapią- szepnęłam.
- A niech patrząc, niech widzą jak bardzo Cię kocham- wziął moja twarz w dłonie i nachylił się.- Niech wszyscy widzą.
Zadrżałam, gdy delikatnie musnął moje wargi, ale nic nie zrobiłam. Poddałam się dopiero, gdy przyciągnął mnie bliżej, pogłębiając pocałunek. Jęknęłam i zarzuciłam ręce na jego kark. Czułam jak topnieję pod jego pocałunkiem, w odróżnieniu od wszystkiego dookoła na tej pustyni śniegu. Nie liczyło się nic innego, po za jego ustami. Przekazał mi tym siłę i wiarę, które w tej chwili potrzebowałam najbardziej. Pocałunek w końcu się skończył, ale my wciąż byliśmy bardzo blisko siebie. Zauważyłam, że twarze z okna zniknęły, ale za to przez małe okienko w drzwiach przebijało się światło. Poczułam ciepłą dłoń Rosjanina na moim zamarzniętym policzki i zamknęłam oczy wtulając się w nią. Wszystko będzie dobrze. Musi być.
- Już lepiej?- na jego głos otworzyłam oczy i napotkałam spojrzenie pełne miłości i czułości.
- Tak- załapałam jego dłoń i splotłam je razem. Nie ważne co się stanie, jesteśmy razem.- Chodź. Nie pozwólmy na siebie czekać.
Pociągnęłam go za dłoń w stronę drzwi. Zatrzymałam się tuż przed wejściem i odsunęłam się.
- Czyń honory- uśmiechnęłam się do mentora szeroko.
Spojrzał na drzwi i wyciągnął rękę. Jednak zanim zdążył zadzwonić, drzwi się otworzyły i rzuciły się na niego 3 dziewczyny. Każda miała identyczne włosy i oczy co mój ukochany. Mówiły coś do niego po rosyjsku, z czego wyłapałam "Dimka" powtarzane co chwilę. I muszę przyznać, że słysząc to od nich, w końcu przypadła mi do gustu ta wersja imienia. Brzmiała tak... swobodnie. Jakby Dymitr był strażnikiem, a Dimka synem, bratem.
Zatracona w rozmyślaniach nagle poczułam, że obejmuje mnie ramię.
- A to moja dziewczyna, Rose- oznajmił Rosjanin z szerokim uśmiechem, a mi się zrobiło ciepło na sercu. Dziewczyna.- Skarbie- kolejna fala ciepła.- To moje siostry. Karolina, Sonia i Wiktoria.
- Hej- pomachałam im nieśmiało, przygryzając wargę.
- Witaj w rodzinie- najmłodsza, przedstawiona jako Wiktoria, bez skrępowania podeszła i przytuliła mnie.
Musiałam mieć komiczną minę, bo Dymitr wybuchł śmiechem. Zaskoczyło mnie też to, jak płynnie mówi po angielsku.
Pozostałe dwie dziewczyny przyglądały mi się przenikliwie.
- Ile... - zaczęła Karolina, ale przerwał jej krzyk ze środka po rosyjsku.
W progu pojawiła się wyglądająca na miła kobieta. Również miała brązowe włosy, ale nieco różniły się od barwy jej dzieci. Jednak zauważyłam, że oczy wszyscy odziedziczyli po niej. Dodatkowo bardzo podobne rysy twarzy. Znałam rodziny, gdzie można żartować, że kogoś im podrzucili, lub podmienili w szpitalu. U nich nie ma mowy, żeby to przeszło. Wyglądają prawie identycznie. Kobiety weszły do środka, a Dymitr przepuścił mnie pierwszą. Nieśmiało weszłam do ciepłego domu. Gdy się rozbierałam, poczułam, że pieką mnie zamarznięte policzki. Dalej prowadzona przez ukochanego, weszłam do salonu.
- Dzieci, siadajcie do stołu. Zaraz podam zupę- powiedziała najstarsza kobieta z dotychczas przeze mnie poznanych.
- Dziękujemy mamo- mój mentor uśmiechnął się do rodzicielki.
Odkąd tu weszliśmy, nie przestawał się uśmiechać. Widziałam ile radości sprawia mu przebywanie tutaj. Ja sama czuła się... jak w domu. Było to dla mnie całkiem nowe uczucie. W końcu nigdy nie miałam swojego domu. To było miłe uczucie. Usiedliśmy razem do stołu, a po chwili na jego środku znalazła się waza z parującą cieczą. Zaburczało mi w brzuchu, przez co zrobiłam się całą czerwona, a Dymitr parsknął śmiechem. Dopiero teraz poczułam, jak głodna jestem. Już chciałam sobie nabrać jedzenia, gdy wyprzedził mnie ukochany i sam nalał mi zupy do pełna. Trochę niepewnie spróbowałam i otworzyłam szeroko oczy. To jest pyszne. Nigdy nie jadłam niczego tak dobrego. Zaczęłam jeść pośpiesznie i po kilku minutach przede mną stał pusty talerz.
- Bardzo pyszna zupa, proszę pani- powiedziałam z u śmiechem do gospodyni.
- Jaka tam pani- kobieta usiadła obok mnie, na szczycie stołu.- mów mi Olena. Cieszę się, że ci smakuje, dziecko. Nie wierzę, mój synek znalazł sobie dziewczynę.
Widziałam z jaką miłości patrzy na syna i coś mnie zakuło w środku. Moja matka nigdy tak na mnie nie spojrzała. Czy kiedyś tak spojrzy? Nie wiem.
- To Rose, powiedz nam coś o sobie- zaczęła Karolina. Na jej rękach zobaczyłam mała dziewczynkę, podobną do niej.
- A co byście chciały wiedzieć?- próbowałam być uprzejma, choć czułam od nich dystans do mnie.
- Na przykład, jak się poznaliście?- spytała zaciekawiona Wiktoria. Ona i Olena szybko mnie zaakceptowały, co mnie bardzo cieszyło.
- To dość ciekawa historia- spojrzałam z porozumiewawczym uśmiechem na ukochanego, co odwzajemnił.- Przez 2 lata ukrywałam się z moją przyjaciółką w świecie ludzi i to Dymitr nas znalazł i schwytał, zabierając z powrotem do akademii. Potem został moim nauczycielem i jakoś tak wyszło- wzruszyłam ramionami, dolewając sobie zupy.
- Uuu... romans z uczennicą- Wiki szczerzyła się , a starsze siostry wymieniają spojrzenia- Ale to musi być super.
- No, przestaje być, gdy cały świat jest przeciw wam- spuściłam wzrok.
Ukochany ścisnął moją dłoń w geście wsparcia. Uniosłam wzrok na kobiety.
- Ale jesteście tu- powiedziała Karolina, marszcząc czoło dokładnie jak Dymitr, gdy nad czymś myślał.
- Tak, to mój prezent na 18 urodziny od przyjaciółki- uśmiechnęłam się delikatnie.
- Masz urodziny? Wszystkiego najlepszego- najmłodsza z sióstr rzuciła się na mnie, przytulając mnie mocno
- Dziękuję- odwzajemniłam uścisk.
- A powiedz Rose, czym się interesujesz? Jakie masz plany na przyszłość?- gospodyni uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- plany na przyszłość...- wzruszyłam ramionami.- zostać strażniczką. Choć interesują mnie żółwie morskie i ich genetyka- uśmiechnęłam się.
- Czekaj, ale jak strażniczką? A co z waszym związkiem? Nie chcecie założyć rodziny, czy coś?- spytała Sonia.
- Chcemy- wyprzedził mnie Dymitr- Jeśli podopieczna Rose zamieszka na Dworze, ja wezmę tam przydział. I będziemy razem- splótł nasze dłonie i pocałował wierzch mojej z miłością w oczach.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, czułam jak tonę w jego spojrzeniu.
- To mówisz...- najstarsza siostra mojego mentora patrzyła na mnie podejrzliwie.- Że nie zamierzasz go zostawić?- wskazuje brata.
- Nie. Jest na mnie skazany do końca życia- uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.
- No to witaj w rodzinie- dwie najstarsze Bielikówny wstały i podeszły do mnie z szerokimi uśmiechami.
Podniosłam się trochę niepewnie, a one mnie przytuliły. Ostatnio przytula mnie dużo osób, po których bym się tego nie spodziewała. Ale odwzajemniłam uścisk.
- Dziękuję- powiedziałam, a one się odsunęły.
- Czuj się jak w domu- uśmiechnęły się do mnie szeroko.
- I w końcu moje marzenie się spełniło- Dymitr objął nas wszystkie.- cała rodzina w komplecie.
Każdy był uśmiechnięty szeroko, a widząc Bielikowa takiego szczęśliwego, mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. To musiał być piękny obrazem, a ja po raz pierwszy czułam, że mam rodzinę.
- Roza, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze.
- Łatwo ci mówić. To spróbuj mojej matce powiedzieć o naszym związku. Śmierć gwarantowana- odwróciłam wzrok z powrotem do widoku za oknem.
- Spokojnie, dziewczyny nie są aż tak...- chwilę szukał najlepszych słów.- niebezpieczne i obyczajowe.
- I tak się boję- przyznałam.
- Co tam walka ze strzygami? Pokonanie strażników? Pikuś. Ale poznanie rodziny chłopaka? Błagam nie!- udał wystraszonego, po czym zaśmiał się.
- Proszę. Śmiej się z biednej dampirzycy- przewróciłam oczami i opuściłam bezsilnie ramiona, prostując się na fotelu.
- Mówię ci, nie będzie źle- zaczął głaskać mnie po udzie.- Pokochają cię tak jak ja cię kocham.
- Tej pewności nie masz.- mruknęłam.- Ile znasz miłych teściowych dla partnerek ich synów?
- Ja żadnej, ale ty masz okazję poznać- uśmiechnął się olśniewająco, ale ja wciąż byłam nieprzekonana.
Resztę drogi przebyliśmy jedynie przy dźwiękach radia. Nawet nie zauważyłam, że się zatrzymaliśmy, pogrążona w układanki najczarniejszych scenariuszy. Dopiero trzask drzwi od strony kierowcy wyrwał mnie z zamyślenia. Mój mentor obszedł samochód i otworzył mi drzwi. Uderzył mnie chłód. Zapięłam dokładnie kurtkę, a na głową naciągnęłam czapkę, po czym, korzystając z ręki strażnika wyszłam. Powoli szliśmy ze splecionymi dłońmi do drzwi. Mimo, że było to z 5 metrów, czułam się, jakbyśmy szli wieczność. Przez okna wyglądały zaciekawione twarze. Czułam na sobie ich palący wzrok. Cholera. Cholera. Cholera.
- Szlag!- mruknęłam pod nosem.- Mogłam tu w ogóle nie przyjeżdżać. Co ja sobie myślałam? Pcham się nie wiadomo gdzie...
Dymitr nagle się zatrzymał i stanął przede mną. Spięłam się. Nie, błagam nie! Nawet nie waż mi się robić szopki.
- Roza- uśmiechnął się czule, głaszcząc mój policzek - Bardzo się cieszę, że jesteś tu że mną. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy
Trochę się uspokoiłam. Nie byłam na niego zła, bo chyba nie umiem. Ale nawet się nie poruszyłam, wpatrzona dal. Stres i jeszcze to... kompletnie mnie sparaliżowało.
- Proszę, skończ, chodźmy już, bo się na nas gapią- szepnęłam.
- A niech patrząc, niech widzą jak bardzo Cię kocham- wziął moja twarz w dłonie i nachylił się.- Niech wszyscy widzą.
Zadrżałam, gdy delikatnie musnął moje wargi, ale nic nie zrobiłam. Poddałam się dopiero, gdy przyciągnął mnie bliżej, pogłębiając pocałunek. Jęknęłam i zarzuciłam ręce na jego kark. Czułam jak topnieję pod jego pocałunkiem, w odróżnieniu od wszystkiego dookoła na tej pustyni śniegu. Nie liczyło się nic innego, po za jego ustami. Przekazał mi tym siłę i wiarę, które w tej chwili potrzebowałam najbardziej. Pocałunek w końcu się skończył, ale my wciąż byliśmy bardzo blisko siebie. Zauważyłam, że twarze z okna zniknęły, ale za to przez małe okienko w drzwiach przebijało się światło. Poczułam ciepłą dłoń Rosjanina na moim zamarzniętym policzki i zamknęłam oczy wtulając się w nią. Wszystko będzie dobrze. Musi być.
- Już lepiej?- na jego głos otworzyłam oczy i napotkałam spojrzenie pełne miłości i czułości.
- Tak- załapałam jego dłoń i splotłam je razem. Nie ważne co się stanie, jesteśmy razem.- Chodź. Nie pozwólmy na siebie czekać.
Pociągnęłam go za dłoń w stronę drzwi. Zatrzymałam się tuż przed wejściem i odsunęłam się.
- Czyń honory- uśmiechnęłam się do mentora szeroko.
Spojrzał na drzwi i wyciągnął rękę. Jednak zanim zdążył zadzwonić, drzwi się otworzyły i rzuciły się na niego 3 dziewczyny. Każda miała identyczne włosy i oczy co mój ukochany. Mówiły coś do niego po rosyjsku, z czego wyłapałam "Dimka" powtarzane co chwilę. I muszę przyznać, że słysząc to od nich, w końcu przypadła mi do gustu ta wersja imienia. Brzmiała tak... swobodnie. Jakby Dymitr był strażnikiem, a Dimka synem, bratem.
Zatracona w rozmyślaniach nagle poczułam, że obejmuje mnie ramię.
- A to moja dziewczyna, Rose- oznajmił Rosjanin z szerokim uśmiechem, a mi się zrobiło ciepło na sercu. Dziewczyna.- Skarbie- kolejna fala ciepła.- To moje siostry. Karolina, Sonia i Wiktoria.
- Hej- pomachałam im nieśmiało, przygryzając wargę.
- Witaj w rodzinie- najmłodsza, przedstawiona jako Wiktoria, bez skrępowania podeszła i przytuliła mnie.
Musiałam mieć komiczną minę, bo Dymitr wybuchł śmiechem. Zaskoczyło mnie też to, jak płynnie mówi po angielsku.
Pozostałe dwie dziewczyny przyglądały mi się przenikliwie.
- Ile... - zaczęła Karolina, ale przerwał jej krzyk ze środka po rosyjsku.
W progu pojawiła się wyglądająca na miła kobieta. Również miała brązowe włosy, ale nieco różniły się od barwy jej dzieci. Jednak zauważyłam, że oczy wszyscy odziedziczyli po niej. Dodatkowo bardzo podobne rysy twarzy. Znałam rodziny, gdzie można żartować, że kogoś im podrzucili, lub podmienili w szpitalu. U nich nie ma mowy, żeby to przeszło. Wyglądają prawie identycznie. Kobiety weszły do środka, a Dymitr przepuścił mnie pierwszą. Nieśmiało weszłam do ciepłego domu. Gdy się rozbierałam, poczułam, że pieką mnie zamarznięte policzki. Dalej prowadzona przez ukochanego, weszłam do salonu.
- Dzieci, siadajcie do stołu. Zaraz podam zupę- powiedziała najstarsza kobieta z dotychczas przeze mnie poznanych.
- Dziękujemy mamo- mój mentor uśmiechnął się do rodzicielki.
Odkąd tu weszliśmy, nie przestawał się uśmiechać. Widziałam ile radości sprawia mu przebywanie tutaj. Ja sama czuła się... jak w domu. Było to dla mnie całkiem nowe uczucie. W końcu nigdy nie miałam swojego domu. To było miłe uczucie. Usiedliśmy razem do stołu, a po chwili na jego środku znalazła się waza z parującą cieczą. Zaburczało mi w brzuchu, przez co zrobiłam się całą czerwona, a Dymitr parsknął śmiechem. Dopiero teraz poczułam, jak głodna jestem. Już chciałam sobie nabrać jedzenia, gdy wyprzedził mnie ukochany i sam nalał mi zupy do pełna. Trochę niepewnie spróbowałam i otworzyłam szeroko oczy. To jest pyszne. Nigdy nie jadłam niczego tak dobrego. Zaczęłam jeść pośpiesznie i po kilku minutach przede mną stał pusty talerz.
- Bardzo pyszna zupa, proszę pani- powiedziałam z u śmiechem do gospodyni.
- Jaka tam pani- kobieta usiadła obok mnie, na szczycie stołu.- mów mi Olena. Cieszę się, że ci smakuje, dziecko. Nie wierzę, mój synek znalazł sobie dziewczynę.
Widziałam z jaką miłości patrzy na syna i coś mnie zakuło w środku. Moja matka nigdy tak na mnie nie spojrzała. Czy kiedyś tak spojrzy? Nie wiem.
- To Rose, powiedz nam coś o sobie- zaczęła Karolina. Na jej rękach zobaczyłam mała dziewczynkę, podobną do niej.
- A co byście chciały wiedzieć?- próbowałam być uprzejma, choć czułam od nich dystans do mnie.
- Na przykład, jak się poznaliście?- spytała zaciekawiona Wiktoria. Ona i Olena szybko mnie zaakceptowały, co mnie bardzo cieszyło.
- To dość ciekawa historia- spojrzałam z porozumiewawczym uśmiechem na ukochanego, co odwzajemnił.- Przez 2 lata ukrywałam się z moją przyjaciółką w świecie ludzi i to Dymitr nas znalazł i schwytał, zabierając z powrotem do akademii. Potem został moim nauczycielem i jakoś tak wyszło- wzruszyłam ramionami, dolewając sobie zupy.
- Uuu... romans z uczennicą- Wiki szczerzyła się , a starsze siostry wymieniają spojrzenia- Ale to musi być super.
- No, przestaje być, gdy cały świat jest przeciw wam- spuściłam wzrok.
Ukochany ścisnął moją dłoń w geście wsparcia. Uniosłam wzrok na kobiety.
- Ale jesteście tu- powiedziała Karolina, marszcząc czoło dokładnie jak Dymitr, gdy nad czymś myślał.
- Tak, to mój prezent na 18 urodziny od przyjaciółki- uśmiechnęłam się delikatnie.
- Masz urodziny? Wszystkiego najlepszego- najmłodsza z sióstr rzuciła się na mnie, przytulając mnie mocno
- Dziękuję- odwzajemniłam uścisk.
- A powiedz Rose, czym się interesujesz? Jakie masz plany na przyszłość?- gospodyni uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- plany na przyszłość...- wzruszyłam ramionami.- zostać strażniczką. Choć interesują mnie żółwie morskie i ich genetyka- uśmiechnęłam się.
- Czekaj, ale jak strażniczką? A co z waszym związkiem? Nie chcecie założyć rodziny, czy coś?- spytała Sonia.
- Chcemy- wyprzedził mnie Dymitr- Jeśli podopieczna Rose zamieszka na Dworze, ja wezmę tam przydział. I będziemy razem- splótł nasze dłonie i pocałował wierzch mojej z miłością w oczach.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, czułam jak tonę w jego spojrzeniu.
- To mówisz...- najstarsza siostra mojego mentora patrzyła na mnie podejrzliwie.- Że nie zamierzasz go zostawić?- wskazuje brata.
- Nie. Jest na mnie skazany do końca życia- uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.
- No to witaj w rodzinie- dwie najstarsze Bielikówny wstały i podeszły do mnie z szerokimi uśmiechami.
Podniosłam się trochę niepewnie, a one mnie przytuliły. Ostatnio przytula mnie dużo osób, po których bym się tego nie spodziewała. Ale odwzajemniłam uścisk.
- Dziękuję- powiedziałam, a one się odsunęły.
- Czuj się jak w domu- uśmiechnęły się do mnie szeroko.
- I w końcu moje marzenie się spełniło- Dymitr objął nas wszystkie.- cała rodzina w komplecie.
Każdy był uśmiechnięty szeroko, a widząc Bielikowa takiego szczęśliwego, mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. To musiał być piękny obrazem, a ja po raz pierwszy czułam, że mam rodzinę.
____________________________________
Hej. Wiem że dawno mnie tu nie było, ale napięty okres w szkole, a teraz matury. Jednak nie zapomniałam o was i po mału tworzyłam bonus, który tym najbardziej wytrwałym mogę teraz podarować. Co do kolejnych bonusów, to nie wiem, jak będą. Czas pokaże. A od września ruszam z nowym blogiem (oczywiście też o Romitri) i zamierzam wtedy wrócić do codziennych rozdziałów. Jeśli chodzi o matury, to... No są. Idą nieźle, już wszystkie podstawy mam za sobą i zostały tylko rozszerzenia oraz ustne. Polski tak sobie, matma łatwa, a angielski... tu trudno powiedzieć jak mi poszedł. Ale jestem dobrej nadziei. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest i czeka na mój powrót. Ale nie zależnie od tego, kocham was wszystkich 💖💖💖💖
Hej. Wiem że dawno mnie tu nie było, ale napięty okres w szkole, a teraz matury. Jednak nie zapomniałam o was i po mału tworzyłam bonus, który tym najbardziej wytrwałym mogę teraz podarować. Co do kolejnych bonusów, to nie wiem, jak będą. Czas pokaże. A od września ruszam z nowym blogiem (oczywiście też o Romitri) i zamierzam wtedy wrócić do codziennych rozdziałów. Jeśli chodzi o matury, to... No są. Idą nieźle, już wszystkie podstawy mam za sobą i zostały tylko rozszerzenia oraz ustne. Polski tak sobie, matma łatwa, a angielski... tu trudno powiedzieć jak mi poszedł. Ale jestem dobrej nadziei. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest i czeka na mój powrót. Ale nie zależnie od tego, kocham was wszystkich 💖💖💖💖