Strony

czwartek, 1 marca 2018

Do domu cz. 1

Gdy tylko Dymitr wyszedł na słońce, miałam ochotę na niego skoczyć i przytulić go mocno. Ale jedynie spojrzeniem mogłam mu przekazać, jak bardzo go kocham i cieszę się, że żyje. W odpowiedzi przez twarz Rosjanina przebiegł cień uśmiechu.
- Nie ma na co czekać- obok pojawiła się Alberta, zwracając się do wszystkich.- Wracamy do szkoły! Zaraz się ściemni i strzygi mogą zechcieć się zemścić! Już!
Wszyscy ruszyliśmy w stronę akademii. Czym ciemniej się robiło, tym szybciej biegłam. Reszta najwyraźniej też, bo nikogo nie wyprzedzałam. Po chwili wszyscy byliśmy bezpieczni w granicach chronionego terenu. Moroje próbowali unormować oddech, a ja tylko usiadłam pod drzewem tyłem do innych. Adrenalina odeszła i czułam, że nogi by już dłużej mnie nie utrzymały. Pozwoliłam, żeby z moich oczu pociekły łzy. Ale nie smutku, a radości, ulgi, że większość jest cała. I Dymitr oraz Janine, co najważniejsze. Poczułam, że ktoś usiadł obok mnie. Szybko wytarłam mokre policzki.
- Cieszę się, że nic ci nie jest- zdziwiłam się, słysząc głos matki.
- Ja też- odpowiedziałam, patrząc na nią.
Patrzyła w przestrzeń na przeciwko siebie, również oparta o drzewo.
- Byłaś bardzo dzielna- dodała po chwili.- Nie mówiłam ci tego często, ale widząc cię tam, czułam się dumna, że mam taką dzielną i utalentowaną córkę.
- Nigdy mi o tym nie mówiłaś- rzuciłam kąśliwie zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Uśmiechnęła się smutno i w końcu spojrzała na mnie.
- Nie jestem najlepszą matką, ja wiem. Nie było mnie całe twoje życie i nie chcę teraz wyjść na taką, co nagle zaczęła się interesować. Ale po wydarzeniach w Spokane i dzisiaj, gdy mogłam cię stracić oraz gdy widzę na jaką wspaniałą strażniczkę wyrosłaś... po prostu żałuję, ze nie mogłam być przy tobie. Bałam się, że sobie nie poradzę, że to mnie przerośnie. Jednak teraz żałuję, że się poddałam. Ale czasu się nie cofnie. Jednak chciałabym naprawić naszą relację. Dasz mi szansę? Wybaczysz te wszystkie lata?
Wiedziałam, że otwieranie przed innymi sprawia jej trudność, a zwłaszcza przyznanie się do błędu. Zastanowiłam się. Czy naprawdę byłam na nią tak zła? To moja matka. Może jest mi smutno, że nie było jej całe moje życie, ale czy na jej miejscu postąpiłabym inaczej? Została sama, bała się. Sama nie wyobrażam sobie siebie w roli matki. Spojrzałam na strażniczkę i uśmiechnęłam się lekko.
- Tak, tak możemy- odchrząknęłam, aby odzyskać głos.- A powiedziałabyś mi coś o moim ojcu?
Spuściła wzrok.
- Wolałabym nie- mruknęła, odwracając wzrok.
- Czemu?- uniosłam głos, wstając, zdenerwowana, że ciągle zataja się przede mną informacje o moim pochodzeniu.
- To dla mnie trudny temat- również wstała, nie okazując emocji.
Nagle przeszła mnie przerażająca myśl. Pomyślałam o tym, co Dymitr mówił o swoim ojcu. Poczułam się źle, że tak na nią naskoczyłam.
- Był aż tak zły?- zmartwiłam się.- Bił cię?
- Nie! Był cudowny, choć miał charakterek- spojrzała na mnie i westchnął, lecz nic nie umiałam wczytać z jej twarzy.- Jesteś tak do niego podobna.
Przytuliła mnie i odeszła w stronę szkoły. Po chwili obok pojawił się Dymitr, a ja się otrząsnęłam z szoku.
- Co to było?- spytałam, choć wiedziałam, że nie odpowie mi na to.- To było dziwne.
Potrząsnęłam głową i również zaczęłam iść do szkoły. Po chwili Rosjanin dogonił mnie.
- Pogodziłyście się?- zagadnął
- Na to wygląda - zamyśliłam się.- Zapytałam też o ojca, a ona powiedziała, że nie chce o tym gadać, mimo że był cudowny. Nie powinna w takim razie mieć z nim miłe wspomnienia i do nich wracać?
- Może dlatego nie chce wracać. Bo są miłe.
Spojrzałam na niego, nic nie rozumiejąc. Po chwili zaczęłam to analizować. Przecież to bez sensu. Kochała go i nie chce go pamiętać? Porównałam to do mojej sytuacji. I zrozumiałam. Gdybym nagle straciła Dymitra, tęskniłabym za nim. Każda wspomnienie by mnie bolało, nie samo w sobie, ale to, że już nie wróci. Czy miłość moich rodziców była równie silna? Jak pomyślałam o tym wszystkim, co moja matka musiała przejść...
- Chciałabym go znaleźć- przerwałam ciszę, kopiąc kamyk. Spojrzałam na strażnika i spotkałam się z jego zaciekawionym wzrokiem.- Nie dla siebie, chociaż to też, ale głównie dla matki.
- Rodzinie zawsze lepiej w komplecie- uśmiechnął się melancholijnie, patrząc w przestrzeń przed sobą.
Musiałam mu przyznać rację. A on jest od niej daleko. Bardzo za nimi tęskni, a oni pewnie za nim.
- Ja pójdę do Lissy, sprawdzić, czy wszystko dobrze- przerwałam mu rozmyślania.
- Dobrze. A i zajęcia polowe zostaną przerwane. Dowiedziałem się wczoraj na radzie- dodał, widząc moje spojrzenie.- więc wracamy do treningów, kiedy będziesz gotowa.
- Od jutra- powiedziałam hardo- Dzisiejszy dzień pokazał mi, że nie ma na co tracić czasu.
- Jesteś pewna?- spytał, na co od razu przytaknęłam.- No to do jutra.
Pożegnałam się z nim i poszłam do pokoju przyjaciółki. Wiedziałam, że jest z nią Christian i czułam, że morojka bardzo się o mnie boi. Bez pukania weszła do środka z impetem. Oboje podskoczyli wystraszeni i spojrzeli w kierunku drzwi. Lissa od razu się  zerwała i przytuliła mnie mocno.
- Rose, ty żyjesz!- krzyknęła, płacząc w moje ramię. Czułam jej ulgę i radość.
- I wciąż tak samo niewychowana- Ozera podszedł i poklepał mnie w ramię.- Dobrze, że jesteś cała, ta buda byłaby nudna bez Ciebie.
- I jak? Udało się? Co z Eddym?- księżniczka zalała mnie pytaniami.
- Wszystko poszło zgodnie z planem, a Eddy jest cały i zdrowy, tylko lekko nakuty.
- Dzięki Hathaway- usłyszałam za sobą głos przyjaciela.
- Eddy!- tym razem to on został uwięziony w uścisku morojki.
- Ej, ale bez przesady z tymi czułościami- odciągnął ją od niego Ozera, gdy za długo się przytulali.
Razem z przyjaciółmi zaczęliśmy się śmiać z Christiana.
- Lissa, muszę z tobą porozmawiać- zwróciłam się poważnie do przyjaciółki. Rozejrzałam się i zauważyłem zdziwione i wyczekujące spojrzenia chłopców.- Na osobności. To babskie sprawy.
- O nie! To my idziemy- młody dampir zaczął ciągnąć moroja do drzwi.
- Co? Czemu?- ten zdezorientowany zaczął szybko mrugać.
Eddy złapał go za ramiona i spojrzał mu ze strachem w oczy.
- Ostatni raz, kiedy Rose powiedziała babskie sprawy, z Masonem popełniliśmy największy błąd życia. Zostaliśmy. Całe 5 godzin słuchania o okresie i narzekania, jaki to ból. 5 godzin. Za nic nie chciały nas wypuścić. Więc idziemy!- wyciąga Christiana na zewnątrz i zatrzasnął drzwi.
Zaśmiałyśmy się i usiadłyśmy na łóżku morojki.
- To o czym chciałaś pogadać?- złapała mnie za dłonie z miłością.
Wzięłam głęboki oddech, poważniejąc.
- Liss... to jest dla mnie bardzo ważne i chcę, żeby zostało między nami. Ja... Można powiedzieć, że mam chłopaka.
- Chłopaka?!- krzyknęła podekscytowana.
- Ci!- uciszyłam ją.- Nikt nie może o tym wiedzieć.
- Czemu?- popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Bo my nie powinniśmy się kochać- spuściłam głowę. Myślałam, że łatwiej będzie mi to wydusić.
- Ale się kochacie?- unosi moją twarz za podbródek, patrząc łagodnie i z miłością w oczach.
- Tak- przygryzłam wargę.- Bardzo.
- Robiliście już to?- jej oczy zabłysły radością, a przez więź czułam jej ekscytację.
Spuściłam wzrok, czując ciepło na policzkach. Po chwili spojrzałam znów na podopieczną i przytaknęłam.
- Iiiiii!- zaczęła piszczeć i mnie przytuliła.- Jestem taka szczęśliwa. Moja mała Rose jest kobietą. No powiedz, kto jest tym szczęściarzem.
- Dymitr- szepnęłam prawie niesłyszalnie.
Przez więź czułam, że to też chce krzyknąć i w porę zakryłam jej usta
- Liss!- zganiłam ją szeptem.
- Przepraszam- powiedziała ze skruchą w moją dłoń.
Puściłam ją. Przez chwilę między nami panowała cisza.
- I co będzie dalej?- spytała, patrząc na mnie uważnie.
Wzruszyłam ramionami.
- Do końca szkoły będzie mnie uczył, a później...- westchnęłam.- Mamy plan, że on weźmie przydział ba Dworze, a ja będę tam często przyjeżdżać z tobą.
-Ehem...
W pokoju panowała cisza, lecz wciąż czułam nieugaszoną radość przyjaciółki. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę.
- No chodź tu, przytul mnie.
Morojka rzuciła się na mnie i uścisnęła mocno.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę twoim szczęściem.
- Wiem- z uśmiechem wskazałam na głowę.
- No tak- zachichotała.- Ale ja nie wiem, co ty czujesz. Opowiadaj, wszysko, od początku.
- Przygotuj się na długą opowieść.
Przez kolejną godzinę opowiadałam przyjaciółce cały nasz pokręcone związek. Czułam się jak za dawnych lat, gdy siedziałyśmy przy herbacie i mogłyśmy gadać godzinami. Teraz obie mamy obowiązki związane z przyszłością i naszych wymarzonych mężczyzn. No powiedzmy. I coraz mniej czasu dla naszej przyjaźni. Ale wiem, że i tak możemy zawsze na siebie liczyć.
- Cieszę się twoim szczęściem- przyznała, gdy skończyłam, morojka, łapiąc mnie za dłoń.- Zawsze, gdy spędzałam czas z Christianem, miałam wyrzuty sumienia, że ty gdzieś tam się włuczysz sama. Ale teraz wiem, że nie potrzebnie.- uśmiechnęła się, a w jej oczach zobaczyłam figlarne ogniki.
- No, jak widzisz, świetnie sobie radziłam- uśmiechnęłam się szeroko.- Lissa... pamiętasz, jak mówiłam, że nie chcę nic na urodziny?
- Taaak?- patrzy na mnie podejrzliwie.
- Zmieniłam zdanie- uśmiechnęłam się cwanie.
***
- Hej Towarzyszu!- skoczyłam mu na plecy, gdy tylko zamknęły się za nami drzwi od sali gimnastycznej.
- Hej- wychwyciłam w jego głosie zaskoczenie i radość.- Skąd się tu wzięłaś? Byłaś przede mną?
- Nieee- zaśmiałam się, bo zaczął obracać się, próbując mnie z siebie ściągnąć- Postanowiłam się dzisiaj wyjątkowo nie spóźnić. A po drodze zobaczyłam cię i zaczęłam się za Tobą skradać. Na prawdę mnie nie zauważyłeś?- zeskoczyłam ze strażnika.
- Na prawdę- odwrócił się do mnie ze śmiechem.
- A wiesz, co to znaczy?- uśmiechnęłam się szeroko.- że jestem coraz lepsza.
- Albo ja byłem za bardzo zamyślony- spojrzał na mnie wyzywająco, krzyżując ramiona na piersi.
Udałam, że się zastanawiam.
- Nie- stwierdziłam, po czym parsknęłam śmiechem.
Nagle uśmiech Dymitra wyraźnie zmalał, a sam Rosjanin posmutniał.
- Co się stało?- spytała zmartwiona.- Wielki strażnik boi się, że uczennica będzie lepsza?- próbując poprawić mu nastrój, szturcham go.
Pomaga, bo lekko się uśmiecha, ale nie na długo. Wystraszyłam się nie na żarty.
- Wiesz- zaczął i wziął głęboki oddech.- Jutro nie mam z tobą treningu. I przez następne dwa tygodnie. Kazali mi wyjechać na przymusowy urlop.
Odetchnęłam w duchu, ale nie pokazałam tego. Za to udałam szok i niedowierzanie.
- Co? Ale jak to? Dlaczego?- staję na przeciwko niego.
- Nie wiem- patrzy w bok, wzruszając ramionami.- kazali mi wieczorem się spakować, a z samego rana mam wsiąść do samolotu i mnie wywiozą nie wiadomo gdzie. Myślisz, że coś podejrzewają?
Pokręciłam przecząco głową.
- Lissa by o tym wiedziała- westchnęłam.- Dobrze Towarzyszu. Skoro to nasz ostatni trening na jakiś czas, to nie ma co tracić czasu. Naucz mnie tak, żebym każdemu innemu skopała tyłek.
Zaśmiał się, ale zaczęliśmy trening. Po kilku godzinach skończyliśmy. Razem wracaliśmy do dormitorium, bo Dymitr uparł się, że mnie doprowadzi. Zatrzymujemy się przed moim pokojem.
- Nie będziemy się raczej widzieć do czasu mojego wyjazdu- zaczął.- Przykro mi, że nie będzie mnie w twoje urodziny.
- Nie szkodzi. To i tak nic szczególnego- wzruszyłam ramionami.
Musiałam udawać smutek ukryty za obojętnością, gdy w środku nie mogłam się doczekać, aż mnie zobaczy w samolocie. A to nie było proste. Powinnam dostać za to przynajmniej Oscara.
- Ej, nie mów tak. Osiemnastkę ma się raz w życiu- uśmiechnął się.
- Tak jak siedemnastę, dziewiętnastkę i wszysko inne. Będziesz jeszcze miał okazję zrobić mi tort.
- No ja myślę- uśmiechnął się do mnie ciepło, a mnie przeszedł dreszcz.- Nie zamykaj drzwi.
- Przyjdziesz mnie zgwałcić przez sen?- zaśmiałam się cicho.
- Może- zawtórował mi.- A teraz idź spać. Musisz mieć siłę, żeby nie przynieść mi wstydu.
- Oczywiście trenerze- zasalutowałam mu, pocałowałam go w policzek i weszłam do pokoju.
Oparłam się o drzwi, powstrzymując śmiech. Po kilku sekundach usłyszałam jak odchodzi.
Obudził mnie huk drzwi. Usiadłam gwałtownie.
- No dłużej tu nie mógł siedziec- odetchnęłam na głos przyjaciółki.
- Liss, co tu robisz?- złapałam się za serce- Przestraszyłaś mnie. I o kim mówisz?
- Jak to o kim? O twoim Romeo. Chyba z pół godziny tu siedział. I coś po sobie zostawił- wskazała mały pakunek na biurku.- A teraz wstawaj leniu. Trzeba cię przygotować. I mam mały dodatek do prezentu- podała mi paczkę.
- Nie trzeba było- wzięłam pudełko dość dużych rozmiarów i zaczęłam rozgrywać papier w misie.
Otworzyłam je i zobaczyłam mnóstwo ciemnej koronki. Wyciągnęłam ją i poczułam ciepłe pieczenie na policzkach. Szybko wsadziłam kreację do środka, gdzie jest więcej kompletów seksownej bielizny, a znając ją, każda bardziej skąpa od poprzedniej.
- Liss!
- Tylko powiedz mu, żeby nie porwał wszyskiego odrazu- zaśmiała się z mojej czerwonej twarzy.
- Lissa!- jeszcze bardziej czerwona złapałam poduszkę i wrzuciłam nią w morojkę.
Obie zaczęłyśmy się śmiać.
- Jeszce mi podziękujesz. No idź zobacz- wzdycha, a ja posyłam jej zdziwione spojrzenie.- Przecież widzę jak patrzysz na prezent od twojego kochasia.
- Przestań go tak nazywać- skrzywiłam się, wstając i podeszłam do biurka.
Wzięłam małe pudełeczko, owinięte w różowy papier i obwiązanę złotą wstążeczką. Ostrożnie to rozpakowałam i uniosłam wieczko. Otworzyłam szeroko usta i wyciągnęłam ostrożnie złotą bransoletkę z różą oraz literami R i D. Delikatnie położyłam ją na dłoni. Wydawała się taka krucha, drobna, jakby najmniejszy wiaterek mógł sprawić, że się rozpadnie w drobny pył. Lissa podeszła zaszokowana i zaskoczona. Wyjęła jakąś kartkę z tego pudełka i przeczytała na głos:
- " Wszystkiego najlepszego kocico, mam nadzieję, że na mój powrót będziesz gotowa i gorącą, jak wejdę w ciebie i będę się poruszał, że dostaniesz wytrysku na dwa metry. Twój gorący, spragniony Tygrys."
- O nie! Na pewno tak nie napisał!- wyrwałam jej kartkę i zaczęłam czytać, podczas gdy ona się śmiała do rozpuku.
"Żebyś zawsze o mnie pamiętała, czy będę blisko, czy daleko. Twój Twarzysz" patrzyłam na liścik i bransoletkę.
- Idiotka- zgromiłam przyjaciółką ze śmiechem i pacnęłam ją w ramie. Po chwili oboje się śmiałyśmy.
- Ale z niego romantyk- westchnęła Lissa, gdy już się uspokoiłyśmy.
- Tak. Mam szczęście. W co powinnam się ubrać?- zajrzałam do szafy
- Jesteś spakowana?
- Tak
- To idź się pomaluj, a ja zajmę się twoją garderobą- uśmiechnęła się, wpychając mnie do łazienki.
- Okey... tylko błagam, nie chcę wyglądać jak dziwka.
- Zaufaj mi- zamyka mi drzwi przed nosem.
Wzdycham i zaczynam się szykować. Wzięłam szybki prusznic i owinęłam się ręcznikiem. Zrobiłam sobie makijaż, nie za mocny, podkreślający moją urodę i kryjący niedoskonałości. Byłam tak bardzo podekscytowana, spędza tydzień w rodzinnych stronach ukochanego mężczyzny. Bez treningów, bez lekcji, bez obowiązków. Będziemy mogli poczuć się tak zwyczajnie, jak zwykli ludzie. Będę z nim spędzać każda chwilę. Na tą myśl poczułam dreszcz podniecenia. To takie... zakazane i nie realne. Musnęłam jeszcze szminką usta, cmoka do lustra i wyszłam ze spakowaną kosmetyczką. Pod ścianą stała uśmiechnięta blondynka. Podeszła i zabrała mi kosmetyczkę i wskazała w bok. Spojrzałam na łóżko i westchnęłam.
- To z twojego prezentu?- wskazałam na koronkowy komplet bielizny.
Przytaknęła głową z uśmiechem. Westchnęłam i założyłam ją. Na to dżinsowe spodnie, podkreślające mój tyłek i opinającą, rzucającą się w oczy czerwoną koszulkę z koliberem pijącym nektar z kwiata.
- Masz- podała mi czarną kurtkę z pseudo skóry.
Założyłam ją i obejrzałam się w lustrze. Zaczesałam włosy na bok, z uśmiechem.
- No, no, no. Ale z ciebie laska. Dymitr padnie- uśmiechnęła się zdecydowanie
- Tak myślisz?- uśmiechnęłam się do swojego odbicia.
- Na pewno. A teraz bierz wszyskie rzeczy i leć do swojego Tygrysa.
Założyłam na rękę bransoletkę i ścisnęłam przyjaciółkę.
- Uważaj na siebie.
- Jasne, ty też- oddała uścisk.- wesołego urlopu i urodzin.
- Dziękuję za wszysko- szepnęłam jej do ucha, wzięłam torbę i wybiegłam z pokoju.
Szybko znalazłam się na parkingu i wskoczyłam do pierwszego lepszego auta. Rzuciłam bagaż na tył samochodu, zepnęłam pasy, po czym ruszyłam z piskiem opon. Niby samolot beze mnie nie odleci, ale nie chciałam kazać Dymitrowi długo czekać. Sunęłam autostradą na największej prędkości, uderzając o kierownicę w rytm muzyki z radia. Czułam się wolna i szczęśliwa. Będziemy tylko my, razem, bez żadnego ukrywanie się. Po godzinie wyjechała na teren lotniska. Wyszłam z auta i ruszyłam prostu do samolotu. Widziałam zdziwioną twarz Dymitra w oknie i aż się uśmiechnęłam. Oddałam torbę obsłudze i weszłam do maszyny. Dumnym i pewnym siebie krokiem ruszyłam między siedzenia, prosto do strażnika, który czekał na mnie również na środku. Stanęłam dwa kroki przed nim.
- To ty?- spytał zdziwiony.
- Nie widać?- parsknęłam śmiechem.
- Oj widać- zmierzył mnie wzrokiem, po czym pokazał, że to ja mam usiąść przy oknie.
Zajęłam miejsce, a strażnik zaraz po mnie. Zapieliśmy pasy i złapaliśmy się za ręce. Po chwili znajdowaliśmy się w przestworzach i mogliśmy się odpiąć. Oparłam się głową o ramię strażnika.
- Mamy tu stu procentową prywatność- westchnęłam błogo z zamkniętymi oczami.
- Ty to wszysko zorganizowałaś?- spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Lissa. To mój prezent na osiemnaste urodziny. Jak mówisz, ma się je tylko raz i trzeba je pożądanie przeżyć.
- I wybrałaś ze mną w... właśnie, gdzie lecimy?
- Niespodzianka. Która bardzo ci się spodoba- uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- W sumie to i tak nie ma znaczenia. Ważne, że jesteś ze mną- objął mnie i pocałował. Po chwili się odsunął i spojrzał na nasze dłonie- I widzę, że znalazłaś prezent.
- Tak! Dziękuję, jest piękna- rzuciłam się mu na szyję i ucałowałam go w policzek.- I pewnie równie droga.
- To nie ma znaczenia. Cieszę się, że ci się podoba- uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Bardzo. Tak samo jak perspektywa naszych dwóch tygodni.
- Oj tak- przytulił mnie.
Po wielu godzinach byliśmy na miejscu. Przez cały czas musiałam ciągnąć za sobą Dymitra, bo w szoku rozglądał się dookoła. Zatrzymaliśmy się przy SUV-e na parkingu.
- Dalej ty musisz prowadzić, bo ja nie znam drogi- zaśmiałam się z jego wciąż zszokowanej miny
- Jesteśmy w Rosji- dotarło do niego.- W Nowosybirsku. I jedziemy do Bai?
- Tak. Jedziemy do Twojego domu.
- Naszego domu- ścicnął moją dłoń. Po chwili znalazłam się w jego ramionach.- Dziękuję Roza, dziękuję! Kocham Cię. To najwspanialsza rzecz, jaką mogłem od ciebie dostać. Dziękuję.
- Cieszę się twoim szczęściem. To jak?- podeszłam do auta i otworzyłam drzwi.- Pokażesz mi swoją Rosję, która kochasz?