Dzieciaki siedzieli w swoim gronie, a my byliśmy z naszymi starymi przyjaciółmi. Z Christianem chwilę zabawialiśmy tych najmłodszy, ale nie długo. Oni świetnie się ze sobą dogadywali i co chwilę wymyślali własne zabawy, za którymi z Ozerą nie byliśmy w stanie nadążyć. Wróciliśmy do swoich żon, pogrążonych w rozmowie z resztą. Wziąłem Rozę na kolana, ale ta albo tego nie zauważyła, albo nic sobie z tego nie zrobiła, bo nawet nie zareagowała. Co jakiś czas rzucałem spojrzenia w kierunku mojej księżniczki i jej ukochanego, ale, mimo że nie podobał mi się ich związek, dałem mu na razie spokój. W sumie jest nawet miły i może jednak nie jest tak zły, jak myślałem na początku.
- A jak tam u ciebie w pracy, Adrian?- z rozmyślań wyrwał mnie głos ukochanej.
- To ty pracujesz?- zdziwiłem się, poprawiając Rozę na swoich kolanach.
- Tak.- uśmiechnął się cwanie.- Jestem prawnikiem.
- Serio?!- otworzyłem szeroko oczy.
- Tak. I mógłbym Cię wsadzić do więzienie, za pobicie mnie te 18 lat wstecz.- zaśmiał się.
- Ty nawet nie wiesz, za ile rzeczy mógłbyś nas wsadzić.- również się zaśmiałam.- Ale przyznasz, że ci się należało.
- No może trochę. Wiem, że chamsko się zachowałem.
- Powiedzcie mi coś jeszcze, o czym nie wiem.- poprosiłem.
- O czym tu gadać? - wzruszyła ramionami Sonia.
- Nie wiem,- westchnął Stan.- ale macie cudowne dzieci. Ciągle nie mam pojęcia Bielikow, jak ci się udało utemperować Hathaway. Przez cały czas od zniknięcia Rose starałem się jakoś poskromić na treningach tą waszą córkę, wydobyć z niej to co najlepsze i co w zamian dostaję?! W pierwszą sobotę zajęć polowych słyszę od niej: "Dlaczego mnie nie lubisz wujku?"- przedrzeźniał Anastazję.
- Wiesz, trzeba mieć w sobie to coś, aby poskromić Hathaway.- zaśmiała się moja ukochana.
- Ja głównie dużo od niej wymagałem, ale starałem się ją nie zdołować.- powiedziałam rzeczowo z uśmiechem.
- O czyżby?- Roza popatrzyła na mnie z po wątpieniem.- To dlatego aż mnie zalewałeś pochwałami. Tylko szkoda, że żadnych nigdy nie słyszałam. Jedynie twoje nudne lekcje Zen.
- Które sama dajesz?- uniosłem jedną brew, patrząc na nią z rozbawieniem.- Po za tym, dzięki temu starałaś się bardziej i w końcu ci się opłaciło.
- Ale że też musiałam za ciebie wyjść, żebyś mnie obsypywał komplementami.- westchnęła.
- Wcale, że nie.- żachnąłem się. - Już wcześniej pokazywałem, że dostrzegam twoje zalety. Chociażby podczas ucieczki w domu Jill.
- No niech ci będzie.- westchnęła, a ja poprawiłem się z dumnym uśmiechem.
Dopiero teraz się rozejrzałem i zobaczyłem jak nasi przyjaciele są wtuleni w swoje drugie połówki. Oprócz niektórych strażników Akademii, których nasze miłość nie usidliła. Ale tylko Stan wyglądał na zdołowanego swoją sytuacją. Posłałam mu pokrzepiający uśmiech. Odwzajemnił go, lecz wciąż był smutny. To niezwykłe, jak miłość zmienia. Nigdy nawet nie pomyślałbym, że mogę pokochać jakąkolwiek kobietę, a dzisiaj nie widzę swojego życia bez Rozy i dzieciaków. Nigdy nie chciałbym wrócić do starego, smutnego i szarego życia w samotności. Zwłaszcza, że nasza miłość zmieniła cały świat i pozwoliła dampirom żyć lepiej. Nagle przypomniało mi się, co miałem dzisiaj zrobić, korzystając z obecności królowej. Lekko się uniosłem, przytrzymując Rozę, która z zainteresowaniem obserwowała co robię. Wyciągnąłem z kieszeni złożoną kartkę i wyciągnąłem w stronę morojki.
- Lisso, myślę, że w dokumentach królewskich będzie to lepiej strzeżone.
Blondynka wzięła zawiniątko, kiwając głową i schowała je do torebki. Była to ta strona, którą wyrwałem z księgi, zawierająca sposób na odmienienie strzygi drugiego stopnia.
- Nie wiedziałam, że wciąż ją masz.- zdziwiła się moją żoną.
- Kiedyś może też być komuś potrzebna.
- Ogłosimy że takie coś jest i że ja to mam, ale nie zdradzimy tego treści. Dodatkowo wprowadzę obowiązkowo sposób odmienienia strzygi i wszystko co wiemy o strzygach drugiego stopnia oraz, że można je odmienić.
Oboje z Rozą kiwnęliśmy głowami, a reszta patrzyła na nas zdziwiona.
- Później wytłumaczymy.- powiedzieliśmy jednocześnie.
- O Rany!- krzyk Rosalie zwrócił na siebie uwagę chyba wszystkich w ogrodzie.- Jak już późno! Idziemy!
Pociągnęła Anastazję do domu, a reszta gości poszła za nimi.