Strony

sobota, 12 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 104

Następnego dnia spakowaliśmy się i eieczorem ruszyliśmy w drogę. Zostaliśmy bardzo ciepło przez wszystkich pożegnani i zaproszeni ponownie. Mimo, że to najbliższa wioska Akademii, przed nami jakieś 4 godziny jazdy. I miałam nadzieję, że wydłużą się one w nieskończoność, jednak wbrew moim oczekiwaniom, minęły szybkiej niż oczekiwałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy na horyzoncie pojawiła się brama główna szkoły. Odetchnęłam głęboko, gdy zatrzymaliśmy się na wysokości budki strażniczej. Kierował Dymitr, więc to on pierwszy został zauważony. Strażnik spiął się. Nic dziwnego, skoro według statystyk Bielikow wciąż jest strzygą. Musiałam szybko zainteresować.
- Hej Harry.- zawołałam z uśmiechem.- A ty co? Czekałeś na mnie? Jak wyjeżdżałam, też tu stałeś.
Zauważył mnie i zbladł, jakby zobaczył ducha. Też nic dziwnego.
- Rose?! To ty?! Ale jak?!- był w niezłym szoku.
Westchnęłam.
- To długa historia. Wpuscisz nas? Bardzo steskniliśmy się za dziećmi.
- J-jasne.
Wciąż w szoku otworzył bramę i bez przeszkód mogliśmy wjechać na teren szkoły.

DYMITR

Dzięki Rozie przejechaliśmy przez bramę bez większych problemów. Jednak z każdą minutą coraz bardziej się denerwowałem. Co jeśli dzieciaki już mnie nie kochają? Zapomniały o mnie? Roza mówi, że wciąż mnie wspominają, ale nie wiem. Boję się. I teraz rozumiem strach mojej ukochanej.
- Może rzeczywiście trzeba było zaczekać...- mruknąłe.
- O nie, Towarzyszu. Teraz się z tego nie wycofasz.- powiedziała stanowczo dampirzyca.- Wszystko będzie dobrze.- dodała, kładąc dłoń na moim udzie.
Popatrzyłem na nie i dostałem uśmiech pelen wsparcia i radości. Mimo swoich obaw, cieszyła się z tej chwili. Ja też postanowiłem się uśmiechnąć. To nasze dzieci. Co może złego się stać? W tym momencie zaparkowałem, jak mówiła Roza, pod naszym domem. Niepewnie odpuściłem samochód i z powystąpieniem spojrzałem na drzwi. W sumie można jeszcze zawrócić...
- Nawet o tym nie myśl.- strażniczka złapała mnie za rękę i pociągnęłam do wejścia.
Zatrzymaliśmy się przed drewnianą powłoką, a moją zona wcisnęła dzwonek, po czym popchnęła mnie do przodu. Po chwili drzwi się otworzyły. Stanęła w niej oniemiała kopia Rozy z szeroko otworzonymi oczami, ktore miała po mnie.
- Księżniczko...- to było jedyne co mogłem wydusić.
Tak bardzo wyrosła. Już nie jest małą sześcioletnią dziewczynką, ale za to wypiękniała. Miała na sobie sukienkę do kolan w kolorze indygo z czarnymi groszkami i fioletową falbanką przy dekolcie, rękawach i dolnym brzegu. Na tali miała pasek w tym samym odcieniu co cała kreacja, ze złotą klamrą na środku. Nie czekaliśmy długo aż obok niej stanął chłopiec.
-Tata?- otworzył szeroko oczyz niedowierzeniem.
On już był podobny do mnie z oczami mojej ukochanej. Z okazji urodzin założył żółtą koszulkę i jeansowe rurki. Oboje byli tacy piękni i równie zszokowani.
- Felix?- odpowiedziałem pytaniem.
- Tata.- Nastka rzuciła mi się w ramiona.
Przytuliłe ją mocno do piersi i odkręcił wokół siebie. Oboje zaczęliśmy cicho szlochać. Tak bardzo wyrosła, gdy mnie nie było.
- To ty... to naprawdę ty... po tylu latach.- łkała.
- Przepraszam Księżniczko. Nie płacz.- poprosiłem łamiącym się głosem 
- Kocham Cię. Tak bardzo tęskniłam.
Po chwili dołączył do nas brunet. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, uśmiechając się z łzami w oczach.
- Obiecałeś, że wrócisz i dotrzymałeś słowa.- Anastazja ucałowała mocno mój policzek.
- Ale wy wyrośliście. A ja tyle straciłem.
- To nie twoja wina.
- A ze mną to już nikt się nie przywita?- zwróciła na siebie uwagę Roza.
Czułem jak oboje znieruchomieli na dźwięk znajomego głosu.
- Mama!- znowu pierwszy zareagował Felix, rzucając się kobiecie na czuję.
Po chwili moja mała księżniczka wyplątała się z moich objąć i zaatakowała swoją rodzicielkę. Stałem, patrząc na to, a następnie dołączyłem do nich. Tak dobrze mieć ich w końcu w swoich ramionach. Wszystkich. Brakuje tylko jednej, małej dziewczynki.
- Widzisz. Twoje życzenie się spełniło.- zauważył cały zapłakany Felix.
- Ale jak... jak to możliwe?- zająknęła się jubilatka.
- Cii...- szepnęła Roza.- Wszystko w swoim czasie. A na razie chodźmy, bo czekają na nas.