Strony

piątek, 4 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 95

- Nic nie będzie dobrze.- jęknęłam sfrustrowana.
- Roza, spokojnie. Damy radę.
- To samo mówiłeś trzy i pół miesiąca temu i co? Gówno. Już jutro jest zaćmienie słońca. A mu dalej nie wiemy, co zrobić.
- Kochanie, nic na to nie poradzimy. Najwidoczniej jest tak, jak mówiłem. Gdyby przy drugiej przemianie trzeba było użyć innego sposobu, byłby on tutaj zapisany.- pokazał wyrwaną stronę.
Przeczytaliśmy już to z tysiąc razy, aby odnaleźć najmniejszą wskazówkę. Znam całą zagadkę na pamięć i nic nam to nie daje.
- A co powiesz o tym?- ze schowka wyciągnęłam czerwony sztylet. Prawie.- Piłeś ze mnie już pięć razy, a róża wciąż jest srebrna.
- Może się pomyliśmy i wystarczy napełnione ostrze?
Poddałam się i wróciłam do podziwiania widoków za oknem. Na prawdę się boję. Nie po to go odzyskałam, aby teraz stracić. Nagłe światła przed nami zgasło. Dymitr zaciągnął hamulec ręczny i odpiął pasy. Dopiero teraz zauważyłam, że stoimy. I to przed wejściem do jaskini.
- Roza, zaczekaj.- nakazał mi mąż.
- A co ja pies?- prychnęłam i sama się odpięłam.
- Kochanie.- aż podskoczyłam, gdy pojawił się po mojej prawej.- Jest noc. Jeśli są tu strzygi, nie będziesz miała gdzie uciec.
- A ty? Myślisz, że zostawię Cię na pastwę tych potworów?
- Wezmą mnie za swojego.
- I co dalej?
- Wgłębię się w ich strukturę, poproszę o możliwość zamieszkania, z niewolnicą.- mruknął do mnie, a ja przewróciłam oczami.
- Niech ci będzie.- westchnęłam, a on zaczął się wycofywać.- Dymitr!- zawołałam, a on pochylił się do mnie.- Uważaj na siebie.
Rosjanin uśmiechnął się do mnie słodko i pocałował mnie w czoło, po czym zamknął drzwi. Siedziałam zniecierpliwiona. A jeśli coś mu się stało? Jeśli nie uznają go za swojego? Wszystko może się zdarzyć. Ale chwila! Przecież utrzymywałam kontakt ze strzygami stąd. Czyli powinny się spalić z resztą. Choć Arnold zawsze był ostrożny. Dlatego to on przejął dowództwo po Izajaszu. Sam był pomysłodawcą ataku na Akademię. A później spalił się w hotelu. No i kto jest lepszy? Nikt nie przechytrzy Rose Hathaway-Bielikow. Dymitr też musiał się ba nim poznać, skoro z góry uznaje, że są tam jeszcze strzygi. Po chwili zauważyłam potężną sylwetkę wychodząca z jaskini. Od razu rozpoznałam w niej ukochanego. Szybko podbiegł i otworzył drzwi.
- Za chwilę będą tu strzygi, aby nas wprowadzić. Daj mi tu sztylet.- rozszerzył kieszeń, co chwilę rzucając spojrzenie na wejście, a ja wrzuciłam mu tam broń.- Nie ufają mi do końca, dlatego, że ich przywódca nie wrócił, a z całego hotelu tylko my wyszliśmy cali. Musiałem powiedzieć, że to ty. Ogólnie wersja jest, że złapałem cię na majstrowaniu przy mechanizmie, ale było za późno i reszta się spaliła. Dlatego przyjechaliśmy tutaj...
Nagle urwał i się wyprostował, przyjmując maskę strzygi. No to ma już dwie wyćwiczone maski. Nie minęła minuta, jak obok nas pojawiły jeszcze dwie strzygi.
- Wyłaź.- warknął Rosjanin.
Z hardą miną i pogardą wypisaną na twarzy wysiadłam z samochodu, po czym pchana ruszyłam w kierunku jaskini. W środku na straży czekało jeszcze pięć strzyg, które dokładnie mnie przeszukały i popchnęli dalej. Szliśmy przez korytarze, aż spalił znaleźliśmy się w grocie z tronem, na którym siedział brunet o szarych oczach. Nie zapominając oczywiście o czerwonych obwódkach wokół źrenic.
- Zack.- wyplułam jego imię z pogardą.- Nie wiedziałam, że tatuś cię przyjął?
- O! Kogo moje oczy widzą. Rosemarie. Dawno się nie widzieliśmy. Ostatnim razem byłaś bardziej... wolna.
- A ty ludzki.- uśmiechnęłam się złośliwie.- Jak się grzeje miejsce po ojczulku? Widzę, że żałoba wręcz cię pogrąża.
Poszłam pchnięcie z tyłu i upadłam.
- Radzę ci uważać Rose. Jesteś w mojej kryjówce, otoczona strzygami i bez broni. Nie za dobrze to wróży, prawda. Posiedzisz sobie w wyznaczonej dla was jaskini, póki nie zgodzisz się zostać przemieniona. Nie chcę jej inaczej oglądać na oczy, jasne?- zwrócił się do Dymitra.
- Oczywiście.- odpowiedział bezuczuciowo.
- A jak się zdecyduje, macie opuścić moją kryjówkę. Nie potrzeba mi rywali do tronu.
- Nie martw się. Nawet nie mam ochoty tu przebywać jako Dampirzyca. Jesteśmy tu tylko dlatego, że będę miała utrudnioną ucieczkę.- uśmiechnęłam się perfidnie, widząc rozdrażnienie na twarzy młodzieńca.
- Wyprowadzić ją.- warknął.
Pociągnięto mnie do góry i wyciągnięto z jaskini. Udaliśmy się przez labirynt korytarzy do jakiejś nory głęboko w ziemi. Ale jakiś standard miała. Duże, wyglądające na wygodne łóżko, szafa trzydrzwiowa, komoda, stolik, sofy, kanapy oraz regał z książkami. Na podłodze i ścianach wisiało kilka dywanów, pewnie po to, aby nadać pomieszczeniu klimat, choć nie do końca pomagało. Po drugiej stronie były drzwi, pewnie do łazienki. Ciekawe, skąd biorą wodę. Czyżby na żywca z jeziora niedaleko? To byłoby ciekawe. Mimo normalnych i ładnych mebli, to wciąż była nora, a jedynym źródłem światła były latarki, które przyniosły ze sobą strzygi. Dobrze, że nie zostaniemy tu dłużej. Gdy tylko zostaliśmy sami z mężem, wtuliliśmy się w siebie.