Strony

czwartek, 8 czerwca 2017

ROZDZIAŁ 85

- Ale go nastraszyłeś.- zaśmiałam się, jedząc już dostarczone pierogi.
Gdy poszłam otworzyć drzwi, tym razem przed boyem z jedzeniem, również w szlafroku, on oczywiście patrzył się nie tam, gdzie trzeba. Dymitr to zauważył i oczywiście nie obyło się bez porządnego warknięcia w stronę szatyna. Biedny chłopaczek odszedł tak szybko, że o mało co nie stukł wazonu.
- Bo nikt nie ma prawa na ciebie tak patrzeć. A tym bardziej dotykać.
- Jak widziałeś, umiem się obronić.- zauważyłam, kończąc posiłek.
- Widziałem i jestem dumny, że moja kochana żona, jest tak utalentowaną uczennicą.- podszedł i przytulił mnie od tylu, gdy wstałam od stołu.
Kiedy wreszcie mnie puścił, postawiłam naczynia na wózek i wystawiłam go po za pokój.
- To teraz mam dla ciebie bojowe zadanie.- zapowiedział mój mąż, kiedy usiedliśmy na kanapie.
- No słucham.- spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Przemyślałem dokładnie naszą ostatnią rozmowę, no i ostatecznie wyszło, że chyba masz rację. Jedynym wyjściem, aby alchemicy nie wiedzieli, kim jestem, jest kamuflaż. Poświęce się i pozwolę ci wysmarować mnie tym czymś. Niestety sama musisz sama iść do jakiegoś kosmetycznego, żeby było szybciej.
- O nie!- jęknęłam.- Mam całkiem sama tułać się po obcym mieście, nie znając języka? Jak ty to sobie wyobrazasz?
- W Rosji jakoś dałaś sobie radę.- zauważył.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale się poddała. W sumie ma rację. Ja sobie nie poradzę?! Pff... Poszłam do sypialni, przebrać się, po czym, ciepło ubrana, skierowałam się do drzwi.
- Rose.- zatrzymał mnie ukochany.- Weź jeszcze trochę dolarów i kup złotówki.
- Okey.- westchnęłam.
Wzięłam od męża pieniądze i wyszłam z pokoju. Na zewnątrz okryłam się dokładniej, zmagając się z napierającym na mnie wiatrem. Zauważyłam dwójkę ludzi, siedzących się gdzieś. Postanowiłam ich zaczepić.
- Przepraszam...- odezwałam się.
- Nie mówimy po angielsku, przepraszam.- powiedział mężczyzna i się oddalili.
Westchnęłam i poszłam szukać szczęścia gdzie indziej. Ale dzisiaj mi nie odpisywało, bo każdy, kogo zaczęłam, umiał tylko jeden zwrot. Wreszcie nie wytrzymałam i weszłam do księgarni. Mam jakieś tam jeszcze zlote (wciąż nie umiem tego poprawnie wymawiać) i mogę za nie kupić słownik. Podeszłam do kasy, gdzie siedziała miło wyglądająca pani.
- Dzień dobry.- powiedziałam niepewnie.
- Witam. W czym mogę pomóc?
W tej chwili miałam ochotę skakać ze szczęścia. Ona umie angielski.
- Wie może pani, gdzie mogę znaleźć kantor?
- Kantor... hemm... Jak pani wyjedzie, trzeba iść w lewo, a na drugim skrzyżowaniu skręcić w prawo. Bedzie tam budynek z czerwonym szyldem "Poczta Polska". Na jej rogu, po drugiej stronie będzie kantor. Tam można się kogoś spytać i pokieruje panią.
- Tak, tylko problem, że nie mogę trafić na kogoś, kto zna angielski.- westchnęłam.- Ale dziękuję.
- To może chciałaby pani kupić słownik?- zaproponowała z uśmiechem, żywcem wziętym z reklamy.
- Poproszę.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
Po chwili miałam już słownik kieszonkowy w 
- Może też spróbować zaczepiać ludzi zajmujących wysokie stanowiska. Bez angielskiego tu się dalego nie zajdzie.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową, jeszcze raz podziękowałam i opuściłam sklep. Udałam się zgodnie ze wskazówkami kobiety i po dziesięciu minutach zobaczyłam pocztą. Kantor był trochę schowany, ale go znalazłam.
- Dzień dobry.- podeszłam do okienka.- chciałabym kupić zloty.
Podałam cały pęk banknotów. Mężczyzna przeliczył go i po chwili dał odliczoną kwotę w nominałach polskich.
- Proszę bardzo.
- Dziękuję.
Schowałam pieniądze do portfela i poszłam na poszukiwania jakiejś drogerii. Musiałam kupić przynajmniej z dwie tubki podkładu. Soczewki już mamy, więc o tyle dobrze. Chwilę się poszwedałam, aż znalazłam galerię handlową, a w niej musi być odpowiedni sklep. I nie myliłam się. Trochę zajęło mi znalezienie dobrej barwy podkładu pasująca do urody Rosnsjina, do tego róż i cienie do oczu. W końcu musi wyglądać jak normalny człowiek. Po za tym kończą mi się kosmetyki zabrane z hotelu w ameryce, bo i tam nie były całe. W sumie mam tyle pieniędzy, że mogę trochę zaszaleć na zakupach. Myślę, że Bielikow się nie obrazi. I tak w ciągu dnia nic więcej nie załatwimy. Po zapłaceniu za wszystkie rzeczy, wyszłam i zaczęłam chodzić po galerii, szukając sklepów z fajnymi ciuchami. Oj, to będą długie zakupy.
_______________________________________________
Wiem, nie bijcie. Rozdziały są dodawane tak jak są , ale powoli opuszcza mnie wena. Rozdziały nie są za ciekawe, a przed nami jeszcze dość długa droga. Po za tym szkoła mnie już męczy p, pewnie tak jak i was. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i będziecie cierpliwie czekać na rozwinięcie akcji. Kocham was, za to, że mimo wszystko wciąż jesteście 💖💖💖💖