Strony

czwartek, 25 maja 2017

ROZDZIAŁ 79

Nieźle się sprawili. Nie wiem, jak to zrobili, ale przed 4 do hotelu przyjechały ostatnie samochody. Byli nawet ci z Nowosybirska, Moskwy, Monachium, Tokio, Berlina i Sydney. Wspaniale. Każdy znalazł dla siebie miejsce, a ja z mężem odbyliśmy rozmowę z przywódcami w gabinecie. Po ustaleniu szczegółów ataku (który się nie odbędzie) wróciliśmy do naszego pokoju.
- To kiedy zaczynamy i chociaż powiedz mi, co mam robić?
- Zrobimy to przed 12, kiedy będą w drodze na aulę. Masz uważać tam na wszelkie szczeliny, bo nie chcę cię stracić.- oznajmiłam, podchodząc do ukochanego i kładąc mu dłonie na piersi.
Złapał mnie za biodra, a ja przesunęłam rece wyżej.
- Coraz bardziej się tego boję, ale i nie mogę doczekać.- przyznał z uśmiechem.
Przybliżyłam się do jego ust, które tak bardzie mnie kusiły. Chciałam się z nim podroczyć, ale Rosjanin nie wytrzymał napięcia i rzucił się na mnie, przypierając mnie do ściany, która tak przy okazji stała z pięć metrów za mną. Jęknęłam z przyjemności. Uwielbiałam go takiego dzikiego i spragnionego. Pogłębiłam pocałunek, ciągnąc go do siebie. Od razu zrozumiał i naparł na mnie jeszcze mocnej. Jęczałam gardłowo, gdy ściskał moje pośladki. W koncu mnie za nie podniósł, a ja oplotłam Bielikowa w biodrach. Jednak o dziwo nie zabrał mnie do sypialni s w kierunku szafki pod telewizorem. Posadził mnie na nim i zdjął moją bluzkę. Sama pomogłam mu się pozbyć jego prochowca. Nie mogliśmy oderwać się od naszych ust nawet na chwilę. Nasze języki badały nawzajem siebie i podniebienia, mimo wszystko żadne z nas nie odpuszczało, a nasza zacięta walka trwała w najlepsze. Nawet ściąganie spodni go nie zdekoncentrowało. W koncu byliśmy w samej bieliźnie. Nie musiałam czekać długo, aż pozbył się mojego stanika. Ciało płonęło mi pod jego dotykiem. Każda moja komórka wolala do niego, a serce prawie wyskoczyło ze swojego miejsca. Pragnęłam go tak mocno. Ścisnął moją pierś, na co wydałam jęk przyjemności. Uśmiechnął się triumfalnie, ponieważ to pozwoliło mu wygrać nasze starcie. Chciałam zejść na podłogę, aby w koncu się na niego rzucić, ale tak mocno mnie przyciskał do szafki, że nie miałam szans się uwolnić. Na szczęście Dymitr nie kazał mi dlugo czekać. Zdjął resztę naszej bielizny i wszedł we mnie szybko i gwałtownie. Mój na wpół krzyk, na wpół jęk zagłuszyły miękkie usta. Rosjanin poruszał się coraz szybciej, a ja nie wiedziałam co zrobić z dłońmi. Każde nasze zbliżenie było dla mnie równie ekscytujące.
Po czterech godzinach ogarnęliśmy się i poszłam z mężem do auli.
- Ale co my tu będziemy robić?- zdziwił się.
- Jest tu świetny system, zainstalowany jeszcze przez moich poprzedników.- wyjaśniłam.- Używałam go do zabijania spóźnialskich.
- Powiedziała ta, co zawsze była punktualna.- zaśmiał się. 
- Oj siedź cicho!- również nie mogłam powstrzymać uśmiechu.- Władza jednak do czegoś zobowiązuje.
Pociągnęłam za złoty sznurek, a wokół nas opadły czarne kotary. Niby słońce nie miało prawa przedrzeć się do środka, ale przezorny ubezpieczony. Włożyłam rękę między materiał i chwyciłam za małe drzwiczki w ścianie. Otworzyłam klapkę, a przez ramię zaglądał mi Dymitr. Przed nami ukazały się różne dźwignie, wskaźniki, ekrany, przyciski i klawiatura
- Tu mamy taki specjalny mechanizm.- objaśniłam.- I jeśli teraz wcisnę to, drzwi tutaj i do ciemnych pomieszczeń zostaną zablokowane.- tak też się stało.
Następnie zaczęłam na klawiaturze wpisywać hasło i zwalniać zabezpieczenia. Dałam enter, a na ekranie pojawiło się "Ustawienia wprowadzone.
- Teraz wystarczy zrobić tak...- pociągnęłam za dwie dźwignie.
- I co?- spytał mój mąż, zdezorientowany.
- I już. Otworzyłam wszystkie okna, odkryłam dach i zawaliłam lampy słoneczne. Spalili się. Mam nadzieję, że wszyscy.
- Jak to masz nadzieję?!- wystraszył się.
- No wiesz, mogli się gdzieś pochować, albo zostać zamknięci w kantorku... W sumie ja się tak uratowałam.
- Co?!- krzyknął spanikowany.
Zaczął oglądać mnie od góry do dołu. O matko. Przewróciłam oczami. Po chwili wyrwałam się i przytuliłam go do siebie.
- Tyle razy mogłem Cię stracić, Roza.- mruknął, napierając się moim zapachem.
- Spokojnie Towarzyszu. Jestem tu cała i zdrowa.- zapewniłam.- Jak zawsze dzięki tobie.
- Żałuję chwil, gdy potrzebowałaś mojej pomocy, a mnie nie było.
- Ja też żałuję, że nie zawsze byłam dla ciebie. Ale najważniejsze, że teraz jesteśmy razem.
- Obiecuję Ci, już nigdy nie pozwolę żadnej mocy mi cię odebrać.
Uniósł moją twarz i delikatnie mnie pocałował. Przelał w ten gest całą swoją miłość, żal, strach oraz nadzieję. Nadzieję na lepszą przyszłość. Po chwili podsunął się od moich ust, patrząc mi w oczy.
- No.- przerwałam niechętnie ciszę.- To skoro wszystko sobie wytłumaczyliśmy... to ja pójdę sprawdzić, czy wszystkie się spaliły.
- Żartujesz sobie?!- otworzył szeroko oczy.-Po tym, co ci powiedziałem, chcesz iść tak o do strzyg? Przecież łatwo się domyślą, że nasza sprawka.
- Misiu.- położyłam mu dłoń na policzku, a on się w nią wtulił.- Nic mi nie będzie. Nie zrobią mi krzywdy w słońcu, więc będę bezpieczniejsza niż po ciemku.
W końcu uległ i pozwolił mi iść. Odblokowałam drzwi i ostrożnie wyszłam, uważając, aby nie oświetlić męża. Szłam korytarzami i zaglądałam do najróżniejszych skrytek. Wszędzie było czysto. Została ostatnie miejsce, gdzie mógł ktoś być. Mam w gabinecie przejście do skarbca. Nikt po za elitą o tym nie wie, ale tylko ja znam hasło i Katrina. Od zawrze powtarzałem, że w razie co, będzie moją zastępcą. Mimo że reszta szlachetnego grona nie miała tam wstępu, między drzwiami skarbca, a gabinetem była przestrzeń. Kodem otworzyłam pierwsze przejście i odskoczyłym na słońce. Odetchnęłam z ulgą, bo korytarzyk był pusty. Juz miałam zablokować wejście, gdy moją uwagę przykuł mały kawałeczek fioletowego materiału między metalowymi drzwiami. Dokładnie taki, z jakiego sukienki nosiła Katrina. Nie dobrze. Wzięłam z kieszeni moj sztylet, wpisałam kod i poprawiając broń, weszłam w ciemność.