Strony

poniedziałek, 22 maja 2017

ROZDZIAŁ 77

Wyjechaliśmy po zachodzie słońca. Droga zajęła nam całą noc. Na szczęście jechaliśmy z Dymitrem jednym samochodem, sami. On kierował, a ja się zdrzemnęłam, bo później moglibyśmy być pod obserwacją. Dzień spędziliśmy zameldowani w hotelu i nie mogliśmy nic zrobić z faktem, że w niektórych pokojach znaleziono martwych ludzi. Strzygi też muszą coś jeść i to dla nich naturalne. Kolejnej nocy nie mieliśmy za dużo drogi do przebycia, więc na miejscu byliśmy o czasie.
- Gotowa?- spytał mój mąż, łapiąc mnie na rękę.
- Bardziej nie będę.- odetchnęłam głęboko, uwalniając dłoń z uścisku ukochanego, po czym wysiadłam dumnie.
On zrobił to samo po drugiej stronie. Szliśmy z groźnymi minami pomiędzy wampirami. Oczywiście byłam specjalne ucharakteryzowana, na jedną z nich. To, że teraz szliśmy koło mojej grypy, dało się poznać po strachy i spuszczaniu głowy przede mną. Stanęliśmy oko w oko z elitą. Wszyscy się mi pokłonili, niejednoznaczne mówiło, że wracam na stare stanowisko.
- Witamy Wielmożna Pani Hathaway-Bielikow.- powiedzieli chórem.
Uśmiechnęłam się triumfalnie, podziwiając widok wokół siebie. Odwróciłam się przodem do reszty.
- Od dzisiaj nasz związek małżeński jest umowa wiążącą nasze dwie grupy w jedną.- oznajmiłam łapiąc dłoń męża i podnosząc do góry.
Strzygi zaczęły wiwatować. Zdziwiłam się, że obydwa zespoły się mnie po słuchały. Czyżby strach jaki do mnie czuli jedni, przenosi się na drugich? Nie ważne. Grunt, że wszystko przebiegło bezproblemowo. Strzygi zaczęły się rozchodzić, aby poznać prawa i obyczaje tutejszych oraz budynek. My za to z elitą poszliśmy do biura. Stały tam już dwa biurka, ale po za tym, nic się nie zmieniło.
- Po pierwsze, co wiecie o Nigelu?- spytałam, odwracając się do poddanych.
- A co mamy wiedzieć, Pani?- wzruszył ramionami Sebastian - Sama go Pani zabiłaś 17 lat temu.
Spojrzałam na nich podejrzliwie, ale nie wydawali się kłamać. Czyżby naprawdę o niczym nie wiedzieli?
- No dobra mniejsza z tym chce raporty z poprzednich lat. Chcę wiedzieć kto, z kim, za ile i dlaczego tak drogo.
- Dużo tego Pani.- Dorian podrapał się z kark.
- Po pierwsze,- zaczęła Lucy.- nasza liczba zwiększyła się do 5 tysięcy. Mamy o wiele więcej umów, nasz biznes się rozwija, a cale miasto zaczynają opanowywać strzygi. Twój sposób zarządzania o wiele ułatwił nam życie.- uśmiechnęłam się dumnie.
Zachowałam kamienną twarz, choć nie powiem, że było to łatwe. Jej słowa obudziły we mnie demony przeszłości. To wszystko moja wina. Gdyby nie ja, nie byłoby tego wszystkiego.
- Rose!- z zamyślenia wyrwał mnie niecierpliwy głos Dymitra.
Nie był najdelikatniejszy, ale musieliśmy udawać strzygi, żebyśmy przeżyli. Szybko się otrząsnęłam.
- Nie pośpieszaj mnie.- warknęłam, patrząc ma niego.
Bałam się, że to go zaboli, ale jego oczy wyrażały dumę. Wróciłam wyrokiem do reszty.
- Przygotujcie mi raporty z ostatniego roku.- rozkazałam.
- Ale przecież Bielikow...- zaczęła zmieszana Katrina, jednak nie dałam jej dokończyć.
- Po pierwsze, chyba zapomnieliście jak macie się do nas zwracać.- zacisnęłam mocno zęby i pięści, co wystarczyło by ich wystraszyć.- Po drugie, nic mnie nie obchodzi, co on, bo każę wam pokazać raporty. Po trzecie, gdzie mój sztylet?
Od razu dostałam dwanaście segregatorów z nazwami miesięcy, a na tym Wiktoria położyła broń, którą od razu zaczęłam się bawić. Pod moim czujnym okiem wszyscy wzięli się do pracy.
- Weź je.- poleciłam ukochanemu chłodno.
- Sama je nieś.- prychnął.- To twój wymysł.
- Nie podpadaj mi.- skierowałam na niego ostrze. 
- I co masz zamiar mi zrobić tą zabawką?- uśmiechnął się perfidnie.
- Ugh...- "zdenerwowałam" się, ale po chwili uśmiechnęłam się i powiedziałam przesłodzonym głosem.- Sebastian, kotku, weźmiesz to?
Strzyga chwilę się wahał pod morderczym spojrzeniem nowego zwierzchnika, ale chyba bardziej bał się mnie, ponieważ wziął segregatory i wyszedł za nami. Ja uśmiechałam się triumfalnie, Rosjanin był wściekły, a Seba zmieszany i nie podnosił na nas wzroku. Gdy tylko odłożył rzeczy na stole w moim starym apartamencie, pokłonił nam się nisko, szybko wyklepał nasze tytuły i uciekł. Odetchnęłam głęboko. Żeby nie było, tą całą akcję zaplanowaliśmy, więc nikt nie czuł się skrzywdzony. Usiadłam w sypialni na łóżku zwieszając głowę. Po chwili Dymitr usiadł obok mnie, kładąc mi dłoń na kolanie.
- Jestem z ciebie dumny, choć nie lubię tej złej wersji ciebie.- uśmiechnął się.
- Mi też twoje zimne oblicze się nie podoba.- wymusiłam uśmiech.
Były strażnik od razu wiedział, co jest.
- Roza.- przytulił mnie, sadzając sobie na kolana. - Wiem, że nie było ci łatwo. Czasu się nie cofnie, a to już przeszłość.
- Przeszłość która się za mną ciągnie. Sam słyszałeś. Zrewolucjonizowałam strzygi. Przeze mnie będą lepiej walczyć. Przyczyniłam się do ewolucji ich zachowań.- ukryłam twarz w dłoniach.
Ukochany po chwili mi je zabrał i przytulił do własnego torsu. Zaczęłam oddychać jego zapachem, gdy on głaskał moje włosy. To działało na mnie bardzo uspakajająco.
- Spokojnie, Roza. To nie twoja wina. Nie byłaś sobą i nie miałaś co zrobić. A teraz wytłumacz mi, co zrobiły, aby to wszystko zniszczyć w zalążku.- popatrzył mi w oczy, a ja się uśmiechnęłam.