Strony

piątek, 5 maja 2017

ROZDZIAŁ 68

Jeśli mówiłam, że te cztery miesiące, gdy Dymitr pierwszy raz był strzygą były najgorsze, to teraz moja poprzeczka skoczyła wysoko w górę. Od pięciu miesięcy jestem niewolnicą Randalla, a od czterech również seksualną. Nie oszczędza mnie żadnego dnia. Tak dawno nie widziałam słońca i nieba, w sumie nic nie widziałam po za kamieniem i żarówką zwisającą na kablu z sufitu. Jestem blada jak śmierć, cała w ramach, a moja psychika już mnie zawodzi. Codziennie hańbiona i poniżana, bita, raniona nożami, a niekiedy i podpalana żywym ogniem. Znalazł sobie średniowieczne tortury i stosuje na mnie. Jak co dzień zostałam zerwana z błogiego i bezbolesnego snu, po czym wyciągnięta z celi. Ale tym razem nie trafiłam do sali tortur, a do jakiegoś gabinetu. Za oknami było ciemno, czyli, że mamy noc. Przywiązano mnie do krzesła i dwaj mężczyźni wyszli. Krzesło przy biurku się obrócił, a tam siedział Iwaszkow, pieszcząc swoją broń. Odetchnęłam w duchu z ulgą. Koniec mojej męczarni.
- Wiesz, Rose, bardzo dobrze mi się z tobą współpracowało...
- Czego nie mogę powiedzieć o tobie.- rzuciłam.
Takie sytuacje zawsze działały na mnie wzrostem odwagi. I tak mnie ma zabić, co mi za różnica. Jak zginąć to z klasą.
- A ja myślałem, że to cię czegoś nauczyło.- westchnął.
- Jestem oporną uczennicą. Spytaj swojego syna. A nie, czekaj. Przecież on prędzej cię zje.- uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Lepiej zamknij tą jadaczkę, bo wrócisz pod bat.
- Dobra, do rzeczy.- przewróciłam oczami, śmiejąc się w duchu.
Powstrzymał się od rzucenia kolejnego wyzwiska.
- Wracając. Tak więc, niestety, wszystko ci dobre, kiedyś się kończy. Jesteś wspaniałą kobietą, ale twój czas dobiegł końca. Jak widać nikt nie przyszedł ci z pomocą, jesteś sama i nikogo nie obcho...
- Daruj sobie. Na dworze wciąż mnie szukają, ale nie umieją znaleźć.- powiedziałam pewnie.- Po za tym ja, w odróżnieniu od ciebie umiem zginąć za dziecko, a ty nawet nie wiesz, co to miłość.
- Milicz kobieto bo...
- Bo co? Zabijesz mnie? Proszę bardzo.
- Chciałem kulturalne, ale jak widać z tobą się nie da.- wycelował we mnie broń.- Smaż się w piekle suko.
- Zostawię ci otwartą bramę.
Już miał strzelić, gdy zza drugich drzwi usłyszeliśmy hałas.
- Widzisz. Przyszli po mnie. To twój koniec.
- Po twoim tropie.- uśmiechnął się i strzelił, w tym samym czasie co drzwi się otworzyły.
Odwróciłam wzrok, ale nic nie poczułam. Co on sobie w kulki ze mną leci? Spojrzałam przed siebie i zastygłam w szoku. Między nami przebiegło z dwadzieścia strzygą i zniknęło za drugimi drzwiami. Jedna musiała po prostu przyjąć moją kulę. Ale o co tu chodzi? Co one tu robią? Czemu pobiegł dalej? Przecież ode mnie śmierdzi krwią na kilometr. Spojrzałam na drzwi, którymi weszły i oniemiałam. W rażącym blasku światła stał dumnie Rosjanin w swoim kochanym prochowcu. Nie miało dla mnie znaczenia, że jest strzygą. Odnalazł mnie jak obiecał. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i... chyba widziałam radość i miłość w jego oczach. Nie. Na pewno nie. Strzygi nie mają uczuć. Po chwili zmierzył mnie wzrokiem i zacisnął pięści. Spojrzał na mojego oprawcę. Gdyby spojrzenie mogło zabić, to Randall już leżałby martwy.
- Ty!- ryknął, w sekundę znajdując się przy nim i rzucając go o ścianę.- Mogłem się spodziewać. Ze wszystkich mężczyzn nie ma tak okrutnego jak ty.
W oczach moroja widziałam strach. Bielikow wziął go za kołnierz i przyszpilił do ściany.
- Za wszystko co zrobiłeś mi i kobietą, które są dla mnie ważne, skazuję cie na piekło.- nie dając mu nic powiedzieć, przebił go pazurami, po czym zza płaszcza wyciągnął jakąś buteleczkę i polał jej zawartością rany Iwaszkowa. Nie patrząc na niego, odwrócił się i podbiegł do mnie. W jego oczach wyraźnie widziałam troskę i miłość. Jak? Czemu?
- Roza. Kochanie. Tak bardzo przepraszam. Gdybym znalazł cię wcześniej...
- Dymitr...- wychrypiałam.- Znalazłeś mnie. Dziękuję.
- Zawsze cię odnajdę. Zawsze już będę przy tobie. A teraz chodź. Trzeba wracać.
Zerwał wszystkie trzymające mnie łańcuchy, a ja bez oparcia zaczęłam spadać. Z łatwością mnie złapał i uniósł jak pannę młodą, po czym skierował się ze mną do wyjścia. Wtuliłam się w niego i czując się bezpieczna, zaczęłam się cała trząść.
- Boże, co ten skurwiel ci zrobił?- popatrzył na mnie zmartwiony.
- Wszystko. Ale do wesela się zagoi.- zaczęłam kaszleć i plunęłam krwią.
- Oj tak. Już ja o to zadbam. A teraz śpij.- cmoknął mnie w czoło, a moje ciało objęła fala ciepła. Jednak zadrżałam, gdy wyszliśmy na chłodne powietrze, zatrzęsłam się. W końcu to październik i nie jest już tak ciepło, aby latać na go. Zwłaszcza nocą. Mój mąż, widząc to, zdjął swój płaszcz i okrył mnie nim.
- Zabrudzę go krwią.- zauważyłam.
- Ty jesteś ważniejsza.- zrobiło mi się ciepło na duszy.
Nic nie rozumiałam, ale cieszyłam się, że jest tu ze mną. Położył mnie delikatnie na tylnych siedzeniach i usiadł obok z kamienną miną. Spojrzałam na niego, ale jego wzrok był zimny jak lud. Co się z nim stało?
- Musi udawać, aby strzygi nie połapały się, że jest inny. Dla waszego bezpieczeństwa.- w głowie usłyszałam znajomy głos.
Luna już dawno się do nas nie odzywała. 
- Ruszaj.- powiedział zimno strażnik, a mnie przeszedł dreszcz.
Jednak na pamięć wrócił mi obraz zatroskanych oczu ukochanego, co mnie uspokoiło.
- Lissa.- przedarłam się do umysłu przyjaciółki.
- Rose?! Coś się stało?- zmartwiła się.
- W sumie to tak. Jestem wolna i Dymitr porywa mnie do siedziby strzyg.
- O Boże!- wystraszyła się.
- Ale spokojnie. On jest... inny. Ma uczucia.- pokazałam jej wspomnienie sprzed kilkunastu minut.
- Czyli, że wszystko dobrze?- chciała się upewnić.
- Tak. Ale nic im jeszcze nie mów. Najpierw chcę uratować mojego bohatera.- spojrzałam z uśmiechem na Rosjanina.
- No dobrze. Ale pospiesz się. Dzieciaki są zrozpaczone.
- Zrobię co w mojej mocy. Jeszcze wrócimy oboje do domu.
Zaczęłam ziewać, a podskakiwanie samochodu tylko pomagało snu przyjście. Okryłam się szczelniej płaszczem i odpłynęłam w krainę morfeusza.