Strony

środa, 26 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 60

- Zatrzymaj się.- poleciłam.- Teraz ja usiądę za kółkiem. Zostań w środku.
Wyciągnęłam sztylet, a na jego widok Jack otworzył oczy. Już miałam wychodzić, gdy złapał mnie za ramię.
- Uważaj na siebie.- cmoknął mnie w usta.
- Spokojnie. Nic mi nie będzie.- uśmiechnęłam się do blondyna.
Wysiadłam i odeszłam samochód. Złapałam klamkę po stronie kierowcy i już miałam nacisnąć, kiedy szybę rozbił kamień. Odwróciłam się gotowa do ataku i zamarłam. Mnóstwo strzyg otoczyło nasze auto. Została ostatnia deska ratunku.
- Nie martw się. Jedziemy. Musisz wytrzymać.- usłyszałam brata.
- A daleko jesteście.- spytałam, rozglądając się nerwowo, gotowa do ataku.
- Jakbyście pojechali w głąb lasu, a później na drogę i prosto, a później...
- Dobra, rozumiem. Mam im uciec. Nic trudnego.- mruknęłam z sarkazmem.
- No sama z nimi nie wygrasz, a zanim wszystkie spalisz, zabraknie ci sił.
Miał rację. Wytworzyłam wokół pojazdu pierścień ognia, po czym szybko wsiadłam. Zapięłam pasy i złapałam za kierownicę, oddychając głęboko.
- Trzymaj się.
Zgasiłam ogień i obróciłam samochód w stronę skąd przyjechaliśmy. Przed nami pojawiła się tamta furgonetka. Skupiłam się, wciskając gaz do dechy, aż wbiło nas w fotele
- Nastka!- krzyknął wystraszony chłopak.- Rozbijemy się!
Nie zwracała na niego uwagi. Byliśmy coraz bliżej. Zaczęłam odliczać. Pięćdziesiąt metrów, czterdzieści... trzydzieści... dwadzieścia... w ostatniej chwili wytworzyłam rampę z ziemi i przy pomocy telekinezy pomogłam aucie wbić się wyżej. Przeskoczyliśmy pojazd strzyg, który rozbił się o skalną rampę. Wylądowałam z lekkim szarpnięciem i jechałam dalej. Nagle zauważyłam za sobą nowe pięć aut. No se chyba żarty robią.
- Umiesz szybciej autko. Dajesz, wiem, że potrafisz.- mówiłam, używając wpływu.
- Szybciej się nie da.- marudził Zeklos.
Po kilku minutach samochodów przyspieszył, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie. Tak. Umiemy też wpływać na maszyny. Takim o to sposobem mgneliśmy między drzewami, uciekając pościgowi. Wjechałam na wzniesienie, ale te nagle się skończyło. Zaczęliśmy spadać, co chwilę odbijając się od ziemi i robiąc fikołki w powietrzu. Gdy w końcu wylądowaliśmy, silnik zgasł i nie chciał odpalić. Po chwili z pod maski wydobył się biały dym. No świetnie. Wzięłam broń i opuściliśmy pojazd.
- No nie. Dopiero co go dostałem.- mój ukochany rozpaczał nad maszyną.
- Ciesz się, że ty nie jesteś w takim stanie. Nic ci nie jest?- spytałam zmartwiona.
- Nie. A tobie?
- Też nie.- za plecami chłopaka zobaczyłam czerwone oczy.- Uważaj.
Odsunęłam go i zaczęłam walczyć ze strzygą. Po jakimś czasie leżała martwa.
- Właź do środka.- wepchnęłam go na tylne siedzenie mercedesa.- skul się na dole i nie pokazuj się.
- Przecież wiedzą, że tu jestem. Po za tym też umiem panować nad ogniem.
- Już raz oddałeś za mnie życie. Twój limit się skończył.
- A twój?- uniósł jedną brew.
- Mój jest nieograniczony.
Usłyszałam pękającą gałąź, więc szybko się obróciłam, zatrzaskując drzwi. Zaczęłam walkę z krwiożerczymi bestiami. Wymienialiśmy ciosy, co jakiś czas przeciwnicy padali na ziemię.
- Po prawej.- krzyknął Jack.
Odwróciłam się i zobaczyłam otworzone w bólu usta strzygi, która po chwili upadła martwa. Za nią stali rodzice ze strażnikami i Felix. Wszyscy rzucili się w wir walki. Pół godziny później wszystkie strzygi leżały sztywno na ziemi. Nim się obejrzałam, rodzice wzięli mnie w ramiona.
- Nastka.- zawołała spanikowana mama.- Nic ci nie jest? Jesteś cała? Tak się baliśmy.
- Jest dobrze.- zapewniłam.- Mieliśmy szczęście, że przyjechaliście.
- Dałabyś sobie radę.- szturchnął mnie brat.
- I dlatego wszystkich przyprowadziłeś?- uniosłam jedną brew.
- Uparli się, żeby zebrać taki zespół.
- A gdzie Jack?- spytała mama.
- Tu jestem.- stanął za mną i objął mnie w pasie.- Dziękuję za troskę.
Jednak widzą minę mojego taty uniósł ręce do góry, pokazując, że nic nie robi.
- Nie liczcie na wspólny pokój w naszym domu.- mruknął Rosjanin, po czym przytulił mocno.- Dobrze, że nic ci nie jest Księżniczko.
Nie uszło mojej uwagi, że zaakcentował ostatnie słowo. Westchnęłam ciężko.
- Tato, nie musisz być zazdrosny o Jacka. Zawsze będę twoją małą księżniczką.- pocałowałam go w policzek.- Nigdy się od ciebie nie odsunę.
- Ja bym ci nawet na to nie pozwolił.- prychnął.- Już nigdy was nie zostawię.
Nie rozumiem jak mogli uważać go za poważnego. Na służbie to tak, ale w domu zawsze zachowywał się jak nastolatek, albo gorzej. Mama zawsze się śmiała, że musi się zajmować trójką, a nie dwójką dzieci. Najlepsze było, jak dorwaliśmy się do bajek...

RETROSPEKCJA.

Właśnie z bratem i tatą oglądaliśmy kolejny odcinek super cyfr. Uwielbiamy to oglądać.
- Obiad!- z kuchni dobiegł krzyk mamy.
- Za chwilę!- odkrzyknęłam z Felixem.
- Dymitr! Zajmij się maluchami.
- Ehem...- mruknął, wpatrzony w ekran, a my zachichotaliśmy.
Nie wiem ile minęło, ale zdążyli uruchomić łamiłbebka, kiedy przed nami pojawiła się mama.
- Czemu mnie to nie dziwi?- westchnęła.
- Zaraz się skończy. O patrz. Teraz sześć będzie strzelać laserami.- powiedział z uśmiechem tato.- Oj, no już nie przewracaj tak oczami, tylko chodź na kolanka.
Nie musiał długo jej zachęcać, choć trochę się opierała. Wstaliśmy i usiedliśmy jeszcze na kolanach taty, po obu stronach mamy, a on nas objął. Tak przytuleni oglądaliśmy bajkę.

Koniec Retrospekcji.

Pamiętam, że gdy na dół zbiegła ciocia Lili i mimo złego humoru z rana (wiek buntowniczki), uśmiechnęła się i zrobiła nam zdjęcie.
- Dobra rodzinko.- od tyłu przytuliła nas mama.- Czas do domu. Naszego domu.
Więcej nie mówiąc, odwróciła się i odeszła kręcąc tyłkiem. Tato szybko ją dogonił, po czym klepnął jej tyłek. Mama podskoczyła, gromiąc strażnika wzrokiem, a następnie oboje się pocałowali. Pokręciłam rozbawiona głową, ale byłam szczęśliwa, że mam taką niezwykłą i zawsze kochającą się rodzinkę, mimo upływu lat. Ich uczucia wciąż są tak samo mocne, a może i mocniejsze, niż gdy brali ślub. Jack objął mnie od tyłu w i złożył pocałunek na mojej szyi. Uśmiechnęłam się do niego, po czym splotłam nasze dłonie i pociągnęłam do SUV-a.