Weszłam pewnym krokiem, ściskając misia w ramionach. Po chwili wszedł mój ukochany. Tato przyglądał mu się z zainteresowaniem, zaciskając mocno usta. Za to mam od razu poznała chłopaka. Otworzyłam szeroko oczy z niedowierzaniem. Jednak nic nie powiedziała, mierząc go uważnym spojrzeniem.
- Podejdź chłopcze bliżej. Nie wstydź się.- dziadek Abe przerwał grobową ciszę ze złośliwym uśmieszkiem.
Widać, że tylko go bawi ta sytuacja. Czułam się jak obrońca w sądzie na sprawi, przeciw morojowi. Jednak on i tak podszedł bliżej.
- Jak się nazywasz?- spytał tato.
- Jack Zeklos strażniku.- pochylił głowę w geście szacunku.
Dyskretnie zerknął na mnie, a ja ze słabym uśmiechem pokazałam dwa kciuki w górę. Jednak mina mojego taty nie sugerowała, że będzie dobrze. Zacisnął usta w wąską linię i zmrużył oczy. To będzie najdziwniejszych i najbardziej emocjonujący dzień w moim życiu.
- Kim są twoi rodzice?- przesłuchania ciąg dalszy.
- Moja mama Ashley Zeklos-Greene jest projektantką ogrodów, a mój ojciec Jessy Zeklos prowadzi firmę reklamową.
Na dźwięk imienia jego ojca mama spojrzała nie pewnie na męża, a on otworzył szeroko oczy. Jednak nie skomentował tego.
- Czy twoje uczucie do mojej córki jest szczere i nigdy jej nie skrzywdzisz?
Chłopak spojrzał na mnie, na co podeszłam od razu i dałam u się objąć w pasie.
- Kocham Anastazję całym sercem i nie umiem bez niej żyć. Zmieniła mnie i otworzyła oczy ba ten świat. Zrozumiałem rzeczy, które wolałem pozostawić niewiadomą. Wspieraliśmy się w trudnych chwilach i wiem, że mogę jej zaufać.- popatrzył mi w oczy, nie przerywając monologu.- Moje życie jest niczym bez tej ślicznotki. I choć były gorsze chwile, to kto ich nie ma? Wiem, że oddałbym za nią życie.
W oczach pojawiły mi się łzy wzruszenia, gdy to powiedział. Nie przejmowałam się tym, bo pewnie i tak wyglądam koszmarnie po poprzedniej fali płaczu, tylko wtuliłam się w ramię blondyna.
- Wiedzieć a zrobić to dwie różn...
- On to zrobił tato.- przerwał mu Felix, a wszyscy nie wtajemniczeni wstrzymali oddech.- Zakrył ją własnym ciałem, gdy rzucono w nią sztyletem, w skutek czego powstała śmiertelna rana. On umarł, a później Nastka go ożywiła.
No mój braciszek wczuł się w rolę obrońcy. Posłałam mu wdzięczne spojrzenie, na co kiwnął z uśmiechem głową. Wśród gości zaczęły się szepty.
- Niesamowite.- na przód wyrwał się cioci Lissy.- Jesteście połączeni pocałunkiem cienia?
- To było tydzień temu, ale jak ma razie nie ma takich oznak.- odpowiedziałam.
- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.- powiedział tato.- Teraz mamy co świętować.
Nie uszło mojej uwadze, że przed tą decyzją wymienił parę zdań z mamą. W sumie teraz jest od niej młodszy o pięć lat. Ale los ma dziwne poczucie humoru. Razem z ukochanym skierowaliśmy się do stołu, ale zanim zajęliśmy nasze miejsca chłopak został zaatakowany przez burzę blond loków.
- Mam cię.- zawołała dziewczynka.- Hej Nastka.
- Cześć mała. Co tu robisz?
- Miałam być w weekendzie u rodziców, ale gdy dowiedzieli się o twoich urodzinach, postanowili przyjechać tutaj.- mówiła, a ja w tym czasie wzięłam ją na ręce.
- Już są?!- przeraził się Jack.
- O co chodzi?- spytała mama.- I kto to jest?
- Jestem Molly Zeklos i jestem ich siostrą.- wskazała naszą dwójkę.
- I chodzi o to, że moi rodzice tu przyjechali.- chłopak spuścił wzrok.
- Co?!- mama była zszokowana.- Jesse będzie tu?! W naszym domu?!
- Ej, jest na równi. Oni też nie wiedzą, że tu jesteście.- chciałam trochę rozluźnić atmosferę.
- Mój ojciec trochę się zmienił.- próbował go bronić blondyn.- W sumie też dzięki Anastazji.
- Tylko mi się tutaj nie całować.- zawołała dziewczynka, widząc jak się ba siebie patrzymy.- A co do rodziców, to pewnie szukają domu.
- Nie zaprowadziłaś ich sama.- zdziwił się piwnooki.
- To że ty nie jesteś już zły na tatę za to jak was potraktował za pierwszym razem, nie znaczy, że ja też.- skrzyzowała swoje małe rączki z naburmuszoną miną, co wyglądało na prawdę uroczo.
- To ja może pójdę ich poszukać.- westchnął moroj przywracając oczami.
Dłużej nie mogłam się powstrzymać i musiałam go chociaż na chwilę cmoknąć w te słodkie usta.
Ukochany widząc moją niemą prośbę bez wahania mnie pocałował. Nie mogłam go objąć, bo ręce zajmowała pewna blondynka, wykrzywiająca twarz, więc za długo się nim nie nacieszyłam. Po chwili chłopak zniknął za rogiem doprowadzony moim spojrzeniem. Przyłapałam rodziców na wpatrywanie się w siebie, jakby wspominali tą fazę ich uczucia.
- Molly, a może usiądzie i zjemy ciasto.- zaproponowałam.
- Tak.- zawołała, wyrzucając ręce w górę.- Ale mogę na twoich kolanach?
- Oczywiście myszko.
Nagle do ogrodu wbiegł, ujadając i merdając ogonem suczka. Od razu wbiegł pod stół i zaczęła atakować mamę.
- Wisel!- zawołała uradowana.- Hej kochana. Też tęskniłam.
Zaczęła ją czochrać po szyi i niżej. Ta w pewnym momencie zastygła z głową i jedną łapą na jej kolanach, żeby kilka sekund później odbiec i wrócić. To takie pocieszne stworzenie.
- To może ja już zacznę znosić jedzenie, a jak dołączą państwo Zeklos, podamy tort.- zaproponowała Lili.
- To ja może pomogę.- zaproponowałam.
- Gdzie tam. To też twoja impreza. Zabawiaj gości.- mrugnęła do mnie.
- Ale mi już nie zabronisz.- zdecydowała mama wstając od stołu.
- A kim pan jest?- spytała blondynka mojego tatę.
- Jestem ojcem naszych jubilatów.
- Pan jest tym wielkim strażnikiem!- oczy zrobiły jej się wielkie jak spodki.
- Nie powiedziałbym, że wielki.
- Bez takiej skromności, Towaszyszu.- zaśmiał się mama, kładąc przed nami wazę z zupą.
Nachyliła się przez stół, po czym zatopiła się w wargach mężczyzny na przeciwko. Z bratem i siostrą uśmiechnęliśmy się na ten widok.
- Fuj! Następni.- krzyknęła Molly, na co reszta zachichotała.
- Dzień dobry.- zza rogu domu wychyliła się mama Jack'a i zapukała w ścianę.
Jak zawsze uśmiechała się szeroko. Zaraz za nią z dumnie podniesioną głową wszedł jej mąż, a na końcu ich syn. Mężczyzna podszedł do moich rodziców i po głębokim wydechu, wyciągnął do nich dłoń.
- Wiem, że między nami bywało różnie, Rose, ale chciałbym prosić cię o wybaczenie. Nie rozumiałem waszego życia i dopiero ta młoda niewiasta pokazała mi prawdziwe oblicze waszego życia.
Rodzice patrzyli z wahaniem na wyciągniętą dłoń, po czym mama ją uścisnęła.
- Ale tak bardzo się nie przyzwyczajaj.- mrugnęła.- Masz szczęście, że moje dzieci mają urodziny.
Co tu się dzieje? Niewiasta? O co chodzi? Czy nikt nie może mówić normalnie?
- To ty nic nie wiesz?- zdziwił się w myślach mój brat.
- O czym? Nie.
- Ze względu na wielkość tej uroczystości, podczas pobytu na Dworze zdecydowaliśmy, że na naszych urodzinach będziemy bardziej poważni, aż nadmiar.
- Inaczej staromodni.- zachichotałam.
- Powiedzmy. Gdzie ty wtedy byłaś myślami?
- Oj nie chcesz wiedzieć.- rozmarzyłam się.