Strony

wtorek, 11 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 46

Obudziło mnie odbijanie się do drzwi. Serio?! Nawet tutaj nie można się wyspać. Przetarłam twarz dłońmi, patrząc w bok, ale blondyna nigdzie nie było. Nagle do pokoju wparował Felix.
- Co to miało znaczyć?!- od razu się na mnie wydarł.
- O co ci chodzi?- zmarszczyłam brwi, podnosząc się.
- Ja wczoraj dwie godziny leżałem nieprzytomny, a ty się nawet nie zainteresowałaś, tylko zabawiałaś się z Zeklosem!- krzyczał.- Taką to jesteś siostrą?
- Przestań wrzeszczeć.- odparłam spokojnie.- Przecież nic ci nie jest.
- A gdyby było?
- Poczułabym.
- A gdybyśmy stracili więź?- nie odpuszczał.
- Też bym poczuła. O co ci chodzi?- miałam tego po woli dość. Nagle mnie olśniło.- Ty jesteś zazdrosny o Jack'a
- Nie!- naburmuszył się.
- Tak. Właśnie tak.- zrozumiałam.- Boisz się, że przestanę cię kochać. Że o tobie zapomnę.
On zwiesił tylko głowę, co było dla mnie jasną odpowiedzią. Poklepałam miejsce obok siebie, gdzie usiadł z westchnieniem, nie patrząc mi w twarz.
- Felix, spójrz na mnie.- dampir podniósł wzrok.- Kocham Cię i to nigdy się nie zmieni. Jesteś moim bratem i zawsze będziesz dla mnie najważniejszy, na równi z chłopakiem, rodzicami, wujostwem, Dianą i wszystkimi, którzy są blisko. To, że dam swoją miłość komuś innemu, nie znaczy, że zabiorę ją tobie. Zawsze będę obok ciebie. To tak jak ty i Alice. Jesteś z nią, ale wciąż kochasz nie. Nie masz się o co martwić. A teraz chodź mnie przytul.
Wyciągnąłem do niego ręce, a on mnie uścisnął.
- Dzięki siostra. I przepraszam za swój wybuch. Po prostu się martwię o ciebie oraz nasze relacje.
- Nie masz o co.- uspokoiłam go.- A tak właściwie, widziałeś mojego chłopaka?
- Czekaj na niego. Przyjdzie tu.- powiedział tylko i wyszedł.
A to niewdzięcznik. Zablokował się na mnie. Opadłam na poduszkę i wtuliłam się w nią. Postanowiłam jeszcze trochę się przespać. Już odpływałam, gdy do pokoju ktoś wszedł. Nawet się nie poruszyłam. Może jak będę udawać, że śpię, dadzą mi spokój. Usłyszałam skrzypienie sprężyn i poczułam znajomy zapach. Od razu wiedziałam, kto mnie zaszczycił swoją obecnością, ale dalej udawałam. Zadrżałam, gdy dłoń mojego gościa zaczęłam delikatnie głaskać mnie po gołym ramieniu.
- Czas wstawać księżniczko.- usłyszałam ciepły szept przy uchu.
Po chwili palce zostały zastąpione przez miękkie usta, składające mokre pocałunki na całej długości mojej ręki, aż po szyję. Nie mogłam powstrzymać mruknięcia rozkoszy. Poczułam jak się uśmiecha, jednak nie przerywał czynności. Skoro już mnie nakrył, nie ma sensu się ukrywać. Z tą myślą odchyliłam szyję dając mu większe pole do popisu. Wtedy on przeszedł do mojej twarz, aż skończył na ustach. Odwzajemniłam pocałunek prawie od razu. Niestety, wtedy mój ukochany się odsunął. Przeciągnęłam się leniwie, przecierając oczy, po czym uniosłam powieki. Ujrzałam uśmiechającego się szeroko moroja.
- Dzień dobry, księżniczko.- przywitał się, sięgając na półkę nocną.- Zrobiłem śniadanie.
- Mam się bać.- udałam wystraszoną, po czym parsknęłam śmiechem.
- Nie śmieszne.- skrzywił się.
- Oj przesadzasz. To co tam masz dobrego?- spytałam, zerkając na tacę.
Tosty! Mniam. Nawet nie przypalone. Wyciągnęłam już dłonie po talerz, ale w ostatniej chwili Jack ją odsunął po za mój zasięg. Szlag!
- Przeproś.- zarządził ze złośliwym uśmieszkiem.
- A dasz mi wtedy?- spytałam.
- Tak.- przytaknął na potwierdzenie swoich słów.
- To przepraszam...- wzięłam w końcu to śniadanie.- za to, że nie umiesz gotować.
Wystawiłam mu język i ugryzłam kawałek tosta. Był dobry. Blondyn popatrzył na mnie, udając obrażonego, ale po chwili pokręcił ze zrezygnowaniem głową, po czym wziął się za swoje śniadanie. Aby jeszcze trochę się z nim podroczyć, uniosłam siłą woli chleb tak, aby wylądował mu na twarzy. Zeklos patrzył zdziwiony na jedzenie, a ja zaczęłam się śmiać.
- Zapłacisz mi za to, słońce.- pogroził mi palcem.
- Ooo... już się boję.- udawałam przerażenie.
- Oj przekonasz się.
Po śniadaniu poszłam się wykąpać i ubrać. Założyłam dżinsowe spodnie i różową koszulkę, a na to czerwono-białą bluzę amerykańskiej drużyny footballowej. Włosy zaplotłam w niechlujny warkocz, po czym zeszłam do ogrodu. Felix i Diana już bawili się w berka na placu zabaw, a ciocia z wujkiem siedzieli na ławce, przytuleni. Na stole przed nimi stał kubek z kawą. Skrzywiłam się. Jak można pić to ohydztwo.
- Nie martw się. Twoja mama też nie cierpiała kawy.- Lili uśmiechnęła się, widząc moją minę.
- Serio?! Przecież ona od zawsze piła przynajmniej z dwa kubki dziennie.- przypomniałam sobie.
- Poprawka. Odkąd pamiętasz.- wtrącił się Pawka.- Zawsze kłóciła się z wują Dimką, że jak może to pić, że ona tego nigdy nie tknie... Pamiętam, jak po jednej nieprzespanej przez was nocy, wzięła od jego łyk, ale się skrzywiła. Wtedy dostała Rosyjską Czekoladę.( Tak nazywają mieszankę energetyczną.- dopis autorki.)
- To czemu później jej nie piła.
- Po urodzeniu Diany, wzięła na siebie więcej obowiązków, aby nie myśleć o waszym ojcu.- westchnęła ciocia.- Długo siedziała w pracy, a jak wracała, zajmowała się wami. Jest jej wdzięczna ponad połowa akademii. Za każdego była gotowa wziąć zmianę, a jednocześnie dla każdego miała czas. Musiała mieć dużo energii, ale pewnie to był jej sposób na odzyskanie chodź części męża.
- Aha...- pokiwałam ze zrozumieniem głową.- Nie wiedziałam, że aż tak się oddała pracy. Pewnie teraz szkole jej brakuje.
- Każdemu z nas. Każdemu...- Lili popatrzyła w dal.
- Tu mi uciekłaś, księżniczko.- na biodrach poczułam ciepłe ręce.- Ładnie ci w męskich ubraniach, ale wolałbym, gdyby były one moje.
- Jakbyś mi dał coś więcej od koszulek do spania, to może bym chodziła. A tak?- wzruszyłam bezradnie ramionami.
- To zrób miejsce w szafie, złotko.
- Dobra dzieciaki.- wujek się podniósł.- Za pół godziny jedziemy na Dwór. FELIX! DIANA!
Westchnęłam i wróciłam na górę. Przebrałam się w coś bardziej wyjściowego, po czym z zeszłam na dół. Wszyscy już czekali. Wisel została w domu, a my wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy.