Strony

niedziela, 26 marca 2017

ROZDZIAŁ 32

Proszę, oto i drugi.
___________________________________________________________
Niedługo po śniadaniu, wpadły do nas Diana i Molly. Dziewczynki bardzo się polubiły i brunetka postanowiła oprowadzić młodszą koleżankę po terenie szkoły. Traktowała ją jak młodszą siostrę, bardzo się o nią troszcząc. Umiłowanie do zwierząt i dzieci to chyba u nas rodzinne. Ale tylko w naszej lini. Może to dzięki temu błogosławieństwu, co to rodzice dostali. Jesteśmy pierwszymi dziećmi dampirów i sami możemy mieć z nimi dzieci. To chyba wpływa na to, że dbamy o te małe istoty, bo moglibyśmy ich nie mieć. Tak samo to poprawiło nasze kontakty ze zwierzętami, w końcu Luna sama jest zwierzęciem. Przez ten cały czas skończyłam portret ukochanego, narysowałam nas, jak wczoraj staliśmy przed lustrem, dotykając mojego "brzucha" i Jack'a tulącego Molly. Blondyn ubłagał mnie do zrobienia autoportretu. Stałam na nim oparta o drzewo, a z tyłu leżała wilczyca. Sięgnęłam po brązową kredkę i chciałam pokolorować nią zwierzę, ale wyrwał mi ja Zeklos.
- Co ty wyprawiasz?- krzyknęłam na niego bardziej zdziwiona, niż oburzona.
- Czekoladowy? O nie. Jak ja jestem Alfą, to ty też musisz być.
Westchnęłam i wzięłam kredkę biało-niebieską jak lód. Zrobiłam kilka pociągnięć nadając teksturę sierści.
Od razu wpadłam na inny rysunek, który wiedziałam, że zajmie mi dłużej. Już to widziałam. Na pierwszym planie ja i mój ukochany, trzymamy się za ręce, patrząc sobie w oczy. Jesteśmy w lesie, a za nami jest skalne wzgórze, na którym nasze wilki wyją na tle księżyca. Od razu rysować, ale gdy tworzyłam już tło, zadzwonił telefon chłopaka.
- Tak?... Okey, zaraz będziemy.- rozłączył się.- Moja mama już jest.
- Co?!- wstałam jak poparzona.- A ja nawet nie jestem gotowa.
Pobiegłam do łazienki, chwytając czyste ubrania. Szybko wzięłam prysznic i się uczesałam. Założyłam fioletową bluzkę z kwiatami w lewym dolnym rogu i jasne jeansy. Wyszłam i trzymając moroja za rękę zbiegliśmy na dół.
- Tak w ogóle, ładnie wyglądasz.- powiedział, równając się ze mną.
- Dzięki.- uśmiechnęłam się.
W salonie nasi przyjaciele siedzieli, grając w mafię.
- Ej, czemu nas nie zawołaliście?- spytałam z żalem.
- Felix mówił, że jesteście za bardzo zajęci sobą.- zaśmiał się Ash.
- Gdybyś miał otworzone oczy, kochanie, widziałbyś że zostałeś zabity przez własną siostrę.- zachichotała Alice, która musiała robić za prowadzącą grę.
Brunet złapał się teatralne za serce, wykrzywiając twarz w bólu, po czym opadł luźno na krzesło, wystawiając język.
- My idziemy załatwić kilka spraw.- zaczęłam.- A jak wrócimy...
- To będzie obiad.- przerwała mi ciocia, wychodząc z kuchni.
- A później dołączamy się.- dokończyłam.
Nagle poczułam ucisk na nodze. Spojrzałam w dół, a tam mała blondyneczka, patrząca na mnie piwnymi oczkami. Wzięłam ją na ręce, a ona wtuliła się we mnie.
- Co jest kochanie?- spytałam.
- No no, Hathaway.- zaśmiał się czarnowłosy.- Wiedziałem, że wasze dzieci będą szybko rosły, ale aż tak.
- Zamknij... dziób, Iwaszkow.- opanowałam się, przypominając sobie, że mam pięciolatkę na rękach.- To moja szwagierka.
- No wiesz co? I na ślub nie zaprosić?- udawał obrażenie Tomas.
- A ty jak siostry pilnujesz, że ci ją do Las Vegas porwał?- Dominik zakpił z mojego brata.
- Spokojnie. Ja wciąż mam ją na oku.- uśmiechnął się cwanie do Jack'a.
Ten tylko prychnął, ale nic nie powiedział. Postawiłam małą na podłodze i złapałam ją za rączkę.
- Chodź, idziemy do mamusi.- powiedziałam z uśmiechem.
- Mogę też iść?- spytała Diana.
- Pewnie.- blondyn podał jej dłoń, którą chwyciła.
Moja siostra złapała jeszcze Molly i mogliśmy iść.
- WOW! Dzieciaki, nie tak prędko. Czy ja mam omamy?- w progu stanął Pawka.
- Wyglądają jak prawdziwa rodzina, co nie strażniku Bielikow?- zaśmiała się Rozi.
- Masz rację. Tylko trochę dzieci za duże jak na wasz wiek.
- Dajcie już spokój!- wkurzyłam się.- Jak będę chciała mieć dzieci, to będę miała!
- O... NPS się zbliża.- zaśmiał się Felix, za co pacnęłam go w głowę.
Z siostrą pociągnęłam zdezorientowaną dwójkę i wyszliśmy na dwór.
- Jak ten mój brat mnie czasem denerwuje.- fuknęłam, gdy dziewczynki się rozbiegły.
- A mówił prawdę?- spytał Zeklos, obejmując mnie.
- Z czym?- zmarszczyłam brwi.
- Z okresem.- poruszył zabawnie brwiami, na co się zaśmiałam.
- Tak.- zachichotałam.
- Oho. To chyba muszę się przygotować na twoje humorki.- wbił mi palec w bok, na co podskoczyłam i oboje się zasialiśmy.- Kocham Cię.
- Ja ciebie też.- mruknęłam.
- Ja też Cię Kocham.- Molly wskoczyła na mnie i przytuliła z całych sił.
- Co Hathaway.- spięłam się, słysząc ten piskliwy głosik.- Wyszło na jaw, jak wielką dziwką jesteś? Myślisz, że Jack pokocha twoją małą smarkulę. A może ją adoptowaliście, bo jesteś takim mutantem, że nawet zajść w ciążę nie umiesz?- zarechotała Maddy, a z nią cały jej wianuszek.
Widziałam jak Oliwia i mój ukochany zaciskają pięści. Postawiłam morojkę na ziemi i posłałam siostrze porozumiewawcze spojrzenie. Kiwnęła głową, po czym pociągnęła koleżankę do szkoły.
- Stul pysk, albo to odszczekaj suko!- warknął chłopak.
- Jack'uś, weź się opamiętaj. Co ta sierota może ci dać? Kolejny pomiot swojej rasy? Tobie potrzeba prawdziwej kobiety, która umie spełniać wymagania takich mężczyzn jak ty, a nie tylko zabijać. Nawet rodzice woleli umrzeć, niż mieć taką córkę.
Nie wytrzymałam i rzuciłam się na nią. Nikt nie był w stanie mnie zatrzymać. Szarpnęłam ją za włosy, powaliłam na ziemię, a następnie usiadłam na niej i zaczęłam okładać "śliczną buźkę" tapeciary. Nagle odciągnęły mnie silne ramiona.
- Zostawcie mnie! Ja jeszcze z nią nie skończyłam! Przede mną pojawiły się piękne, piwne oczy, w których miałam ochotę się zagłębić, otulić ich kolorem i nigdy z pod tej kojącej kołderki nie wychodzić.
- Już, skarbie. Spokojnie. Już po wszystkim.- moroj przytulił mnie, a ja zaczęłam się rozluźniać.
W jego ramionach czułam spokój, ukojenie i bezpieczeństwo.
- Hathaway.- usłyszałam za sobą i dopiero teraz zauważyłam, że nikt już mnie nie trzyma.- Nie wiem, co tu się stało, ale wierzę w twoją niewinność. Skoro ją pobiłaś, musiałaś mieć jakiś powód. Jednak i tak muszę was wysłać na dywanik. A więc raz dwa, do dyrektorki. Jazda!- wrzasnął.
- Tak jest strażniku Alto.- zasalutowałam i pociągnęłam Jack'a za sobą.

ROZDZIAŁ 31

Wczoraj nie miałam neta, więc dzisiaj będą dwa rozdziały. Dziękuję wszystkim za komentarze i mam nadzieję, że się spodoba.💖�
___________________________________________________________
Obudziłam się z wtulonym we mnie Jack'em. Molly daliśmy do pokoju Diany, bo ona nie spała, czekając na nas i bardzo się ucieszyła, widząc małą blondyneczkę. Przetarłam oczy i spojrzałam na wciąż śpiącego moroja. Nie mogłam się powstrzymać, przed dotknięciem jego włosów. Zamruczał i wzmocnił uścisk, gdy zaczęłam mu je czochrać. Leniwie otworzył oczy, przeciągnął się i na nowo mnie przytulił, patrząc na mnie lekko zamglonym wzrokiem.
- Dzień dobry, Księżniczko.- mruknął, całując mnie po dekolcie i pnąc się coraz wyżej do szyi oraz ust.
- Hej.- zamruczałam.
Żeby nie było, nie jestem naga, a mam na sobie koszulkę chłopaka. Uparł się, że ładnie mi w jego ciuchach i mam je nosić, ale tylko przy nim, bo wyglądam zbyt seksownie. Jest strasznym zazdrośnikiem. Co poradzić?
- Jack.- mruknęłam.
- Tak kotku.- nie odrywał się od mojej szyi.
- Twój telefon.
- Hymn...?- chłopak uniósł się zdziwiony.
Był tak pochłonięty robieniem mi malinek, że nie usłyszał głośnego dzwonka. Wstał ze mnie z westchnieniem, po czym sięgnął po komórkę.
- Tak?- spytał.
Niestety słyszałam, co odpowiedziała osoba po drugiej stronie.
- Aha... jasne... To musisz zaparkować i później iść za dormitorium... Nie. Postanowiliśmy przenocować u Nastki, bo jest więcej miejsca. Dobrze mamo.- uśmiechnął się do mnie jak pedofil i już wiedziałam, co pomyślała Ashley. Pokazałam mu, że nie ma na co liczyć, na co tylko się zaśmiał.- Nie... to nie z ciebie. Tak się droczymy z Anastazją. Słucham...? No dobra, wyjdziemy po ciebie. Tak, będziesz mogła iść do panny Karp. No pa. Też cię kocham.- uśmiechnął się szeroko, kończąc rozmowę i odkładając iPhone.
Odwrócił się do mnie i z powrotem wskoczył na łóżko, wtulając się w mój brzuch.
- O co chodziło?- spytałam, drapiąc go po głowie.
- Mama nie może doczekać się wnuków.- na ustach zagościł szeroki uśmiech, kiedy spojrzał na mnie.
- To zrozumiałam.- przewróciłam oczami.- A reszta?
- Przyjedzie tu w południe z rzeczami Molly i załatwić jej przedszkole.
- No to super.- pocałowałam go w czoło.- A teraz chodź na kolację.
Chciałam się podnieść, ale on szybko znalazł się nade mną i wpił w moje usta. Automatycznie zaczęłam ciągnąć go za włosy, a on jeździł po moim ciele. Wiłam się pod blondynem, a on zszedł na moją szyję. Jęczałam długo i głęboko. Nagle zaprzestał pieszczot, na co wydałam gardłowy jęk niezadowolenia. Zeklos zaśmiał się cicho i cmoknął mnie w czoło.
- Później dokończymy zabawę myszko.- mruknął do mnie, zakładając bluzkę.- Teraz tu leż i nigdzie się nie ruszaj.
- Okey...- patrzyłam na niego przenikliwe.- Ale jeszcze raz mnie podniecisz i nic z tym nie zrobisz, a urwę ci jaja.
- Zapamiętam.- puścił mi oczko i wyszedł.
Leżałam tak chwilę, aż zaczęłam się nudzić. Telekinezą przywołałam do siebie papier i ołówek. Może pokombinować coś z kredkami? Wzięłam i je. Spojrzałam na kartkę i podziękowałam w duchu, że mam dobrą pamięć fotograficzną. Zaczęłam szkicować Jack'a w samych spodniach dresowych. Godzinę później, w połowie zakończona praca, została mi przerwana chrząknięciem. Spojrzałam w kierunku drzwi, a tam stał mój ukochany ze stertą naleśników.
- KOCHAM CIĘ!- wykrzyknęłam i wyciągnęłam do niego ręce.
- Ja ciebie też księżniczko.
Z wielkim bananem na ustach, położył mi na kolanach tackę, gdy odłożyłam rysunek na bok. Zauważyłam koło talerza z plackami miski z owocami, musami, bitą śmietaną, rozpuszczoną czekoladą i syropem klonowym. Po moim policzku poleciała jedna samotna łza.
- Co jest księżniczko?- spytał z troską, siadając na brzegu łóżka.- Coś źle zrobiłem?
- Nie.- szybko zatarłam kroplę z uśmiechem.- Wszystko jest wspaniale. Tak samo zawsze naleśniki robił tato. W sumie przez to, nie chciałam ich jeść. Dziękuję ci. Jesteś najlepszy.
- Cała przyjemność po mojej stronie, księżniczko.- pocałował mnie słodko w usta.
Zabrałam się do jedzenia.
- Ummm... pycha. Kilka lekcji u wujka, albo mojego taty, a gotowałbyś prawie jak on.
- Nauczyłem się, bo nic innego z siostrą nie chcieliśmy jeść na śniadanie.- podkradł mi jednego i zamoczył w czekoladzie.- A że ojciec uważał, że praca pracą, ale aż tak służby nie będzie wykorzystywał. Więc musiałem sam nam robić. Wszystko inne robię katastrofalnie. Ale dla mojej dziewczyny mogę czasami coś zrobić.
Zachichotałam, jedząc czwartego naleśniki. Pycha. Mój chłopak, gdy skończył drugiego, sięgnął po nie skończony rysunek.
- Popamisz.- zauważyłam z pełnymi ustami.
Moroj szybko się zreflektował, wchodząc do łazienki, umyć ręce. Po chwili wrócił i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Nam taka ilość starczy na tydzień. A ty już ósmego naleśnika wsuwasz.
- Dziesiątego.- uśmiechnęłam się, nakładając na ostatniego truskawki i polecając go bitą śmietaną oraz czekoladą.- Ej, no co? Jestem dampirzycą i muszę jeść. Choć i tak wszyscy mówią, że apetyt odziedziczyliśmy po rodzicach. Mama umiała zjeść tyle co dorosły mężczyzna przy codziennym wysiłku.
Popiłam to wszystko sokiem z maliny, truskawki i mięty. Wszystko z naszego ogródka. Od zawsze tato miał obsesję na punkcie naszego zdrowia i rzadko kiedy jedliśmy coś nie zdrowego, a większość warzyw i owoców była naszej hodowli. Na zimę przetwarzaliśmy to w dżemy, konfitury i różne musy lub owoce na kompoty.
- Niezłe.- z zamyślenia wyrwał mnie głos blondyna.- To ja?
Pokazał mi obrazek, a ja pokiwałam głową, na potwierdzenie jego teorii. W między czasie zmieniłam trochę koncepcję. Chłopak miał tam normalne spodnie jeansowe, a koszulkę przerzucił na plecy. Tło było szarawe, a brzegi lekko rozmyte, tak że znajdował się po lewej stronie w tak jakby jaju. Za nim bardziej na prawej stał czarny wilk z puchatym ogonem na prawo. Kolorami zrobiłam tylko brzegi konkretnych części postaci i refleksy, tak, że wyglądało, jakby cali świecili i otaczała ich aura.
- A ten wilk to skąd?- zadał kolejne pytanie.
- Wilkołami mają dwa wcielenia. Ludzkie i swojego wilka. Twój jest czarny, bo jest alfą. Zdarzają się dość rzadko i są przywódcami watahy. Jeszcze rzadziej zdarzają się samice Alfa i są one białe jak śnieg. Następne w kolejności są bety. Zostają oni najbliższymi pomocnikami i zaufanymi doradcami Alfy. Są najsilniejsze zaraz po nim i dlatego zajmują najwyższe stanowiska. Oni mają ciemno brązową sierść. Takie jak gorzka czekolada. Następne są gammy, trochę jaśniejsze od bet. Zazwyczaj są żołnierzami mającymi codziennie tylko treningi. Nie muszę chyba mówić, że jak przychodzi co do czego, wszystkie samce ruszają do walki. I niektóre samice, którym pozwolą. Ogólnie one zajmują się dziećmi, a zwłaszcza Luna. Partnerka Alfy. Dodaje watasze siłę i rozwiązuje problemy każdego. Delty są jeszcze niżej od gamm. One już są jak mleczna czekolada. Najniżej są omegi. Zazwyczaj to służba. Sprzątaczki, kucharze i inne takie. Ne już wyglądają jak przerośnięte wilki o tej samej, szarej sierści.
Podczas tłumaczenia dalej rysowałam.
- WOW! Mam pomysł. Dzisiaj spędzimy dzień tak, że ty będziesz mi wszystko tłumaczyć o tych twoich wilkach, a ja będę patrzeć jak rysujesz.