Strony

sobota, 11 marca 2017

ROZDZIAŁ 17

- Co ty wyprawiasz?!- wściekła odciągnęłam brata od wystraszonego Zeklosa.
- Co ja wyprawiam?! Co ty robisz?! Gdybym nie ja, pocałowałabyś go. Czy ty to rozumiesz?
- Tak.- nie ugięłam się pod jego spojrzeniem.- A nawet jakbym go pocałowała, to co by było? Może właśnie tego chcę? Nie jestem małą dziewczynką i doskonale wiem, co chcę, a czego nie chcę. Ja nie zakazuję ci się całować, z kim tam chcesz.
- Ale to co innego!
- Dlaczego?- zaplotłam ręce na piersi.
- Wyrzuć go stąd, a porozmawiamy.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam przepraszająco na Jack'a. Już się zdążył otrząsnąć.
- Nie. On ma rację Nastka. Nie zasługuję na taką cudowną kobietę jak ty. Życzę Ci, żebyś znalazła kogoś, z kim będziesz szczęśliwa.- pocałował mnie w policzek i wyszedł.
Brunet zatrzasnął za nim głośno drzwi.
- Felix!- spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Nie będziesz się z nim spotykać.- rozkazał.
- O nie! Sama decyduję z kim i kiedy będę się spotykać, a ty masz gówno do mówienia.
- Ja chcę tylko twojego dobra. To nie jest chłopak dla ciebie.
- Bo co? Bo ty tak uważasz? Nawet go nie znasz. Słyszałeś co mówił, teraz i wcześniej.
- Skąd wiesz, że mówił szczerze?! Może się założył i robi wszystko, aby cię przelecieć?
- On chce się zmienić...
- I myślisz, że dla ciebie?- prychnął.- Daj spokój.
- Jeszcze dwa dni temu sam chciałeś się zapytać, co on do mnie czuje, a teraz jak powiedział, to mu nie wierzysz!- rzuciłam oskarżycielsko.- A teraz powiem to tylko raz i dobitnie. KOCHAM GO i chcę się z nim spotykać, czy ci się to podoba, czy nie. A dopóki tego nie zaakceptujesz, masz się do mnie nie zbliżać.
Jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła na brata. Ale nie żałowałam swoich słów. To prawda, kocham tego słodkiego blondynka z czarującym uśmiechem, przy którym pojawia się słodki dołek po lewej stronie. Skierowałam się do drzwi, ale zatrzymała mnie dłoń dampira.
- Nastka...- popatrzył na mnie jak zbity pies.
- Felix. Kocham cię i naprawdę liczę się z twoim zdaniem. Ale tym razem nie masz racji. Ja go naprawdę kocham i zależy mi na min, więc będę o to uczucie walczyć. A na razie jesteś przeszkodą.
- Dobrze.- mruknął.
- Słucham?- myślałam, że się przesłyszałam.
- Zgadzam się, okey? Ufam ci i nie chcę stać na drodze twojego szczęścia.
Otworzyłam szeroko oczy i rzuciłam się na niego. Ledwo mnie złapał, ale po chwili oboje upadliśmy na podłogę.
- Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! Kocham cię.- zaczęłam obcałowywać jego policzki ze szczęścia.
- Ale jeśli coś ci zrobi i zobaczę chodź jedną łzę, która poleci przez niego...
- Wiem, wiem. Wolałabym wtedy nie być w jego skórze. Ale i tak cię kocham.- zaśmialiśmy się.
Gdy się podnieśliśmy, zabrałam kartki, zginęłam ją i położyłam na biurku.
- Nawet jeśli musiałbym się zmusić, to zawiśnie w domu naszych rodziców.- uśmiechnął się cwanie, kiedy szliśmy do schodów.
- Nie byliśmy tam od urodzenia Diany.- westchnęłam melancholijnie.
- Za dużo wspomnień.- dampir wzruszył ramionami, ale wiedziałam, że również bał się tam wrócić. 
Na schodach doszła nas rozmowa dwóch osób. 
- Ty jesteś Jack?- spytała nasza młodsza siostra.
- Tak.- usłyszałam głos ukochanego.- A ty?
- Nazywam się Diana Hathaway.- uśmiechnęła się dumnie. Po chwili spojrzała na mnie.- Nastka!
Złapałam ją w locie, ale i tak nie uniknęłam upadku.
- Hej młoda.- uniosłam głowę, patrząc w jej jasno brązowe oczy.- Aż tak się stęskniłaś?
- Tak. A wiesz co?
- Co?- spytałam, podnosząc się i siadając na sofie, obok Jack'a.
- Dzwonił dziadek Abe i przywiezie nam dzisiaj Wisel.
Wisel jest to córka Bianki. Ta niestety zmarła, jak mieliśmy z bratem dwanaście lat. To był straszny czas. Tak samo śmierć Gwiazdki, rok temu. Ona na szczęście też zostawiła nam swojego potomka, Moona. Oboje z bratem uwielbiamy na nim jeździć i uczymy tego naszą siostrę.
- To super. Już się za nią stęskniłam.
- Ale bardzo też tęsknię za Bianką.- dziewczynka posmutniała.
Wzięłam ją na kolana i przytuliłam mocno.
- Wiem, była bardzo wierna i radosna. Ale pomysł, że teraz jest szczęśliwa w niebie, biegając sobie z innymi pieskami.
- Masz rację. A kiedy pójdziemy na konie?- od razu się uśmiechnęła.
To dziecko tryska ciągle radością. No ja nie wiem, czy jest coś, co by umiało wpędzić ją w dołek.
- Jak ciocia Lissa zaprosi nas na dwór. Przecież wiesz.- obok mnie usiadł brat, przejmując ode mnie siostrę.- A teraz chodź, bo oni chyba muszą pogadać.
- Przecież gadamy?- mała zmarszczyła brwi.
- Chodź słoneczko.
Razem poszli na górę, a my siedzieliśmy, nie patrząc na siebie. Nie lubię takiej ciszy, a zwłaszcza między nami. To już drugi raz dzisiaj.
- Nastka.
- Jack.- powiedziałam równo z nim.
Spojrzeliśmy na siebie, ale po chwili odwróciliśmy wzrok.
- Ja tak nie mogę.- wstałam przerywając kolejne minuty ciszy.
Spojrzał na mnie zaskoczony. Spuścił głowę jakby o czymś myślał, następnie sam się podniósł, patrząc mi hardo w oczy.
- Za godzinę masz być przegrana i gdzieś cię zabiorę.- powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- To najpierw cię odprowadzę, a później po ciebie przyjdę gotowa.
- No dobra.
Uśmiechnęliśmy się do siebie szeroko i wyszliśmy z domu. Szliśmy placem głównym i spotkaliśmy Felicję z Tomasem.
- I jak?- spytałam.- Dzwoniłeś?
- Tak.- moroj przeczesał dłonią brązowe włosy.- Powiedzieli, że przyjadą za trzy dni i mam złe przeczucie.
- Wszystko będzie dobrze.- poklepałam go po ramieniu.
Nagle za nimi zauważyłam ciemny kształt w krzakach. Spięłam się, ale czekałam na rozwój wydarzeń. Jednak nic się nie wydarzyło i po pożegnaniu przyjaciół ruszyliśmy do dormitorium. Nagle się na mnie rzucił strażnik. Śledził nas. Szybko odparłam atak i sama zdałam cios. Wymienialiśmy się ciosami dobre dwadzieścia minut, póki nie powaliłam przeciwnika. Wbiłam sztylet.
- No nieźle, słoneczko.- zamaskowany mściciel zdjął kominiarkę.
- Wujek?!- zdziwiłam się.
- No wiesz, ja również pracuję w tej szkole.- uśmiechnął się i zapisał coś w notatniku.- Zajrzałem na tablicę i na razie masz trzecie miejsce, na równi z Oliwią, zaraz po Felixie i Alice.
- Brawo.- usłyszałam za sobą Zeklosa.
- A jeszcze takie pytanie. Gdzie to się było w czasie lekcji?- Pawka spojrzał na nas uważnie.
- Miał kaca, więc nie poszedł.- wzruszyłam ramionami.
- Sama mnie nie obudziła, a później uznała, że nie opłaca mi się iść na lekcje.- naskarżył moroj.
Dampir spojrzał na mnie ganiąco.
- Ja tylko robię za jego cień.- dalej udawałam, że co złego to nie ja.
-Oj Nastka, Nastka.- pokręcił zrezygnowany głową.- Dobra, młodzieży, już wam nie przeszkadzam. Pa.
- Pa.
- Do widzenia strażniku.
- Oby nie przed weekendem.- zaśmiałam się.