Strony

niedziela, 29 stycznia 2017

ROZDZIAŁ 371

Obudziły mnie czułe pocałunki na nogach, rękach, brzuchu, szyi i w końcu na twarzy. Przez cały czas nie otwierałam oczu, dopóki nie poczułam ciepłych warg męża na ustach. Momentalnie oddałam pocałunek, kładąc mu dłonie na karku.
- Dzień dobry Towarzyszu.- zamruczałam seksownie, mając wciąż w pamięci wczorajszą noc.
- Jeszcze ci mało Roza?- zaśmiał się.
- Z tobą? Zawsze.- znowu przyciągnęłam go do siebie.
- Nie mamy czasu.- mruknął z uśmiechem, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- A co masz ciekawszego do roboty w dzień wolny, niż rozpieszczanie żony i dzieci?- spytałam ciekawa, wciąż nie pozwalając mu wstać.
- Obiad u Abe'a.- przypomniał.
Szlag. Kompletnie zapomniałam.
- Ale to dopiero za- spojrzałam na zegarek, po czym wróciłam do skanowania twarzy ukochanego.- sześć godzin. Mamy czas.
Widziałam jak toczy wewnętrzną walkę, aż w końcu mnie pocałował. Oddałam to z podwójną siłą, ale wtedy on wstał, ze mną na rękach i poszedł do łazienki.
- Połączymy konieczne z przyjemnym.- mruknął mi do ucha, przygryzając jego płatek.
Zamknął za nami drzwi i odkręcił wodę w wannie. Jak zawsze dodaj olejek zapachowy i płatki róż. Tym razem padło na zapach kokosowy. Gdy wanna była pełna, podniósł mnie i wszedł do gorącej wody. Odprężyłam się całkowicie, czekając na jego ruch. Ukochany delikatnie jeździł palcami po całym moim ciele, co z jednej strony było relaksujące, a z drugiej wywoływało u mnie co chwilę dreszcze i gęsią skórkę. Jego dłonie zatrzymały się na udach i kręciły kółka. Bardzo mnie to podniecało, przez co wierciłam się ciągle. Gdy z przyjemności nie miałam sił się ruszać, strażnik podniósł mnie i zamienił nas miejscami. Tylko, że tak jak ja byłam tyłem do niego, od teraz jest przodem do mnie. Oparłam głowę na krawędzi wanny i przymknęłam oczu. Czułam, że Dymitr popłynął do mnie i położył dłonie na moich kolanach. Gdy zjeżdżał nimi bliżej mojej kobiecości, otworzyłam oczy i podniosłam lekko głowę. Jego twarz była kilka centymetrów ode mnie i ten dystans wciąż się zmniejszał czułam dreszcze już nie z samej przyjemności, jaką sprawiały mi jego palce, bawiące się teraz moim czułym miejscem, przez co pojękiwałam od czasu do czasu, ale i niecierpliwość z jaką czekałam na smak jego ust. W końcu był milimetr od mojej twarzy. Dłonie położył na moje biodra.
- Kocham Cię, Różyczko.- szepnął mi w usta i nie dając mi szans na odpowiedź, pocałował mnie, jednocześnie we mnie wchodząc.
Mruknęłam mu w usta z uznaniem, a później zaczęłam jęczeć. Czułam, że z każdym jego pchnięciem, jestem bliżej szczytu. Wyzywałam podniesienie i oczekiwanie na jego ustach, w kładąc w pocałunki najwięcej siły i miłości ile miałam. Bielikow też się nie oszczędzał. Jego ruchy stały się szybsze i mocniejsze. W końcu oboje doszliśmy, ciężko dysząc. Siedzieliśmy, opierając swoje czoła o siebie. Patrzyłam w piękne oczy męża, z których znikło całe pożądanie, a została miłość i radość spełnienia.
- Też cię kocham Towarzyszku.- uśmiechnęła się, a on to odwzajemnił.
- Dymitr, chciałabym mieć kolejne dzieci.- oznajmiłam nieśmiało, gdy mnie mył.
Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się szeroko.
- Ale nie teraz.- dodałam szybko, wiedząc o czym myśli.- Jeszcze nie. Moje za pięć lat.
Teraz jego uśmiech stał się czuły.
- Wiesz, że ja zawsze poczekam. Tylko zaskoczyło mnie, że sama zaczęłaś ten temat. Co się stało?
- Chyba dorosłam do tej decyzji.- mruknęłam cicho.
- To teraz z ręką na sercu przysięgam ci, że za równo cztery lata będziesz w ciąży.- zaśmiałam się z jego miny.
Gdy w końcu się umyliśmy, wyszliśmy z letniej wody i Rosjanin zaniósł mnie do pokoju. Na jego środku leżała Bianka, z listami pod pyskiem. Gdy nas usłyszała, zerwała się i zaczęła wokół nas skakać. Po ubraniu się, Dymitr poszedł robić śniadanie, a ja obudziłam Lili i zajęłam się naszymi roczniakami.
- Mama.- przywitały mnie z uśmiechami.
Sama się uśmiechnęłam, przypominając sobie wczorajszy dzień.
- Hej słoneczka. Teraz was przebierzemy i pójdziemy na śniadanko, tak?- spytałam po raz pierwszy oczekując odpowiedzi.
- Tak!- ucieszyły się.
Zaczęłam od Felixa i położyłam go na podłodze. Następnie zajęłam się Nastką.
- Uhuhu. Od teraz uczymy się używać nocnika.- skomentowałam, na co oboje się zaśmiali.
Gdy byli gotowi pobiegli do drzwi, te jednak były zamknięte, więc czekały na mnie. Wzięłam listy i otworzyłam wejście. Dalej pobiegli do schodów, ale tutaj też się zatrzymały. Wiedziały, że mogą schodzić tylko i wyłącznie, kiedy któreś z nas jest przed nimi. Dołączyła do nas Liliana i razem zeszliśmy. Dzieci już świetnie chodziły, lecz zawsze mogły się wywrócić. Usiedliśmy do stołu i po chwili zajadaliśmy się naleśnikami. Maluchy dostały specjalnie już pokrojone.
- Nie za bardzo je rozpieszczasz?- spytałam, widząc jak dokładnie strażnik czyści im buźki z najmniejszego zabrudzenia, mimo że jeszcze nie skończyły jeść.- Od tego jest mój ojciec.
- Ja tylko się o nie troszczę.- bronił się.
Pokręciłam zrezygnowana głową i zaczęłam przeglądać pocztę. Oddzieliłam, rachunki i reklamy, po czym w dłoni zostały mi dwie koperty, ozdobione w złote listki i piękne pismo kaligraficzne. Zaciekawiona otworzyłam je. W jednej było zaproszenie na ślub, a w drugiej na chrzciny. Opuściłam widelec, gdy zobaczyłam, kto jest ich nadawcą.
- Coś się stało, Roza?- ukochany spojrzał na mnie troskliwie.
- Nie. Nic tylko dostaliśmy zaproszenie na chrzest twojego brata w sierpniu.- uśmiechnęłam się pod nosem.
Rosjanin zmarszczył brwi.
- Jakiego brata?
- Tomasa Bompensiero.- hymn... Pablo musiał podać się za ojca.
- Przykro mi, Rose, ale to nic mi nie mówi.
- Tasza.- westchnęłam z rezygnacją.
- Aaaa...- zrozumiał.
- No, aaa... Boże co ja z tobą mam.
- Pełno miłości.- uśmiechnął się do mnie maślanymi oczami.
Przewróciłam z uśmiechem oczami i spojrzałam na datę.
- To w sierpniu.- zagryzłam wargę.- Dwa dni przed ślubem moich rodziców.
- Pokaż.- podałam mężowi kartkę, której przyglądał się ze zmarszczonym czołem.
- A w lutym organizują ślub.- dodałam, otwierając drugą kartkę,
Dymitr spojrzał na mnie i znów spuścił wzrok na korespondencje. Zaczął nad czymś intensywnie myśleć, unosząc oczy do góry. Mimika jego twarzy wciąż się zmieniała, co wskazywało na różne myśli, zaprzątające jego głowę. Wpatrywałam się w niego, jakbym próbowała je odczytać.
- Myślę, że zdążymy. Wystarczy poprosić twojego ojca lub królową.- wzruszył ramionami i upił łyk kawy.
Nagle coś sobie uświadomiłam. Weszłam do głowy przyjaciółki.
- Liss, czy powiedziałaś Ozerze, ze jego ciocia żyję i ma się dobrze?- spytałam.
- Nie.- morojka wyraźnie się zmieszała.- Nie było jakoś okazji...
Na stole przed nią, wśród papierów dostrzegłam dwie koperty, te same, które dostaliśmy my. Nie dając jej dokończyć, zerwałam się na równe nogi.
- Jedziemy na Dwór.- oznajmiłam, idąc do przedpokoju.
- Coś się stało?- ukochany dorównał mi kroku z Nastką na rękach.
- Nie. Ale może się stać.
Gdy wszyscy byli gotowi usiadłam za kierownicą i ruszyłam najszybciej jak mogłam. Oczywiście biorąc pod uwagę dzieci.