Strony

niedziela, 8 stycznia 2017

PÓŁ ROKU


Hej, wiem, że ostatnio rozdziały są różnie, ale mam dla was niespodziankę. Nie wiem czy w to wierzycie (bo ja nie), ale równo rok temu, 8.01.2016 o godzinie 22:31:00 na tym blogu pojawił się Prolog. Tak kochani. Jesteśmy razem cały okrągły rok. Dziękuję tym, którzy wciąż ze mną trwają i czytają, a jeszcze bardziej za tak wiele motywujących komentarzy. W ten jeden rok wspólnymi siłami daliście mi 100 tyś wyświetleń, 9 obserwatorów i 1645 komentarzy, za 361 rozdziałów. To chyba najlepszy prezent dla tego bloga. Dziękuję wam i dedykuję ten bonus wszystkim, którzy mnie czytają, a przede wszystkim Mańce, Oli i Sylwii. Mam nadzieję, że się spodoba. KOCHAM WAS💖💖💖💖
___________________________________________________________

Tydzień.

Tyle mi wystarczyło, bym zrozumiał swój największy błąd w życiu. Jednak było za późno, nic nie mogłem zrobić. Ale teraz jest inaczej.

Idę pustym korytarzem, oświetlonym jedynie promieniami słońca, wpadającymi przez okna. Dla morojów jest noc, więc uczniowie powinni słodko spać w pokojach.
Ona też.
Zatrzymałem się przed pokojem mojej miłości. Już miałem zapukać lecz dłoń zatrzymała mi się tuż przed drzwiami. W głowie zaczęły pojawiać się czarne myśli. Co jeśli to przeszłość? Nie widzieliśmy się trzy miesiące. Może ona kogoś ma? Może już mnie nie kocha? Nasze pożegnanie też nie należało do najprzyjemniejszych. Wciąż mi wstyd za to, jak ją potraktowałem. Chciałem, żeby poczuła się wyjątkowo, a sprawiłem, że mnie znienawidziła. Co jeśli nie chce mnie widzieć? Pewnie jest szczęśliwa, a ja nagle się pojawiam i wchodzę w jej życie z butami. To nie ma sensu.
- Nie ma jej tam.- podskoczyłem zaskoczony.
Nie spodziewałem się kogoś teraz spotkać. Jednak szybko się uspokoiłem i przybrałem maskę strażnika. Niedaleko o ścianę opierał się Lord Iwaszkow. Patrzył przed siebie, tak jakby nic do mnie nie powiedział. Za bardzo się nie zmienił. Czarne włosy wciąż układał w tak zwany artystyczny nieład. Na sobie miał ciemno zieloną bluzkę i granatowe jeansy. Różne plotki o nim chodzą, ale ja nie wiem w co wierzyć. Z ust wypuścił dym i dopiero teraz zauważyłem niedopałek w jego dłoni. Już miałem się się odezwać, ale moroj mnie uprzedził.
- Wiesz Bielikow, ty to masz tupet.- zaciągnął się.- Najpierw rozkochujesz w sobie Rose, później ciotkę Ozery, a biedną dampirzycę traktujesz jak dziwkę i wyjeżdżasz.- rzucił pet na podłogę i zdeptał, odwracając się przodem do mnie. - A teraz nagle pojawiasz się i co? Myślisz, że wpadnie ci w ramiona? Po tych wszystkich bezsennych i przepłakanych przez ciebie nocach.
Już sam jego widok zagotował mi krew w żyłach. Po co w ogóle się wtrąca w nie swoje sprawy? Jednak miał miał rację. Czego ja tu szukam? Bolało mnie to co on mówił. Przeze mnie płakała. A ona rzadko kiedy płacze. Nic tu po mnie. Minąłem Iwaszkowa bez słowa.
- Kocham ją.- na jego wyznanie zacisnąłem tylko pięści, nie zwalniając kroku.- Ale wiem, że nigdy nie będzie moja. Ona wciąż cię kocha.
Na jego ostatnie zdanie zatrzymałem się. Czyżby to było możliwe? Westchnąłem ciężko.
- Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić.- odezwałem się pierwszy raz, odkąd tu przyszedł.- Chcąc ją od tego uchronić, sprawiłem jej większy ból.
- Mógłbym pozwolić ci odejść i udawać, że cię tu nie było. Ale możesz być jej teraz potrzebny.
Zrównał się ze mną i poszliśmy razem do wyjścia z dormitorium. To gdzie ona jest? Adrian mówi, że mogę być jej potrzebny. Co się stało? Chyba nie upadła, aż tak nisko?
Nie. Rose jest silna. To musi być coś innego.
- Co się dzieje?- spytałem w końcu.- I skąd o nas wiesz?
- Chyba nie chcesz mi wmówić, że to była taka tajemnica, jaką powinna być.- prychnął.- Gdy pierwszy raz spotkałem was razem, w tym ośrodku, było widać co was łączy.
Bardzo mnie to zaskoczyło. Jednak nie dałem tego, po sobie poznać.
- Po za tym, mała dampirzyca powiedziała nam o wszystkim, kiedy trochę się ogarnęła. Lissę dopadły wyrzuty sumienia, że nic nie zauważyła. Dobił ją fakt, że ja i Mason nie mieliśmy z tym problemu.
Zatrzymałem się nagle i odwróciłem, łapiąc go za ramie. Iwaszkow spojrzał na moją dłoń, którą natychmiast zabrałem.
- Jej chłopak wiedział?!- zdziwiłem się.
- Mason nigdy nie był jej chłopakiem.- odparł obojętnie i ruszył dalej.
Zganiłem się w myślach, że pokazałem mu swoje uczucia. Ale zaskoczyło mnie, że Mason,  mimo wiedzy o naszych uczuciach, zgodził się z nią "być". Jednak to Rose. Każdy chciałby mieć taką kobietę. Mądra, odważna, oddana przyjaciołom. I wybrała właśnie mnie. A ja głupi nie doceniałem swojego szczęścia, mało tego, odpychałem ją od siebie. Jednak miałem czas na przemyślenie tego wszystkiego i jeśli Roza się zgodzi, znalazłem sposób na wspólne życie. Trzymałem się tej nadziei jak koła ratunkowego. Tylko, żeby mi przebaczyła. Tak się zamysłem, że nie zauważyłem, kiedy wyszliśmy na dwór. Właśnie przekroczyliśmy próg dormitorium morojów. odetchnąłem z ulgą, gdy skręciliśmy w skrzydło dla dziewczyn. Podświadomie obawiałem się, że upadła za nisko, przez co miałem ochotę dać sobie w twarz. Zatrzymaliśmy się dopiero przed pokojem księżniczki Dragomir. Adrian zapukał w drzwi i dotarły do nas szepty. Po chwili ze środka wyszła Wasylissa. Przez szparę zdążyłem zobaczyć ukochaną. To trwało sekundę, ale i tak  nasze spojrzenia się spotkały. Widniał w nich ból i smutek, ale także dziwny błysk... Nie wiem czego. Nadziei? Radości? Czy będzie chciała ze mną porozmawiać, wysłuchać mnie?
- CO TY TU ROBISZ?!-wysyczała wściekła morojka.
- Ja...- zaciąłem się.
Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak wkurzonej. Zwykle będąca ostoją spokoju, teraz zabijała mnie wzrokiem. Ale należało mi się.  Po chwili odzyskałem rezon. Ona jest jedyną przeszkodą do mojej miłości.
- Chciałem porozmawiać z Rose.- odpowiedziałem pewnie, choć przy imieniu dampirzycy, lekko zadrżał mi głos.
- Mało ją jeszcze skrzywdziłeś?!- krzyknęła.
- Lissa, spokojnie. Jest cisza nocna.- przypomniał księżniczkę Iwaszkow, ale umilkł pod jej morderczym spojrzeniem.
- Wiem, że źle zrobiłem. Bardzo tego żałuję. Dlatego tu jestem. I...- przetarłem dłonią twarz. Nie umiem otwierać się przed kimś innym niż Roza i najbliższa rodzina.- Ja na prawdę muszę się z nią zobaczyć.
Zmusiłem się do zdjęcia maski strażnika i pokazania swojego bólu. Morojka zaczęła mięknąć. W tej chwili zawołała ją moja ukochana.
Tak bardzo tęskniłem za jej głosem. Z pokoju dochodziły ich szepty. Nie słyszałem, co dokładnie mówią, ale wiedziałem, że od tej rozmowy zależy czy tam wejdę. Jeśli nie, to będę tu siedział, póki nie wyjdzie. Muszę z nią porozmawiać. Czułem się, jakbym czekał na wynik egzaminu. Mojego testu na szczęście. Sekundy dłużyły mi się niemiłosiernie. W końcu wyszła do nas Dragomirówna.
- Możesz wejść.- powiedziała zrezygnowana.
Te słowa były dla mnie zbawieniem. Skłoniłem jej głową i wszedłem do pokoju.
Zobaczyłem ją. Siedziała smutna na łóżku. Miała poczochrane włosy i mokre ślady na twarzy po łzach. Coraz bardziej mnie to wszystko niepokoiło. Co się stało? Na dźwięk zamykanych drzwi podniosła na mnie wzrok. W jej zaczerwienionych oczach, pod którymi widziały wielkie wory, odbijał się smutek, załamanie i... rezygnacja? Moja Roza nigdy się nie poddaje. Musiało stać się coś złego. Nie mogłem rozpoznać w niej silnej kobiety, w której się zakochałem. Wyglądała jakby nie spała od tygodnia.
- Roza, co się stało?  Ktoś cię skrzywdził?- wystraszony padłem przed nią na kolana.
Dziwne, że ja to mówię, skoro sam jej zrobiłem krzywdę. Wydawało mi się, że oczy brunetki lekko zabłysły, jednak wyraz jej twarzy nic nie wyrażał. Mimo to wcześniejsze słowa Adriana dały mi nadzieję, że jeszcze nie jest za późno.
- Po co tu przyjechałeś?- warknęła.- Tasza ci się znudziła?
- Nie miała jak mi się znudzić, ponieważ nigdy mnie nie interesowała.- wytłumaczyłem z żalem.- W moim sercu jest miejsce tylko dla ciebie.
- Akurat.- prychnęła z pogardą.- Wiesz, jak się poczułam? Wykorzystana, oszukana i porzucona
- Przepraszam Roza.- kontynuowałem, choć mnie to zabolało, ale wiedziałem, że sobie zasłużyłem.- Wiem, że jestem dupkiem, idiotą i bezwartościowym śmieciem, jeśli myślałem, że byle morojka mogłaby mi ciebie zastąpić. Nie powinienem był stąd wyjeżdżać. A nasze pożegnanie... to miało być całkiem inaczej. Chciałem, żeby Twoje ostatnie wspomnienia ze mną, były wyjątkowe. Ale byłem głupi. Teraz wiem, że to był mój drugi największy błąd w życiu.
-Żałujesz tego, że się ze mną kochałeś?- w jej głosie wyczułem ból.
- Nie!- złapałem ją za dłonie i spojrzałem w oczy, które tak bardzo kochałem.- Nigdy nie będę żałować żadnej chwili z tobą. Boli mnie, że stało się to w takich okolicznościach, czym cię skrzywdziłem. Mogłem postawić sprawę jasno.
- Mówiłeś, że to był drugi błąd. Jaki był pierwszy?- w jej oczach nie było już bólu, a smutek.
Dziękowałem w duchu, że zadała to pytanie i nie wyrwała swoich rąk. Zauważyłem, że nieświadomie pocieram swoimi palcami jej knykcie. Nie przestawałem, widząc, jaką przyjemność sprawia to mojej ukochanej. Czułem jak powoli się rozluźnia, jednak wiedziałem, że wciąż coś ją męczy.
- Zostawienie cię. Zrozumienie tego zajęło mi tydzień. O tydzień za dużo.- odwróciłem wzrok patrząc w nieistniejący punkt na drewnianej podłodze, ale po chwili wróciłem do oczu brunetki.- Kocham Cię Roza, ale jeśli niczego już do mnie nie czujesz, nie będę się narzucać.
Patrzyłem na nią z niepokojem i nadzieją. Jeśli jestem dampirzycy obojętny, nie mam czego szukać w jej sercu. Nagle dziewczyna rzuciła mi się w ramiona, płacząc. Zaskoczyła mnie i mało nie upadliśmy na podłogę. Zamknąłem ją w silnym uścisku.
- Kocham Cię. Kocham i nigdy nie przestanę.- szlochała w mój prochowiec.
Odetchnąłem z ulgą. Bałem się, że przez swoja głupotę ją stracę. Kamień spadł mi z serca. Jeszcze nigdy nie czułem tak wielkiej radości. Wstałem i usiadłem na łóżku, wciąż nie wypuszczając swojego szczęścia. To ona się odsunęła.
- Ale co z twoją służbą?- zmartwiła się.
- Porzuciłem ją. Wszystko dokładnie przemyślałem.- byłem podekscytowany i wstąpiła we mnie nowa energia.- Będę cię dalej uczył przez te ostatnie miesiące do egzaminu, a później podejmę służbę na dworze. Ty też tam będziesz, jako że Wasylissa jest ulubienicą królowej. Będziemy mieli więcej czasu dla siebie...- przerwała mi, kręcąc głową.
- Chcę, abyś został strażnikiem Lissy.
Zdziwiły mnie jej słowa. Kiedyś jeszcze rzuciłaby mi się bez opamiętania w ramiona, gdybym zgodził się z nią być. A teraz? Nic nie rozumiem...
- Nie chcesz ze mną być?
- Nie chce, żebyś marnować ze mną życie.- powiedziała gorzko.
- Ale kochanie,- zdziwiło ją, jak się do niej zwróciłem.- moje życie jest bezsensu, gdy ciebie nie ma. Wypełniasz całą moją głowę. Nie umiem się na niczym skupić. Pragnę zostać z tobą do śmierci.  Spełnisz swoje życzenie. , a ja zawsze będę obok.
- Dymitr, ja nie podejdę do egzaminu.-byłem w szoku.- Można powiedzieć, że dostaniesz Lissę w spadku.- uśmiechnęła się krzywo.
- Co ty pieprzysz?!- nie panowałem nad sobą, a ona aż podskoczyła.- W jakim spadku?! Roza, ty chyba nie chcesz się zabić?!
- Aż tak zdesperowana nie jestem.- wymusiła uśmiech, ale mi do śmiechu nie było.
- Roza nie baw się ze mną w kotka i myszkę. Powiedz co się dzieje. Martwię się o ciebie.
Westchnęła ciężko i zaczęła mówić
- W tamtym tygodniu byłam w szpitalu. Wywróciłam się, a Lissa narobiła hałasu i zabrali mnie na badania, czy nie mam wstrząśnienia mózgu. Wszystko z moją głową było nw porządku.- ułożyło mi, jednak nie na długo.- Ale nie za mną. Lekarzy zaniepokoiły wyniki badania krwi i wysłali mnie na dodatkowe badania. W sumie już wcześniej dziwnie się czułam, wciąż miałam zawroty głowy i takie tam.- mówiła beznamiętnie.
- Nic ci się nie stało?- oglądałem ją dookoła uważnie.- I masz te wyniki?
- Tak.- z oczu brunetki popłynęły łzy, więc przycisnąłem ją bardziej do swojego torsu.- Mam raka szpiku kości, inaczej zwanego Białaczką, w stopniu zaawansowanym. Dali mi pół roku życia.- odwróciła wzrok.
- Nie! To nie możliwe! Roza nie możesz mnie zostawić.- przytuliłem ją mocno, płacząc w jej ramię.- Nie teraz Roza.
Usłyszałem jej szloch, kiedy oddała uścisk. Już sam nie pamiętam kiedy ostatni raz płakałem. Chyba kiedy żegnałem się z rodziną. Chciałbym, aby poznały moją ukochaną. Byłem zrozpaczony.
- Nie pozwolę ci odejść. I już nigdy cię nie zostawię. Będę przy tobie na zawsze.
- Dymitr, nie powinieneś...- zaczęła przez szloch.
- Nie powinienem cię nigdy opuszczać i to dotrzymam.- obiecałem.
- Ale moroje...- znowu jej przerwałem.
- Nie obchodzą mnie. Ty jesteś najważniejsza.
Spojrzała mi głęboko w oczy, uśmiechając się przez łzy. Patrzyła na mnie z miłością i zanim się zorientowałem, co chce zrobić, wpiła się w moje usta mocno i namiętnie. Chciała przekazać mi tyko miłość, jednak czułem też strach i smutek. Bez wahania oddałem pocałunek, przekazując jej swoje uczucia, wiarę i siłę. Nie chcę jej opuszczać, aż do śmierci. To był moment, w którym postanowiłem, że jej się oświadczę. Nie wiem jak długo się całowaliśmy, ale oboje nas to uspokoiło.Gdy w końcu zabrakło nam powietrza, położyliśmy się na łóżku księżniczki, a moja ukochana wtuliła się we mnie. Zdziwiłem się, gdy podsunęła do góry moją koszulkę, jednak zaufałem jej i sam zdjąłem górną część garderoby. Ukochaną wtuliła się w mój nagi tors, a ja objąłem ją ciasno ramieniem i przykryłem nas kocem.
- Naprawdę nic się nie da zrobić.- głos mi się łamał, gdy szukałem najmniejszej nadziei.
- Chyba powinnam być dumna, że jednym zdaniem doprowadziłam nie wzruszonego strażnika Bielikowa do łez.- nie mogę uwierzyć, że mimo wszystko stać ją na żarty. Może to taki jej sposób na radzenie sobie z tą sytuacją?- Jest możliwość. Przeszczep. Ale mam bardzo rzadką grupę krwi i będzie trudno znaleźć dawcę. Matka chce odnowić kontakty z moim ojcem, ale nie wiem czy on pomoże. W końcu jest morojem. Co? Nagle zacznie go obchodzić umierająca córka?
- Jutro, z samego rana pojadę się zbadać. Nie dam ci sobie odebrać.
- Mogę jechać z tobą?- spytała z nadzieją.
- Wolę żebyś została tu i odpoczywała. Teraz jest ci to potrzebne.
- Nie jestem w ciąży.-oburzyła się.- I nie chcę zostawać tu sama. Lissa musi wracać do zajęć, a ja nie zamierzam na razie pokazywać się ludziom. Nigdy nie byliśmy razem we dwójkę.- patrzyła na mnie błagalnie, a ja wpadłem na pomysł.
- Zgoda, ale pod warunkiem, że później pójdziesz ze mną na randkę.-uśmiechnąłem się z nadzieją.
- No no. Tego się nie spodziewałam. Muszę zobaczyć w grafiku, ale powinnam mieć jutro czas.
- No ja myślę.- zaśmialiśmy się razem. Jak ja uwielbiam jej słodki śmiech.- A teraz śpij Kochanie.
- A zostaniesz ze mną?- spytała z nadzieją.
- Tak. Już nigdy nie opuszczę cię na krok.- cmoknąłem ją w czubek głowy.- Dobranoc Roza.
- Dobranoc Towarzyszu.- ułożyła się wygodnie na mnie.
Jak ja dawno nie słyszałem tego przezwiska. Tęskniłem za tym jak mnie nazywała, za jej pocałunkami, pięknymi oczami, za... za nią całą. Jest moim życiem i nigdy nikt jej nie zastąpi.  Leżałem, czekając aż jej oddech się uspokoi, co będzie znaczyło, że zasnęła. Wyglądała tak krucho i bezbronne w moich ramionach. Gdy miałem pewność, że pogrążyła się w śnie, wyplątałem się z jej objęć i ubrałem koszulkę. Nie czułem się tutaj swobodnie, nawet z ukochaną. Nie chcę też, żeby męczyli ją pytaniami i pielgrzymkami, co pewnie by było w jej pokoju. Postanowiłem zabrać ją do siebie. Dostałem z powrotem mój stary pokój. Zostawiłem księżniczce kartkę i podniosłem Rose. Była tak lekka, jak zapamiętałem. Ostrożnie wyszedłem z nią na korytarz i ruszyłem do wcześniej obranego celu. Na szczęście jest noc i udało mi się na nikogo nie wpaść. O dziwo mój pokój wcale się nie zmienił. Położyłem śpiącą brunetkę na łóżku. Jest jedyną osobą, oprócz mnie, która może na nim być. Dostała ten przywilej na początku zimy, gdy prawie się ze mną przespała. Bez skrępowania przegrałem ukochaną w swoją koszulkę. Uznałem, że tak będzie jej wygodniej. Zostawiłem na niej tylko bieliznę, a sam zostałem w bokserkach. Tak. Przy niej czuję się swobodnie. Zakluczyłem drzwi, aby nikt bez ostrzeżenia nie wszedł i nie zobaczył nas w tej jakże jednoznacznej sytuacji. Położyłem się obok mojej miłości, przytulając ją do siebie. Dampirzyca od razu się we mnie wtuliła. Cmoknąłem Rozę w czubek głowy, głaszcze ją po plecach i opadających na nie włosy. Były takie miękkie i gładkie. Końcówki trochę zniszczone, świadczą o tym, że dawno nie była u fryzjera, ale nie przejmuję się tym. Nawet to mnie cieszy. Jej włosy są tak ie piękne i cudowne. Chciałbym móc codziennie ich dotykać, czuć ich zapach, zasypiać z wtuloną w nie twarzą. Jeszcze nigdy nie zasypiałem tak szybko i łatwo, jak przy niej.

Na następny dzień, tak jak chciałem, oświadczyłem jej się. Zgodziła się, choć jej ojciec nie był do końca zadowolony. Jednak ona go przekonała, że będzie ze mną szczęśliwa i ślub mieliśmy miesiąc później. Cała moja rodzina ją pokochała od razu. Badania były poprawne i poddaliśmy się operacji. Jednak mój szpik się nie przyjął i wszystko zostało bez zmian. Zamieszkaliśmy w małym domku w Bai. Oczywiście był to pomysł mojej ukochanej. Całe pół roku żyliśmy tak normalnie. Ja dl niej i ona dla mnie. Każdy dzień był wypełniony naszą miłością. Napawaliśmy się naszym towarzystwem, bo byliśmy świadomi, że nie zostało nam za dużo czasu. Ona nie wiedziała, ale co noc patrzyłem na nią i płakałem. Płakałem ze smutku i złości na ten okropny los, który chciał nas na tak długo rozdzielić. Jednak spełniło się najsekretniejsze życzenie mojej żony. Umarła w walce ze strzygami. Było ich za dużo, ona była już słaba, a pomoc przyszła za późno. Po naszej stronie była jedną ofiara. Dla mnie za duża. Roza oddała życie w obronie Lissy, kiedy przyjechała odwiedzić nas z Christianem. Lekarze powiedzieli, że i tak zostało jej góra tydzień życia i niepotrzebnie by się męczył, ale dla mnie to był tydzień, o który więcej moje życie miałoby sens.

Tydzień.

Tyle mi wystarczyło, bym zrozumiał swój największy błąd w życiu. Teraz płacę za swoja głupotę. Może wcześniej bym wszystko zauważył, zmusił ja do badań, można by zacząć leczenie, a ona by nadal żyła. Może bylibyśmy na zawsze szczęśliwi, a ja nie byłbym wdowcem. Może... Od dwunastu lat żyję rutyną. Praca, jedzenie, cmentarz, sen. Tak wygląda mój dzień. Jestem u niej codziennie i codziennie przynoszę na jej grób różę podlewaną moimi łzami. Łzami tęsknoty. Tęsknię i czekam na dzień, gdy będę mógł do niej dołączyć. Na każdej akcji, w każdej walce daje z siebie wszystko, ale i tak pragnę, by znalazł się ktoś, kto mnie pokona. Ale na razie nikt tego nie dokonał. Ktoś inny byłby z tego dumny, ale nie ja. Zazdroszczę tym co polegli. Pragnę śmierci, bo będzie ona oznaczać moje szczęście. Tak od dwunastu lat żyje świadomością, że ona chce bym żył i dbał o Lissę. Robię to dla niej. Dla mojej Rozy.