Strony

czwartek, 30 marca 2017

ROZDZIAŁ 36

Obudziły mnie mokre pocałunki na twarzy, schodzące coraz niżej na szyję.
- Księżniczko, wstawaj.- usłyszałam przy uchu szept miękkiego głosu.
Mruknęłam coś tylko niewyraźne i obróciłam się na drugi bok. Po chwili Jack przestał mnie całować, a ja jęknęłam z niezadowolenia. Usłyszałam jego śmiech i poszybowałam w powietrze. Otworzyłam gwałtownie oczy, ale uspokoiłam się, gdy zauważyłam niosącego mnie chłopaka. Wszedł ze mną do łazienki i posadził mnie na zamkniętej muszli klozetowej. Wpił mi się w usta, całując zachłannie i namiętnie. Oddałam pocałunek z siłą i uczuciem. Oderwaliśmy się od siebie, dopiero gdy zabrakło nam powietrza. Zeklos ucałował mnie w czoło i wyszedł. Dopiero jak się oddalał, zauważyłam, że już jest ubrany. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i byłam mile zaskoczona. Wanna była pełna wody z pianą i płatkami róż. Na półce leżał mój strój służbowy. Mam wspaniałego chłopaka. Rozebrałam się i weszłam do ciepłej wody. O tak. To jest to, czego było mi trzeba. Leżałam tak chyba z godzinę, póki woda nie wystygła. Zaczęłam się szykować, ale skończyła mi się odżywka do włosów.
- Feliiiiiiiiiix.
- Zapomnij.- odpowiedział mi szybko, poprawiając fryzurę.
- No proszę.- przesłałam mu obraz słodkich oczy szczeniaczka.- Ty masz tego w chuj dużo. Mógłbyś się jednym podzielić ze swoją biedną, cierpiącą siostrą.
- Przypomnieć ci co było, gdy ostatni raz pożyczyłem ci lakier do włosów?
- Ej, no. Musiałyśmy się przygotować na bal sylwestrowy. Przypomnij sobie, jak wyglądała Alice.- tym razem zobaczył wyidealizowany obraz swojej dziewczyny z tamtego dnia.
- Grrr...- zawarczał.- Zgoda. Ale ostatni raz.
- Dzięki.- uścisnęłam go mentalnie.- Jesteś najlepszy.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i wyrwałam bratu pojemnik. Dokończyłam szykowanie i wyszłam. Nikogo w pokoju nie było. Tak samo jak mojej kostki Rubika.
- FELIX!- wydarłam się na cały dom i wparowałam mu do pokoju.
- Czego słońce?- spytał bezczelnie, bawiąc się na łóżku sześcianem.
- Ile mam ci powtarzać, że MOJA kostka, ma być w MOIM pokoju?
Od zawsze dbamy o prywatność swoich najważniejszych rzeczy. Ja książek i właśnie tej zagadki, a on kosmetyków i kolekcjonerskich figurek.
- Oj, przesadzasz. Zresztą,- zerwał się i wskazał na mnie.- ty pożyczyłaś odżywkę, ja pożyczyłem zabawkę.- położył się z powrotem i wrócił do poprzedniego zajęcia.
- Po pierwsze, to nie zabawka. Przypominam, że z polecenia taty mam to rozwiązać w osiemnaste urodziny. Po drugie, ja cię zapytałam czy mogę.
- Zarządzałaś i szantażowałaś.- poprawił, nawet na mnie nie patrząc.
- Poprosiłam.- warknęłam.
- Siostra daj spokój. Nie chcę się z tobą kłócić o taką bzdurę.
- To mi ją oddaj.- wyciągnęłam do niego otwartą dłoń.
Westchnął ciężko i dał mi sześcian.
- Dziękuję.- odebrałam to i z dumnie podniesioną głową odwróciłam się do wyjścia.
Jednak nawet pół kroku nie przeszłam, a wpadłam na coś twardego. Podniosłam zdezorientowana głowę i napotkałam spojrzenie piwnych oczu.
- Uważaj księżniczko.- szepnął mi tak, że zmiękły mi kolana.- O co tyle nerwów?
- Jack, weź ją w końcu przeleć, bo strasznie zrzędliwa jest.- usłyszałam na plecami.
Już miałam coś odpowiedzieć, ale nie dopuszczono mnie do głosu.
- Spokojnie, ja już wiem, jak przymknąć jej tą pyskatą buźkę.- zaśmiał się blondyn.
Wziął mnie na ręce i wyniósł na korytarz, gdzie skierował się na schody.
- Umiem sama chodzić.- zauważyłam, jednak wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
- Wiem kochanie.
Posadził mnie w kuchni przy stole i zajął miejsce obok.
- Hej wszystkim.- przywitałam się z resztą rodziny.
- Cześć. Jak się spało?- spytał wujek z szerokim uśmiechem.
- Dobrze. Śnili mi się rodzice. Ale w dobrym znaczeniu.- dodałam, widząc ich spojrzenia.
- To dobre, skarbie.- ciocia położyła talerz tostów na stole i pogłaskała mnie po policzku.
Wtuliłam się w jej policzek, po czym wzięłam sobie pięć kanapek i nalałam do miski kaszę manną.
- Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że tyle jecie.- westchnął moroj, smarując jedną grzankę nutellą.
- Musisz się przyzwyczaić.- zachichotałam, gryząc swoją.
Lili i Pawka spojrzeli na siebie porozumiewawczo z uśmiechami. Z ich oczu biła miłość.
Po śniadaniu poszliśmy jeszcze na chwilę do pokoju rodziców. Ja i Felix z czułością podeszliśmy do wiszącego przy szafie prochowca taty. Dotknęłam go delikatnie, jakby z obawą, że się rozsypie. Nagle poczułam coś zimnego na szyi. Spojrzałam tam i ujrzałam złoty medalik w kształcie serca, który zapiął mi mój ukochany. Otworzyłam go. W środku było malutkie zdjęcie naszej dwójki z rodzicami, a po drugiej stronie mała Dalia.
- Skąd to wziąłeś?- spytałam, odwracając się do blondyna.
- Tam.- wskazał na małą szkatułkę na biurku.- Chyba miałaś dostać to później, ale nie czuję, że powinnaś go mieć już teraz.
Podeszłam do mebla i wzięłam skrzyneczkę. W środku, na czerwonym materiale leżałam niebieski bilecik z białym napisem.

Żebyś zawsze miała nas blisko Naściu. Wszystkiego najlepszego z okazji 18-tych urodzin.
Mama i Tata.

Co dziwne, podpis taty był identycznym pismem jak na listach do mamy od niego. Czyżby planowali to już te naście lat temu? Przyjrzałam się prezentowi. Na wierzchu był piękny wzór z różą, a na spodzie znalazłam próbę.
- O matko!- zasłoniłam usta dłonią.- To prawdziwe złoto.
- O rany.- zagwizdał z uznaniem mój chłopak.- Nie szczędzili.
- Do najbiedniejszych nie należeli.- wspomniał Felix.- A na nas nigdy nie szczędzili.
- Dobra, dzieciaki.- do pokoju wszedł wujek.- Czas do szkoły bo za godzinę będę mógł was zaatakować we własnym domu.
- Nie krępuj się.- powiedziałam jednocześnie z bratem.
- I tak skopiemy ci tyłek, więc po co to odkładać.- dodałam, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
Wyszliśmy z domu i poszliśmy na plac główny. Tam spotkaliśmy resztę, po czym ruszyliśmy na stołówkę. Nie każdy ma kochaną ciocię na miejscu, która zrobi pyszne śniadanie. No i jeszcze moroje z tym ich niedoborem czerwonych krwinek.

środa, 29 marca 2017

ROZDZIAŁ 35

W pomieszczeniu panował tajemniczy półmrok, ale i tak wszystko wyraźnie widzieliśmy. Na środku stało łóżko z czerwoną narzutką, a okna zasłonięte były bordowymi zasłonami. Na biurku pod prawą ścianą leżało mnóstwo kartek. Ale nie to było najbardziej zadziwiające. Na meblach stały ramki ze zdjęciami taty i mamy, a pod nimi czerwone świeczki. Na parapecie stały róże w doniczkach. To dziwne, że nie zwiędły. Wygląda jakby ktoś tu regularnie sprzątał. Mimo wszystko zapaliłam światło. Na środku leżał miękki, czerwony dywan. Przeszłam przez niego do szafki na przeciwko i otworzyłam ją. W środku były albumy, które widziałam po raz pierwszy w życiu. Wyciągnęłam go i otworzyłam na podłodze. Na początku były zdjęcia znad jeziora, w wesołym miasteczku, w jakichś miastach. To pewnie pierwsze randki. Pod zdjęciami widniały daty z lipca 2010. Na przeciwko mnie usiadł Jack.
- Wasz tato naprawdę był przystojny.- zauważył, na co tylko kiwnęłam głową.
Następne zdjęcia były ze ślubu, wesela i miesiąca miodowego.
- Nastka, musisz to zobaczyć.- Felix odszedł od biurka z jakąś kartką.
Podniosłam się i zaczęłam czytać na głos.

Dzieci. Życzę wam szczęśliwego życia. Ale razem na pewno takie będzie. Jesteście dla siebie stworzeni i zawsze się odnajdziecie. Rose, wiem, że nasze relacje były dziwne, a jeszcze dziwniej się zaczęły. Jednak od samego początku wiedziałam, że jesteś świetną strażniczką. A jeszcze lepszym człowiekiem. Życie zmusi cię do wielu poświęceń. A największe za córkę. Ale po co ci to w ogóle mówię? Sama wiem co matka może zrobić dla dziecka. Odwiedzajcie czasem Bai. Nie wątpię, że dziewczyny sobie poradzą beze mnie, ale potrzebne im wsparcie. Liczę na was. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz zawalczycie na korzyść dampirów.
Babcia Jewa.
1 Kwiecień 2011

- Pięć dni po naszych urodzinach.- mruknęłam.
- Śmierć prababci Jewy.- dodał.- Cholera! Mama o tym wiedziała.- wkurzył się.
Zaczął chodzić po pokoju, ciągnąć się za włosy.
- Spokojnie. Przecież to nic nie zmienia.- zauważyłam.
- Mogła nas jakoś do tego przyzwyczaić...
- Hej, dzieci. Straciliście już tatę, ale niedługo, w sumie nie wiem kiedy, ale ja też umrę. Oddam życie, za jedną z was, córeczki. Ale nie martwcie się, da się żyć.- parodiowałam głos rodzicielki.
Dalej nikt z nas nic nie powiedział. Felix dalej przeszukiwał biurko z e-mailami dla mamy od taty podczas jego misji w Rosji, rysunkami, dokumentami ślubu, chrztu, wynikami różnych badań lekarskich, gdy była w ciąży z nami, a także groźbą od Randalla. My w tym czasie przeglądaliśmy album. Były zdjęcia, na których nasza mama miała już brzuszek, a tato patrzył na nią z wielką miłością i czułością.
- Wow.- długą ciszę przerwał mój ukochany.- Same te zdjęcia pokazują tak silną miłość, że aż czuję się mały i nic nie znaczący. To musiało być mistyczne uczucie.
- To prawda. Tego nawet nie da nazwać się miłością. To było coś silniejszego. Zgodność dusz i ciał. Chciałabym kiedyś coś takiego przeżyć.- rozmarzyłam się.
- Dołożę wszelkich starań, księżniczko.- chłopak popatrzył na mnie z czułością i obietnicą.
Odwzajemniłam uśmiech, zatapiając się w jego piwnych oczach. Przerwało mi chrząknięcie brata. Zwróciłam się do niego z morderczym spojrzeniem, ale on nawet nie oderwał wzroku od pliku pospinanych badań USG udając, że co złego to nie on. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową i wróciłam do albumu. Było kilka zdjęć z uroczystości od świat Bożego Narodzenia do urodzin mamy. Następne zostały zrobione jak już byliśmy na świecie. No jednym tata podtrzymywał mnie na kolanach, gdy uśmiechałam się do obiektywu. Na innym bawiliśmy się z ciocią Lili w piaskownicy. Najbardziej zachwyciło mnie zdjęcie, gdzie tato obejmował mamę w wodzie. Ona śmiała się szeroko, ściągając z twarzy przyklejone włosy, a on patrzył na nią z zachwytem. Wokół nich rozbryzgiwała się woda dodając zdjęciu swojego własnego uroku. Nawet wiem, gdzie to było. Często jeździliśmy nad to jezioro z wodospadem, za którym chowało się ciepłe źródełko, a w zimie można było jeździć na łyżwach.
- O tu jesteście?- do pokoju weszła brunetka.
- Ciociu, ty wiedziałaś?- spytałam z wyrzutem.
- Tak. Sama tu o wszystko dbałam. Rose prosiła mnie o to, na wypadek, gdyby wrócił Dymitr.- usiadła na przeciwko Diany po mojej prawej.- Ich album. Sama dałam im go na nasze pierwsze święta. Czasami też go sobie przeglądam, gdy tęsknię.- przerzuciła kilka stron do przodu, z łzami w oczach.- To moje ulubione.
Na zdjęciu byli rodzice z nami. Mogliśmy mieć z rok, choć z nami to nigdy nic nie wiadomo. Byliśmy w parku Anastazji Wielkiej. To ulubione miejsce rodziców. Oni siedzieli na ławce, przytulając się i patrząc radośnie sobie w oczy. My zostaliśmy umiejscowieni im na kolanach, ale nie patrzyłam w obiektyw, zaciekawiona świetlikami, latających dookoła. Za to mój brat patrzył uważnie na mamę. Mogę zgadywać, że myślał, jak tu złapać jej włosy, które uwielbiał ciągnąć. Noc dodawała zdjęciu romantyczności, tak jak mały strumyk z mostkiem i róże otaczające go.
- A czemu te kwiaty są otwarte?- zdziwił się Zeklos.
- Magia.- ciocia mrugnęła do mnie okiem, na co się uśmiechnęłam.
Wyciągnęła zdjęcie i położyła wierzchem do dołu. Ukazał nam się napis. Poznałam po piśmie, że to nie mama, więc zostawał tata.

Bez nich moje życie byłoby niczym. Zawsze będę obok.

Wzruszyłam się. To było niby krótkie, ale zawarta została cała miłość i poświęcenie. Pokazał się takim, jakiego wszyscy go kochamy. Czuły, opiekuńczy.
Były też zdjęcia jak z pomocą rodziców stawialiśmy pierwsze kroki.
- A jacy rodzice byli z was dumni, gdy powiedzieliście pierwsze słowa. Popłakali się ze szczęścia. A waszego ojca trudno doprowadzić do łez.- wskazała na cztery zdjęcia.- To było w wasze pierwsze urodziny.
Na fotografiach tato trzymał mnie na rękach z szerokim uśmiechem i zaszklonymi oczami. Obok stała mama z dumą i radością wypisaną na twarzy. Wokół nas tłoczył się tłum ludzi. Na kolejnych czterech było podobnie, ale tym razem to nasza rodzicielka była w centrum zainteresowania z zawstydzonym Felixem.
Przesiedzieliśmy tam do północy, po czym wróciliśmy każdy do swojego pokoju.
- Gdybym nie znał siły miłości ważnych rodziców, uznałbym waszą matkę za dziwaczkę, która robi ołtarzyk ukochanemu.- zaśmiał się Jack, gdy już leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku.
- Może ja też ci zrobię taki ołtarzyk?- zamyśliłam się.
- Jeszcze go nie zrobiłaś?- udał zaskoczonego i zszokowanego.- O cholera! Jak ja to przeżyję?
- Będziesz musiał.- cmoknęłam go delikatnie w usta, na co zamruczał z przyjemnością.
Po chwili wróciłam na swoje miejsce i wtuliłam w niego, gdy objął mnie ramieniem.
- Dobranoc Księżniczko.- ucałował mój czubek głowy.
- Dobranoc.- mrugnęłam, ale nie wiem, czy mnie zrozumiał i odpłynęłam w sen.

wtorek, 28 marca 2017

ROZDZIAŁ 34

Tygodnie mijały nam dość spokojnie. Całe dnie spędzałam z ukochanym, a wieczory jeszcze z przyjaciółmi. Molly szybko się zaaklimatyzowała w nowej szkole, zwłaszcza z taką przyjaciółką jak Luisa. Diana zaczęła zapraszać do domu Alexa i Gerdę, którzy też są dziećmi, a nawet bliźniakami królewskiej pary. Wszystkich łączą zielone oczy, ale tylko połowa z nich ma jasne włosy matki. Punktacje rosną, a częstotliwość ataków maleje. Ciekawe czemu. Wujek, ani ciocia nic nie chcą powiedzieć, oprócz tego, że trzeba być czujnym. Super ( tak, to sarkazm). Tak oto doszliśmy do półmetku sprawdzianu. Co do mojej kary, to świetnie nam idzie. Dłużej niż trzy godziny się nie babramy w ziemi. A i zapomniałam dodać, że stałam się ulubienicą pani Colins, a moje prace wiszą u niej w całej sali i w salonach dormitorium. Dostawałam kilka zamówień, a Jack rozkręcił z tego biznes. Super (wyczujcie ten sarkazm). Nie chciałam się chwalić, a teraz moje prace są wszędzie. Okropne uczucie. Po za tym, wiele osób zainteresowało się wilkołakami. Wszyscy dzielą się na watachy, mają swoje miejsce stacjonarne i przeganiają inne "stada". W każdym jest Alfa i jego Luna. Nawet u nas, co mi się nie podoba. Jakoś nie chętnie się w to bawię, a zostałam Luną naszej watachy. No super (sarkazm po raz trzeci). Jack został Alfą po pierwsze ze względu na pochodzenie, a drugie za siłę, w końcu takich mięśni nie ma każdy moroj. A że uparł się, że ja też jestem Alfą to reszta uczniów myśli, kiedy myślą, kiedy wywalimy Felixa i Alice, aby tworzyli własną watachę. W bibliotece wszyscy czytają wszystko o wilkołakach, a nawet ktoś tam założył kącik czytelniczy, gdzie wszyscy się zbierają i opowiadają o najnowszych odkryciach oraz przeczytanych książkach na ten temat. Masakra. Ta obsesja dotknęła całą szkołę. Nawet przedszkolaki i pierwsze klasy podstawówki robią za szczeniaki, którymi opiekuje się dana watacha. My pod opieką mamy całe nasze rodzeństwa, a opiekują się nimi Rozi i Michele. Ja jestem zobowiązana do rozwiązywania problemów każdego członka, ale trzeba przyznać, że Jack wyczuł się w rolę mojego mate. Zaborczością i romantyzmem dorównuje nie jednemu wilkokrwistemu. No super. A wiecie na co wpadła Oliwia? Nie wiecie? To wam powiem. Ubłagała swoją mamę, przypominam- dyrektorkę, o zrobienie w ostatnim tygodniu zajęć polowych, tydzień wilkołaków. Przez sześć dni watachy będą walczyć między sobą w różnych konkurencjach, a w niedzielę (moje urodziny) odbędzie się bal na cześć Alfy i Luny zwycięzców. Zasady są proste, watachy mieszane, można używać magi, ale tak, aby nikomu nie stała się... większa krzywda. Oto plan na najbliższy miesiąc. I pomyśleć, że to wszystko przez kilka rysunków i przegrany zakład. Nienawidzę swojego życia. A teraz siedzimy w naszym codziennym składzie, wraz z Oliwią, w końcu jest weekend i gramy w butelkę. Chłopcy cudem zgodzili się na grę w całowanie, choć ja i Felix i tak wszystkiego pilnuje. To znaczy reszta nie musi o tym  wiedzieć. Używałam telekinezy, aby mój ukochany całował tylko mnie, albo innych chłopaków, a Felix podobnie z Alice. Aż wypadło na Dominica. Po namiętnym pocałunku z moim bratem, zakręcił.
- Rozi.- porozumiałam się z bliźniakiem.
Jak powiedziałam, tak się stało. Butelka zatrzymała się na blondynie, która oblała się czerwonym rumieńcem.
- No chodź słońce. Chyba się nie cykasz?- zachęcał ją z uśmiechem moroj.
Dziewczyna wstała i z dumnie uniesioną głową pochyliła się nad chłopakiem. Ten zaskoczył ją, ciągnąc ją na kolana i wpijając się w jej usta. Na początku zaskoczona, po chwili oddała pocałunek z pasją, ciągnąc go za włosy. Trwałoby to dłużej, gdyby nie znaczące chrząknięcie Zeklosa. Trzepnęłam go w głowę, ale już było za późno. Dragomirówna odskoczyła od bruneta jak oparzona. Tyle, że on wziąć ją trzymał i za bardzo się nie oddalili. Rosalie była cała czerwona, ale nie wiem czy od wstydu, czy od gorącego pocałunku. Moroj przyssał się jej do szyi, tworząc malinkę, a ona dyszała z przyjemności.
- Moja.- oznajmił.
W świecie wilkołaków oznaczało to, że znaleźli swoje mate. No i w naszej zabawie też. Nasza przyjaciółka zarumieniła się i wtuliła w niego. Grę uznaliśmy za zakończoną, bo zrobiło się późno. Jak zawsze wróciliśmy w czwórkę do naszego domu. Mój ukochany już prawie się do nas przeprowadził. Weszłam z nim do pokoju, a chwilę później wpadła do nas Diana.
- Ja... ja nie chciałam... ale byłam ciekawa i... to było silniejsze ode mnie. Przepraszam.- łkała.
Natychmiast przy niej kucnęłam i przytuliłam ją.
- Już, cii... spokojnie. Powiedz powoli, co się stało?
- Otworzyłam pokój mamy.- spuściła smutno głowę.
W pokoju zapadła cisza.
- Jak?- spytałam z szeroko otwartymi oczami.
Nikt nigdy po za mamą nie miał tam wstępu. Już miesiąc po jej śmierci nie mogłam się powstrzymać i próbowałam tam wejść, ale drzwi były zamknięte na klucz. Szukałam go cztery miesiące, aż dałam sobie spokój.
- No tym kluczem, który był w kieszonce misia od mamy przed jej... jej...- wciąż trudno było jej to wspominać.
- Cii... już dobrze. Jestem tu. Nigdy cię nie zostawię.- przytuliłam siostrę i zaczęłam ją kołysać uspokajająco.
Teraz pamiętam, że gdy odzyskaliśmy siostrę, każdy z nas dostał misia. Kiedy młoda przestała płakać, wzięłam z parapetu ostatni prezent od mamy. W środku kieszonki na brzuchu faktycznie był mały klucz. Niesamowite.
- To chodźmy to zobaczyć.- skierowałam się do drzwi.
- To nie jesteś na mnie zła?- spytała niepewnie dampirzyca.
- Od dawna chciałam tam wejść.- puściłam jej oczko.
Brunetka uśmiechnęła się i ruszyła za mną. Po chwili dogonił nas chłopak.
- Co to za poruszenie?- z pokoju na przeciwko wyłoniła się głową Felixa.
- Pokój mamy.- z uśmiechem pokiwałam mu kluczem przed nosem.
Oczy chłopaka powiększyły się, gdy wzrokiem podążył za miedzianym przedmiotem. Szybko dołączył do nas. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, a ja niepewnie spojrzałam na chłopców. Zgodnie kiwnęli głową. To chyba pierwsza rzecz, w której się zgadzają. A nie! Jeszcze o rysunki. Włożyłam klucz do dziury, przekręciłam i pchnęłam drzwi. Aż mnie zatkało...

poniedziałek, 27 marca 2017

ROZDZIAŁ 33

- No i co mam z wami zrobić dzieciaki?- dyrektorka usiadła na biurku.
- Może to nie pani problem...- zaczął Jack, ale ja go szturchnęłam, by się przymknął.
- To nie moja wina ciociu. Ona sama się o to prosiła.
- Wiem, Nastka.- westchnęła.- Bez przyczyny byś tego nie zrobiła. Ale co mam powiedzieć jej rodzicom? Dlaczego wylądowała nieprzytomna w skrzydle szpitalnym ze złamanym nosem.
- Na przykład, że jest wredną suką, której się najwidoczniej należało. Nikt nie będzie obrażał mnie i naruszał pamięć o moich rodzicach, którzy oddali życie, między innymi za takich smarkaczy i snobów jak ona i jej rodzice.
- Nastka...- westchnęła smutno.- Może od początku powiedz mi jak to było.
- No jak zawsze, obrażała mnie, że dampiry są gorsze od morojek, a później że rodzice woleli umrzeć, niż mieć takiej córki. No i jak miałam nie zareagować. Po za tym mama nie miała żadnych konsekwencji, gdy złamała nos cioci Mii.- naburmuszyłam się.
- Miała być wydalona, ale uratowały ją dalsze wydarzenia.
- Chce pani nas wywalić?!- blondyn zerwał się.
Szybko ściągnęłam go na dół.
- Siedź cicho.- syknęłam mu przez zaciśnięte zęby, po czym spojrzałam na czarnowłosą.- Przepraszam za niego, ale jeszcze nie do końca się orientuje, gdzie jak ma się zachować. Na czym skończyliśmy?
Dyrektorka poparła twarz dłonią.
- Przykro mi Nastka, ale muszę dać ci karę. To by było niesprawiedliwe względem innych uczniów.
- Rozumiem.- westchnęłam i spuściłam głowę.
- W weekendy będziesz pomagać w w ogrodach. Każdego dnia wyznaczone zostanie ci pole, które zrobisz, a czym prędzej się uwiniesz, tym prędzej będziesz wolna. I tak się ciesz. Twoja mama musiała cały dzień sprzątać na strychu kościoła.
- Ale pomagał jej tato, dzięki czemu bardziej się do siebie zbliżyli.- przypomniałam sobie.
- Jesteś bardzo do nich podobna.- uśmiechnęłam się na ten komplement.- Tam na placu zachowałaś się jak Rose, a tutaj pokornie jak Dymitr.
- Jak dwa tak różne usposobienia, może łączyć tak idealna miłość?- zdziwił się Zeklos.- Słyszałem od Nastki, że od ślubu kłócili się tylko raz, góra dwa razy.
- Po prostu. Ich dusze i aury były podobne. Bardzo lśniły, kiedy byli blisko siebie, nawet jeśli odrzucali miłość.- teraz zwróciła się do mnie.- Wiesz co najbardziej dziwiło i fascynowało w twojej mamie Dymitra?
Zaprzeczyłam ruchem głowy. Moja rodzicielka rzadko wspominała, co w niej jest takiego wyjątkowego, że tato zwrócił na nią uwagę. Zawsze była skromna.
- Twój ojciec był bardzo zamkniętą osobą i nikt nie znał go dobrze. Oprócz niej. Większości rzeczy się domyślała lub dowiadywała na treningach, od niego samego. To go zaskakiwało. Zamknięty, doświadczony strażnik, a taka zwykła, krnąbrna i uparta nastolatka umie go przejrzeć na wylot.
- Myślisz, że mógł sam, podświadomie chcieć, aby i nim dużo wiedziała?- zastanowiłam się.
- Nie wiem. To raczej zostanie między twoimi rodzicami.- uśmiechnęła się pocieszycielsko, a ja to odwzajemniłam.
Na koniec ciocia mnie przytuliła i szepnęła, abym miała nadzieję.
- Czy ty wszędzie masz kontakty?- spytał rozbawiony mój ukochany, gdy szliśmy na parking.
- Nie. To moi rodzice mieli wszędzie kontakty. Ja tylko z tego korzystam.- uśmiechnęłam się szeroko.
- Felix, jest tak gdzieś Diana z Molly?
- Tak.- odpowiedział mi natychmiast.- Trochę zdenerwowane przyszły do domu, więc postanowiliśmy trochę je rozbawić.
- Czy ty podkładasz głos Roszpunce?- roześmiałam się w duchu.- Trzymajcie mnie. Mój mały braciszek jest królewną z wierzy. Kto jest twoim księciem? Ash?
- Nie.-odburknął naburmuszony.- Dominik.
Tym razem roześmiałam się głośno, a towarzyszący i chłopak, spojrzał na mnie dziwnie.
- To nic takiego.- zbyłam jego pytający wzrok.- Przypomniała mi się jedna taka śmieszna historia.
- Ej, no. Teatrzyk lalek to nie zabawa. To sztuka.
- No. Sztuka mówienia cienkim głosikiem. Kto cię walnął w jaja?
Nikt!- warknął jeszcze bardziej upokorzony.
- O! Ktoś tu ma NPS-a.- zachichotałam znów w duchu.
- No w końcu. Ile można czekać?- z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos.
- Mamo, jesteś tu zaledwie pięć minut.- westchnął moroj.
- Oj ty nawet nie wiesz, jak to może się dołożyć, gdy na kogoś czekasz.- stanęłam po stronie Ashley.
- Zwłaszcza jak się malujesz.- rzucił, uśmiechając się.
- Odezwał się ten, co siedzi w łazience pięć minut.- prychnęłam z sarkazmem.
- Dobra, skończcie to i mi pomóżcie. Bo kłócicie się, jak stare małżeństwo.- blondyna wyciągnęła dwie walizki z bagażnika.
Oboje wzięliśmy po jednej, a kobieta jeden karton. Tak obładowani poszliśmy do do dyrektorki. To się ciocia Sonia zdziwi.
- A czemu tak długo szliście?- zagadnęła moja przyszła teściowa.
- Mieliśmy delikatny incydent. Nic takiego.- wzruszył ramionami Jack.
- Co się stało?- spytała zmartwiona.
- Zwykła suka, nic więcej.- mruknęłam.
Blondyn spojrzał na mnie z niedowierzaniem i z lekką obawą na matkę.
- O takie to są najgorsze.- westchnęła jego rodzicielka.
Po chwili obie wybuchłyśmy śmiechem z miny Zeklosa. Coś czuję, że dobrze się dogadamy. Polubiłam tą kobietę. Zgodnie z ukochanym stwierdziliśmy, że poczekamy na zewnątrz. Lepiej żeby się nie wydało, że już tam byliśmy. Usiedliśmy pod ścianą i czekaliśmy.
- Kocham Cię, wiesz.- przerwał milczenie mój chłopak, łapiąc mnie za rękę i kładąc głowę na moim ramieniu.
- Wiem.- oparłam się na nim, splatając nasze palce ze sobą.- Ja ciebie też.
- A wiesz, że będę ci pomagał w tych pracach?- popatrzył na mnie z uśmiechem.
- Nie musisz. To moja kara.- posmutniałam.
- Ale chcę.- wciąż się szczerzył.
- Naprawdę?- spojrzałam na niego zaskoczona.- Dziękuję. Jesteś najlepszy.- objęłam go ramionami i przytuliłam mocno.
- Wiem.- odwzajemnił uścisk.
- I jaki skromny.- zachichotałam, a on mi zawtórował.
- Nastka!- Molly rzuciła mi się w objęcia.- Co ta wredna pani chciała od ciebie?
- Nic skarbie, nie przejmuj się.- przytuliłam ją, głaszcząc jej blond włosy.- Ale ładna fryzura.
Miała małe warkoczyki na rozpuszczonych lokach.
- Co nie? Diana mi ją zrobiła.
- A ze mną, to już się nie przywitasz?- spytał oburzony chłopak.
- Hej, Jack.- pomachała do niego z moich kolan.
- Pff...- prychnął.- Własna dziewczyny zabrała mi siostrę, choć ma swoją.
- Miłości nigdy za wiele.- przytuliłam drobne ciałko morojki ze słodkim uśmiechem.
Ta wyplątała się z mojego uścisku, wdrapała się na kolana brata i dała mu całusa w policzek.
- No młodzieży. Wstawać...- z gabinetu wyszła Ashley i spojrzała na nas zdziwiona.- O! Molly!
- Mama!- blondyneczka przytuliła rodzicielkę.- A co ty tu robisz?
- Załatwiam ci szkołę. Będziesz miała pokój z Luizą Dragomir.
- Z córką królowej?- jej oczy powiększyły się do rozmiarów spodków.- Ale ekstra.
Wzięliśmy wszystkie rzeczy i ruszyliśmy do dormitorium dla dzieci.

niedziela, 26 marca 2017

ROZDZIAŁ 32

Proszę, oto i drugi.
___________________________________________________________
Niedługo po śniadaniu, wpadły do nas Diana i Molly. Dziewczynki bardzo się polubiły i brunetka postanowiła oprowadzić młodszą koleżankę po terenie szkoły. Traktowała ją jak młodszą siostrę, bardzo się o nią troszcząc. Umiłowanie do zwierząt i dzieci to chyba u nas rodzinne. Ale tylko w naszej lini. Może to dzięki temu błogosławieństwu, co to rodzice dostali. Jesteśmy pierwszymi dziećmi dampirów i sami możemy mieć z nimi dzieci. To chyba wpływa na to, że dbamy o te małe istoty, bo moglibyśmy ich nie mieć. Tak samo to poprawiło nasze kontakty ze zwierzętami, w końcu Luna sama jest zwierzęciem. Przez ten cały czas skończyłam portret ukochanego, narysowałam nas, jak wczoraj staliśmy przed lustrem, dotykając mojego "brzucha" i Jack'a tulącego Molly. Blondyn ubłagał mnie do zrobienia autoportretu. Stałam na nim oparta o drzewo, a z tyłu leżała wilczyca. Sięgnęłam po brązową kredkę i chciałam pokolorować nią zwierzę, ale wyrwał mi ja Zeklos.
- Co ty wyprawiasz?- krzyknęłam na niego bardziej zdziwiona, niż oburzona.
- Czekoladowy? O nie. Jak ja jestem Alfą, to ty też musisz być.
Westchnęłam i wzięłam kredkę biało-niebieską jak lód. Zrobiłam kilka pociągnięć nadając teksturę sierści.
Od razu wpadłam na inny rysunek, który wiedziałam, że zajmie mi dłużej. Już to widziałam. Na pierwszym planie ja i mój ukochany, trzymamy się za ręce, patrząc sobie w oczy. Jesteśmy w lesie, a za nami jest skalne wzgórze, na którym nasze wilki wyją na tle księżyca. Od razu rysować, ale gdy tworzyłam już tło, zadzwonił telefon chłopaka.
- Tak?... Okey, zaraz będziemy.- rozłączył się.- Moja mama już jest.
- Co?!- wstałam jak poparzona.- A ja nawet nie jestem gotowa.
Pobiegłam do łazienki, chwytając czyste ubrania. Szybko wzięłam prysznic i się uczesałam. Założyłam fioletową bluzkę z kwiatami w lewym dolnym rogu i jasne jeansy. Wyszłam i trzymając moroja za rękę zbiegliśmy na dół.
- Tak w ogóle, ładnie wyglądasz.- powiedział, równając się ze mną.
- Dzięki.- uśmiechnęłam się.
W salonie nasi przyjaciele siedzieli, grając w mafię.
- Ej, czemu nas nie zawołaliście?- spytałam z żalem.
- Felix mówił, że jesteście za bardzo zajęci sobą.- zaśmiał się Ash.
- Gdybyś miał otworzone oczy, kochanie, widziałbyś że zostałeś zabity przez własną siostrę.- zachichotała Alice, która musiała robić za prowadzącą grę.
Brunet złapał się teatralne za serce, wykrzywiając twarz w bólu, po czym opadł luźno na krzesło, wystawiając język.
- My idziemy załatwić kilka spraw.- zaczęłam.- A jak wrócimy...
- To będzie obiad.- przerwała mi ciocia, wychodząc z kuchni.
- A później dołączamy się.- dokończyłam.
Nagle poczułam ucisk na nodze. Spojrzałam w dół, a tam mała blondyneczka, patrząca na mnie piwnymi oczkami. Wzięłam ją na ręce, a ona wtuliła się we mnie.
- Co jest kochanie?- spytałam.
- No no, Hathaway.- zaśmiał się czarnowłosy.- Wiedziałem, że wasze dzieci będą szybko rosły, ale aż tak.
- Zamknij... dziób, Iwaszkow.- opanowałam się, przypominając sobie, że mam pięciolatkę na rękach.- To moja szwagierka.
- No wiesz co? I na ślub nie zaprosić?- udawał obrażenie Tomas.
- A ty jak siostry pilnujesz, że ci ją do Las Vegas porwał?- Dominik zakpił z mojego brata.
- Spokojnie. Ja wciąż mam ją na oku.- uśmiechnął się cwanie do Jack'a.
Ten tylko prychnął, ale nic nie powiedział. Postawiłam małą na podłodze i złapałam ją za rączkę.
- Chodź, idziemy do mamusi.- powiedziałam z uśmiechem.
- Mogę też iść?- spytała Diana.
- Pewnie.- blondyn podał jej dłoń, którą chwyciła.
Moja siostra złapała jeszcze Molly i mogliśmy iść.
- WOW! Dzieciaki, nie tak prędko. Czy ja mam omamy?- w progu stanął Pawka.
- Wyglądają jak prawdziwa rodzina, co nie strażniku Bielikow?- zaśmiała się Rozi.
- Masz rację. Tylko trochę dzieci za duże jak na wasz wiek.
- Dajcie już spokój!- wkurzyłam się.- Jak będę chciała mieć dzieci, to będę miała!
- O... NPS się zbliża.- zaśmiał się Felix, za co pacnęłam go w głowę.
Z siostrą pociągnęłam zdezorientowaną dwójkę i wyszliśmy na dwór.
- Jak ten mój brat mnie czasem denerwuje.- fuknęłam, gdy dziewczynki się rozbiegły.
- A mówił prawdę?- spytał Zeklos, obejmując mnie.
- Z czym?- zmarszczyłam brwi.
- Z okresem.- poruszył zabawnie brwiami, na co się zaśmiałam.
- Tak.- zachichotałam.
- Oho. To chyba muszę się przygotować na twoje humorki.- wbił mi palec w bok, na co podskoczyłam i oboje się zasialiśmy.- Kocham Cię.
- Ja ciebie też.- mruknęłam.
- Ja też Cię Kocham.- Molly wskoczyła na mnie i przytuliła z całych sił.
- Co Hathaway.- spięłam się, słysząc ten piskliwy głosik.- Wyszło na jaw, jak wielką dziwką jesteś? Myślisz, że Jack pokocha twoją małą smarkulę. A może ją adoptowaliście, bo jesteś takim mutantem, że nawet zajść w ciążę nie umiesz?- zarechotała Maddy, a z nią cały jej wianuszek.
Widziałam jak Oliwia i mój ukochany zaciskają pięści. Postawiłam morojkę na ziemi i posłałam siostrze porozumiewawcze spojrzenie. Kiwnęła głową, po czym pociągnęła koleżankę do szkoły.
- Stul pysk, albo to odszczekaj suko!- warknął chłopak.
- Jack'uś, weź się opamiętaj. Co ta sierota może ci dać? Kolejny pomiot swojej rasy? Tobie potrzeba prawdziwej kobiety, która umie spełniać wymagania takich mężczyzn jak ty, a nie tylko zabijać. Nawet rodzice woleli umrzeć, niż mieć taką córkę.
Nie wytrzymałam i rzuciłam się na nią. Nikt nie był w stanie mnie zatrzymać. Szarpnęłam ją za włosy, powaliłam na ziemię, a następnie usiadłam na niej i zaczęłam okładać "śliczną buźkę" tapeciary. Nagle odciągnęły mnie silne ramiona.
- Zostawcie mnie! Ja jeszcze z nią nie skończyłam! Przede mną pojawiły się piękne, piwne oczy, w których miałam ochotę się zagłębić, otulić ich kolorem i nigdy z pod tej kojącej kołderki nie wychodzić.
- Już, skarbie. Spokojnie. Już po wszystkim.- moroj przytulił mnie, a ja zaczęłam się rozluźniać.
W jego ramionach czułam spokój, ukojenie i bezpieczeństwo.
- Hathaway.- usłyszałam za sobą i dopiero teraz zauważyłam, że nikt już mnie nie trzyma.- Nie wiem, co tu się stało, ale wierzę w twoją niewinność. Skoro ją pobiłaś, musiałaś mieć jakiś powód. Jednak i tak muszę was wysłać na dywanik. A więc raz dwa, do dyrektorki. Jazda!- wrzasnął.
- Tak jest strażniku Alto.- zasalutowałam i pociągnęłam Jack'a za sobą.

ROZDZIAŁ 31

Wczoraj nie miałam neta, więc dzisiaj będą dwa rozdziały. Dziękuję wszystkim za komentarze i mam nadzieję, że się spodoba.💖�
___________________________________________________________
Obudziłam się z wtulonym we mnie Jack'em. Molly daliśmy do pokoju Diany, bo ona nie spała, czekając na nas i bardzo się ucieszyła, widząc małą blondyneczkę. Przetarłam oczy i spojrzałam na wciąż śpiącego moroja. Nie mogłam się powstrzymać, przed dotknięciem jego włosów. Zamruczał i wzmocnił uścisk, gdy zaczęłam mu je czochrać. Leniwie otworzył oczy, przeciągnął się i na nowo mnie przytulił, patrząc na mnie lekko zamglonym wzrokiem.
- Dzień dobry, Księżniczko.- mruknął, całując mnie po dekolcie i pnąc się coraz wyżej do szyi oraz ust.
- Hej.- zamruczałam.
Żeby nie było, nie jestem naga, a mam na sobie koszulkę chłopaka. Uparł się, że ładnie mi w jego ciuchach i mam je nosić, ale tylko przy nim, bo wyglądam zbyt seksownie. Jest strasznym zazdrośnikiem. Co poradzić?
- Jack.- mruknęłam.
- Tak kotku.- nie odrywał się od mojej szyi.
- Twój telefon.
- Hymn...?- chłopak uniósł się zdziwiony.
Był tak pochłonięty robieniem mi malinek, że nie usłyszał głośnego dzwonka. Wstał ze mnie z westchnieniem, po czym sięgnął po komórkę.
- Tak?- spytał.
Niestety słyszałam, co odpowiedziała osoba po drugiej stronie.
- Aha... jasne... To musisz zaparkować i później iść za dormitorium... Nie. Postanowiliśmy przenocować u Nastki, bo jest więcej miejsca. Dobrze mamo.- uśmiechnął się do mnie jak pedofil i już wiedziałam, co pomyślała Ashley. Pokazałam mu, że nie ma na co liczyć, na co tylko się zaśmiał.- Nie... to nie z ciebie. Tak się droczymy z Anastazją. Słucham...? No dobra, wyjdziemy po ciebie. Tak, będziesz mogła iść do panny Karp. No pa. Też cię kocham.- uśmiechnął się szeroko, kończąc rozmowę i odkładając iPhone.
Odwrócił się do mnie i z powrotem wskoczył na łóżko, wtulając się w mój brzuch.
- O co chodziło?- spytałam, drapiąc go po głowie.
- Mama nie może doczekać się wnuków.- na ustach zagościł szeroki uśmiech, kiedy spojrzał na mnie.
- To zrozumiałam.- przewróciłam oczami.- A reszta?
- Przyjedzie tu w południe z rzeczami Molly i załatwić jej przedszkole.
- No to super.- pocałowałam go w czoło.- A teraz chodź na kolację.
Chciałam się podnieść, ale on szybko znalazł się nade mną i wpił w moje usta. Automatycznie zaczęłam ciągnąć go za włosy, a on jeździł po moim ciele. Wiłam się pod blondynem, a on zszedł na moją szyję. Jęczałam długo i głęboko. Nagle zaprzestał pieszczot, na co wydałam gardłowy jęk niezadowolenia. Zeklos zaśmiał się cicho i cmoknął mnie w czoło.
- Później dokończymy zabawę myszko.- mruknął do mnie, zakładając bluzkę.- Teraz tu leż i nigdzie się nie ruszaj.
- Okey...- patrzyłam na niego przenikliwe.- Ale jeszcze raz mnie podniecisz i nic z tym nie zrobisz, a urwę ci jaja.
- Zapamiętam.- puścił mi oczko i wyszedł.
Leżałam tak chwilę, aż zaczęłam się nudzić. Telekinezą przywołałam do siebie papier i ołówek. Może pokombinować coś z kredkami? Wzięłam i je. Spojrzałam na kartkę i podziękowałam w duchu, że mam dobrą pamięć fotograficzną. Zaczęłam szkicować Jack'a w samych spodniach dresowych. Godzinę później, w połowie zakończona praca, została mi przerwana chrząknięciem. Spojrzałam w kierunku drzwi, a tam stał mój ukochany ze stertą naleśników.
- KOCHAM CIĘ!- wykrzyknęłam i wyciągnęłam do niego ręce.
- Ja ciebie też księżniczko.
Z wielkim bananem na ustach, położył mi na kolanach tackę, gdy odłożyłam rysunek na bok. Zauważyłam koło talerza z plackami miski z owocami, musami, bitą śmietaną, rozpuszczoną czekoladą i syropem klonowym. Po moim policzku poleciała jedna samotna łza.
- Co jest księżniczko?- spytał z troską, siadając na brzegu łóżka.- Coś źle zrobiłem?
- Nie.- szybko zatarłam kroplę z uśmiechem.- Wszystko jest wspaniale. Tak samo zawsze naleśniki robił tato. W sumie przez to, nie chciałam ich jeść. Dziękuję ci. Jesteś najlepszy.
- Cała przyjemność po mojej stronie, księżniczko.- pocałował mnie słodko w usta.
Zabrałam się do jedzenia.
- Ummm... pycha. Kilka lekcji u wujka, albo mojego taty, a gotowałbyś prawie jak on.
- Nauczyłem się, bo nic innego z siostrą nie chcieliśmy jeść na śniadanie.- podkradł mi jednego i zamoczył w czekoladzie.- A że ojciec uważał, że praca pracą, ale aż tak służby nie będzie wykorzystywał. Więc musiałem sam nam robić. Wszystko inne robię katastrofalnie. Ale dla mojej dziewczyny mogę czasami coś zrobić.
Zachichotałam, jedząc czwartego naleśniki. Pycha. Mój chłopak, gdy skończył drugiego, sięgnął po nie skończony rysunek.
- Popamisz.- zauważyłam z pełnymi ustami.
Moroj szybko się zreflektował, wchodząc do łazienki, umyć ręce. Po chwili wrócił i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Nam taka ilość starczy na tydzień. A ty już ósmego naleśnika wsuwasz.
- Dziesiątego.- uśmiechnęłam się, nakładając na ostatniego truskawki i polecając go bitą śmietaną oraz czekoladą.- Ej, no co? Jestem dampirzycą i muszę jeść. Choć i tak wszyscy mówią, że apetyt odziedziczyliśmy po rodzicach. Mama umiała zjeść tyle co dorosły mężczyzna przy codziennym wysiłku.
Popiłam to wszystko sokiem z maliny, truskawki i mięty. Wszystko z naszego ogródka. Od zawsze tato miał obsesję na punkcie naszego zdrowia i rzadko kiedy jedliśmy coś nie zdrowego, a większość warzyw i owoców była naszej hodowli. Na zimę przetwarzaliśmy to w dżemy, konfitury i różne musy lub owoce na kompoty.
- Niezłe.- z zamyślenia wyrwał mnie głos blondyna.- To ja?
Pokazał mi obrazek, a ja pokiwałam głową, na potwierdzenie jego teorii. W między czasie zmieniłam trochę koncepcję. Chłopak miał tam normalne spodnie jeansowe, a koszulkę przerzucił na plecy. Tło było szarawe, a brzegi lekko rozmyte, tak że znajdował się po lewej stronie w tak jakby jaju. Za nim bardziej na prawej stał czarny wilk z puchatym ogonem na prawo. Kolorami zrobiłam tylko brzegi konkretnych części postaci i refleksy, tak, że wyglądało, jakby cali świecili i otaczała ich aura.
- A ten wilk to skąd?- zadał kolejne pytanie.
- Wilkołami mają dwa wcielenia. Ludzkie i swojego wilka. Twój jest czarny, bo jest alfą. Zdarzają się dość rzadko i są przywódcami watahy. Jeszcze rzadziej zdarzają się samice Alfa i są one białe jak śnieg. Następne w kolejności są bety. Zostają oni najbliższymi pomocnikami i zaufanymi doradcami Alfy. Są najsilniejsze zaraz po nim i dlatego zajmują najwyższe stanowiska. Oni mają ciemno brązową sierść. Takie jak gorzka czekolada. Następne są gammy, trochę jaśniejsze od bet. Zazwyczaj są żołnierzami mającymi codziennie tylko treningi. Nie muszę chyba mówić, że jak przychodzi co do czego, wszystkie samce ruszają do walki. I niektóre samice, którym pozwolą. Ogólnie one zajmują się dziećmi, a zwłaszcza Luna. Partnerka Alfy. Dodaje watasze siłę i rozwiązuje problemy każdego. Delty są jeszcze niżej od gamm. One już są jak mleczna czekolada. Najniżej są omegi. Zazwyczaj to służba. Sprzątaczki, kucharze i inne takie. Ne już wyglądają jak przerośnięte wilki o tej samej, szarej sierści.
Podczas tłumaczenia dalej rysowałam.
- WOW! Mam pomysł. Dzisiaj spędzimy dzień tak, że ty będziesz mi wszystko tłumaczyć o tych twoich wilkach, a ja będę patrzeć jak rysujesz.

piątek, 24 marca 2017

ROZDZIAŁ 30

-Czyli jednak się wprowadzasz?- spytała Ashley, odprowadzając nas do drzwi.
 Serce mi łamał widok tych smutnych kobiet. O dziwo jego ojca nigdzie nie było.
- Przykro mi mamo.- Jack'owi też było trudno.- Ale będę was odwiedzał.
- Będziemy.- szturchnęłam moroja w bok.
- Będziemy, będziemy.- uśmiechnął się, obejmując mnie ramieniem.
- Będę tęsknić.- przytuliła mnie Molly.
- Ja za tobą też.- zamknęłam ją w ramionach.
- Odsuń się od niej!- warknął już, niestety, znajomy mi głos.- Jeszcze ją mi zaczarujesz.
- Umiesz czarować?- spytała podekscytowana dziewczynka.
- Nie. On tylko tak... żartuje.- przeniosłam wrogie spojrzenie na pana domu.
- Co ty masz na głowie.- zmrużył oczy, patrząc na moje dzieło.
- Siostra mi zrobiła.- uśmiechnęła się, niezrażona surowym tonem głosu ojca.
- Siostra?!- uniósł jedną brew.
- Tak. Nastka jest moją dziewczyną, a kiedyś, jako moja żona będzie dla niej jak siostra.- mój ukochany objął mnie od tyłu, a ja zamruczałam przyjemnie.
Zeklos zmierzył nas wściekłym wzrokiem. Czy jest ze mną coś nie tak, skoro napawałam się jego stanem? Chyba nie. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Żadnego ślubu nie będzie!- tupnął nogą.
- Jess...- próbowała go uspokoić Ashley, ale on ją odetchnął.
- To raczej ja decyduję, z kim się ożenię, a ty nie masz nic do gadania.- warknął mój chłopak, wzmacniając uścisk.
- Wy wszyscy jesteście porąbani! Nie widzicie, co ona wam zrobiła? To jakiś czar.- rzucił do mnie oskarżycielsko.- Mścisz się za matkę, ale to nic ci nie da. Pogódź się z tym, że ona nie żyje i odczep się od mojej rodziny.
Poczułam rosnący we mnie gniew i żal. Już otwierałam usta, ale przerwał mi głos pełen jadu, złości i gniewu. Nie, Jack nie był wkurzony. On był wkurwiony.
- Nawet nie wiesz o czym mówisz! Nie rozumiesz, co ona przeżyła! Co czuła! Jak śmiesz wspominać o tym w taki sposób, jak śmiesz wątpić w jej uczucia. Ty noc nie wierz, bo ty skurwielu nie wiesz co to miłość.
- Pff... miłość.- prychnął jego ojciec.- Myślisz, że ona coś do ciebie czuje? Jeszcze tydzień temu pieprzyłeś przypadkowe kurwy na ulicy, a teraz wielka miłość. Po za tym, jak tu się odzywasz do ojca?
- Ja nie mam ojca.- warknął i pociągnął mnie za sobą.
- Jack.- usłyszeliśmy z tyłu.
Po chwili do nóg kleiła mi się mała blondyneczka.
- Co się dzieje?- kucnęłam przy niej i objęłam ją ramionami.
Dopiero teraz zauważyłam, że płacze. Musiała się bardzo wystraszyć. Blondyn wsiadł już do samochodu.
- Za...zabierzcie mnie ze sobą. Ja...ja nie chcę tu być.- łkała
- To dobry pomysł.- podeszła do nas Ashley.- On jest wściekły jak nigdy. Nie uderzył nikogo z nas, ale teraz nic nie wiadomo.
- A ty?- zmartwiona spojrzałam na kobietę.
- A ja muszę go uspokoić. Zapiszę ją do akademii na stałe i tam tam zamieszka. Tam będzie jej lepiej. Jutro przywiozę jej rzeczy.
- Zgoda.- uśmiechnęłam się do małej, co odwzajemniła.
Zaniosłam ją na rękach do auta i posadziłam na tylnych siedzeniach. Następnie spojrzałam na Zeklosa za kierownicą, który się trząsł. Zaciskał dłonie na kole tak mocno, że aż mu knykcie zbielały
- Wysiadaj.- poleciłam.
- Co?- zmarszczył brwi, patrząc na mnie zdziwiony.
- Wysiadaj.- powtórzyłam.- Nie pozwolę ci teraz prowadzić. Jesteś cały rozdygotany.
Chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się, widząc mój wzrok. Z obciąganiem wysiadł, a ja go przytuliłam mocno. Poczułam jak się odpręża, kiedy odwzajemnił uścisk.
- Kocham Cię księżniczko i nikomu nie dam ciebie obrażać. Od największego wroga, do najlepszego przyjaciela.
- Wiem. A ja zawsze cię obronię od zła całego świata. Będę zawsze wspierać i nigdy nie pozwolę wrócić ci na dawną drogę.
- Nie pozwól kochana i trzymaj mnie mocno aniołku przy sobie. Nie chcę być znowu bezuczuciowym skurwielem.
- Naprawdę musisz ograniczyć przekleństwa. Bo to naprawdę nie świadczy o tobie dobrze.
- Czego tylko chcesz księżniczko.- cmoknął mnie w usta.- Anastazja?
- Tak?
- Nie chciałabyś...- wyglądał na lekko podenerwowanego.- Nie chciałabyś zostać moją strażniczką. Wiesz, moglibyśmy żyć razem i byłabyś zawsze obok.
- To byłby dobry pomysł. Ale porozmawiamy o tym. Kiedy indziej. Ty tam siadaj- wskazałam na tylne siedzenia, skąd obserwowała nas para piwnych oczek.- i odpocznij. Jest dość późno, a pewnie to wszystko cię zmęczyło.
- A ciebie nie?- spytał z troską.
- To nie ja się kłóciłam i zdzierałam gardło. No już. Na tył.- cmoknęłam go w nos.
Jednak mu to nie wystarczyło i wręcz rzucił się na moje usta, przygwożdżając mnie do samochodu. Automatycznie moje ręce powędrowały do jego włosów, kiedy on badał mi biodra i talię. Mruczał z zadowolenia przy każdym pociągniętym kosmyku. Ja sama wydałam zmuszony jęk, gdy ścisnął mój pośladek. Od razu to wykorzystał i nasze języki połączyły się w zaciekłej walce o dominację. Po długich minutach oderwaliśmy się od siebie. Pocałował mnie jeszcze w usta z pięknym uśmiechem, od którego zmiękły mi kolana i wsiadł do auta. Cała w skowronkach odwróciłam się i już chciałam wejść do auta, kiedy mój wzrok padł na dom. W drzwiach stał Jessy z wściekłym wyrazem twarzy. Uśmiechnęłam się do niego triumfalnie i zasiadłam za kierownicą.
- Zrobiłeś to na pokaz.- rzuciłam oskarżycielsko do chłopaka, odpalając silnik.
- Wcale, że nie.- uśmiechnął się niewinnie.- Po prostu nie mogłem się powstrzymać przed skosztowaniem tych twoich słodkich usterek.
- Masz szczęście, że Molly zasnęła, bo nie dałabym ci się tak łatwo.- wyjechałam na główną drogę.
Zanim dojechaliśmy do bram akademii, na niebie świeciło słońce.
- Hej. Znowu się spotykamy.- przywitał mnie strażnik, zaglądając na tył.- No, no. Nie wiedziałem, że sprawy idą tak szybko.
Zaśmiał się, a ja mu wtórowałam.
- Hej, Harry. To Molly, siostra tego śpiocha.
- Widać, że to u nich rodzinne. Słodko się ślinią. A teraz do pokoju, bo wszyscy dawno śpią.
Wjechała do garażu i zgasiłam silnik, po czym wyszłam z samochodu.
- Jack.- podeszłam do drzwi od strony blondyna i zaczęłam go szturchać.- Jack, wstawaj, już jesteśmy.
Zelkos przeciągnął się i leniwie otworzył oczy. Przetarł je i wysiadł.
- Miałem piękny sen.- oznajmił, uśmiechając się jak zboczeniec.
- Chyba wolę nie wnikać. Weź Molly i idziemy.
- Gdzie?- spytał, odpinając siostrę i wyciągając ją.
- Może do mnie?- zaproponowałam.
- Zgoda. Masz o wiele wygodniejsze łóżko od mojego.- zaśmialiśmy się oboje.

czwartek, 23 marca 2017

ROZDZIAŁ 29

Odprowadziła nas do pokoju Jack'a, gdzie walały się pudła.
- A co tu się dzieje?- spytała.
- Ja... no ten...- plątał się blondyn. - Zabieram resztę swoich rzeczy.- spuścił wzrok.
- Zostawiasz mnie.- w oczach dziewczynki pojawiły się łzy.- Już mnie nie kochasz, tak?
Szybko kucnęłam przed nią.
- To nie tak.- wytarłam jej krople z policzków.- On cię kocha. Bardzo. W końcu jak nie kochać takiej słodkiej księżniczki. Ale pokłócił się z rodzicami i kazali mu się wyprowadzić.
- Ale będziecie mnie jeszcze odwiedzać?- siorbnęła noskiem.
- Oczywiści.- obok nas pojawił się Zeklos.- Kocham Cię i zawsze będę, kiedy będziesz mnie potrzebować.
Przytulił ją, a wyglądało to tak słodko, że musiałam zrobić im zdjęcie. Dziewczynka usiadła na łóżku, patrząc jak chowamy resztę rzeczy. Nagle do pokoju weszła mama rodzeństwa.
- Hej, możemy porozmawiać. Na osobności.- spojrzałam wymownie na córkę.
Mała poszła do swojego pokoju.
- Dzieci, tak strasznie przepraszam za mojego męża. Ale niestety nie wszystko da się w nim zmienić.
- Nie musi pani...
- Jaka pani.- przerwała mi.- Jestem Ashley.
- W takim razie, Ashley, to nie twoja wina.
- Właśnie. Niech sam się pofatyguje.- burknął mój chłopak.
- Czyli jednak się wyprowadzasz?- rozejrzała się po pokoju.
- Sam mi kazał nie wracać.
- Wiesz, jaki on jest w złości. Przejdzie mu...
- Doskonale wesz, że to inna sytuacja. Moja noga nie powstanie w tym domu, dopóki on nie zaakceptuje mojego związku z Anastazją.- obiecał.
Kobieta wyraźnie posmutniała. Widać, że bardzo kocha swoje dzieci i zależy jej na nich. Mój ukochany wrócił do pakowania.
- Porozmawiam z nim.- szepnęłam morojce.
- Dziękuję. Dobre z ciebie dziecko.- uśmiechnęła się do mnie serdecznie.- Cieszę się, że to z tobą spotyka się mój syn. I jemu i Jessemu to dobrze zrobi.
- Mam nadzieję.- obie spojrzałyśmy na blondyna, pakującego książki.
- On dzięki tobie się zmienia. Tak, wiem jaki był wcześniej. Kocha cię.
- Wiem.
Kobieta ostatni raz popatrzyła na syna i wyszła. Podeszłam do lustra i zaczęłam poprawiać włosy. Za sobą zobaczyłam ukochanego, który klęczał przed łóżkiem, wpatrzony we mnie. Podniósł się z piłką od koszykówki i podszedł do mnie. Odwróciłam się do niego przodem.
- Ufasz mi księżniczko.- zapytał z cwanym uśmieszkiem.
To nie wróżyło nic dobrego, więc postanowiłam trochę się z nim podroczyć.
- A powinnam?- uniosłam jedną brew do góry.
- Mi?- poszerzył uśmiech.- Oj, nie radzę. Zamknij oczy.
Wykonałam jego polecenie. Poczułam, że obraca mnie w stronę zwierciadła.
- Tylko się nie bój i zaufaj mi. No i nie podglądaj.- zastrzegł.
- Ja si strach?- prychnęłam.- Chyba zapominasz z kim rozmawiasz.
Po ciepłym i równomierny powiecie na twarzy wiedziałam, że stoi centralnie przede mną.
- Nigdy bym cię nie zapomniał, ani nie pomylił z nikim.- szepnął mi do ucha, ma co przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Po chwili poczułam, że unosi mi sukienkę. Ledwo powstrzymałam się od złapania go za dłonie. Jednak mu ufałam i jedynie szybciej zabiło mi sercem. Zeklos musiał to zauważyć, bo zaczął mnie uspokajać. Po chwili, na moim brzuchu poczułam, coś twardego, chropowatego i okrągłego. Na tą rzecz opadła sukienkę, a że ciągle miałam wrażenie jej parcia, wiedziałam, że to Jack ją trzyma. Po chwili chłopak stał za mną, przyciskając mnie do swojego torsu.
- Otwórz oczy.- szepnął.
Wykonałam polecenie i uśmiechnęłam się szeroko. Jak myślałam, pod ubraniem miałam piłkę, a moroj trzymał ją tak, że wyglądam jakbym była w ciąży. Wtuliłam się mocniej w niego.
- Kocham Cię księżniczko i nie wyobrażam sobie na twoim miejscu nikogo innego. Tylko z tobą czuję się szczęśliwy. I już nie mogę się doczekać, aż zamiast tej piłki, będzie tam mała istotka, owoc naszej miłości.- również się uśmiechał.
- Trochę sobie poczekasz.- ostrzegłam, łapiąc jego dłonie i pozwalając piłce spaść na podłogę.
Blondyn obrócił mnie przodem do siebie.
- I zrobię to, kochanie.- ucałował mnie w dłonie.- Bo cię kocham.
Wciąż uśmiechnięty wrócił do pakowania, a ja całą w skowronkach usiadłam na łóżku.
- Kto by pomyślał, że z ciebie taki romantyk.- rozmarzyłam się.
- Zawsze taki byłem, tylko czekałem na kobietę, która się o tym przekona.- usiadł obok mnie i złączył nasze dłonie.
- Jack.- uznałam, że to najlepszy moment.- Myślę, że nie powinieneś się wyprowadzać.
- Wiedziałem.- wstał i zaczął chodzić w kółko po pokoju, szarpiąc się za włosy.
- Twoja mama ma rację. I tak tu nie mieszkasz, a mu kiedyś przejdzie. Nawet możesz jeździć beze mnie.
Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym wrócił na poprzednie miejsce i popatrzył mi prosto w oczy.
- Bez ciebie tym bardziej tu nie przyjadę. Musi się przyzwyczaić. Ale nie chcę mieć z nim nic do czynienia. To zapatrzony w siebie skurwiel. Obiecałem, że tu nie wrócę i obietnicy dotrzymam. Już za dużo razy mu odpuszczałem.
- Ale pomyśl o twojej mamie i siostrze. One bardzo Cię kochają. I co? Zostawisz je przez jakieś głupie humorki ojca.
- On nawet nie zasługuje,aby tak go nazywać.- warknął.
- Ciesz się, że nie jest taki jak mój dziadek. Naprawdę zastanów się. Mówiłeś, że dawno byś się od niego odciął, gdyby nie matka i Molly. A teraz...
- Nie rozumiesz, że już za dużo zrobił mi krzywdy!- podniósł głos.- Zabraniał mi wszystkiego co sprawiało mi radość, a nie było związane z arystokracją. Oprócz sportu, nie mogłem chodzić do skateparku, na rower, oglądać telewizji. Ledwo udało mi się tutaj przemycić kosz. I tak nie ma wstępu do mojego pokoju, uczyć się rzeczy, nie potrzebnych do bycia "księciem".
- Ja nie wiedziałam.- zrobiło mi się przykro i go przytuliłam.- To twoja decyzja i ty ją podejmiesz.
- Dużą część dzieciństwa uczyłem się innych języków, zachowania względem członków innych rodów, królewskiego życia i takich tam.- wtulił się we mnie.- To przez tego skurwiela nie miałem kurwa żadnego dzieciństwa. Dlatego chcę dać to wszystko, czego nie miałem siostrzyczce. Kocham ją całym sercem i chcę żeby była szczęśliwa. Jest moim oczkiem w głowie.
Podniosłam mu twarz i otarłam jego łzy.
- I jest szczęśliwa.- uśmiechnęłam się do niego.- Jesteś jej autorytetem i bardzo jej na tobie zależy. Jesteś wspaniałym bratem.
- Dziękuję Anastazja.- uśmiechnął się do mnie, wybierając policzki.- Jesteś wspaniała. Kocham Cię.
Pocałował mnie z miłością i wdzięcznością. Po chwili się od siebie odsunęliśmy, ale w ciąż byliśmy blisko. Patrzyłam w jego cudowne oczy, stykając się z nim czołami.
- Chodź.- przerwał tą chwilę milczenia.- Sam tych kartonów nie zniosę.