Strony

środa, 21 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 348

Po chwili zostaliśmy sami z resztą strażników i Vanessą. Ta ostatnia wróciła do dzieci. Wszystkie emocje ze mnie opadły, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, znalazłam się w objęciach Bielikowa.
- To my was zostawimy.- poczułam na ramieniu delikatną dłoń morojki.- Przyjdźcie później do nas.
- Dobrze.- odpowiedział mój ukochany, bo ja nie miałam siły.
Gdy poszli, pozwoliłam wyjść smutkom na światło nocne. Poczułam swoje łzy i zaczęłam cicho szlochać.
- Cii... spokojnie Roza. Już po wszystkim.
- Nie!- uderzyłam go pięściami w klatkę piersiową, ale strażnik nawet się nie skrzywił. Patrzyłam mu w oczy, trochę rozmazane przez łzy.- Nic nie jest dobrze. Nie rozumiesz? Oni nigdy nie dadzą nam spokoju. Będą męczyć i dążyć, póki nie osiągną cel.- Na nowo się w niego wtuliłam, szukając ukojenia.- Boję się.- szepnęłam.
- Nie pozwolę, żeby coś wam się stało.- obiecał, chwytając moją twarz w dłonie.- Nigdy.
Kciukami starł mi mokre krople z policzków, po czym połączył nasze wargi. Pogłębiłam pocałunek, zarzucając mu ręce na kark. Po chwili odsunęliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza. W tym czasie mąż przyciągnął mnie do siebie, schował twarz w moje włosy i nosem lekko połaskotał mnie w szyję, nieskrycie zaciągając się moim zapachem, co skwitowałam cichym chichotem przez łzy.
- Nigdy.- powtórzył bardzo poważnie.
- Dymitr?- spojrzał na mnie.- Możemy iść na salę treningową? Muszę wyżyć na czymś lub kimś swój gniew.
- I pewnie to ja mam być twoim workiem treningowym?- przewrócił oczami, ale złapał moją dłoń i pociągnął na zewnątrz.
- Cóż, nie pogardzę kolejną okazją na powalenie cię na łopatki.
- Przypominam, że ostatni pojedynek ja wygrałem.- zaśmiał się, przyciągają mnie bliżej siebie.
- Pff... Dałam ci fory.
- Wmawiaj sobie dalej skarbie.
Po pięciu minutach byliśmy na miejscu. W kilku salach i na siłowni ćwiczyły grupki strażników, ale my wzięliśmy wolną salę i zamknęliśmy. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Oczywiście Rosjanin nie podarował mi rozgrzewki, ale trochę skrócił. Po pięciu okrążeniach i szybkim rozciąganiu, zaczęliśmy walczyć. Byłam jak w transie. Przelałam w to całą energię, złość, żal i inne targające mną negatywne emocje. To było okropne. Ci ludzie serca nie mają. Jak mogą chcieć krzywdzić takie małe, bezbronne dzieci? Przecież to barbarzyństwo. Atakowałam szybko i mocno, zaślepiona złością. Pokonała strażnika trzy razy i chciałam więcej, a on mnie jeszcze ani razu. W pewnej chwili złapał mnie za ręce, a gdy chciałam się wyrwać, przyszpilił mnie do ściany.
- Dosyć, Rose. Już dosyć.- powiedział i zamknął mnie w objęciach.
Nie mogłam tego nie odwzajemnić. Dopiero gdy adrenalina opadła, poczułam zmęczenie i bezsilność. Ale to wcale nie pomogło. Dalej byłam zła oraz przerażona. Cała się trzęsłam i zaczęłam na nowo płakać w ramię ukochanego.
- Na dzisiaj wystarczy, Skarbie. Spokojnie. Nic się złego nie wydarzy.
- Nigdy nie będzie dość.- krzyknęła, odsuwając się od niego.
Stanęłam na środku materaca i przyjęłam pozycję bojową.
- Rose, proszę cię.- na nowo mnie przytulił, ale ja zaczęłam się wyrywać.- Oboje jesteśmy zmęczeni. Wracamy.
- Nie! Chcę walczy. Pozbyć się tego wszystkiego. A najlepiej to byłoby dorwać tych zasranych morojów. Myślą, że są wielcy, ale zobaczymy co powiedzą, jak im obiję te arystokracie mordy.- już robiłam w głowie plan jak mu uciec, bo ani myślał mnie puścić.
Dymitr nagle się spiął, a ja popatrzyła m na niego. Wyglądał jakby dostał olśnienia, po czym popatrzył na mnie z troską.
- Wcale tak nie myślisz, prawda Rose?- spytał z niepokojem
- Myślę!- odpowiedziałam hardo.- I wiem, że ty też. Przecież oni chcieli skrzywdzić nasze maleństwa.- w oczach zebrały mi się łzy złości.
- Wcale, że nie. I ty też nie.- zaczął ciągnąć mnie do wyjścia.
Podobało mi się to i się nie opierałam. Gdy zwolni uścisk ucieknę mu. Jednak Bielikow nie zamierzał mnie puszczać. Wręcz przeciwnie. Im dalej szliśmy, tym mocniej mnie trzymał. Spróbowałam go zagadać i sprowokować.
- W takim razie mnie nie znasz towarzyszu.
Westchnął tylko i szedł dalej.
- Puść mnie. Umiem sama chodzić. Nie jestem małym dzieckiem, żeby musiał mnie za rączkę trzymał.
Nagle stanął i odwrócił się do mnie. Wystraszyłam się, bo jego oczy pojawiły się przed moją twarzą tak nagle.
- Skarbie, przestań krzyczeć, bo sprawisz wrażenie, że jestem ci niezbędny.- odezwał się z cwanym uśmiechem. Nawet w takiej sytuacji umie ukryć podtekst w zdaniu.- A trzymam cię dla twojego własnego bezpieczeństwa.
 - Umiem się obronić.- sprzeciwiłam się, gdy znowu mnie pociągnął.
- Przed sobą samą też. Rose, przejrzyj na oczy. Nie czujesz, że....- urwał nagle, przeklął pod nosem i ruszył dalej.
- Powiesz mi dlaczego jesteś dla mnie oziębły? I gdzie idziemy?
Nic nie odpowiedział, dopóki nie weszliśmy do naszego starego mieszkania. Za nami zamknął drzwi na klucz i schował go do kieszeni. Usiadłam na łóżku obrażona. Strażnik podszedł do mnie, klęknął, złapał moje dłonie i spojrzał mi w oczy, smutnym wzrokiem.
- Przepraszam kotku, ale musiałem. Nie chciałem zwracać się do ciebie tak chłodno, po prostu się o ciebie martwię. Roza, to nie jesteś ty.
Już chciałam zaprzeczyć, ale zdałam sobie sprawę z tego, że ma rację. Zwykle cztery słowa, które wskazują na jedno.
- Mrok.- szepnęłam odrętwiała.- To znowu on.
- Kochanie prosiłem cię, żebyś tego nie robiła.- popatrzył na mnie z żalem i troską.
- Ale to moja przyjaciółka. Ma szansę zmienić nasz świat. Jak mam pozwolić jej oszaleć? Ona jest Władimirem, a ja jestem jej Anną.- w oczach zebrały mi się łzy, które po chwili się uwolniły.- Tak musi być.
Rosjanin usiadł obok i wziął mnie na kolana. Wtuliłam się w niego, gdy on głaskał moje plecy. Od zawsze wiedziałam, musiałam być gotowa na śmierć w obronie przyjaciółki. Jednak teraz, gdy miałam prawdziwą rodzinę, trudno mi było myśleć o końcu. Nie mogę tego zrobić, choć nie wiadomo do jakiego stanu doprowadzi mnie Duch. Dymitr ma rację. Nie umiem się obronić przed sobą samą.
- Nie.- usłyszałam przy uchu cichy, ale stanowczy głos.- Nie musisz być Anną.
- Ale Lissa...- gdy zaczęłam protestować, mąż ucieszył mnie, kładąc mi palec na ustach.
- Nie o to mi chodzi. Jest między wami zasadnicza różnica. Ty masz mnie. Zawsze ci pomogę, nawet, a zwłaszcza z mrokiem. Tak jak teraz. Po za tym sama jesteś bardzo silna, więc dasz sobie z tym radę. Musisz. Masz dla kogo.
Był bardzo pewny swoich słów i tą pewnością zaraził mnie. Wierzył we mnie, a ja nie mogę go zawieść. Byłam mu wdzięczna za to, że jest i mnie wspiera mimo, że moje życie, a teraz nasze nie jest nigdy spokojne. Postanowiłam podziękować mu za to wszystko pocałunkiem. Ale na tym się nie skończyło. Tak samo jak w przypadku moich dwóch ostatnich "atakach", nie umieliśmy się sobie oprzeć.