Strony

piątek, 2 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 335

Tak jak zapowiedziała kobieta o 17 wszyscy byli gotowi. Dzieci ciepło ubrane, na karmione przewinięte, dziewczyny i Kola w ciepłych kurtkach, a my z mężem w naszych prochowcach. Szliśmy między nagrobkami, oświetlonymi jedynie kolorowymi zniczami. Każdy z nas miał kilka. Jeden dla Jewy i jej męża, drugi za dampiry podległe w walce. Dołączyli do nas Oksana, Mark Ola i Wincenty. Oni też mieli komu je dać. Nasza mała procesja zatrzymała się przed grobem babci mojego męża. Najpierw uczciliśmy jej pamięć milczeniem, po czym każdy powiedział kilka słów od siebie.
- Początki naszej znajomości nie były za bardzo przyjazne.- zaczęłam po rosyjsku, gdy przyszła moja kolej. Uznałam, że zasługuje na to.- Była bardzo tajemniczą kobietą. Jakie było moje zdziwienie, kiedy powiedziała do mnie po angielsku.- uśmiechnęłam się smutno.- A teraz, patrząc na was, widzę wesołą, kochająca się i dobrze wychowaną rodzinę. Nie da się ukryć, że to jej zasługa. Dlatego cieszę się, że poznałam tak wspaniałą kobietę i mogę chwalić się, że należę do jej rodziny.
Kiedy skończyłam, zobaczyłam łzy w oczach zgromadzonych. Sama poczułam pieczenie pod powiekami. Dymitr przytulił mnie do siebie.
- Dziękuję Roza.- szepnął mi wzruszony.
- Przyjemność po mojej stronie.- odpowiedziałam szczerze, zanim się od siebie odsunęliśmy.- Ej, co to za miny. Ona na pewno nie chciałaby, żebyście się smucili. Teraz jest szczęśliwa.
Reszta uśmiechnęła się przez łzy. Wracając podeszliśmy do krzyża schowanego na uboczu. Był on poświęcony przemienionym w strzygi i strażnikom poległym w walce. Każdy z nas, jak poprzednio, postawiło pod nim znicz i zmówiło modlitwę. Przez ten czas myślałam o wszystkich, którzy nigdy nie wrócili z walki w Akademii. Do domu szliśmy w ciszy. Nastka zaczęła się wierci w spacerówce, więc Dymitr wziął ją na ręce. Ja to samo zrobiłam z synkiem. Dzieci rozglądały się ciekawe dookoła, z uśmiechami.  Córeczka zaczęła dotykać różnych części twarzy mojego męża, a on wydawał różne dźwięki dla każdej, badanej przez nią rzeczy. To było bardzo zabawne i każdemu poprawiło humor. Oczywiście jak to z bliźniakami bywa, Felix też chciał. Ta więc maluchy molestowały nasze twarze, a reszta się śmiała. My w sumie też.
- My musimy już wracać do domu.- powiedziała w pewnym momencie Ola.- Ale może jeszcze się zdzwonimy i spotkamy gdzieś?
- Dobrze. To pa.- przytuliłam ją.
Wincenty wolał nawet się do mnie nie zbliżać, ale zmusiłam go do przytulenia mnie. Następnie całą rodzinką wróciliśmy do domu.
- Uch... robi się coraz zimniej.- westchnęła Olena, włączając ogrzewanie.- Zapowiada się sroga zima.
- Mmm... możemy wtedy pojechać w głąb Syberii i może Rose przestanie widzieć w Bai Arktyki.- zaśmiał się Dymitr, obejmując mnie.
- Przykro mi, towarzyszu, ale to mało prawdopodobne.
- Idźcie umyć ręce i podam zaraz kolację.- postanowiła moja teściowa, wchodząc do kuchni.
- A ja ci pomogę.- krzyknęłam i pobiegłam na górę tak, że kobieta nie zdążyła zaprzeczyć.
Po chwili dołączył do mnie ukochany. Dzieci były zmęczone, choć starannie to ukrywały. Ale szybko zasnęły przy bajce Rosjanina. Mi samej zachciało się spać. Miał taki melodyjny i spokojny głos, wręcz usypiający. Nie było na niego siły.
- A mi też poczytasz kiedyś na dobranoc?- spytałam w seksownej pozie i z niewinnym uśmiechem.
- Z tobą Roza mam ciekawsze zajęcie.- wstał z łóżka i odłożył książeczkę na półkę.
- A niby jakie?- zamknęłam za sobą drzwi.
- Powtarzamy przed snem bardzo istotne techniki różnych chwytów.- mruknął, podchodząc do mnie, kładąc dłonie mi na talii i pieszcząc moja szyję ustami.- W praktyce.
- Kotek wciąż spragniony mleczka?- zamruczałam mu do ucha.
- Tygrysy potrzebują go więcej. A ja mogę go kosztować nawet cały dzień.- w jego oczach zabłysło pożądanie.
Parsknęłam śmiechem.
- Typowy, wiecznie nie wyżyty facet.- westchnęła odsuwając go od siebie.
- Ja jednak wolę określenie "Tygrys". Jest takie bardziej...- szukał odpowiedniego słowa.
- Drapieżne, podniecające, łechtające wasze ego?- podsunęłam.
- Wcale nie mam wielkiego ego!- oburzył się.
- Tego nie powiedziałam. Ale i tak lubisz pochwały, ty mój Tygrysie. A teraz idę na dół, bo ja prawdę mam zamiar pomóc mamie.- oznajmiłam, odwracając się do drzwi.
- Lubię, jak ją tak nazywasz.- mąż objął mnie od tyłu.- Cieszę się, że tak szybko pokochałaś moją rodzinę. Z resztą ze wzajemnością.
- Od początku traktowały mnie jak rodzinę. Zwłaszcza Olena i Wiki. Po za tym są tak podobne do ciebie, że aż nie da się ich nie kochać.
- Mojemu ojcu się udała.- westchnął cicho.
- Bo on nikogo nigdy nie pokocha. Nie zasługuje na to uczucie.- odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek.- Wracając. Dziewczyny od razu rozpoznały, co nas łączyło i łączy.
- Ja tiebia liubliu Roza.- odwrócił mnie przodem do siebie.
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.- zarzuciłam mu ramiona na szyję i złączyłam nasze usta, wspinając się na palce.
Szybko odwzajemnił mój pocałunek, wkładając w to całą swoją miłość. Pogłębiłam go, dając mu dostęp, z którego bez wahania skorzystał. Podniósł mnie na uda i przyparł do drzwi. Automatycznie zaczęłam bawić się jego, luźno opadającymi z tyłu głowy włosami, przeczesując je palcami i delikatnie za nie ciągnąć. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam powietrza, jednak wciąż byliśmy niezwykle blisko siebie. Dymitr ostrożnie mnie puścił, a ja stanęłam na własnych nogach. Uśmiechnęliśmy się do siebie, z miłością wpisaną w naszych oczach. Jak ja kocham ten czekoladowy brąz jego tęczówek, o intensywności zależnej od światła. W ciemnościach wyglądają jak gęsta masa kakaowe, w której aż chciałoby się zatopić. Za to w świetle przybierały barwę cieplej, mlecznej czekolady do picia. Następnie odsunęłam się od niego, cmoknęłam go w policzek i skierowałam się na korytarz.
- Roza.- zawołał gdy byłam już przy schodach, więc się odwróciłam.- Dziękuję. Za dzisiaj. Że byłaś z nami, za to co powiedziałaś, za to, że tu jesteśmy.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i zaszłam na dół.