Strony

niedziela, 27 listopada 2016

ROZDZIAŁ 331

Dwójka strażników zaczęła w panice walić w drzwi i krzyczeć, żeby otworzyć, a ja tylko patrzyłem zszokowany na ścianę. Cholerną białą ścianę, z cholernymi czerwonymi znakami cierlicy, ułożonymi w rosyjskie słowa: "Śmierć wam nieszczęśnicy, którzy zakłócili mój spokój" i z cholernym siedzącym szkieletem pod nimi. Jednak wciąż nie rozumiem zachowania moich towarzyszy. No może Kolę usprawiedliwia to, że dopiero niedawno zaczął służbę. Ale Konrad? Gdy otrząsnąłem się z szoku, podszedłem do napisu. Kości wyglądały autentycznie, przez co przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Zignorowałem go jak zawsze i spojrzałem na czerwoną ciecz. Niestety musiałem stwierdzić, że to nie jest farba. Najprawdziwsza krew. Zagryzłem wagę, próbując się uspokoić. Dodatkowa panika nam nie potrzebna.
- Tamtędy nie wyjdziemy.- rzuciłem w stronę chłopaków.
- Masz lepszy pomysł?- spytał Kola.
- Po pierwsze, przestać panikować.- zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu.- Po drugie tam są drzwi.
Podszedłem do ściany po prawej stronie.
- Gdzie?- Konrad patrzył na mnie jak na wariata.
Zacząłem badać ścianę, bo zauważyłem delikatny zarys drzwi. Wyglądało to jakby ktoś chciał zamaskować drzwi, ale mu nie wyszło. Popchnąłem prostokąt lekko wchodzący w głąb ściany. Po chwili przed sobą miałem czarną otchłań korytarza.
- Tutaj.- odpowiedziałem triumfalnie.
Nagle światło zaczęło migać i dampiry rzuciły się w moją stronę. Zgasło zanim przebiegli przez próg.
- Ała!
- Uważaj jak lecisz!
- To ostrzegaj jak się zatrzymujesz.
- Możecie się uspokoić?- spytałem spokojnie, a odpowiedziała mi cisza.- Dziękuję. Ma ktoś latarkę?
Był zły na siebie, że wcześniej o tym nie pomyślałem.
- Nie.- powiedzieli zgodnie.
Westchnąłem ciężko. W tej chwili usłyszałem jakiś pisk. Z przodu zauważyłem jakieś światło lecące na nas, zza zasłony dymnej. No super. Dobrze wiedzieć, że latarka i tak by nam za wiele nie pomogła. Wraz ze zmniejszającą się odległością od światła pisk rósł na sile. Kiedy to coś było bardzo blisko, zobaczyłem co to jest. Odskoczyłem na bok, a panowie poszli za moim przykładem. W ostatniej chwili. Mijając mnie, zjawa puściła mi oczko. Że co?! Cała lśniła błękitem, otaczając jej białą koszulę nocną srebrzystą aurą. Czarne włosy wyglądały jak dredy. Za to twarz miała okropną. Wielki nos, szaleństwo w czarnych oczach. Bez tęczówek, czarne jak węgiel, kontrastujące z aż świecącymi bielą białek i skóry. Usta sine i krzywe. Tego obrazu już chyba nigdy nie zapomnę, choć widziałem ją może kilka sekund. Kilka metrów od nas zatrzymała się na ścianie. Nie! Ona przez nią przeleciała, zostawiając za sobą kłęby pyłu, odbite od ściany. Jednak pisk nadal się niósł, jakby po drugiej stronie muru. W szoku chwilę jeszcze siedziałem na ziemi, póki nie ucichł, a nawet jeszcze dłużej.
- Wy też to widzieliście?- spytał Konrad.
Sądząc po miejscu, skąd wydobył się jego drżący głos, także był jeszcze na podłodze. Potaknąłem głową, ale po chwili uświadomiłem sobie, że on tego nie widzi.
- T...tak.-wydałem, powoli się podnosząc.
-Przynajmniej wiemy, gdzie iść.- Mikołaj też do najspokojniejszych nie należał.
Ostrożnie zaczęliśmy przesuwać się na przód, trzymając się prawej ściany. Nagle moja ręką trafiła na drzwi, które pod naciskiem mojej ręki otworzyły się. Nie spodziewałem się tego i sam poleciałem do oświetlonego pomieszczenia. Zamknąłem oczy, oślepiony blaskiem. Powoli je otworzyłem i byłem w szoku. Za mną głowy wystawili panowie. Przerażenie odebrało im mowę.
- Dobra, teraz wam wierzę.- przyznałem ze strachem.
Na środku pomieszczenia, w zielonym świetle, na fotelu bujanym siedziała kobieta. Proste czarne włosy sięgały jej do pasa, szeroko otworzone oczy zdawały się nigdy nie mrugać, a na jej rękach leżało dziecko. Mogło mieć więcej niż pół roku. Jak nasza księżniczka i Felix. Ciarki mi przeszły po plecach i zebrało mi się na wymioty na tą myśl. Tym bardziej, że w niemowlaka powbijane były strzały. Po jej kolanach ciepła krew. Na dźwięk mojego głosu odwróciła głowę w naszą stronę. Wstrzymałem oddech. W jej oczach były puste białka. Nagle krzyknęła i poleciała pod sam sufit. Następnie poleciała na odległość metra ode mnie.
- Następni, którzy chcą mi zabrać syna? NIE ODDAM!!- zaskrzeczała.
Znowu się odsunęła, wystawiła kły i leciała prosto na nas. Szybko wybiegłem, zamykając drzwi. Pobiegliśmy do przodu, odprowadzeni jej szaleńczym śmiechem. Pomyślałem o Rozie i zmiękły mi kolana. Jeśli jej coś się stało, nie wybaczę sobie. Powinniśmy byli iść wszyscy razem. Co to był w ogóle za durny pomysł z rozdzielaniem się?!
- Błagam, nie wchodzimy już do żadnego pomieszczenia.- odezwał się Kola.
- To nieuniknione, jeśli chcecie stąd wyjść.- koło niego pojawił się kościotrup, który po chwili znikł, zostawiając moich towarzyszy w swoich ramionach.
- Co wy robicie?- uniosłem brew do góry, patrząc na nich.
- Eee... nic. Po prostu...- Konrad się zamyślił.- zrobiło nam się zimno.
- Ta, jasne. Przypomnisz mi czyim i dlaczego wciąż jesteś strażnikiem?- wiem, że byłem nie miły, ale w głębi duszy po prostu się bałem.
- Muszę wam się do czegoś przyznać.- Konrad oparł się o ścianę.- Nie jestem strażnikiem. Kłamałem, żeby Karolina mnie nie znienawidziła. Ale ja się w tym nie widzę. Wiem, że muszę, ale nie potrafię. Tak naprawdę zawsze wyjeżdżam na studia medyczne. Chcę ratować innym życie, a nie ich go pozbywać.- załamany zsunął się na podłogę i schował twarz w dłoniach.
Chciałem być na niego wściekły, ale nie umiałem. Coś sprawiało, że wręcz mu współczułem. Usiadłem obok niego i objąłem go ramieniem. Nie wiarygodne, jak bardzo zmieniłem się przez te dwa lata, dzięki Rozie.
- Posłuchaj, nie popieram tego co robisz, ale szanuję. Lepiej nie być strażnikiem, jeśli nie jest się pewnym, że będzie się w stanie zadać ten ostateczny cios. Ale musisz o tym porozmawiać z Karoliną. Ona na to zasługuje.
- Wiem, ale co jeśli mnie zostawi?- w ciemności, jego białka były najlepiej widoczne, gdy na mnie popatrzył.
- Jeśli cię kocha, a wiem, że tak jest, wybaczy ci i zrozumie.- poklepałem go pocieszająco po ramieniu.- A teraz chodź.
- Dymitr musisz to zobaczyć. - przerwał nam Mikołaj.