Wiki bardzo się ucieszyła z decyzji podjętej przez Dymitra. Rzuciła się bratu na szyję i zaczęła go obcałowywać po policzkach. Dzisiaj w końcu wyczekiwane przez wszystkich Halloween. Na dodatek zabraliśmy dzieciaki na zakupy, żeby dziewczyny mogły odpocząć. Wiki uparła się, że jedzie z nami, więc wyjechaliśmy po obiedzie. Szłam z wózkiem między półkami, rozmawiając z Wiki. Mój mąż od wczoraj ma jakiś dzień dobroci dla zwierząt i został z siostrzeńcami w dziale ze słodyczami.
- Jakby nie wystarczyło im to, co będą zbierać.-westchnęłam.
- Wystarczy, ale musimy też rozdawać cukierki.- wytłumaczyła mi szwagierka.
- I wy myślicie, że przetrwa więcej niż połowa?- spytałam.
- Nie, dlatego Dimka kupi drugie tyle za ich plecami.
- Za cyimi pleciami?
Za nami pojawiła się Zoja. Odwróciłyśmy się i okazało się, że dzieciaki wróciły z torebką pełną słodyczy.
- A nic takiego.- kucnęłam przed dziewczynką.
-Cioś ci nie wiezię, ciocia.- pomachała mi paluszkiem przed oczami.
- No dobrze powiem Ci, ale musisz obiecać, że nikomu nie powiedz. A przede wszystkim Wuji. Dobrze?
- Obiecuję.- uśmiechnęła się rozkoszne.
- Na paluszek?- wystawiłam mały paluszek, a dziewczynka patrzyła na mnie, jak na wariatkę.- Nie wiesz jak się obiecuje na paluszek?- zaprzeczyła głową.- To patrz. Wyciągasz mały paluszek,- wykonała moje polecenie.- zahaczamy, zginamy i mówimy obietnicę. Czy obiecujesz nie powiedzieć nikomu naszej tajemnicy?
- Obieciuję.- uśmiechnęła się dumnie.- Nio więć?
- Chcę wieczorem wystraszyć wuja, a ciocia Wiki mi pomoże.
- Ja?!- zdziwiła się dampirzyca.
- Ja teź mogę?- oczy naszej siostrzenicy zabłysły.
- Ty będziesz straszyć innych ludzi za cukierki. Ale o wszystkim ci opowiemy.- pocieszyłam ją.
Wyprostowałam się i odwróciłam.
- Buu!
Aż podskoczyłam, łapiąc się za serce, kiedy przed sobą zobaczyłam postać z "Krzyku". Bielikow uniósł maskę śmiejąc się w głos, gdy my próbowałyśmy uspokoić oddechy.
- Co jej opowiesz?- spytał ukochany, a ja spojrzałam na niego wilkiem.
- Kiedyś przez ciebie dostanę zawału. Masz szczęście, że Cię Kocham.
- Oj i to bardzo.- objął mnie ramieniem, odkładając plastik na byle jaką półkę.- To co tam knujecie.
- My? Nic.- zapewniła Wiki.
- Mówimy tylko, że opowiemy dzisiaj dzieciakom bajkę na dobranoc.- uśmiechnęłyśmy się niewinnie.
- Naprawdę?!- ucieszyła się reszta.
- Coś wam nie wierzę.- Rosjanin spojrzał na nas nieufnie.
- A gdzie tu zaufanie?- oburzyła się jego siostra.
- Właśnie, towarzyszu?- skrzyżowałam ręce na piersi i przeniosłam ciężar na drugą nogę.
- I tak się dowiem.- strażnik zmrużył oczy, patrząc uważnie na nas, po czym popchnął nas do kas.
Wreszcie nadszedł wieczór i czas na zabawę. Nasze maluchy ubrany uszyte przez Olenę przebrania. Felix jest smokiem, a Nastka myszką, tak samo jak Zoja. Lili na zakupach zobaczyła idealne przebranie i teraz na kanapie z naszymi dziećmi na kolanach siedzieli mała, różowa czarownica i Pawka w pelerynie z kapturem, z kijem, robiący za czarnoksiężnika. Za to Łuka był rycerzem, ubrany w trochę kartonu, trochę garnków, a do tego tekturowy miecz. Z dziewczynami pomagałyśmy kobiecie robić to wszystko, a mężczyźni, czyli Dymitr, Kola i Konrad(chłopak Karoliny) poszli narąbać drewna na ognisko. Mają taką tradycję, że w ogrodzie robią ognisko i Olena gotuje w kotle kisiel dla dzieci, które przyjdą po cukierki. Oczywiście te drugie też dostaną. Jednocześnie omawiałyśmy plan na wystraszenie mojego męża, bo wcale nie wymyśliłam tego sobie na poczekaniu. Wiki i Karolina wpadła na pomysł, aby z Bielikowem wkręcić ich chłopaków, a Sonia zaproponowała zaangażować innych z wioski. Tak więc będzie zabawnie. Już to widzę. Wracając. Cała gromadka teraz pozowała do zdjęcia, razem z Bianką, leżącą przy ich nogach.
- Pięknie wyglądacie.- rozczuliła się Olena.
- Mamo, rób im to zdjęcie i niech idą, bo im wszystkie cukierki inne dzieci zabiorą.- poganiała ją Karolina.- Sama musisz się jeszcze przebrać.
- I my.- dodałam.
- My?!- zdziwił się strażnik.
- No jasne.- odpowiedziała za mnie najmłodsza szwagierka, patrząc na chłopaka.
- Tak nigdzie nie pójdziemy.- zaprotestowała Karolina, mierząc wzrokiem Konrada
- My?!- miny całej czwórki były bez cenne.
- Tak. My.- zaśmiałyśmy się równocześnie.
- A teraz chodźcie. Mam nadzieję, że sobie poradzisz.- pociągnęłam ukochanego w kierunku schodów, oglądając się za Sonią.
- Jasne.- odpowiedziała dampirzyca.- Miłej zabawy.
- Roza, o co tu chodzi?- spytał mój mąż, gdy zamknęłam drzwi od naszego pokoju.
- Idziemy na zabawę Halloweenową.- powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Dla mnie taka była. Z szafy wyciągnęłam dwa wieszaki. Jeden z zieloną, poszarpaną i ubrudzoną błotem i mułem sukienką, a drugi z podobnym frakiem i spodniami.
- A mogę chociaż wiedzieć, kim będziemy?
- Władcami błotnistych bagien.- oznajmiłam i zamknęłam się w łazience. Przebrałam się w suknię i uznałam, że poruszanie nie będzie w niej nie najłatwiejsze. Poszarpany materiał plątał mi się pod stopami, a bufiaste rękawy też trochę przeszkadzały w życiu. Nałożyłam dość blady podkład i puder, a później trochę zielonego, szare cienie i maskarą pociągnęłam rzęsy. Do włosów przyczepiłam sobie kilka zielonych, sztucznych pasemek i zaplotłam małe warkoczyki. Gdy uznałam, że jestem gotowa, wzięłam dwa sztuczne sztylety do torebki i wyszłam z łazienki. Weszłam do naszego pokoju, gdzie już przebrany Dymitr czytał western. Kiedy usłyszał zamykane drzwi podniósł wzrok.
- Wow! Sam bym się wystraszył.
- To dobrze, a teraz chodź.- położyłam kosmetyczkę na biurku.
Mój ukochany wstał, podszedł do mnie, złapał moją dłoń i chciał wyjść, ale go zatrzymałam.
- Tu chodź.- posadziłam go na krześle przodem do siebie.
- Co ty chcesz zrobić?- spytał nieufnie
- Dokończyć twoje przebranie.- z kosmetyczki wyciągnęłam te same kosmetyki, których wcześniej użyłam, oprócz maskary.
- Jesteś pewna?- spojrzał na mnie niepewnie.
- Tak, a teraz zamknij oczy.
- Ostatni raz byłem malowany do zabawy z koleżankami Karoliny.- przyznał.- Ale wtedy nikt nie miał o tym zielonego pojęcia. To takie dziwne uczucie.
- Nie drap.- pacnęłam go w rękę, która już podążała do policzka.
- Ale to swędzi. Długo jeszcze Roza?
- Siedzisz dopiero pięć minut, więc nie narzekaj. Wracając, chodź o tą zabawę ze ślubem?
- Tak. Ja w ogóle nie wiem, po co to wszystko.
Pół godziny później był już gotowy. Kości policzkowe podkreśliłam czarnym, sprawiając, że wyglądał jak zombie z bagien.
- Gotowe.- oznajmiłam dumnie.
- To teraz zobaczymy, co mam na twarzy.- podniósł się poszedł do lustra.- Czy ty myślisz, że ja tak wyjdę do ludzi?
- Jest Halloween. Nie przesadzaj. A teraz chodź.- pociągnęłam go do wyjścia.
___________________________________________________________
Hej, teraz rozdziały mogą wyglądać inaczej, bo komórka nie widzi mi Bloggera w internecie i muszę korzystać z aplikacji. Mam nadzieję, że rozdziały wam się podobały. Ostatnio dość nieregularne je dodaję, ale mam trochę swojego życia co na to wpływa. Ale i tak daję wam je, bo was kocham.
- Jakby nie wystarczyło im to, co będą zbierać.-westchnęłam.
- Wystarczy, ale musimy też rozdawać cukierki.- wytłumaczyła mi szwagierka.
- I wy myślicie, że przetrwa więcej niż połowa?- spytałam.
- Nie, dlatego Dimka kupi drugie tyle za ich plecami.
- Za cyimi pleciami?
Za nami pojawiła się Zoja. Odwróciłyśmy się i okazało się, że dzieciaki wróciły z torebką pełną słodyczy.
- A nic takiego.- kucnęłam przed dziewczynką.
-Cioś ci nie wiezię, ciocia.- pomachała mi paluszkiem przed oczami.
- No dobrze powiem Ci, ale musisz obiecać, że nikomu nie powiedz. A przede wszystkim Wuji. Dobrze?
- Obiecuję.- uśmiechnęła się rozkoszne.
- Na paluszek?- wystawiłam mały paluszek, a dziewczynka patrzyła na mnie, jak na wariatkę.- Nie wiesz jak się obiecuje na paluszek?- zaprzeczyła głową.- To patrz. Wyciągasz mały paluszek,- wykonała moje polecenie.- zahaczamy, zginamy i mówimy obietnicę. Czy obiecujesz nie powiedzieć nikomu naszej tajemnicy?
- Obieciuję.- uśmiechnęła się dumnie.- Nio więć?
- Chcę wieczorem wystraszyć wuja, a ciocia Wiki mi pomoże.
- Ja?!- zdziwiła się dampirzyca.
- Ja teź mogę?- oczy naszej siostrzenicy zabłysły.
- Ty będziesz straszyć innych ludzi za cukierki. Ale o wszystkim ci opowiemy.- pocieszyłam ją.
Wyprostowałam się i odwróciłam.
- Buu!
Aż podskoczyłam, łapiąc się za serce, kiedy przed sobą zobaczyłam postać z "Krzyku". Bielikow uniósł maskę śmiejąc się w głos, gdy my próbowałyśmy uspokoić oddechy.
- Co jej opowiesz?- spytał ukochany, a ja spojrzałam na niego wilkiem.
- Kiedyś przez ciebie dostanę zawału. Masz szczęście, że Cię Kocham.
- Oj i to bardzo.- objął mnie ramieniem, odkładając plastik na byle jaką półkę.- To co tam knujecie.
- My? Nic.- zapewniła Wiki.
- Mówimy tylko, że opowiemy dzisiaj dzieciakom bajkę na dobranoc.- uśmiechnęłyśmy się niewinnie.
- Naprawdę?!- ucieszyła się reszta.
- Coś wam nie wierzę.- Rosjanin spojrzał na nas nieufnie.
- A gdzie tu zaufanie?- oburzyła się jego siostra.
- Właśnie, towarzyszu?- skrzyżowałam ręce na piersi i przeniosłam ciężar na drugą nogę.
- I tak się dowiem.- strażnik zmrużył oczy, patrząc uważnie na nas, po czym popchnął nas do kas.
Wreszcie nadszedł wieczór i czas na zabawę. Nasze maluchy ubrany uszyte przez Olenę przebrania. Felix jest smokiem, a Nastka myszką, tak samo jak Zoja. Lili na zakupach zobaczyła idealne przebranie i teraz na kanapie z naszymi dziećmi na kolanach siedzieli mała, różowa czarownica i Pawka w pelerynie z kapturem, z kijem, robiący za czarnoksiężnika. Za to Łuka był rycerzem, ubrany w trochę kartonu, trochę garnków, a do tego tekturowy miecz. Z dziewczynami pomagałyśmy kobiecie robić to wszystko, a mężczyźni, czyli Dymitr, Kola i Konrad(chłopak Karoliny) poszli narąbać drewna na ognisko. Mają taką tradycję, że w ogrodzie robią ognisko i Olena gotuje w kotle kisiel dla dzieci, które przyjdą po cukierki. Oczywiście te drugie też dostaną. Jednocześnie omawiałyśmy plan na wystraszenie mojego męża, bo wcale nie wymyśliłam tego sobie na poczekaniu. Wiki i Karolina wpadła na pomysł, aby z Bielikowem wkręcić ich chłopaków, a Sonia zaproponowała zaangażować innych z wioski. Tak więc będzie zabawnie. Już to widzę. Wracając. Cała gromadka teraz pozowała do zdjęcia, razem z Bianką, leżącą przy ich nogach.
- Pięknie wyglądacie.- rozczuliła się Olena.
- Mamo, rób im to zdjęcie i niech idą, bo im wszystkie cukierki inne dzieci zabiorą.- poganiała ją Karolina.- Sama musisz się jeszcze przebrać.
- I my.- dodałam.
- My?!- zdziwił się strażnik.
- No jasne.- odpowiedziała za mnie najmłodsza szwagierka, patrząc na chłopaka.
- Tak nigdzie nie pójdziemy.- zaprotestowała Karolina, mierząc wzrokiem Konrada
- My?!- miny całej czwórki były bez cenne.
- Tak. My.- zaśmiałyśmy się równocześnie.
- A teraz chodźcie. Mam nadzieję, że sobie poradzisz.- pociągnęłam ukochanego w kierunku schodów, oglądając się za Sonią.
- Jasne.- odpowiedziała dampirzyca.- Miłej zabawy.
- Roza, o co tu chodzi?- spytał mój mąż, gdy zamknęłam drzwi od naszego pokoju.
- Idziemy na zabawę Halloweenową.- powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Dla mnie taka była. Z szafy wyciągnęłam dwa wieszaki. Jeden z zieloną, poszarpaną i ubrudzoną błotem i mułem sukienką, a drugi z podobnym frakiem i spodniami.
- A mogę chociaż wiedzieć, kim będziemy?
- Władcami błotnistych bagien.- oznajmiłam i zamknęłam się w łazience. Przebrałam się w suknię i uznałam, że poruszanie nie będzie w niej nie najłatwiejsze. Poszarpany materiał plątał mi się pod stopami, a bufiaste rękawy też trochę przeszkadzały w życiu. Nałożyłam dość blady podkład i puder, a później trochę zielonego, szare cienie i maskarą pociągnęłam rzęsy. Do włosów przyczepiłam sobie kilka zielonych, sztucznych pasemek i zaplotłam małe warkoczyki. Gdy uznałam, że jestem gotowa, wzięłam dwa sztuczne sztylety do torebki i wyszłam z łazienki. Weszłam do naszego pokoju, gdzie już przebrany Dymitr czytał western. Kiedy usłyszał zamykane drzwi podniósł wzrok.
- Wow! Sam bym się wystraszył.
- To dobrze, a teraz chodź.- położyłam kosmetyczkę na biurku.
Mój ukochany wstał, podszedł do mnie, złapał moją dłoń i chciał wyjść, ale go zatrzymałam.
- Tu chodź.- posadziłam go na krześle przodem do siebie.
- Co ty chcesz zrobić?- spytał nieufnie
- Dokończyć twoje przebranie.- z kosmetyczki wyciągnęłam te same kosmetyki, których wcześniej użyłam, oprócz maskary.
- Jesteś pewna?- spojrzał na mnie niepewnie.
- Tak, a teraz zamknij oczy.
- Ostatni raz byłem malowany do zabawy z koleżankami Karoliny.- przyznał.- Ale wtedy nikt nie miał o tym zielonego pojęcia. To takie dziwne uczucie.
- Nie drap.- pacnęłam go w rękę, która już podążała do policzka.
- Ale to swędzi. Długo jeszcze Roza?
- Siedzisz dopiero pięć minut, więc nie narzekaj. Wracając, chodź o tą zabawę ze ślubem?
- Tak. Ja w ogóle nie wiem, po co to wszystko.
Pół godziny później był już gotowy. Kości policzkowe podkreśliłam czarnym, sprawiając, że wyglądał jak zombie z bagien.
- Gotowe.- oznajmiłam dumnie.
- To teraz zobaczymy, co mam na twarzy.- podniósł się poszedł do lustra.- Czy ty myślisz, że ja tak wyjdę do ludzi?
- Jest Halloween. Nie przesadzaj. A teraz chodź.- pociągnęłam go do wyjścia.
___________________________________________________________
Hej, teraz rozdziały mogą wyglądać inaczej, bo komórka nie widzi mi Bloggera w internecie i muszę korzystać z aplikacji. Mam nadzieję, że rozdziały wam się podobały. Ostatnio dość nieregularne je dodaję, ale mam trochę swojego życia co na to wpływa. Ale i tak daję wam je, bo was kocham.