- Dimka, co za wesołe spotkanie.- znowu zaśmiał się obrzydliwie.- Wiedziałem, że to ty. Ale myślałem, że matka nauczyła cię dobrego zachowania. Zabrakło męskiej ręki. Ale to się poprawi. I czemu bronisz tej suki.
Wściekłam się. Strażnik również. Zasłonił mnie swoim ciałem, ale ja wyszłam zza niego. Umiem się obronić, a chciałam zobaczyć co będzie dalej. Tak jak inni. Wszyscy goście otoczyli nas i patrzyli. Tym czasem moroj wstał z podłogi. Ukochany złapał mnie za rękę.
- Tylko tkniesz moją mamę, albo jakąkolwiek kobietę w mojej rodzinie, a będzie to ostatnie, co zrobisz rękoma.
- Oj Dimka, Dimka. Ty nic nie rozumiesz. Jesteś za młody, za mało kobiet poznałeś. Niektóre potrafią dać w kość, więc lepiej już na początku pokazać im ich miejsce. Jak widać ty tego nie robisz.- spojrzał na mnie.
- Nie jestem tobą.- warknął Bielikow.
- A szkoda.- pokręcił zrezygnowany głową.
-A kim ty właściwie jesteś, żeby mówić mu jak żyć?- patrzyłam mu hardo w oczy ze skrzyżowanymi ramionami.
- Och! To ty nie wiesz. Widać, że przelotny romans, skoro nie znasz jego ojca.
Zamurowało mnie. Jego ojca?! Przypomniałam sobie, co mąż mi mówił o nim. Zaczęłam się śmiać drwiąco.
- Kurwa! Ty masz być jego ojcem? Pfu.- splunęłam mu pod nogi.- Nie zasługujesz na to miano. Jakim w ogóle prawem się do niego odzywasz? Słyszałam co robiłeś Olenie. Osoby takie jak ty mają mniej serca i duszy niż strzygi. Nie zasługujesz choćby na jego spojrzenie. Jesteś tu tylko dlatego, że tak wypada. Dla nikogo nic nie znaczysz. Jesteś śmiechem, chujem i ostatnim dupkiem, który nie umie się zachować.- cedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Zamknij się gówniaro. Od początku wydałaś mi się interesująca. A ty synu mógłbyś upiłować trochę tą swoją dziwkę. Ale mam nadzieję, że charakter wynagradza ci w łóżku.- chciał sprowokować nas.
I mu się udało. Bielikow chciał się na niego rzucić, ale... ja byłam pierwsza. Wytłumaczyłam mu na spokojnie kim jestem i nie będę się powtarzać. I nikt nie ma prawa nazywać mnie gówniarą. Biłam go pięściami, dopóki nie uciekł zakrwawiony do łazienki. Tam również bym za nim pobiegła, gdyby nie silne ramiona Rosjanina.
- Już, wystarczy Roza. Uciekł.
Uspokoiłam się pod jego ciepłym i miękkim głosem.
- Szlag! Pobrudził mi sukienkę!
- Spokojnie skarbie, zaraz to wytrzemy. Chodź do łazienki.
Na szczęście damskie były w odwrotną stronę niż męskie, więc nie narażaliśmy się na kolejne "miłe" spotkanie. Weszliśmy w tłum który zaczął klaskać i nam gratulować.
- Z tego wynika, że jesteśmy kuzynami.- Adrian poklepał Dymitra po plecach.- Witajcie w rodzinie.
- To chyba my powinniśmy powitać Sydney, jako że dopiero co do niej wstąpiła.- wyciągnęłam dłoń do alchemiczki. Ta wyszła i złapała mnie za nią, po czym przytuliła.- Dobra, dokończymy te czułości później, bo krew mi nie zejdzie z sukienki. A jeśli ktoś zobaczy tego sukinsyna, który właśnie uciekł piszcząc jak mała dziewczynka, niech go wywali z sali.
I przeszliśmy z mężem prze tłum do łazienki. Tam ukochany posadził mnie na blacie z umywalkami i zaczął czyścić kreację.
- Nie jesteś zły, za to jak go nazywałam?- spytałam niepewnie. Bądź co bądź to jego ojciec.
- Roza, jestem z ciebie dumny. Lepszej przemowy sam bym nie wymyślił. I stanęłaś w obronie mojej, naszej rodziny i swojego honoru.
- Nikt nie będzie obrażał, ani groził tak wspaniałym osobą, jak ty i kobiety z twojej strony rodziny, na czele z Oleną. Jak pomyślę, że ten oblech podnosił rękę na tą ciepłą i pełną miłości kobietę to aż yyyyyhhhh....- byłam wściekła.
- Wiem Roza. Ja też nie umiałem tego znieść. Dlatego go pobiłem.
- Wiedziałeś, że jesteś spokrewniony z Iwaszkowem?
- Tak.- odpowiedział wciąż pochłonięty czyszczeniem materiału.
- Czemu mi nie powiedziałeś?
- A co by to zmieniło?
Miał rację. Ale powinnam wiedzieć. W końcu jestem jego żoną.
- Chciałabym wiedzieć o tobie wszystko. Znać całkowicie twoją przeszłość i tą smutną, jak i wesołą. Więc masz teraz dwie opcje, towarzyszu.- spojrzał na mnie zaciekawiony.- Albo opowiesz mi o wszystkim co przeżyłeś z Randallem, albo poproszę o pomoc ojca, ale- dodała, gdy chciał coś powiedzieć.- za karę tydzień spisz na sofie.
- To szantaż.- sprzeciwił się.
- Może. To jak będzie?
- Dobrze, opowiem ci. Ale nie teraz.
- Spokojnie.- zeskoczyłam z blatu i zapałam go z rękę.- Ważne, żebyś był ze mną szczery i gotowy na tą rozmowę. Nigdzie nam się nie spieszy. A teraz chodź. Noc jeszcze młoda.- pociągnęłam go z powrotem do sali.
Wszyscy bawili się i tańczyli, jakby wydarzenia z przed kilku minut nie miały miejsca. Jedyna różnica to taka, że teraz wszyscy bawili się ze wszystkimi. Szybko odnalazłam młodą parę z naszymi dziećmi i resztą grupy znajomych. Lissa i Christian siedzieli wpatrzeni w swoją córeczkę, a Mason żywo dyskutował o czymś z Adrianem. Eddy pewnie tańczy gdzieś z Jill.
-Niezłe przedstawienie.- odezwała się mi głowie moja przyjaciółka.
-Dzięki. Musiałam zareagować.
Zauważono nas dopiero gdy wzięliśmy dzieci. Sydney pilnowała wózka.
- Rose, Dymitr, to było ekstra.- zachwycał się rudzielec.
- Mam nadzieję, że już go więcej nie spotkam w życiu.
- Na pewno nie tutaj.- powiedzieli dumnie Mason i Adrian.
- Ci dwaj tak go wyrzucili. A dokładnie poszli nad staw i wrzucili do wody.- opisał Ozera.- Mam to nagrane.- pomachał kamerką.
- Daj zobaczyć.- zrobiłam słodkie oczka.
- A co będę z tego miał?- spytał z wyższością.
- Nic.- wzruszyłam ramionami.- Po prostu masz mi to dać.
Prychnął.
- Ej, nie wystarczy ci mój wzrok szczeniaczka? Drugi raz możesz takiego nie zobaczyć.
Chciał coś powiedzieć, ale Lissa wyrwała mu z rąk urządzenie i podała mi. Ozerze wystawiłam język i z mężem oglądaliśmy film. Na początku mason przywalił morojowi tak, że stracił równowagę i upadł. Zanim się ogarnął, Adrian wziął wujka pod pachy, a rudzielec za nogi i choć ten się opierał, wynieśli go na zewnątrz. Cały tłum szedł za nimi, aż do fontanny w centrum miasta. Zaczęli liczyć do trzech i wrzucili go do wody. Ten się zerwał, cały ociekający wodą, a goście się śmiali. My również zaczęliśmy.
- Wyślij mi później ten film na laptopa. Muszę go mieć.- poprosiłam przyjaciółkę, próbując się uspokoić.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Strony
▼
niedziela, 16 października 2016
ROZDZIAŁ 291
Od razu ucichliśmy i spoważnieliśmy. Środkiem kościoła szla panna młoda w krótkiej, przylegającej sukience, z srebrnymi ozdobami na piersiach, prowadzona przez ojca. Dobrze jej w tej sukience. Taka nie tradycyjna. W sumie nie wyobrażam jej sobie w innej. A zwłaszcza długiej i bufiastej. Z włosów miała zapleciony piękny warkocz, opadający jej na prawe ramię. Przed nią szły dziewczynki w różowo beżowych sukieneczkach, w pasie przewiązanych złota wstążką. Za to druhny były całe w złocie. Wszystkie były ludzkimi kobietami. Jednak była bardzo podoba do panny młodej, więc musiała być jej siostrą. Tak samo świadkowa. Mówiła mi kiedyś, że ma dwie siostry. Carly starszą, która zapewne stoi teraz przy ołtarzu i młodszą Zoe, która trzyma jej welon. Reszta to musiały być... W sumie nie wiem kto to. Razem podeszli do Adriana. W garniturze mógł robić konkurencję Bielikowi, zwłaszcza z tym swoim artystycznym nieładem na głowie. Ale i tak Dymitr jest najlepszy. Ślub odbył się bez przeszkód. Od drugiej połowy uroczystości, czułam na sobie czyjeś palące spojrzenie. Rozglądałam się po sali, jednak nie mogłam ustalić jego właściciela. Nie uszło to uwadze Dymitrowi.
- Coś się dzieje?- szepnął zaniepokojony.
- Nie, nic. Coś mi się wydawało.- rzuciłam ostatnie spojrzenie za siebie i skupiłam się na młodej parze, wymieniającej się obrączkami.
Starałam się ignorować to wrażenie. Ceremonia odbyła się bez przeszkód, czego nie można było powiedzieć o weselu. Zaczynało się nawet uroczo. Lokal był kilka uliczek stąd, a Adrian dla swojej żony wynajął bryczkę pełną kwiatów, z dwoma białymi końmi, w brązowe plamki. Ale gdy wszyscy byli na miejscu i po pierwszych daniach zaczęło się tańcowanie, goście podzielili się na dwie grupy: ludzi i naszą rasę. To było okropnie niezręczne. Nie chodzi o to, że ludzie się nas bali (jedynie alchemicy), ale to arystokraci nie mieli zamiaru zadawać się z ludźmi. Lecz z czasem impreza jakoś tam się rozkręciła i po kilku kieliszka, bynajmniej mężczyzn, nie obchodziło czy tańczą z morojką, czy ludzką kobietą. Z ukochanym składaliśmy życzenia młodej parze. Później oni, a zwłaszcza Syd, zachwycali się naszymi maluchami. Dymitra chodził dumny jak paw przez pół godziny, gdy Iwaszkow powiedział, że na pewno będą tak wspaniałe, jak rodzice. Ach ci tatusiowie. W pewnym momencie mój mąż zostawił mnie, mówiąc, że idzie do toalety, Lili już zgubiła się w tłumie, zdobywając nowe znajomości. W tym czasie podszedł do mnie Iwaszkow.
- Cześć Mała dampirzyco, dawno się nie widzieliśmy.- zaczął rozmowę.
- No. Tak z dwie godziny temu.- zaśmiałam się.
Przez kolejne chwile żadne z nas się nie odezwało.
- Widzieliśmy twoje obrazy w domu kultury w parku.- przerwałam ciszę.
- Naprawdę?- chłopak się spiął.
- No. Muszę przyznać, że masz talent.- odetchnął z ulgą.- Kiedy narysowałeś ten szczególny?
- Namalowałem.- poprawił mnie.- A o który konkretnie ci chodzi?
- Nie udawaj głupiego, bo to i tak nic ci nie da. Doskonale wiesz, który najbardziej zwróciłby naszą uwagę. Zrobiłeś to pod wpływem złości?- doczekałam.
- W sumie są dwa, które powinny cię zainteresować. Jeden stworzyłem po naszym rozstaniu. Przedstawia różę w trumnie, przykrytą prochowcem. Twój Rusek je uwielbia.- zakpił.
- Adrian, nie przeginaj, bo nie chciałabym podbić ci oka na weselu, a myślę, że Sydney stanęła by po mojej stronie.
- Racja. Ach... co za kobieta.- rozmarzył się.
Na nowo wróciło wrażenie z kościoła. Zaczęłam się rozglądać.
- To co z tym obrazem.
- Chciałem dać ci go na urodziny, ale nie wiedziałem, czy to dobry pomysł, zwłaszcza, że Dymitra nie odzyskał pamięci.
Całkowicie straciłam zainteresowanie tajemniczym obserwatorem i spojrzałam zdziwiona na przyjaciela.
- Narysowałeś go dla mnie?!- nie dowierzałam.
- Tak.- spuścił głowę. Od kelnerki pochwycił kieliszek jakiegoś trunku i upił jego łyk.- Miało symbolizować waszą miłość. Wiem, jak bardzo o nią walczyłaś i ile dla ciebie znaczy. Zacząłem go malować po naszym spotkaniu w parku i szczerej rozmowie. To było moją inspiracją. W pełni zrozumiałem podjęta przez ciebie decyzję. I zacząłem to malować. Najpierw chciałem ci to dać, żebyś oglądała to codziennie i nadawała się waszym szczęściem, a później zapragnąłem, ukryć to przed tobą. Pewnie bym go spalił, ale Sydney uznała, że jest wspaniały i dodała do wystawy.- już całkowicie opróżnił kieliszek i sięgnął po następny.
-Mogłabym go od ciebie odkupić?- zachłysnął się, kiedy zdałam to pytanie.
- Naprawdę go chcesz?!- nie dowierzał.
W końcu znalazłam osobę, która wypalała we mnie dziurę wzrokiem.
- Jasne. Bardzo mi się spodobał.
- To oddam ci go za darmo. W końcu i tak miał być dla ciebie.
- E che. Jasne. Adrian, kto to jest?- wskazałam mu moroja, który nie spuszczał ze mnie wzroku.
Był on wysokim mężczyzną o brązowych włosach. Miał mocno zarysowane kości policzkowe. Był przystojny, a jednak coś mnie od niego odrzucało. Biła od niego niebezpieczna pewność siebie.
- To mój wujek, Randall. Uważaj na niego. Jest czarną owcą rodziny, lubuje się w dziwkach i nie umie zachować się przy kobietach. Musiałem go zaprosić, bo wypada.
- Ok. Będę ostrożna. A gdzie zgubiłeś pannę młodą?- zmieniłam temat.
- Rozmawia z rodzicami. A twój kowboj?
- Zgubił się gdzieś w drodze do toalety.- prychnęłam.
- Wiesz, skoro mój wujek się tobą interesuje, to pójdę go poszukać.- powiedział nerwowo.
Chciałam go powstrzymać i powiedzieć, że dam sobie radę, ale go już nie było. Po chwili obok stanął mój prześladowca.
- To nie wypada, aby tak piękna pani siedziała tu sama.- zaczął z cwanym uśmieszkiem.
Był nawet podobny do Iwaszkowa, ale bardziej do jego ojca. Było w nim też coś innego znajomego. Ale nie umiałam powiedzieć co.
- Nie jestem tu sama, a pan chyba za dużo wypił.- gożałom cuchnął na kilometr.
- To wesele. Pić można do woli. Tym bardziej tańczyć. Może się pani skusi?- był bardzo pewny siebie.
- Przykro mi, ale nie skorzystam.
- Proś, a gdy nie dają bierz sam.- mruknął i zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać, aż uwięził mnie między sobą, a stołem.- Myszka uwięziona?- zaśmiał się.
Chciało mi się rzygać od samej jego bliskości, a śmiech miał jak osioł wymieszany ze świnią.
- Myszka może zaraz obić kotkowi ten brudny pysk.
- Nie uderzysz mnie. Zwykła dziwka krwi, bijąca arystokratę z szanownego rodu? Jak by to wyglądało. Pewnie byłaś jedną z zabaweczek mojego siostrzeńca.- oparł się na łokciu w zamyśleniu. Chciałam uciec, ale znów zostałam przez niego uwięziona.- Tak ładnie szedł w moje ślady. Aż tu ślub. Ajajaj... Tak sobie marnować życie.
Miałam już go dość. Co on w ogóle sobie myśli. Już rozumiem co Dymitr miał na myśli, gdy mówił, że nie wszyscy moroje są najważniejsi. Takiego to od razu należało by zamknąć i trzymać o chlebie i wodzie.
- Jestem bardziej szanowaną strażniczką, niż ty kiedykolwiek będziesz wśród swoich. A twoje nazwisko nie upoważnia cię do wszystkiego są granice, które nawet ty nie możesz przekroczyć.- dźgnęłam go palcem w pierś.
W jego oczach błysnęła wściekłość. Zamachnął się, żeby mnie uderzyć. Byłam gotowa do odparowania ciosu, który nigdy nie nastąpił.
- Łapy precz od niej!- pierwszy raz słyszałam taką wściekłość w głosie męża. Nie licząc czasu, gdy był strzygą.
Randall poleciał na podłogę. Podniósł wzrok, a gdy spotkał się z morderczym spojrzeniem Dymitra, uśmiechnął się bezczelnie. Czyżby się znali?
- Dimka, co za wesołe spotkanie.
___________________________________________________________
Dodam jeszcze dwa rozdziały dzisiaj, ale pod warunkiem, że pod poprzednimi będą 4 komy. Liczę na was. I nie liczy się, że jedna osoba wstawi więcej niż jeden.💖💖💖💖
___________________________________________________________
Dodam jeszcze dwa rozdziały dzisiaj, ale pod warunkiem, że pod poprzednimi będą 4 komy. Liczę na was. I nie liczy się, że jedna osoba wstawi więcej niż jeden.💖💖💖💖
Sukienka Syd
Sukienki dziewczynek
Sukienki Druhn