Obudziło mnie przyjemne łaskotanie...
Ta. Chciało by się. Marzę o tym od ponad miesiąca, jednak od tego samego czasu nasz dzień zaczyna się tak samo.
- Śpij jeszcze kochanie, ja zajrzę do dzieci.- poczułam pocałunek na ustach.
- I tak nie zasnę.- ledwo mówiłam z wciąż zamkniętymi oczami.
Zakryłam głowę poduszką, aby zmniejszyć hałas, docierający do moich uszu, ale to i tak nic nie dało. Ociężale wstałam, założyłam kapcie oraz szlafrok i poszłam do pokoju dzieci. Dymitr właśnie pochylał się nad płaczącą dampirzycą.
- Choć Księżniczko do tatusia. Zaraz się tobą zajmiemy.- podniósł córkę i odsunął jak najdalej od siebie, odwracając głowę w drugą stronę.- Uch... Wasze pieluchy można używać zamiast bomb gazowych.
Zaniósł Nastkę na przewijak. Ja za to zajrzałam do nad wyraz spokojnego Felixa.
- Choć do mamusi. Co się dzieje?- zmartwiłam się.
- Pytasz o to dziecko, które nie płacze i jest spokojne?- zdziwił się mój mąż.
- A nie wydaje ci się, że aż za spokojne? Przecież gdy płacze jedno, to płacze drugie.- zauważyłam.
- Może powoli z tego wyrastają. Odróżniają kiedy to jedno coś chce, a kiedy to drugie.- podszedł z małą dampirzycą na rękach.
- Może masz rację.- wzruszyłam ramionami, jednak wciąż nie byłam przekonana.
Chłopiec wyciągnął rączkę do taty, więc zbliżyłam się do niego.
- Co maluszku?- strażnik złapał za malutką dłoń dampira, a ten się uśmiechnął.- Jesteś piękna Roza.- powiedział nagle.
Zdziwił mnie tą nagłą zmianą tematu. Dopiero teraz zauważyłam, że mi przygląda. Spojrzałam na siebie. Pospiesznie założony szlafrok, na głowie pewnie mam siano i podpuchnięte od nie wysłania oczy.
- Na pewno wyglądam okropnie.
Ukochany dostrzegł zmianę mojego humoru.
- Wcale, że nie. Gdyby tak było, nie powiedziałbym, że jesteś piękna. A skoro tak mówię to taka jest prawda.- w tym momencie córeczka się zaśmiała.- Widzisz. Nawet nasza księżniczka to potwierdza.
- Och! To nie mogę się kłócić z damą i królem, prawda mój Draculo?- cmoknęłam go przelotne w usta.
- No pewnie słońce. A teraz ja zrobię jakieś śniadanie, a ty przebierz dzieci, nakarm je i razem zejdzie. Po śniadaniu jedziemy do twojego ojca.
- Nie tak szybko, towarzyszu. Do staruszka pojedziemy po obiedzie, bo i tak twoja rodzina ma samolot wieczorem. A trzeba jeszcze dokończyć domek.
- No dobra.- wyszedł.
- To teraz ubierzemy nasze skarby, tak?- połaskotałam synka, a ten się zaśmiał.
Założyłam mu białe body z zielonymi rękawami. Na środku był pasek ładowania z komputera i napis "Ładowanie pieluchy...". A córeczce wybrałam idealne na dzisiejszą sytuację. Zielone, z rękawkami w paski i napisem "Dziś pieluchy zmienia tata, najlepszy saper świata." Następnie nakarmiłam oboje i położyłam je na brzuchu w kojcu. Dałam kilka zabawek i poszłam do łazienki. Nie wyglądała jednak najgorzej. Ułożyłam włosy i zrobiłam sobie lekki makijaż. Następnie skierowałam się do garderoby. Ubrałam czerwoną bluzkę i jasne dresy. Wróciłam po dzieci, ale obojga na ręce nie wezmę. Muszę pojedynczo. Włożyłam Felixa do łóżeczka, poskładałam ogrodzenie i podniosłam dziewczynkę, bo bardziej się niecierpliwie niż brat. W salonie posadziłam małą na podłodze i rozłożyłam ogrodzenie. Wróciłam po synka i zabawki. Pogłaskałam po drodze suczkę, biegającą po domu. Wpuściłam ją do kojca, żeby oswoiła się z dziećmi i one z nią. Ani jedno, ani drugie nie miało z tym problemów. Gdy oni już się bawili, poszłam sprawdzić, czy pomóc w czymś mężowi. Jednak on właśnie podnosił talerz ze stertą pachnących naleśników. Sama wzięłam dwa talerze i zniosłam do jadalni. Znosiliśmy różne dodatki do jedzenia, a na koniec napoje. W miskach była już świeża woda i ciepłe jedzenie, zrobione przez Bielikowa. Usiedliśmy tak, aby mieć na oku maluchy, co było możliwe dzięki szklanym drzwiom. Do śniadania, mój mąż standardowo miał kawę, a ja tą magiczną, napełniająca energią miksturę od Oleny. Po śniadaniu, zabraliśmy dzieci do ogrodu. Znaleźliśmy miejsce najbezpieczniejsze dla nich, rozłożyliśmy koc i kojec z zabawkami. Ogród już wyglądał tak jak powinien. No prawie. Teren został wyrównany i cały przekopany.
- Dobra podstawa do sadzenia kwiatów.- próbowałam się przekonać.
- Zobaczysz Roza. To jeszcze będzie nasz ogród marzeń.- ukochany objął mnie w pasie.- A teraz idziemy po rzeczy i kończymy domek.
Tak też zrobiliśmy. Dymitr pierwszy wszedł na górę z drabinką sznurową. Wyciął w podłodze dziurę i spuścił drabinkę. Przymocował ją, a ja po niej weszłam. Gdy Rosjanin robił klapę do wejścia, wzięłam się do malowania. Na całość położyłam orzechową farbę. Bielikow pomagał mi, gdy skończył. Koń na jednym oknie był brązowy z hebanową grzywą, korona i słońce żółte, chmury i sztylety białe, tło słońca niebieskie. Przypomniał mi się pomysł z tabliczką i powiedziałam o tym ukochanemu.
- A zrobisz na moje specjalne zamówienie różę?- spytał z pięknym uśmiechem, kładąc przede mną kawałek drewna.
- Czego ty ode mnie wymagasz?- spojrzałam na niego krzywo.
Ale i tak zaczęłam rysować kwiat. Gdy skończyłam wycinać, Dymitr patrzył na to niepewnie.
- Nic nie mów.- uprzedziłam i sięgnęłam po szlifierkę, jak nazwałam moją maszynkę.
Dopiero po byłam zadowolona ze swojej pracy.
- Roza to jest.... nie mam słów.
- To teraz trzeba to pomalować i powiesić.
- To niesamowite.
Róża oczywiście była różowa, a tabliczka orzechowa. Gdy wszystkie warstwy wyschły, ułożyliśmy dywany, stolik, krzesła i pudełka. Zapytałam męża o jakieś krótkie, metalowe rurki, a sama znalazłam stare firanki z zielonymi końcami. Ucięłam kawałki i założyłam na przyniesione przez ukochanego rurki. On przymocował to nad oknami. Na stoliku i oknie postawiliśmy sztuczne kwiatki. Znaleźliśmy jakieś nie użyte meble dla dzieci i w domku poskładaliśmy regał. Postawiliśmy na nich pluszaki i kredki.
- Pięknie wygląda, Roza.
- Muszę przyznać, jak mało co. Myślisz, że im się spodoba? Dodałbym jakieś plakaty.
- Na pewno Lili ma jakieś w swoich gazetkach.
- Ile nam zostało czasu?- spytałam.
- Jeszcze trochę, a co?
- Myślę, żeby ogrodzić to wszystko i zaplanować, co gdzie będzie.
- To ja zajmę się tym pierwszym, a ty drugim.
Zgodziłam się.