Strony

czwartek, 1 września 2016

ROZDZIAŁ 233

Obudziły mnie mokre pocałunki składane na moim karku i niżej na plecy. Zaczęłam mruczeć.
- Roza wstawaj.- przy uchu usłyszałam aksamitny głos.
- Jeszcze pięć minutek.
- Roza, nie mamy tyle. Zaraz będzie śniadanie, a nikt nie wie, że się obudziłaś. Więc lepiej się wyszukuj, jeśli nie chcesz, żeby moje siostry tu wparowały i rzuciły na ciebie, tak jak leżysz.
- Wybacz towarzyszu, ale mnie kręcą mężczyźni.- na moją uwagę zaśmiał się krótko, a u mnie na twarzy zawitał triumfalny uśmiech, gdy obróciłam się plecami do męża.
- Roza. Bo zaraz dzieci będą głodne, a wiem, że ty sama dawno nie jadłaś. Pomyśl. Mnóstwo kanapek z warzywami, mięsem, serem żółtym, sałatą i pysznym pomidorkiem. Do tego ciepła herbata.
Aż mi zaburczało w brzuchu.
- A niech cię Bielikow. Po tak ciężkim dniu i nocy, nie dać mi się nawet wyspać.- wstałam i sięgnęłam po walizkę.
Ubrałam brązową bluzkę w krótki rękaw i jeansowe rurki. Cieszyłam się, że w końcu mogę ubrać coś normalnego. Dzieci ciągle się uśmiechały.
- A te śpioszki idealnie do ciebie pasują.- powiedziałam do córki.
W nocy trzeba było trzy razy do nich wstawać. Najpierw Anastazji wymienić pieluchę, bo Dymitr nie umie. Tłumaczy się, że jak Sonia i Wiki były małe, pomagał mamie i Soni przy nich, ale pieluch trzymał się z daleka. Następnie okazało się, że się wierciła i kocyk był obok niej. Więc ją przykryłam i na wszelki wypadek, zamknęłam okno. Trzeci raz to uczyłam ukochanego zakładać pieluchę na Felixie. Tak więc ani jedno, ani drugie nie dało nam się wyspać. Wzięłam z kosmetyczki lusterko i się przejrzałam.
- Boże! Jak ja wyglądam?!- przeraziłam się.
Skórę miałam jeszcze trochę bladą po domniemanej śmierci, pod oczami ślady nieprzespanej nocy, a na głowie gniazdo.
- Roza. Ty zawsze wyglądasz przepięknie.- Rosjanin objął mnie od tyłu.
- Oprócz dzisiaj.- sięgnęłam po szczotkę i próbowałam uratować moją fryzurę.
Następnie zrobiłam delikatny makijaż, aby zakryć zmęczenie twarzy.
- Gotowa?- spytał ukochany.
- Tak.- już mieliśmy wyjść, gdy rozległ się płacz.- Znowu. Co tym razem?
Podeszliśmy do dzieci.
- Myślę, że są głodne.
- To weźmiemy je na dół, bo póki ja czegoś nie zjem, to one też. Choć do mamusi.- pochyliłam się nad córeczką, która wystawiła do mnie rączki, patrząc błagalnie.
Dymitr podniósł chłopca i razem zeszliśmy na dół. Wszyscy już tam byli. Tak jak przypuszczał mój mąż, otoczyły mnie dziewczyny.
- Rose tak się bałyśmy! Nie strasz nas tak więcej! Nic ci nie jest? Jak się czujesz?- przekrzykiwały się jedna przez drugą.
- Ej spokojnie. Nic mi nie jest i czuję się świetnie. A z tobą to sobie później porozmawiam.- popatrzyłam na Lissę.
Przyjaciółka uśmiechnęła się niewinnie. Usiedliśmy przy stole.
- A może przedstawicie nam te szkraby.- Olena wskazała na trzymane przez nas dzieci.
- Oto najmłodsi członkowie rodziny. Anastazja i Felix Bielikow.- powiedziałam z dumą.
- Bielikow?!- zdziwił się strażnik.
- A jak?- popatrzyłam na niego, nie rozumiejąc.
- Roza moja rodzina jest duża.- wskazał na siostry i ich dzieci.- Szkoda, żeby ród Hathaway zamarł.
- Czyli Hathaway?- chciałam się upewnić.
- Hathaway.- potwierdził i zaczęliśmy jeść.
- Ciocia Rose.- zawołał Łuka wyciągając do mnie rączki.- Juź mnie nie kochaś?- zadrżała mu dolna warga.
- Kocham słoneczko. Zawsze będę kochać.- złapałam go za rączki.
- Ale maś telaz śwoje dźieci. Po ćo ci my.- zauważył.
- Kocham i swoje dzieci i was. Bo jesteśmy jedną rodziną.
Po śniadaniu usiedliśmy w salonie. Lissa dostała ważny telefon i z Christianem poszli do przeznaczonego im pokoju. Lili wyciągnęła Dymitra do ogrodu na trening, a Pawka zaciekawiony wyszedł za wujkiem, więc zostałam z teściową, szwagierkami i dziećmi.
- Wiki, pomożesz mi?- poprosiłam.
- Jasne.- ochoczo pokiwała głową i usiadła obok mnie.
- Potrzymaj Nastkę, bo dwójki na raz nie będę karmić.
Podałam jej dziewczynkę i zaczęłam karmić syna. Nie wstydziłam się. W końcu są tu same kobiety. Gdy był już najedzony, oklepałam go i wymieniłam się ze szwagierką. Z córką zrobiłam to samo.
- Rose.- popatrzyłam na Sonię.- Mogę ją potrzymać?- spytała niepewnie.
- Pewnie. W końcu to wasze bratanki.- podałam jej bobaska.
Łuka wykorzystał to i wdrapał się na moje kolana. Zaczął dotykać mój brzuch z niezadowoloną miną.
- Gdzie?- spytał naburmuszony.
- Ciocia urodziła i ciocia już nie ma brzuszka. A co? Już mnie nie kochasz?- spytałam udając smutną.
- Kiocham.- przytulił mnie mocno.
Siedzieliśmy tak, a blondynek bawił się moimi włosami. Gdy już wszystkie Bielikówny po rozczulały się mad moimi dziećmi, dostałam Anastazję do rąk, bo podobno z nią wyglądam przesłodko. Łuka odwrócił się przodem do kuzynki, opierając się plecami o mój brzuch. Patrzyli na siebie z zainteresowaniem.
- To twoja nowa kuzynka.
Chłopiec dotknął jej rączki, a ta się zaśmiała.
- Śłodka. Ja teź taki byłem.- wypiął dumnie pierś, a my się zaśmialiśmy. Pewności siebie mu nigdy nie zabraknie.
- Chodź tu ty mój słodki.- Sonia zabrała mi go z kolan.- może wyjdziemy na dwór. Jest taka ładna pogoda.- popatrzyła na wszystkie, trzymając synka na rękach.
Dziewczyny przytaknęły.
- To idźcie, a ja je cieplej ubiorę i dołączymy. Prawda kochanie?- potarłam nosem, nosek córeczki, na co się zaśmiała.
- Pomogę ci.- zaproponowała Wiki,wciąż trzymając swojego najmłodszego bratanka
- Jeśli chcesz, to chodź.- i razem poszłyśmy na górę. Zaczęłyśmy przeszukiwać torbę dzieci.
- Ale słodkie.- dziewczyna zaczęła się zachwycać pudrowym, miękkim. bezrękawnikiem z kapturem z uszami kotka.- Ubierz w to Nastkę.
Musiałam przyznać jej rację. Położyłam na łóżku niebieską bluzkę w długi rękaw, białe rajstopki, jasno różową spódniczkę i bezrękawnik, a na podłodze małe, różowe butki na rzepy. Wiki zaczęła szukać ubranka dla chłopca,a ja wyciągnęłam naszą księżniczkę z łóżeczka, w które włożyłem ją i brata. Położyłam ja na łóżku, ostrożnie rozpięłam jej ubranko i ściągnęłam je. Następnie założyłam na nią przygotowane wcześniej rzeczy. Wyglądała wspaniale. Patrzyłam na naszą córeczkę z zachwytem, a ona cały czas ssała kciuka. Puściła go i za gaworzyła szczęśliwa, a ja w tym czasie poczułam dłonie na tali i tak dobrze mi znany zapach wody kolońskiej. Otarłam się o męża, gdy oplótł mnie ramionami.
- Mała, wydałaś mnie.- uśmiechnął się.
- Mylisz się, towarzyszu. Jak zawsze to był twój zapach.
Patrzyliśmy na Anastazję, a obok nas pojawiła się Lili.
- Jest piękna po mamusi.- uznał mój ukochany.
- I urocza po tatusiu.- dodałam.
- Pobawimy się razem?- spytała moja siostra.
Chciałam powiedzieć, że nie mamy czasu, ale na szczęście wyprzedził mnie strażnik.
- Jasne. Tylko przebierzemy Felixa. Chcesz wybrać mu ubranka?- i razem poszli do torby.
Byłam mu wdzięczna. Znowu bym powiedziała coś bez zastanowienia, a potem tego żałowała. Zganiłam się w myślach, za brak psychologicznego podejścia. Lili nie może czuć się odrzucona i zastąpiona przez nasze dzieci. Jest równie dla nas ważna. Wzięłam córkę na ręce i razem patrzyłyśmy na dwójkę, przy biurku z tobą.
- To twoja rodzina, a ja zrobię wszystko, abyś z bratem czuła się w niej dobrze.- powiedziałam, zwracając wzrok na nią z powagą.
Wydawała się mówić spojrzeniem, że mi wieży mi i ufa. Po chwili znowu się cieszyła. Pewnie wyobraźnia płata mi figle. Ona jest taka radosna i pełna energii. Już widzę, jak wykorzystuje ją na treningach. Trochę przeraża mnie myśl, że nasza księżniczka będzie walczyć, ale takie już jej przeznaczenie. Lecz na to ma czas. I mam zamiar wypełnić go miłymi chwilami. Będzie miała lepsze dzieciństwo ode mnie.

ROZDZIAŁ 232

Podeszłam do łóżeczka po lewej stronie. Leżał w niej mały bobasek w różowych śpioszkach "Jestem grzeczną dziewczynką, ale tylko gdy rodzice patrzą."
- Dymitr, to jest dziewczynka.- zawiadomiłam, płacząc ze szczęścia. To moje dzieci. Nasze dzieci.
Ukochany stanął obok mnie, a na rękach trzymał naszego syna. Córeczka wpatrywała się w nas szeroko otworzonymi oczkami. Miała je po tacie. Za to ciemne, lekko pofalowane włosy były moją cechą. Zmarszczyła nosek, taki sam, jaki mogę podziwiać w lusterku. Zaśmiała się i uznałam, że złamie tym nie jedno serce, tak jak tatuś. Popatrzyłam na chłopca. On był przeciwieństwem siostry. Moje usta i oczy, a włosy i nos mojego męża.
Nagle dziewczynka zaczęła płakać.
- Ej, spokojnie.- mówiłam delikatnie.- Co się dzieje?
Pogłaskałam jej główkę, lecz to nie pomagało. Na domiar złego, brat poszedł w jej ślady. Zaczęłam panikować.
- Chyba są głodne.- podsunął strażnik.
- To trzeba je nakarmić.
Czym karmić takie małe dzieci? Mam kompletną pustkę w głowie.
- Roza, mleko.- uśmiechnął się Rosjanin.
No tak! Ale ze mnie idiotka.
- Muszę ją wziąć na ręce, prawda?- popatrzyłam niepewnie na delikatną jak laleczka istotkę.
- Nie inaczej. Spokojnie Roza. Poradzisz sobie.- wspierał mnie ukochany
- No dobrze.
Wyciągnęłam po nią ręce, nie wiedząc jak złapać. Cholera! Z Łuką jakoś dawałam radę. Nagle coś mnie olśniło.
- Poczekaj tu chwilę.- wyszłam, nie czekając na odpowiedź. Poszłam do naszego pokoju i wciągnęłam walizkę. Przebrałam się w luźną bluzkę i dresy, po czym, wróciłam do pokoju z dziećmi.
- Musiałam się przygotować.- podeszłam do łóżeczka córeczki.- Karmienie, podejście drugie.
Niepewnie złapałam ją za boki i podniosłam. Dziewczynka zdziwiona popatrzyła na mnie i dalej płakała. Ułożyłam ją sobie wygodnie na rękach i usiadłam na łóżku. Podwinęłam bluzkę i wsadziłam córce pierś do buzi. Od razu zaczęła ssać, patrząc na mnie pięknymi oczkami. Pod powiekami poczułam pieczenie. Trzymam na rękach i karmię moje własne dziecko. Jest taka śliczna. Nosiłam ją pod sercem całe dziewięć miesięcy. Podniosłam wzrok na męża. Patrzył na nas wzruszony, z miłością. Też płakał. Gdy już się najadła, mąż podał mi chłopca i usiadł z dziewczynką obłok mnie. Nas synek miał na sobie niebieskie śpioszki, ozdobione brązową wstawką w kształcie jaja, z biało czarnymi łatami na brzuchu. Zrobiłam z nim to samo, ale na drugiej piersi. W tym czasie, Dymitr położył sobie córkę na ramieniu i poklepywał ją po pleckach, póki jej się nie odbiło. Następnie wylądowała na jego kolanach, a on dotykał jej małych rączek. Po pokoju roznosił się jej słodki śmiech. Strażnik podniósł małą i na pierdział jej ustami w brzuszek. Ta jeszcze bardziej się zaśmiała. W tej chwili chłopiec uznał, że już się na jadł. Próbowałam zrobić tak samo, jak mój mąż z dziewczynką.
- Możesz trochę mocniej. Spokojnie. Nic mu się nie stanie.- ukochany złapał mi dłoń w nadgarstku i pokazał z jaką siłą mogę uderzać.
Przez ten krótki moment poczułam się podczas treningu w akademii. Chłopcu w końcu się odbiło, wiec sama zaczęłam się z nim bawić. Nagle coś mi się przypomniało.
- Zemdlałeś.- zaśmiałam się.
- Słucham?!- Rosjanin wydał się lekko zdezorientowany.
- Podczas porodu. Największy zakapiora na świecie mdleje, bo urodził mu się syn.- śmiałam się, a dzieci razem ze mną, jakby rozumiały, o czym rozmawiamy.
- Co innego zabijać, a co innego być świadkiem cudu narodzin.
- I to podwójne go cudu.- oparłam się o męża.- Trzeba wybrać im imiona.
- Masz jakieś propozycje?
- Niech on ma Amerykańskie, a ona Rosyjskie.
- To dobry pomysł. Proponuję, żeby to był John.
- Nie.- skrzywiłam się.- Od pewnego czasu się zastanawiam i może Lukas?
- Źle mi się kojarzy.- wyznał mój ukochany.
- Wspomnienia?
- Tak. To może... Gregory?
- Nie podoba mi się. Mu chyba też nie.- pokazałam na małego, wiercącego się na moich kolanach.- Może Felix?
- Mi się podoba.
- To teraz jesteś Felix.- podniosłam synka i poparłam nosem o jego nosek. Zaśmiał się, a Rosjanin patrzył na nas czule.
Córeczka upomniała się o uwagę, wierzgając nóżkami i trącając tatusia.
- O! Komuś już udziela się charakterek mamusi.- połaskotał ją.- A jak nazwać tą piękność?
- Nie znam tylu Rosyjskich imion, więc ty coś wymyśl.
- Co powiesz na Anastazję?
- Takie królewskie.- zauważyłam.
- Bo to będzie nasza mała księżniczka.- powiedział, podrzucając ją w powietrze i łapiąc. Dziewczynka zaśmiała się radością.
Jeszcze nigdy nie widziałam męża tak bardzo szczęśliwego. Co dziwne, że mówię to przynajmniej trzeci raz, odkąd jesteśmy razem, a to nie cały rok. I mam nadzieję, że jeszcze nie raz tak pomyślę. Nie powiem, pochlebia mi to. I teraz jesteśmy szczęśliwą rodziną w całości. Ta radość jest warta każdego cierpienia. Nagle zrobiłam się senna. Dopiero teraz, gdy już te emocje upadły, czuję jak bardzo jestem zmęczona. Przymknęłam oczy, opierając się o ukochanego. Jednak nie powstrzymałam ziewnięcia, które nie uszło jego uwadze.
- Dobra dzieci. Koniec zabawy, bo mamusia i tatuś mieli ciężki dzień i muszą iść spać.- powiedział, wstając i kładąc naszą ślicznotkę w łóżeczku.
Ja również wstałam, ale nie poszłam w ślady strażnika.
- Dymitr.- popatrzył na mnie pytająco.- Wolę żeby stały z nami w pokoju. Będę się lepiej czuła.
- Dobrze Roza.- podniósł puste łóżeczko i ruszył do wyjścia.- Dla ciebie wszystko.
Nie było duże, ani ciężkie, więc ta czynność nie wymagała wielkiej siły. Poszłam z Felixem za nim, a gdy mebel już stał, włożyłam do niego synka i przykryłam kocykiem. Na dobranoc jeszcze pocałowałam go w czółko, gdy zaczął ssać kciuk. Ostatni raz na niego popatrzyłam i wróciłam do poprzedniego pomieszczenia. Wyciągnęłam Nastkę, a mąż wziął jej łóżeczko. Zrobiłam z nią, tak samo jak z chłopcem. Następnie oboje dostali po buziaku od taty. Nie mogliśmy się od nich oderwać. Nie wierzę, że te dwa szkraby są owocem naszej miłości.
- Roza, idź pierwsza się kąp.
- Bo ty chcesz dłużej pobyć z dziećmi.- wystawiłam mu język, ale wyciągnęłam z walizki koszulę oraz kosmetyczkę i poszłam do łazienki.
Kąpiel po tym wszystkim była wspaniała. Czułam jak się relaksuję. Ale gdy zaczęłam przysypiać, dokończyłam mycie, wytarłam się, rozczesałam mokre włosy z odżywką i umyłam zęby. Weszłam do pokoju i zobaczyłam bardzo uroczą scenę. Dymitr siedział na krześle, przy łóżeczkach i czytał dzieciom bajkę. Jednak one nie wyglądały na bardzo zmęczone.
- Twoja kolej. Ja cię zastąpię.- dotknęłam jego ramienia.
- Dobrze Roza.- pocałował mnie przelotne w usta i wyszedł z pokoju, a ja zajęłam jego poprzednie miejsce.
- Na czym to ten wasz tatuś skończył?- spytałam jakby miały mi odpowiedzieć. Zamiast tego, uśmiechały się radośnie, patrząc na mnie wielkimi oczkami. Znalazłam fragment, który usłyszałam, gdy weszłam.- Owieczka Beti poszła odwiedzić swoje przyjaciółki świnki. Świnki, tak jak owieczki mieszkają na farmie Sary. Prosiaczki, czyli małe świnki bardzo lubią bawić się w błocie...
I tak mniej więcej wyglądała cała książka. Zanim skończyłam czytać, maluchy słodko spały. Schowałam książeczkę do ich torby. W środku były głównie pieluchy, ubranka i kosmetyki dla dzieci. Okryłam maleństwa szczelniej kocykami i uchyliłam okno, bo zrobiło się ciepło. Położyłam się do łóżka i w tej chwili wszedł mój mąż. Sprawdził jak dzieci i położył się koło mnie.
- Cieszę się, że już są z nami. Nie mogę w to uwierzyć.- ekscytowałam się.
- Ja też Roza. To jest zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.
- Piękne rzeczy też się zdarzają towarzyszu. 
- Masz rację Roza. A teraz dobranoc.
- Dobranoc Towarzyszu.- ziewnęłam i odpłynęłam do krainy morfeusza.