Strony

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 210

- To jest nasz dom?!- Dymitr zszokowany przyglądał się budynku, przed którym zaparkował.
- Sam zleciłeś jego budowę. O podobnym rozmawialiśmy, gdy zabrałeś mnie na zlot.
- I nie nudzisz się w nim?- zaśmiał się.
O tym też wtedy rozmawialiśmy. Bielikow sądził, że to nie życie dla mnie. Powiedział, że mam w sobie ogień, który nie pozwoli mi siedzieć bezczynnie w chatce w górach. Ja jednak miałam inne zdanie.
- Nie. Mam ciebie.- złapałam go za rękę, posyłając mu uśmiech.- Poczekaj, aż wejdziesz do środka.
Już chciałam zabrać dłoń i wysiąść z pojazdu, ale ukochany mi nie pozwolił. Zbliżył ją do ust i pocałował, czule patrząc na mnie.
- To prawda Roza. Nam razem nigdy nie będzie nudno. Przynajmniej mi bardzo odpowiada twoje towarzystwo, bo nie zamierzam roszczyć sobie praw, do twoich myśli.
 - A powinieneś. Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Chyba nawet lepiej ode mnie.
- Ja również jestem dla ciebie otwartą księgą.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, uśmiechnęłam się i wyszłam z samochodu. Lili ciągle spała. Chciałam ją obudzić, ale Rosjanin mnie powstrzymał i wziął ją na ręce.
- Ty bardzo lubisz nosić nas na rękach.- pokiwałam głową z rezygnacją.
- Coś w tym jest.- przyznał poprawiając sobie moją siostrę.
Zauważyłam, że od ataku w kawiarni i otworzenia się przede mną, częściej się uśmiecha i coraz bardziej przypomina, siebie z przed akcji.
Podeszłam do drzwi i z torebki wyciągnęłam klucze. Mąż szedł tuż za mną. Otworzyłam drzwi i położyłam torebkę na szafce z butami, po czym weszłam do salonu. Pokierowałam strażnika, który to pokój siostry, a sama poszłam do kuchni, odkręcić gaz i wodę. Zakręciliśmy je na wszelki wypadek, na czas naszej nieobecności. Następnie wróciłam do salonu, zastanawiając się co dalej. Po chwili w salonie rozniósł się odgłos skrzypienia schodów, pod ciężkimi butami. Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku.
- Najpierw wezmę walizki Lili, a później pokażesz mi nasze królestwo.- powiedział Dymitr, mijając mnie i całując przelotnie w usta. Oczywiście nie pozwoli mi sobie pomóc, więc udałam się na górę. Weszłam do naszej sypialni, zapaliłam światło i uklękłam przy jednej z szafek. Z dolnej szuflady wyciągnęłam album, liściki z naszej rocznicy poznania i wydrukowane e- maile z wyzwaniami miłosnymi z czasu akcji w Rosji. Myślałam co by tu jeszcze pokazać ukochanemu, kiedy on stanął w drzwiach pokoju. Zaczął rozglądać się wokół z błyskiem w oczach.
- Nie byłem daleki prawdy, mówiąc o NASZYM królestwie.
Podążyłam za jego wzrokiem. Miał rację. Na szafce nocnej leżał jeden z westernów, wszędzie ustawione byle doniczki lub wazony z różami, na biurku lekki bałagan, ale ze względu na moje szkice. Otóż w wolnym czasie odkryłam w sobie talent rysowniczy. Na ścianach i półkach wisiały nasze zdjęcia, plus laurka od młodych Bielikowów i ostatnie USG, najmłodszej, jeszcze nie narodzonej dwójki z ich rodu.
Patrząc na nie, byłam dumna z tego, że ja i moje dzieci mamy nosić to nazwisko, do końca naszych dni.
- To jedna z naszych oaz spokoju.- oznajmiłam.
- To jest ich więcej?- zdziwił się.
Bez słowa poszłam ma prawo od schodów i zatrzymałam się przy drugich drzwiach na lewo. Pierwsze to był pokój naszych dzieci, który teraz zajmowała Lili.
- To jest twoja prywatna oaza.- powiedziałam, popychając drzwi.
Przed nami ukazał się dość mały pokoik. Wszędzie dookoła ustawiono ciemno brązowe regały z książkami, po za przeciwległą stroną, która była cała w oknach. Ściany miały kolor beżowy, a po środku stało staromodne biurko z pięknymi zdobieniami, w tym samym kolorze, co półki. Na nim stało zdjęcie i matrioszki, ale w większości zajmowały je dokumenty. Mój mąż podszedł o zaczął kilku się przyglądać. Zaglądał do wszystkich szuflad i szafeczek. W jednej stały poukładane segregatory o różnych kolorach. Dwa zainteresowały go najbardziej. Zielony i Czerwony. Na pierwszym napis głosił "strzygi", a na drugim "prywatne". Sama byłam ciekawa co tam jest. Następnie skupił się na książkach. Kilku dotknął z wielką czcią. Domyśliłam się, że to są te pamiętne z Rosji, które obudziły w nim miłość do Dzikiego Zachodu. Nagle zatrzymał się przy jednej. Zauważyłam, że ona jest oddzielona od reszty pomalowaną na złoto deską. Przedziałka wyglądała, jakby była tam od zawsze, jednak wiedziałam, że to nie prawda. Gdy tylko książka znalazła się w dłoniach ukochanego, rozpoznałam ją. Jednak nie wiedziałam, że aż tak ją uświęcił. Zaciekawiony otworzył ją na pierwszej stronie. Przejechał delikatnie palcami po ręcznym piśmie.
- Czy to jest...- spojrzał na mnie zaskoczony.
- Tak,- przerwałam mu.- to jest autograf samego Luisa A . Trzymasz w przedpremierowe wydanie najnowszej jego książki, napisane cerlicą.
- Skąd...?!- znowu nie potrafił skończyć.
- Zdobyłam to na święta. Ale to jeszcze nic. Otwórz na... 184 stronie.
Tu zaczynał się jego ulubiony fragment. Znałam go na pamięć. To dość ciekawa historia. Często wracał do niego, a przy tym patrzył na mnie z miłością. Pewnego dnia z ciekawości przeczytałam go z nim. Przypominał naszą ucieczkę z Dworu, gdy oskarżono mnie o zabójstwo królowej. Główny bohater pomaga uciec wybrance serca z więzienia, gdzie została uwięziona niesłusznie i we swoje zaczynają podróż po wielkich stepach i dzikich kanionach, by złapać prawdziwego przestępcę. Z tą różnicą, że nie mieli do pomocy Alchemiczki i nie próbowali ukrywać swojej miłości. Włożył w nią zdjęcie, któremu teraz się przyglądał z jeszcze większym szokiem. Podeszłam do niego, choć i bez tego wiedziałam, co się ma nim znajduje.
- Czy to jest...?!- po raz kolejny mu przerwałam.
- Jak wróciliśmy z miesiąca miodowego dałam ci inną, trudniejszą sukienkę do ubrania. Udało ci się i obiecałam ci za to nagrodę. To było to spotkanie.
Odwrócił fotografię. Z tyłu napisane było moim pismem: "Wszystkiego najlepszego towarzyszu. Dzisiaj i zawsze kochająca Roza" i data.
- Moje urodziny. Roza ja nie wiem, co powiedzieć. Tyle cudownych rzeczy dla mnie zrobiłaś.- mąż patrzył na mnie z wielką miłością. Po chwili całowaliśmy się z czułością i całym naszym uczuciem.
- Ty nie byłeś gorszy. Weź te teczki i książkę. Zbierzemy wszystko, z czym jesteśmy silnie związani emocjonalnie.