Strony

piątek, 1 lipca 2016

ROZDZIAŁ 176

Mało kiedy widziałam Dymitra szczerze zdziwionego. To była jedna z tych chwil. Od samego początku przyglądał się przybyszowi z zainteresowaniem, jakby go znał, ale nie wiedział skąd. Gdy się przedstawił, oczy strażnika zrobiły się wielkie jak krążki do hokeja.
- To na prawdę pan?!- spytał z niedowierzaniem, podając pisarzowi dłoń.
- Jaki tam pan. Mów mi Luis.- gość uścisnął mojemu mężowi dłoń i usiedliśmy razem przy stole.- Twoja urocza żona zaprosiła mnie tutaj. Sam wiele o was słyszałem. Więc jak mogłem odmówić. Mam nadzieję, że książka dotarła.
- Tak. Gdybyś Luis widział jak się cieszył.
- Dla takich osób warto pisać. Chciałbyś może o coś zapytać, o książki, albo na mój temat.-zwrócił się do Rosjanina.
Przez kolejne dwie godziny słuchałam ich rozmowy. Nie interesuje się jego książkami, ale muszę przyznać, że ciekawie było się z nim spotkać. Ale najlepszy w tym był błysk szczęścia w oczach Bielikowa. Jednak po tym czasie nasz gość musiał wracać.
- Bardzo miło było was poznać. Jeszcze nigdy nie spotkałem takich ludzi jak wy.
- To my dziękujemy za to, że zgodziłeś się na spotkanie. Mąż jest wielkim pasjonatem westernów. Niekiedy śmieję się, że sam jest szeryfem.- powiedziałam, gdy razem szliśmy do wyjścia. Wszyscy się zaśmialiśmy.
- Dymitra, masz wspaniałą i śliczną żonę. Pilnuj jej.
- Jest moim oczkiem w głowie.- ukochany objął mnie ramieniem i ucałował w skroń. Uśmiechnęłam się na ten gest. Po wyjściu na dwór pożegnaliśmy się z Luisem i poszliśmy do samochodu. Tym razem pozwoliłam kierować Dymitrowi. Po dwóch godzinach byliśmy z powrotem na Dworze. Po rutynowej kontroli pozwolono nam wjechać przez bramę. Po zaparkowaniu w garażu, udaliśmy się do pokoju. Jednak w połowie drogi dopadł nas Eddy.
- Rose, Dymitr, Lissa wzywa was do sali numer osiem.- powiedział nasz przyjaciel.
Z mężem popatrzyliśmy na siebie. W trójkę pobiegliśmy przed wielkie drzwi.
- Poczekajcie tu chwilę, a później wejdźcie.- poprosił Castile.
Popatrzyliśmy na siebie nie pewnie. To znaczy ja udawałam. Kiwnęliśmy głowami na zgodę. Chłopak zniknął za drzwiami. Minutę później sami weszliśmy. Wszędzie było ciemno i cicho. Nagle zapaliły się pochodnie i wyskoczyli wszyscy zaproszeni goście, krzycząc "NIESPODZIANKA!"
Dymitr patrzył na około zdezorientowany, a ja uśmiechałam się szeroko. Do mojego męża ustawiła się kolejka z życzeniami. W tym czasie mogłam rozejrzeć się po sali.
No, Lissa się postarała. Wszędzie było porozrzucane siano i kilka jego bel. Na ścianach wisiały plakaty z westernów, wyposażenie dla koni i wstęgi za wygrane zawody konne. Można było poczuć się jak w stajni. Pod ścianami stały stare, drewniane stoły z różnymi daniami. Przy jednym z miejsc leżał kapelusz kowbojski.(↓) Przyjaciółka poprosiła o niego, gdy tylko dowiedziała się, że Bielikow w ogóle taki ma. Podeszłam tam i go wzięłam. Po składaniu życzeń wszyscy ustawili się przy solenizancie w pół okręgu. Mówił coś, żywo gestykulując przy tym. Pewnie dziękował. Ostatnio zrobił się bardziej otwarty dla przyjaciół. Bardzo mnie ro cieszy. coraz trudniej odnaleźć w nim tego zamkniętego i poważnego strażnika z naszego powrotu do Akademii św. Władimira. Wróciłam do zbiorowiska i założyłam mojemu kowbojowi kapelusz. Odwrócił głowę w moją stronę, ale ja już byłam po drugiej, obejmując go. Gdy przekręcił głowę w końcu do mnie, cmoknęłam go w policzek.
- To może teraz nasz kowboj zdmuchnie świeczki i pokroi tort?- zaproponowałam, na co wszyscy się ucieszyli.
Na salę wjechało ciasto(↓). Dymitr stanął na środku, a goście utworzyli wokół niego koło.
- Pomyśl życzenie.- szepnęłam, choć w panującej ciszy było mnie słychać na całej sali.
- Czego mogę sobie życzyć, gdy mam wszystko?- zastanawiał się chwilę, po czym zdmuchnął dwadzieścia sześć płomieni. Goście zaczęli klaskać.
Pierwsze po tort oczywiście były dzieci. Miały one swój własny kącik z małym stoliczkiem, piniatą, mini zamkiem dmuchanym, basenem z piłkami i konikiem na biegunach. Reszta sali była dla nas. Po zjedzeniu pysznego tortu, prawie każdy sięgnął po lampkę alkoholu. Z głośników poleciała muzyka. Trochę z lat osiemdziesiątych, trochę kowbojska. Nawet był byk mechaniczny. No to się królowa postarała. Aż się boję co będzie na moje urodziny. Mam nadzieję, że motywem przewodnim nie będą róże. Nie lubię jak ludzie otaczają mnie wszystkim co ma coś wspólnego z tym kwiatem, tylko ze względu na imię. Wyjątkiem oczywiście są Lissa i Dymitr. Ale cała sala w różach?! Chyba bym tego nie przeżyła.
Impreza zaczęła się rozkręcać. Właśnie z mężem staliśmy przy wazie z ponczem i rozmawialiśmy z Eddym i Masonem, kiedy ktoś do nas podszedł.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy?- usłyszałam znajomy głos.- Najlepszych uczniów i najlepszego nauczyciela.
- Myślę, że mnie przeceniasz Stan.- Bielikow uśmiechnął się do mojego dawnego nauczyciela. Razem z nim była też Alberta.
- O! W końcu przyznałeś, że byłam najlepsza.- zauważyłam.
- Hathaway, ty chyba nigdy się nie zmienisz.- uznał Alto.
- Staram się Stan.- uśmiechnęłam się cwanie.
- Za to Dymitr bardzo się zmienił.-odezwała się w końcu strażniczka.
- Niby jak?- zdziwił się mój ukochany.
- Normalnie.- Albertę poparł Eddy.- Rose ma na ciebie bardzo dobry wpływ.
- W szkole mało kiedy wyrażałeś jakiekolwiek uczucia, nie mówiąc o śmiechu.- dodał Stan.
- Nikt by nawet nie pomyślał, że możesz kogoś kochać, a tu proszę. Potajemnie randki z uczennicą.- zakpiła Petrowa.
- Po co im potajemnie randki, skoro mieli dziennie kilka godzin sam na sam na sali gimnastycznej?- spytał Mason.- W sumie nie dziwię ci się Bielikow. Mało komu nie spodobała by się Rose w obcisłych leginsach.- wszyscy się zaśmiali. Nawet Dymitr, choć odrobinę się spiął. Jednak trwało to parę sekund. Najwidoczniej alkohol zaczął u niego działać.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy z naszymi nauczycielami, ale później zniknęli nam gdzieś w tłumie.
___________________________________________________________
Dzisiaj będzie jeszcze jeden za wczoraj :-*.