Strony

środa, 22 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 171

- Ciocia Rose, ciocia Rose.
Poczułam jakiś ciężar na klatce piersiowej.
Otworzyłam czujnie oczy, ale uspokoiłam się, patrząc w błękitne tęczówki.
- Ciociu, a w noćy był gwiazdol. Wsyscy dostali plezenty.- chłopiec był bardzo szczęśliwy.
- Właśnie wujek, wstawaj.- usłyszałam z boku.
Na moim mężu siedziała Zoja.- Wstań, bo jak nie, to Ciocia Rose cię zrzuci.
Dymitr jednak dalej leżał. Nagle wykonał taki ruch, że dwoje dzieci leżało pod nim, na jego połowie. Zrobił to bardzo szybko. Zanim maluchy zrozumiały co się dzieje, zaczął je łaskotać. Cieszyłam się, że po naszej nocnej zabawie, pomyśleliśmy o ubraniu się.
- Dzieci!- zza drzwi wychyliła się Sonia- Idźcie na dół do Lili i Pawki i poszukajcie prezentów dla cioci i wujka.
I już ich nie było. Szybko przegraliśmy się i wykonaliśmy poranną toaletę, po czym zeszliśmy na dół. Wszystkie dzieciaki szukały prezentów, a Lili i Pawka, jako jedyne umiejące czytać, rozdawali je odpowiednim osobą. Dymitr wymyślił, że będą miały więcej zabawy, jeśli pochowamy podarki w całym domu, a przy każdym będzie wskazówka do następnego. On to ma głowę. Maluchy biegły po całym domu. Reszta w tym czasie czekała na śniadanie w jadalni. Widać, że każdy dopiero co wstał. O dziwo nie widziałam nigdzie Oleny. Przecież ona zawsze była pierwsza na nogach.
- Mamo!- mój mąż wleciał do kuchni. Dopiero teraz zauważyłam, że to tam jest kobieta.- Co ty wyprawiasz?! Przecież jesteś gościem. Nie możesz gotować. Po to wyjechałaś, żeby odpocząć.
- Oj już tak nie dramatyzuj.- westchnęła kobieta, ignorując syna.
On jednak nie ustąpił i po krótkiej wymianie zdań Olena usiadła nadąsana. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Po chwili na twarzy dampirzycy pojawił się uśmiech. Pomyślałam, że pomogę mojemu ukochanemu. Gdy weszłam do kuchni, Dymitr kazał mi wracać do stołu. Z następnej wymiany zdań to ja wyszłam zwycięsko. Kilka minut później na stole były wszystkie potrawy. Zawołaliśmy dzieci, które na moment pojawiły się w salonie.
- Ale mamo, prezenty.- zaprotestował Pawka.
- Prezenty nie uciekną,- zauważyła babcia chłopca.- a śniadanie trzeba zjeść.
- Jeszcze chwila.- Lili już chciała odejść, ale zatrzymały ją moje słowa.
- Są naleśniki.
Jak na zawołanie cała czwórka zajęła swoje miejsca. No Łuka został zaciągnięty przez Pawkę, bo on jeszcze pije z butelki, albo kaszki, więc taka potrawa nie robi na nim wrażenia. Chłopiec wyrwał się z kolan Soni.
- Ciocia! Chcie do ciocia!- wyciągnął w moim kierunku małe rączki.
Bardzo spodobał mi się ten pomysł. Też stęskniłam się za tym brzdącem. Po zapewnieniu siostry Dymitra i wielu próbach syna, mały trafił na moje kolana. Od razu przytulił się do mojego okrągłego brzucha, jak to miał w zwyczaju i zaczął bawić się moimi ciemnymi włosami. W tym czasie ja głaskałam jego główkę. Mimo tego, że jego jasne loki różniły się od brązowych włosów reszty Bielikowów, były identycznie miękkie i jedwabiste.
- Masz adoratora Roza.- zaśmiał się mój mąż.
Razem karmiliśmy siostrzeńca. Sami też zajadaliśmy się naszymi dziełami kulinarnymi.
Gdy na chwilę doniosłam głowę, napotkałam spojrzenie oczu mojej matki. Patrzyła z czułością, wzruszeniem, wymieszanym z żalem. Posłałam jej uśmiech.
- Możemy już otworzyć prezenty?- cała czwóreczka spojrzała na nas błagalnie, gdy siedzieliśmy wszyscy w salonie, popijając ciepłe napoje.
- Jasne.- uśmiechnął się mój mąż.
Dzieci jeszcze kilka minut szukały wszystkich ukrytych pakunków i kładły je na stoliku. Następnie zebrały się przy nim w kółeczku. Pawka i Lili czytali, a Zoja i Łuka rozdawali.
- Rose.- Lili podała torebkę blondynkowi.
- Dziękuję.- powiedziałam, odbierając prezent. Chłopiec uśmiechnął się do mnie promienie.
Zajrzałam do środka torebki. Wyciągnęłam z niej perfumy, złote kolczyki i sztylet. Przyjrzałam się zachwycona broni. Rękojeści kończyła się uformowana z wielką dokładnością różą. Na ostrzu był wygrawerowany napis "Mojej Rozie- Towarzysz". Był piękny. Usiadłam mojemu Mikołajowi na kolanach i pocałowałam go w policzek.
- Rose.- zaśmiał się mój ojciec.- Tylko ty mogłaś ucieszyć się ze sztyletu, jako prezentu.
- Lepiej staruszku pochwal się co ty dostałeś od Gwiazdora, czy kto tam jest u was w Turcji.
- U nas jest Mikołaj. A dostałem od niego...- zaczął odwijać papier.
Doskonale wiem co dostał. Zegarek, czerwony krawat w żółte groszki i kolejną chustę do kolekcji. Dzieci podały jeszcze dwa podarki. W sumie każdy dostał po trzy. Od nas, moich rodziców i rodziny Dymitra.
Wracając. Abe od swojej narzeczonej dostał jakąś biżuterię, o jakiej marzył od nie wiadomo kiedy, a od Bielikowów własnej roboty nalewkę. O tak. Rosyjski alkohol jest najlepszy. Ja jeszcze dostałam od rodziców ubranka dla dzieci, a od Rosjan cały zestaw matrioszek.
Moja mama od Abe'a dostała bransoletkę z znakami które dostają strażnicy i Nazarem(↓). Bardzo się ucieszyła. My podarowaliśmy jej fartuch do gotowania z napisem " Jestem kurą domową", na co wszyscy się śmiali. Ona też. A trzecim prezentem był obraz na ścianę. Każda z rodziny Bielikowa dostała kosmetyki, ramki na zdjęcia i takie różne ozdoby. Dymitr dostał od moich rodziców książkę kucharską, a od swojej rodziny Album na zdjęcia. Ja podarowałam mu kowbojski kapelusz, płytę z ulubionymi piosenkami i na samym dnie najnowszy, jeszcze nie wydany western z dedykacją od samego autora. Pewnie nikt nie uwierzy, ale Louis L'Amour jest morojem. Ludzie myślą, że nie żyje, ale tak na prawdę siedzi w jakimś domku w lesie i kontynuuje swoją twórczość dla naszego gatunku. Wiele mnie to kosztowało, bo książka została przetłumaczona na cerlicę, a później podpisana. Ale warto dla widoku uśmiechniętego męża. Ukochany gdy tylko otworzył pierwszą stronę i przeczytał odręczny podpis, spojrzał na mnie nie dowierzając, a następnie wziął na ręce i zaczął się kręcić ze mną w objęciach. Gdy w końcu się zatrzymał, objęłam do nogami w biodrach, a on zachłannie wbił się w moje wargi.
- Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu Dymitr.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę.
Usiedliśmy na swoim miejscu jak gdyby nigdy nic, a reszta patrzyła na nas z uśmiechem. Nawet mój ojciec. Jakby był dumny. Tylko Łuka nic nie rozumiał.
- Ja tez chce samolocik jak ciocia.- poskarżył się. Dostaniesz,- obiecał strażnik.- ale może najpierw otwórzcie swoje prezenty.
Dzieci dostały zabawki. Mnóstwo zabawek. Do tego, Pawka od moich rodziców dostał teleskop, Lili od nas różowy rowerek, a Zoja od swojej rodziny nowe kredki.
- A to ode mnie.- moja siostra podeszła do nas i niepewnie podała nam torebkę. W środku była ramka z naszym zdjęciem. Byliśmy tam ja z mężem i dość dużym brzuszkiem oraz Lili. Jedliśmy watę cukrową w wesołym miasteczku. Oboje ją przytuliliśmy. To na pewno moje najlepsze święta w życiu.
______________________________________
Z dedykacją dla Mańki, która we mnie wierzy. Kocham Cię.
Wiem wczoraj nie było, ale miałam straszny brak weny. Musiałam wyleczyć ten rozdział i daję go dzisiaj wierząc, że jest dobry. Nie wiem kiedy następny, ale gdy do trwam do nowego roku, pójdzie jak spłatka. I zastanawiam się czy w przyszłym roku szkolnym nie dawać rozdziałów rzadziej. Tak dwa razy w tygodniu. Ale to zobaczę po wakacjach. 💖
Później może pojawić się więcej zdjęć.