Strony

sobota, 11 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 162

W tym momencie moja samokontrola poszła na spacer.
Zachłannie wbiłam się w jego wargi. Usiadłam na nim tak, że znalazł się we mnie i zaczęłam poruszać rytmicznie biodrami. Zdziwiłam tym Bielikowa. Zazwyczaj to on przejmował inicjatywę. Ale dal mi prowadzić. Poruszałam się coraz szybciej. Widziałam w oczach Dymitra pożądanie i rozkosz. Chyba sam nie wiedział, co zrobić z rękoma i jak mi się odwdzięczyć. Więc błądził nimi po całym moim ciele. To było wspaniałe. Kiedy oboje doszliśmy, opadłam na męża. Nie wiem kiedy znalazł się w pozycji leżącej, ale duża wanna mu na to pozwalała. Objął mnie, przyciskając mocniej do siebie. Leżałam tak na nim w ciszy, którą sama przerwałam.
- Kocham cię towarzyszu.- szepnęłam mu do ucha.
- Roza... To było... jesteś wspaniała.- wydusił z siebie.
Na moich ustach pojawił się uśmiech.
- Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Dzięki tobie jestem tu gdzie jestem. Zawsze dajesz mi siłę, kiedy jej potrzebuję. Zawsze jesteś dla mnie. Nie wiem czy na to zasługuję, ale- gestem zakazana mu przerywać mi, gdy zauważyłam, że chce zaprzeczyć.- nie obchodzi mnie to. Cieszę się, że ktoś taki jak ty, jest ze mną. Nikogo nie kochałam i nie będę tak kochać jak ciebie. Jesteś jedynym na całym świecie. I za tobą pójdę na koniec świata, co w sumie już raz zrobiłam. Bo cię kocham oraz dlatego, że zarówno ty, jak i twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze.- skończyłam.
- No widzisz, umiesz wyrażać swoje uczucia słowami.
- Tylko dzięki tobie.
- Roza, za bardzo mnie idealizujesz.
- Nie da się idealizować ideału.- powiedziałam patrząc mu głęboko w oczy.
Dymitr uniósł się lekko i pocałował mnie. Jako, że wciąż był we mnie, nawet ten drobny ruch sprawił mi przyjemność i wywołał mój cichy jęk, stłumiony przez ciepłe usta. Mój mąż uśmiechnął się na to.
- Dobra Roza kończymy się myć i zabieramy do roboty.- przy ostatnim słowie lekko klepnął mnie w tyłek, na co pisnęłam zaskoczona.
- A gdzie jest poważny i rozsądny Strażnik Bielikow? Ostatni zachowujesz się jak zakochany nastolatek.
- Bo jestem zakochany. To ty mi dajesz odwagi. Robię tobą rzeczy o jakich nawet mi się nie nie nie śniło. Te wszystkie fantazje zajmowały mi czas odkąd cię spotkałem, poznawałem. Przecież marzyć to żaden grzech. Kochać kobietę życia też nie.
- Masz rację, musimy stąd wyjść bo jak tak dalej pójdzie to zostaniemy tu do przyjazdu gości.
- Jakich gości?- zdziwił się mój ukochany.
- No moich rodziców głuptasie.- cmoknęłam go w czubek nosa.
- A no tak. Myślałem, że chodzi ci o kogoś jeszcze.
- A o kogo by miało chodzić? Z resztą nie ważne. Wstajemy.
Usiadłam na nim w rozkroku i delikatnie podniosłam. Dokończyliśmy mycie i wyszliśmy z wody. Wytarliśmy się nawzajem. Chciał mnie pocałować, ale mu uciekłam. Wyszłam z łazienki i zamknęłam drzwi na klucz od zewnątrz. Po chwili klamka zaczęła się ruszać.
- Rose? Ty zamknęłaś drzwi na klucz?- usłyszałam zza drewna.
- Może. Jak dawno nie słyszałam z twoich ust angielskiej wersji swojego imienia. Pięknie brzmi. Może nie tak jak Roza, ale nikt nigdy tak ładnie go nie wymawiał.- droczyłam się z nim oparta tyłem o drzwi, bawiąc się kluczem.
- A otworzysz je?- spytał słodko.
- Nie. To co mamy zrobić do jedzenia?- krzyknęła, idąc do garderoby wziąć czyste ubrania. Gdy to zrobiłam, wróciłam pod drzwi.
- Kochanie nawet nie zbliżaj się do kuchenki. I proszę Roza. Wystarczy przekręcić kluczyk. 
- Wiem, jak to się robi.- prychnęłam, ubierając czerwoną tunikę i szare dresy.- Twoje serce jakoś otworzyłam. Ile zajmuje ci golenie się?
- Dziesięć do piętnastu minut, a co?- spytał trochę nieufnie.
- Za dwadzieścia minut otworzę te drzwi, a do tego czasu twoje policzki mają być gładkie jak pupcia niemowlaka.
Klucz położyłam koło telefonu, który w tym samym momencie zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz. On to ma wyczucie czasu. Zaczynam się zastanawiać, czy nie ma czasem tu jakiejś zamontowanej kamerki. Wzięłam komórkę i nie zważając na prośby i krzyki Dymitra, wyszłam z pokoju. Na korytarzu odebrałam.
- Co jest staruszku?- spytałam.
- Dzwonię w sprawie świąt.- no jakże by inaczej. Abe dzwoni tylko w jakichś sprawach.
- A dokładniej?
- Za dużo spraw dla ciebie załatwiam. A dokładnie będą jutro w południe. Zadowolona?
- Oj bardzo. Kocham cię tato, pa.
Zaśmiałam się po rozłączeniu. Chciałabym teraz zobaczyć jego minę. Z uśmiechem zeszłam na dół. W kuchni był straszny bałagan. Ogarnęłam go w pięć minut. Na kredensie leżała książka kucharska z zaznaczonymi przepisami."Och, Bielikow. Sam się wpakowałeś w kłopoty."
Uśmiechnęłam się szatańsko do swoich myśli.
Wybrałam pierwszy lepszy przepis. No skup się, przecież to nie może być trudne. Pieczona kaczka.
Pycha!
No mam nadzieję. Przygotowałam mięso, sos i warzywa. Wsadziłam naczynie z kaczką w przyprawach do piekarnika. Godzina. Okey, to sobie poczekam.
W tym czasie znalazłam przepis na sałatkę. Dymitr już przygotował warzywa, trzeba tylko obrać jabłka i ugotowane jajka, pokroić je i jarzyny oraz wymieszać w misce z majonezem, śmietaną, musztardę i dodać przyprawy. Byłam w połowie krojenia, gdy minął czas golenia się Dymitra. Weszłam na górę i zabrałam klucz. Jednak nie otworzyłam drzwi. Zapukałam.
- Roza?- spytał z nadzieją.
- Nie, Św. Mikołaj. A nie, czekaj! To ty nim jesteś.
- Roza co się z tobą dzieje?- martwił się o mnie. To słodkie, ale umiem o siebie zadbać.
- Ze mną nic. A ty już ogolony?
- Wejdź i sprawdź.
Przekręciłam kluczyk i uchyliłam drzwi. Zanim jednak zdążyłam choćby do końca je otworzyć, wypadł zza nich mój mąż, mocno wbijając się w moje usta. Poczułam piękny zapach wody kolońskiej. Po pierwszym szoku oddałam pocałunek, łapiąc w dłonie jego twarz. Gładziutka.
- Dobra robota towarzyszu.- oparłam ręce na jego klatce piersiowej. Dopiero teraz zauważyłam, że jest całkowicie nagi. No tak, nie miał w co się ubrać.
- Marsz do garderoby.- wskazałam palcem pomieszczenie przyległe do naszej sypialni.- Później do kuchni.
- Tak jest!- ukochany zasalutował i poszliśmy w swoją stronę.