Strony

piątek, 10 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 161

- Dymitr!!- zawołałam męża.
- Co się dzieje, Roza?- spytał wchodząc do salonu.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Ukochany miał na sobie fartuszek w kwiatki, był cały w mące i ze związanymi włosami.
- Ładnie.- zignorował moją reakcję, patrząc na drzewko po środku pokoju.
- Brakuje tylko jednego.- podałam mu gwiazdę betlejemską.
Wziął ją, całując mnie przelotnie w usta i założył na czubek choinki. Za dwa dni święta i już wszystko przygotowujemy.
- Dobra skarbie, teraz ty mi pomożesz.- strażnik złapał mnie za rękę i pociągnął do kuchni.
- Nie wiem czy to jest dobr... co to za cudowny zapach?- przerwałam, wciągając nosem zapach unoszący się w pomieszczeniu.
- Załóż to.- mąż podał mi fartuszek identyczny do tego, który sam miał na sobie.
- Serio?- spytałam z niedowierzaniem.
- Serio.
Westchnęłam zrezygnowana i ubrałam go. Ledwo związałam sznurki na plecach, a dostałam z mąki.
- Dymitr!!- krzyknęłam zdenerwowana.
- Musi być wydać, że coś robiłaś.- mój ukochany próbował powstrzymać śmiech.
Pomogłam mu, obrzucając go białym proszkiem. Teraz ja śmiałam się do rozpuku.
- Osz ty!- Bielikow wziął kolejną porcję mąki. Nie zostałam mu dłużna.
Po pół godzinie cała kuchnia była biała, razem z nami. Ale przynajmniej się pośmialiśmy.
- Dobra Roza, trzeba posprzątać i zabrać się do roboty.
- A umyjesz mi głowę?- podeszłam do niego zmysłowo. Położyłam mu ręce na karku, a jego znalazły się na moich biodrach.
- Roza, nie teraz.- szepnął w moje usta.
- po pierwsze- lekko musnęłam jego wargi, ale gdy chciał pogłębić pocałunek, odsunęłam się od niego.- wcale tak nie myślisz. Po drugie,- następne muśnięcie.- Moje włosy same się z tej mąki nie umyją, a łatwe to nie jest. Myślę, że sam swoich też nie chciałbyś myć. A po trzecie...- tym razem mocno wbiłam się w jego usta.
Wiedziałam, że wygrałam. Nie umiał mi się oprzeć. Nim się obejrzałam, już biegł do łazienki, ze mną na rękach.
- Ty moja mała żmijo.-zaśmiał się, zamykając za nami drzwi i posadził mnie na pralce.
- Ja jestem ładniejsza niż Abe.
- Ale charakter masz po nim. 
- Pff... Żmij mi nawet nie dorównuje.- prychnęłam.
- Oczywiście skarbie.- pocałował mnie przelotnie.- A teraz wyskakuje z tych brudnych ubrań.
- Wolę, gdy ty mnie rozbierasz.- powiedziałam z niewinnym uśmieszkiem. W uszach zadźwięczał mi jego piękny śmiech.
- Ja też Roza, ja też.- pocałował mnie mocniej i dłużej.
Po chwili odsunął się i odkręcił wodę. Do wanny wlał jakiś płyn, a po łazience rozniósł się aromat kokosowy. Ja dalej czekałam, patrząc co robi. Obserwowałam każdy jego najmniejszy ruch, napawając się widokiem jego mięśni. Sięgnął w głąb jednej z szafek i wyciągnął...
- Co to jest?- spytałam pokazując ba pudełeczko, które trzymał mój mąż.
On tylko uśmiechnął się cwanie i rzucił garść jego zawartości do wody. Na powierzchni unosił się płatki róż.
- Są tam jeszcze jakieś kwiaty?- spytałam zaciekawiona, schodząc z pralki i zaglądając mu przez ramię.
- A co? Róże już ci się nie podobają?
- Tak z ciekawości się pytam. To co będzie z tym rozbieraniem?- stanęłam w niedużej odległości od ukochanego.
Nie czekałam długo. Już po chwili moje ubrania leżały na podłodze, a ja siedziałam w wannie, oparta o tors ukochanego.
- Kocham Cię Roza.- szepnął mi, masując moją głowę z szamponem.
- Mmrr...- tylko na mrugnięcie było mnie stać. Ten człowiek mnie rozwala. Jeszcze przy nikim się tak nie czułam. Byłam bezpieczna, gdziekolwiek jestem, jeśli on jest przy mnie.
Po drugim myciu nałożył mi odżywkę i odwrócił do mnie tyłem. Teraz moja kolej. Nabrałam na dłonie szampon Dymitra i zanurzyłam je w brązowych włosach. Mąka trochę się kleiła, ale wyciągnęłam ją szczotką. Zaczęłam rozpieszczać jego skórę. Strażnik co jakiś czas lekko pomrukiwał.
- A kotek nie boi się żmii?- spytałam zaczepnie.
- Kotek bardzo kocha swoją żmiję.- złapał mnie za dłoń i pocałował.
- Smacznego.- zaśmiałam się, gdy skrzywił się pod wpływem smaku szamponu. Od razu posadził mnie sobie na kolanach.
- Każdy smak jest cudowny, jeśli jest związany z tobą.- powiedział śmiertelnie poważnie.
- Dymitr...- nie wiedziałam co powiedzieć.
- Cii... nic nie mów.- ukochany przyłożył mi palec do ust. Przysunął mnie bliżej siebie. Miejsce jego palca zastąpiły miękkie wargi. Całowaliśmy się długo i zachłannie, jakbyśmy się całe wieki nie widzieli. Kiedy skończyliśmy, stykaliśmy się czołami, ciężko dysząc.
- Tak bardzo Cię Kochamy Roza. Boję się każdego dnia, że mogę cię stracić kwiatuszku. A gdyby coś ci się stało, nie wybaczyłbym sobie tego.
- Powiedziałabym ci coś podobnego, gdybym umiała tak pięknie opisywać uczucia.
- Nie musisz nic mówić. Przecież wiem, że mnie kochasz.
- Ale chcę. W takim razie czemu ty to robisz?- spytałam patrząc mu prosto w oczy.
- Bo wiem, że sprawi ci to przyjemność. Mi to do szczęścia nie potrzeba. Wystarczy, ze jesteś przy mnie.
- I ja tak samo, a jednak ciągle mi to mówisz.
- To źle.
- Nie, bo sprawia mi przyjemność. Tak, bo nie umiem się odwdzięczyć. A bardzo Cię kocham. Nie umiem tego wyrazić słowami choć bardzo tego chcę.
- To odwdzięczysz mi się, pomagając przy jedzeniu. W końcu to nie ja zaprosiłem na święta twoich rodziców.- zmienił temat.
Wróciłam do poprzedniego zajęcia, ale tym razem od przodu. W tym czasie mąż mył moje ciało. Jego delikatne dłonie ślizgały się po namydlonym ciele, każdym zakamarku, a aksamitne kosmyki pieściły moje ręce. Ustami muskał moją szyję, ułatwiając dostęp do swoich włosów, ale jednocześnie bardzo mnie rozpraszając. Było to bardzo przyjemne. Nie mogłam się skupić na własnych myślach.
- I tak są zaproszeni na dwór, a wole święta spędzić w naszym nowym domu.- przyznałam.
- Mam nadzieje, że będą lepsze niż rok temu.- wiedział, że to drażliwy temat, zwłaszcza teraz, ale kiedyś trzeba się z tym zmierzyć. Nie chciałam więcej okazywać słabości.
- Na pewno będą najlepsze w moim życiu. Tylko bądź przy mnie.
- Zawsze Roza. W końcu obiecałem.- zaczął pocierać wewnętrzną stronę moich ud.
- Jeśli zaraz nie przestaniesz, to rzucę się na ciebie nie pytając o nic.- powiedziałam zachowując ostatki zdrowego rozsądku.
W jednej chwili się ode mnie odsunął, patrząc nic nie rozumiejącym wzrokiem. Spojrzałam na jego dłonie. On zrobił to samo i chyba dopiero teraz zauważył co robi. Uśmiechnął się cwanie. Jeśli robił to nieświadomie i doprowadził mnie do takiego stanu, to aż się boję, co by było gdyby było to zamierzone. No i się dowiedziałam. Jego dłonie podsunęły się wyżej i ruszały się szybciej i mocniej.
- Pokaż skarbie, na co Cię stać.- prowokował mnie zachrypniętym głosem.
W tym momencie moja samokontrola poszła na spacer.