Strony

niedziela, 29 maja 2016

ROZDZIAŁ 151

- Roza. Kochanie. Wiem, że nie śpisz.- poczułam ciepłe usta i dłonie wędrujące po moim całym ciele.
Nie spałam od jakiegoś czasu, ale nie chciało mi się otworzyć oczu. Skąd on wie, że nie śpię? Postanowiłam trochę się z nim podręczyć. Odwróciłam się tylko w jego stronę i "przez sen" objęłam ramieniem. Usłyszałam jego donośny śmiech.
- Roza, słodko wyglądasz gdy udajesz, że spisz. Ale przez całą noc stęskniłem się za twoimi pięknymi, brązowymi tęczówkami. I chyba nie w mówisz mi, że ty za moimi nie. Takie brązowe,- zaczął zmysłowo szeptać mi do ucha, a przy okazji gładząc mnie po wewnętrznej stronie ud. To bardzo podniecało, ale starałam się nie poddawać.- ciemne, jak czekolada. Taka jaką lubisz. W których uwielbiasz się zatapiać. Przy których tracisz styczność ze światem zewnętrznym i zamykasz się w swoim własnym...
- Kusisz towarzyszu.- odezwałam się w końcu. Ale nie otworzyłam oczu.
- Mówisz Roza?!- nie musiałam go widzieć, żeby wiedzieć, że się uśmiechnął. Jego ręka podsunęła się wyżej, na co lekko się uniosła. Dymitr zaśmiał się głośniej.- Podniesiesz te powieki?
- A jeśli nie, to co mi zrobisz?- prowokowałam go.
Nagle poczułam jego palec w sobie. Krzyknęłam cicho z zaskoczenia, ale zaczęłam jęczeć, gdy poruszał nim coraz szybciej.
- Już znasz odpowiedź?- przy uchu usłyszałam zachrypnięty z pożądania głos męża. Po chwili dodał drugiego palca.- Pamiętasz, co ci obiecałem w hotelu pięć miesięcy temu? Teraz mam zamiar to spełnić.- dodał trzeciego palca.
Musiałam otworzyć oczy. Moja wyobraźnia działa zbyt dobrze i w głowie wytworzyło mi się wspomnienie brązowych tęczówek, które pod wpływem pożądania robią się coraz ciemniejsze aż do koloru czarnego, zlecającego się ze źrenicami. Ten obraz nie odbiegał od rzeczywistości. Zdążyłam zobaczyć barwę mocnej czekolady, zanim przeszła do ciemnej kawy, przez czarny z nutką brązu i do czystej czerni. Patrzył na mnie z podziwem i pożądaniem. Lecz nie mogłam długo cieszyć się widokiem, ponieważ byłam na krawędzi orgazmu. Po chwili doszłam, jęcząc imię ukochanego. Wygięłam się w łuk i opadłam bezwładnie na łóżku. Było mi tak dobrze. Dymitr wyciągnął palce, a później poczułam jak sam we mnie wchodzi.
Tak minął nam miły poranek...
*** 
Okazało się, że strażnik obudził się już wcześniej i przeniósł nas, a dokładnie mnie, do naszej sypialni. Teraz razem schodziliśmy na śniadanie.
- Dzień dobry wszystkim.- powiedziałam z uśmiechem, gdy tylko przekroczyliśmy próg salonu.
Zastałam tu całą rodzinkę w komplecie i Olę. Karolina karmiła Zoję, Pawka i Lili jedli w milczeniu śniadanie (jakaś nowość. Zawsze to oni krzyczeli na cały dom.) Sonia kołysała Łukę, popijając kawę, Olena jak zwykle kręciła się w kuchni, ale można uznać, że jest z nami, a Ola była czymś tak zamyślona, że zapomniała o jedzeniu. O dziwo nawet Jewa zaszczyciła nas swoim towarzystwem. Siedziała na swoim bujanym fotelu i robiła małe ubranka na drutach. Można by pomyśleć, że jest zwykłą, kochaną babcią, która nie przepowiadającą przyszłości. Niestety to tylko pozory.
- Hej. - odpowiedzieli jednocześnie.
Gdy tylko usiadłam koło najstarszej z sióstr, tam gdzie miałam miejsce od jakiegoś czasu, mój mały siostrzeniec zaczął wyciągać rączki w moją stronę i słodko gaworzyć.
- Kochanie, siedź spokojnie i daj cioci Rose zjeść. Wiem, że id wczoraj się stęskniłeś, ale ciocia ma też swoje zajęcia.- uspokajała malca mama.
- W sumie możesz mi go dać. Nie przeszkadza mi.- zaproponowałam. Widziałam, że ona tego potrzebuje. Wyglądała jak śmierć. Blada, wory pod oczami i ledwo co trzymała się na nogach. Oczywiście ukrywała to jak Dymitr, nie miała wyjścia, ale ja go dobrze znam. Więc ją też umiem przejrzeć. Już po chwili na kolanach siedział mi najmłodszy z Bielikowów.- Powinnaś trochę odpocząć. Idź jutro gdzieś na miasto z koleżankami, albo na jakąś imprezę. Ja chętnie popilnuję Łukę. Myślę, że Dymitr też nie będzie miał nic przeciwko.- spojrzałam pytająco na męża. Musiał dojść do tego samego wniosku.
- Tak, to żaden problem.- poparł mnie.
- Naprawdę?!- nie dowierzała.- Dziękuję, naprawdę. Już nie wytrzymuję zamknięta w tych czterech ścianach.
Poczułam ciągnięcie za włosy. Popatrzyłam w dół i napotkałam słodki, aczkolwiek złośliwy, bezzębny uśmiech.
- A to ty malcu ciągniesz mnie za kosmyki, tak?! No to czeka cię kara.- sama się uśmiechnęłam i zaczęłam go łaskotać.
Dampir wiercił się na mnie ze śmiechem. Pochyliłam się i za pierdziałam mu w brzuch. Ten jeszcze bardziej się zaśmiał.
- Dobra. Koniec tej zabawy.- do pomieszczenia weszła Olena z jeszcze panującym talerzem.- Dimka, siadaj do stołu, a nie stoisz i patrzysz się jak wół na malowane wrota.- zbluzgała syna. Zaśmiałam się na to porównanie.
Mój mąż wykonał polecenie i po chwili oboje zajadaliśmy się śniadaniem. Kilka razy próbowaliśmy nakarmić Łukę i udało się nam. Choć cały był brudny. Wzięłam serwetkę i wybrałam mu twarz.
- Rose.- powiedział nagle.
Chwila! Powiedział?! Przecież on jeszcze nie mówił. Przynajmniej do teraz. Każdy wpatrywał się w niego. W salonie zapanowała absolutna cisza. Pierwszy ocknął się Dymitr. Wstał, zabierając malca z moich kolan i kręcąc nim do około. Pomiędzy śmiechem chłopca, usłyszałam jakieś rosyjskie słowa mojego ukochanego. Między innymi, że jest dumny i bardzo szczęśliwy. Po chwili już każdy uściskał syna Soni, a ona szczególnie.
- Mój mały, kochany synek się odezwał.- powtarzała w kółko.
Pierwsze słowo Łuki stało się sensacją poranka. Przez resztę śniadania każdy próbował nauczyć chłopca nowych słów, po Rosyjsku, ale i Angielsku. Kończyło się to większym lub mniejszym sukcesem, ale młody się nie poddawał. Ola też trochę się rozchmurzyła.
Po posiłku, wszyscy rozeszli się w swoje strony. Siedziałam na górze z Dymitrem w naszym pokoju. On czytał książkę, a ja dopracowywałam plan. W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi. W szparze pojawiła się głowa Oli.
- Mogę wejść?- spytała niepewnie.
- Jasne.- powiedzieliśmy równocześnie, siadając po turecku na łóżku. Dampirzyca przysiadła się do nas.
- To jaki mamy plan?- spytała patrząc na mnie.
Mój mąż również mi się przyglądał z zaciekawieniem.
- Musimy sprawić, aby pocierpiał, ale na końcu walczył o ciebie. A ja opracowałam plan "Odzyskać Mike'a." Użyjemy w nim standardowego szablonu, czyli pięć kroków do odzyskania chłopaka. Po pierwsze wzbudzić zazdrość, po drugie ośmieszyć robiąc awanturę, zrywając, po trzecie zadać ból, po czwarte patrzeć na efekty, po piąte łaskawie wybaczyć. A to wszystko dzisiaj, o ósmej wieczorem, na Dyskotece. Od razu Dymitr spełni warunek przegranego zakładu.- odpowiedziałam widząc zdziwione spojrzenie męża.
Zaczęliśmy omawiać szczegóły. Podczas opracowywania planu, w oczach Dymitra pojawił się błysk. Tak jak ja uwielbiał coś takiego robić. Knucia, plany, zmienianie innym życia. Byle nie siedzieć bezczynnie. W naszym pokoju siedzieliśmy do obiadu.