Strony

wtorek, 24 maja 2016

ROZDZIAŁ 148

Hej, mam dla was dobrą wiadomość. Nie, nie zrezygnowałam z wyjazdu na rzecz bloga. Ale okazało się, że w klasztorze też jest cywilizacja. A cywilizacja=internet. Wniosek: będą rozdziały. Wczoraj nie było, bo się tego nie spodziewałam. Postaram się wstawić dzisiaj jeszcze jeden, ale nic nie obiecuję. Mam nadzieję, że się cieszcie. A teraz zapraszam na kolejny rozdział. :-*
_________________________________________________________
Wróciłam do pokoju, mając nadzieję, że mój mąż się jeszcze nie obudził. Na szczęście spał twardo obśliniając całą poduszkę. To był uroczy widok. Jednak Dymitra nie wydawał się być bardzo szczęśliwym. Zmartwiłam się. A co jeśli znów śni mu się jak był strzygą? Jednak uspokoiłam się, gdy ręką poruszył po mojej stronie łóżka. To ja byłam powodem jego niezadowolenia. A raczej brak mnie. Podeszłam z kubkiem "magicznej mikstury" i położyłam go na szafce nocnej. Delikatnie musnęłam jego czoło najpierw ręką, a później ustami. Uśmiechnął się błogo, co sprawiło, że się uśmiechnęłam. Zdjęłam swoje ubrania, zajęłam swoje miejsce u jego boku i pozwoliłam mu się objąć. Tym razem to ja byłam wyżej, więc po chwili miałam jego głowę na piersi. Przytulił mnie mocniej do siebie, jak małe dziecko misia. Patrzyłam jak słodko się uśmiecha. Czuł się bezpieczny i kochany.
Przypomniało mi się, jak spaliśmy w namiocie, podczas naszej ucieczki. Leżał dokładnie w tej samej pozycji. Prawie mnie tam pocałował. Szkoda, że jednak ten pocałunek nie miał miejsca.
Nieświadomie zaczęłam bawić się jego włosami. Owijałam na palcu brązowy kosmyk, gdy wróciłam do oglądania pokoju.
Koło biurka stoi regał z książkami. Pomiędzy nimi ustawione są małe figurki kowbojów i indian. Zauważyłam też matrioszki ułożone wielkością i kilka ramek ze zdjęciami. Nad drzwiami wisiał mały krzyżyk. Sam Dymitr może nie chodził często do kaplicy, ale jego rodzina należała do tych średnio wierzących.
- Roza.- usłyszałam cichy jęk. Dymitr złapał się się za głowę.
- Dzień dobry, towarzyszu.- uśmiechnęłam się.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry. Boże, poco ja wczoraj tyle piłem?!
- To prawda. Trochę sobie popiłeś.- potwierdziłam. Popatrzył na mnie spod byka. Pochyliłam się nad nim, złapałam kubek z odżywczym płynem i podałam mu go.- Lepiej się napij, bo jesteś strasznie marudny.
Ukochany wziął naczynie i bez wahania opróżnił jednym łykiem. Skrzywił się lekko, ale po chwili odetchnął głęboko. Od razu widać, że czuje się lepiej.
- Dziękuję Roza- pocałował mnie namiętnie.
- Nie ma za co. Lubię się tobą opiekować.
- Wcześniej nie musiałaś się mną opiekować.- zmarszczył brwi, myśląc o tym.
- Wiem i bardzo tego żałuję.
- Och Roza.- pokręcił głową.
- Ej. Ja też mam potrzebę zapewnienia ci bezpieczeństwa. Dobra koniec tematu. Wstawaj i idź na śniadanie.- popatrzyła na zegarek.- Dobra, obiad.
- Wolę zostać tutaj.- przesunął się bliżej mnie.- Razem z tobą.
- Też chętnie bym została...
- Ale...?
- Ale Olena już się niecierpliwi. No wstawaj.
Sama, nie czekając na niego się podniosłam. Na pewno by mnie złapał, ale wciąż był otępiały przez kaca. Podeszłam do okna i je otworzyłam. Wciągnęłam głęboko w płuc mroźne powietrze późnej jesieni. Odwróciłam się do męża, a raczej wypukłość pod kołdrą, która nim była. Westchnęłam ciężko. Nie wierzę. Gorzej niż dziecko. Szybko ściągnęłam z niego kołdrę. Patrzyłam jak na oślep szuka okrycia. Ostrożnie otworzył oczy, ale gdy tylko pierwsze promienie światła przebiły się przez przymknięte powieki, zacisnął je mocno, chowając głowę w ramieniu.
- Błagam, Rose miej litość.- odezwał się.
- Przykro mi towarzyszu. Patrz jaki piękny dzień. Szkoda go na leżenie w łóżku. Po za tym, obiecałeś uczyć Lili. Jak za dwadzieścia minut nie będziesz jadł śniadania, sama ją nauczę, a do ciebie wyślę Sonię i Wiktorię.- pogroziłam.
- Okey, okey. Już wstaję. Daj mi chwilę.
- Masz pięć minut.
Tak jak zażądałam, pół godziny później Dymitr odłożył talerz do mycia. Lili poszła na spacer z Pawką i Zoją. Gdy przechodziliśmy koło salonu, usłyszeliśmy śmiechy. Zaciekawieni weszliśmy po cichu. Na kanapie siedziały siostry strażnika. Oglądały coś na telewizorze. Karolina nie wydawała się zachwycona, za to pozostałe Bielikówny zwijały się ze śmiechu. Na palcach podeszliśmy do nich i wyskoczyliśmy na nie z wielkim "buu". Wszystkie podskoczyły ze strachu, a teraz my się śmialiśmy.
- Ciekawa jestem czy będziesz tak radosny, gdy dowiesz się co oglądamy.- Wiktoria palnęła go w ramię.
Mój mąż złapał ją i zaczął łaskotać.
- Dimka przestań!... Zostaw mnie... Ratunku!- wolała przez śmiech młoda. Reszta nie starała się powstrzymać uśmiechu. To był piękny obrazek, którego teraz jestem częścią. Ta myśl wprawiła mnie w jeszcze lepszy nastrój. Wiki szybko się poddała. Usiedliśmy razem na kanapie, ale Dymitr wziął mnie na kolana.
- A co właściwie oglądacie?- spytał głaszcząc mnie po nogach. Wygodnie oparłam się o jego tors.
- No cóż. - zaczęła Sonia.- Nasza najmłodsza, genialna siostrzyczka wczoraj, w całym domu i ogrodzie ustawiła kamery. Tak więc pokazujemy naszej pijących,- tu wskazała Karolinę.- jak dobrze się bawiła, bo sama nie pamięta.
- Ja w sumie też mało sobie przypominam.- stwierdził mój ukochany.
- A co pamiętasz?- spytałam.
- Ostatnia była historia wujka Eryka o tym jak ciocia Linda wpadła do studni.
- A później nastąpiła noc przygód.- zaśmiałam się cicho.
- O co ci chodzi Roza?- Dymitr nic nie rozumiał.
- Oglądaj to się dowiesz.- podsumowała lekko naburmuszona Karolina.
Chłopak, który trzymał ją za kolano, szepnął coś do niej, na co dziewczyna się zarumieniła.
Sonia włączyła film od początku. To prawda, mój mąż nie był zadowolony ze swojej postawy. Niekiedy wręcz zszokowany i oburzony. Robił wtedy bardzo dziwną minę i wszyscy wybuchali śmiechem. No oprócz niego. Po filmie rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę. Nasza dwójką postanowiła się przejść.
- Rose,- po pewnym czasie odezwał się mój mąż.- czemu mi na to wszystko pozwalałaś? No wiesz, wczoraj.- dodał widząc moją zdziwioną minę.
- Po pierwsze, kocham Cię i nie chciałam, po drugie i tak pewnie nikt nic nie pamięta, a po trzecie, co miałam zrobić? Jesteś silniejszy.
Nagle coś mi się przypomniało.
- Też cię kocham, Roza.- cmoknął mnie.
- Dymitr? A pamiętasz z wczoraj, jak poszłam po picie i w domu spotkałam Wincentego?- spytałam ostrożnie.
Od razu cały się spiął. Poczułam to, ponieważ byliśmy mocno wtuleni w siebie.
- Roza proszę cię, więcej się do niego nie zbliżaj beze mnie. Tak bardzo się o ciebie bałem. Nie chcę myśleć co by było, gdybym nie zdążył. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym was stracił.- mocniej mnie przytulił, jakby chcąc zapewnić bezpieczeństwo i zsunął swoją dłoń na mój brzuch.
- Teoretycznie nie stanowi dla mnie zagrożenia. Zawsze uważałam go za przyjaciela. Był pijany, ale normalnie nie zrobił by mi krzywdy.- sama nie wierzyłam w swoje słowa. To prawda, bałam się go.- Dziękuję za to, że Cię mam. Ale jest ktoś kto jest sam.-popatrzyłam na niego. Zrozumiał o co mi chodzi. Złapał mnie za rękę, a nasze palce splotły się ze sobą.
- Choć Roza. Trzeba kogoś odwiedzić.