"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Strony
▼
niedziela, 22 maja 2016
Wycieczka.
Jak pewnie zauważyliście, to nie rozdział. Aż tak dobrze nie ma. A wręcz przeciwnie. Przez najbliższe dwa dni nie będzie rozdziału. Powód jest? Oczywiście. Mozna się go domyśleć z tytułu. Jadę na wycieczkę szkolną. Najszybciej wrócę w środę. Ale nie martwcie się, wszystko nadrobię. Przez dwa/ trzy dni będą dwa rozdziały dziennie (zależy czy w środę będę miała internet). No chyba, że jakimś cudem okaże się, że w klasztorze jest wi-fi.( tak jadę na obóz naukowy do klasztoru. Potworność.) No to chyna na tyle. Milego tygodnia. Juz nie długo do końca roku. Kto się cieszy? Mam też propozycję. Jeśli by wam się nudziło, bardzo chętnie przyjmę jakieś pomysły na przygody naszej dwójki bohaterów. Albo jakieś prezenty( w końcu niedługo święta i urodziny Dimki💖) Możecie pisać w komentarzach. Buźka kochani. Liczę na waszą kreatywność. :-*
ROZDZIAŁ 147
Obudziły mnie jasne promienie słońca.
Cholera!
Wczoraj, a raczej dzisiaj byliśmy tak zajęci sobą, że o tym nie pomyślałam. Ostrożnie wyplątałam się z objęć Dymitra. Lekko się poruszył, jednak spał dalej. Od jego rodziny dowiedziałam się, że w młodości był wielkim śpiochem, ale to zmieniło się wraz z obowiązkami strażnika. No bywają wyjątki, takie jak picie i zabawa przy ognisku do czwartej rano. Popatrzyłam na stary zegar w rogu pokoju. Bardzo ładnie się komponował z kowbojskim wystrojem pomieszczenia. Była już dziesiąta. Wczoraj prawie każdy zaproszony zabalował. Co za ironia, ale z całego domu, mieszczącego w tej chwili jedenaście osób. Wczoraj pijanych były trzy.
Ciekawe jak czuje się Karolina. Z tego co słyszałam, to zaprosiła chłopaka na noc. (Dlatego jedenaście. Przyp. aut.) Mam nadzieję, że nie obudzili dzieci. Mogła by im zostać trauma do końca życia.
Po cichu podeszłam do okna i zasłoniłam je. Usta strażnika lekko się poruszyły do góry. Chciałam wrócić do łóżka, ale przypomniało mi się coś jeszcze. Normalna osoba, po takiej ilości alkoholu, jaką spożył mój mąż, nie jedna osoba z akademii spała by cztery dni, a później popełniłaby samobójstwo, aby tylko przestała boleć ją głowa. Mam nadzieję, że z nim będzie trochę lepiej.
Założyłam na bieliznę z wczoraj, ale nigdzie nie mogłam znaleźć swoich wczorajszych ubrań, a szafa strasznie skrzypiała. Miała już swoje lata. Nie zdziwiłbym się, gdyby Jewa chwała tam kiedyś swoje zabawki. Obie były bardzo wiekowe.
Nie mając większego wyboru, ubrałam za dużą koszulkę ukochanego i dresy, które zostawiłam na krześle. Od razu otulił mnie jego zapach. Zaciągnęłam się nim, wiedząc, że zaraz się przyzwyczaję i przestanę go czuć. Świadoma jego bliskości przejrzałam się pomieszczeniu. Różnił się ogromnie, od tego, który zobaczyłam przy pierwszej mojej wizycie. A jednak jest taki sam, odkąd mały Dimka wyjechał stąd, zdobywać doświadczenie i uczyć seksowną, piękną, zadziorną Rose Hathaway o cięty języku, która wywróciła jego świat na głowie tak, że ja dla niej stracił. W tym jednym zdaniu połączyłam dużo jego zdań, którymi opisywał nasze wspólne życie, jeśli tak to można nazwać.
Wracając. To nie pokój się zmienił, a moje postrzeganie go. Wtedy był wspomnieniem po ukochanym, najlepszym trenerze, uczuciu, które nie miało prawa istnieć. I przypominało mi o poświęceniu, jakie wykonałam, żeby spełnić jego ostatnią wolę. Szybko pokręciłam głową, aby otrząsnąć się z tych myśli. Teraz czułam się tutaj dobrze. Jak w domu, gdzie zawsze ktoś mi pomoże, są ludzie pełni miłości i warci zaufania. Poznaję dzieciństwo, a tym samym kawałek życia i świata mojego męża. To również kawałek mnie. Te plakaty, zdjęcia, książki o kowbojach. To tu zaczęła się jego pasja do Dzikiego Zachodu. A dokładniej piętro niżej, przy regale z książkami napisanymi cerlicą. To tu wracał po szkole, do rodziny, zawsze czekającej mamy, bawiących się sióstr. Spacerując po już starym, ale czystym i zadbanym dywanie, dotknęłam brązowego, dębowego biurka i krzesła pod oknem, przy którym odrabiał lekcje. Tak zwyczajnie. Pewnie zapraszał tu kolegów, albo wychodzili biegać po dworze. Wszystko zawsze było ładnie poukładane. Dymitr lubi mieć porządek. Już oczami wyobraźni widzę, jak po odrobieniu zadania domowego, odkłada ołówki i długopisy do kubeczka w prawym rogu. Dalej tam stał. Obok był przybornik, na inne przydatne rzeczy. Na półkach miał poukładane figurki, jakieś ozdoby, według wielkości i znaczenia...
Nagły ruch na łóżku zwrócił moją uwagę. Na szczęście strażnik spał w najlepsze.
Na palcach opuściłam pokój i zeszłam na dół. W kuchni były już Olena, Sonia i Wiktoria. Przechodząc koło salonu, zauważyłam bawiące się tam dzieci. Łuka jednak był z kobietami, na kolanach swojej rodzicielki.
- Dzień dobry Rose.- przywitała mnie teściowa.
- Dzień dobry mamo.- w ostatniej chwili powstrzymałam się, żeby nie powiedzieć jej imienia.- Co dobrego robisz?
Starsza kobieta stała przy kuchence i coś mieszała. Po pomieszczeniu rozchodził się cudowny zapach.
Najmłodszy członek rodziny wyciągnął rączki w moim kierunku, gdy tylko mnie zauważył. Przeszłam obok Soni, wierzącego się na jej kolanach chłopca i Wiktorii. Słodziak od razu się do mię wyszczerzył w bezzębnym uśmiechu.
- Hej, mały.- zwichrzyłam mu ręką włosy, na co jego uśmiech się poszerzył jeszcze bardziej.
- Na śniadanie dla śpiochów będą bułeczki z kaszą jaglaną.- odpowiedziała kobieta.- Wiesz może, o której mój syn ma zamiar łaskawie zaszczycić nas swoją osobą?
- Myślę, że nawet on tego nie wie.- westchnęłam po czym wszystkie zachichotałyśmy.
- Rose, - moją uwagę zwróciła Wiki.- masz ładną bluzkę. Pasuje ci.- zaśmiał się.
- Też tak uważam.- podzieliłam ich dziś dobry humor.
- Nie możecie być choć odrobinę ciszej?- do kuchni przyszła Karolina. Wyglądała jak śmierć. Cała blada, podkrążone ochy i chodziła, jakby w każdej chwili miała zemdleć. Z górnej szafki nad blatem wyjęła dwa kubki, nalała do nich wody i sięgnęła po jakiś słoiczek stojący na meblu, w kącie. Otworzyła go, a do każdego naczynia wlała po łyżeczce mikstury, dodała trochę miodu i cytryny, po czym zaczęła z jednego pić. Gdy opróżniła kubek, wyglądała odrobinę lepiej. I już nie próbowała zabić wzrokiem. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, z wdzięcznością.
- Rose dziękuję, że położyłaś moje dzieci spać.- uścisnęła mnie.
- Nie ma za co? Jesteś przy nich dwadzieścia cztery na dobę, to choć raz należy ci się zabawić i odpocząć.
- Jeszcze raz dziękuję.- puściła mnie i z drugim kubkiem poszła na górę.
Wzięłam w ręce słoik, który młodsza siostra Bielikowa wcześniej trzymała.
- Co to jest?- spytałam, uważniej przyglądając się zawartości naczynia. Była to bordowa ciecz z jakimiś listkami na dnie.
- Wyciąg z ziół.- wytłumaczyła kobieta, przy kuchence.- Pomaga na różne dolegliwości, jak migrena, bóle brzucha przy okresie, czy głowy od kaca. Jest też dobra na chorobę i wzmocnienie odporności.
- Ale ma okropny smak, który maskujemy miodem i cytryną.- dodała najmłodsza z obecnych kobiet.
- Bo lek ma pomóc, nie smakować.- zauważyła ich matka.
Nie słuchając ich sprzeczki sięgnęła po ulubiony kubek na kawę Dymitra. Powtórzyłam czynności Karoliny i już miałam wyjść gdy zatrzymał mnie głos kobiety.
- A dokąd to się wybierasz młoda panno.
- Ja...- nie dała mi szans na odpowiedź.
- Siadaj tu i jeszcze.- na stole postawiła trzy talerze z kaszą, jeden z bułkami i trzy słoiki z dżemami i konfiturami.- Znając Dimke jeszcze chwilę masz dla siebie.
Chciałam zaprotestować, ale zapach był zbyt kuszący, a mój żołądek zbyt pusty.
- Jak jeszcze chwilę zostanę, chyba nic się złego nie stanie.- powiedziałam zajmując wolne miejsce. Olena uśmiechnęła się triumfalnie.
Cholera!
Wczoraj, a raczej dzisiaj byliśmy tak zajęci sobą, że o tym nie pomyślałam. Ostrożnie wyplątałam się z objęć Dymitra. Lekko się poruszył, jednak spał dalej. Od jego rodziny dowiedziałam się, że w młodości był wielkim śpiochem, ale to zmieniło się wraz z obowiązkami strażnika. No bywają wyjątki, takie jak picie i zabawa przy ognisku do czwartej rano. Popatrzyłam na stary zegar w rogu pokoju. Bardzo ładnie się komponował z kowbojskim wystrojem pomieszczenia. Była już dziesiąta. Wczoraj prawie każdy zaproszony zabalował. Co za ironia, ale z całego domu, mieszczącego w tej chwili jedenaście osób. Wczoraj pijanych były trzy.
Ciekawe jak czuje się Karolina. Z tego co słyszałam, to zaprosiła chłopaka na noc. (Dlatego jedenaście. Przyp. aut.) Mam nadzieję, że nie obudzili dzieci. Mogła by im zostać trauma do końca życia.
Po cichu podeszłam do okna i zasłoniłam je. Usta strażnika lekko się poruszyły do góry. Chciałam wrócić do łóżka, ale przypomniało mi się coś jeszcze. Normalna osoba, po takiej ilości alkoholu, jaką spożył mój mąż, nie jedna osoba z akademii spała by cztery dni, a później popełniłaby samobójstwo, aby tylko przestała boleć ją głowa. Mam nadzieję, że z nim będzie trochę lepiej.
Założyłam na bieliznę z wczoraj, ale nigdzie nie mogłam znaleźć swoich wczorajszych ubrań, a szafa strasznie skrzypiała. Miała już swoje lata. Nie zdziwiłbym się, gdyby Jewa chwała tam kiedyś swoje zabawki. Obie były bardzo wiekowe.
Nie mając większego wyboru, ubrałam za dużą koszulkę ukochanego i dresy, które zostawiłam na krześle. Od razu otulił mnie jego zapach. Zaciągnęłam się nim, wiedząc, że zaraz się przyzwyczaję i przestanę go czuć. Świadoma jego bliskości przejrzałam się pomieszczeniu. Różnił się ogromnie, od tego, który zobaczyłam przy pierwszej mojej wizycie. A jednak jest taki sam, odkąd mały Dimka wyjechał stąd, zdobywać doświadczenie i uczyć seksowną, piękną, zadziorną Rose Hathaway o cięty języku, która wywróciła jego świat na głowie tak, że ja dla niej stracił. W tym jednym zdaniu połączyłam dużo jego zdań, którymi opisywał nasze wspólne życie, jeśli tak to można nazwać.
Wracając. To nie pokój się zmienił, a moje postrzeganie go. Wtedy był wspomnieniem po ukochanym, najlepszym trenerze, uczuciu, które nie miało prawa istnieć. I przypominało mi o poświęceniu, jakie wykonałam, żeby spełnić jego ostatnią wolę. Szybko pokręciłam głową, aby otrząsnąć się z tych myśli. Teraz czułam się tutaj dobrze. Jak w domu, gdzie zawsze ktoś mi pomoże, są ludzie pełni miłości i warci zaufania. Poznaję dzieciństwo, a tym samym kawałek życia i świata mojego męża. To również kawałek mnie. Te plakaty, zdjęcia, książki o kowbojach. To tu zaczęła się jego pasja do Dzikiego Zachodu. A dokładniej piętro niżej, przy regale z książkami napisanymi cerlicą. To tu wracał po szkole, do rodziny, zawsze czekającej mamy, bawiących się sióstr. Spacerując po już starym, ale czystym i zadbanym dywanie, dotknęłam brązowego, dębowego biurka i krzesła pod oknem, przy którym odrabiał lekcje. Tak zwyczajnie. Pewnie zapraszał tu kolegów, albo wychodzili biegać po dworze. Wszystko zawsze było ładnie poukładane. Dymitr lubi mieć porządek. Już oczami wyobraźni widzę, jak po odrobieniu zadania domowego, odkłada ołówki i długopisy do kubeczka w prawym rogu. Dalej tam stał. Obok był przybornik, na inne przydatne rzeczy. Na półkach miał poukładane figurki, jakieś ozdoby, według wielkości i znaczenia...
Nagły ruch na łóżku zwrócił moją uwagę. Na szczęście strażnik spał w najlepsze.
Na palcach opuściłam pokój i zeszłam na dół. W kuchni były już Olena, Sonia i Wiktoria. Przechodząc koło salonu, zauważyłam bawiące się tam dzieci. Łuka jednak był z kobietami, na kolanach swojej rodzicielki.
- Dzień dobry Rose.- przywitała mnie teściowa.
- Dzień dobry mamo.- w ostatniej chwili powstrzymałam się, żeby nie powiedzieć jej imienia.- Co dobrego robisz?
Starsza kobieta stała przy kuchence i coś mieszała. Po pomieszczeniu rozchodził się cudowny zapach.
Najmłodszy członek rodziny wyciągnął rączki w moim kierunku, gdy tylko mnie zauważył. Przeszłam obok Soni, wierzącego się na jej kolanach chłopca i Wiktorii. Słodziak od razu się do mię wyszczerzył w bezzębnym uśmiechu.
- Hej, mały.- zwichrzyłam mu ręką włosy, na co jego uśmiech się poszerzył jeszcze bardziej.
- Na śniadanie dla śpiochów będą bułeczki z kaszą jaglaną.- odpowiedziała kobieta.- Wiesz może, o której mój syn ma zamiar łaskawie zaszczycić nas swoją osobą?
- Myślę, że nawet on tego nie wie.- westchnęłam po czym wszystkie zachichotałyśmy.
- Rose, - moją uwagę zwróciła Wiki.- masz ładną bluzkę. Pasuje ci.- zaśmiał się.
- Też tak uważam.- podzieliłam ich dziś dobry humor.
- Nie możecie być choć odrobinę ciszej?- do kuchni przyszła Karolina. Wyglądała jak śmierć. Cała blada, podkrążone ochy i chodziła, jakby w każdej chwili miała zemdleć. Z górnej szafki nad blatem wyjęła dwa kubki, nalała do nich wody i sięgnęła po jakiś słoiczek stojący na meblu, w kącie. Otworzyła go, a do każdego naczynia wlała po łyżeczce mikstury, dodała trochę miodu i cytryny, po czym zaczęła z jednego pić. Gdy opróżniła kubek, wyglądała odrobinę lepiej. I już nie próbowała zabić wzrokiem. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, z wdzięcznością.
- Rose dziękuję, że położyłaś moje dzieci spać.- uścisnęła mnie.
- Nie ma za co? Jesteś przy nich dwadzieścia cztery na dobę, to choć raz należy ci się zabawić i odpocząć.
- Jeszcze raz dziękuję.- puściła mnie i z drugim kubkiem poszła na górę.
Wzięłam w ręce słoik, który młodsza siostra Bielikowa wcześniej trzymała.
- Co to jest?- spytałam, uważniej przyglądając się zawartości naczynia. Była to bordowa ciecz z jakimiś listkami na dnie.
- Wyciąg z ziół.- wytłumaczyła kobieta, przy kuchence.- Pomaga na różne dolegliwości, jak migrena, bóle brzucha przy okresie, czy głowy od kaca. Jest też dobra na chorobę i wzmocnienie odporności.
- Ale ma okropny smak, który maskujemy miodem i cytryną.- dodała najmłodsza z obecnych kobiet.
- Bo lek ma pomóc, nie smakować.- zauważyła ich matka.
Nie słuchając ich sprzeczki sięgnęła po ulubiony kubek na kawę Dymitra. Powtórzyłam czynności Karoliny i już miałam wyjść gdy zatrzymał mnie głos kobiety.
- A dokąd to się wybierasz młoda panno.
- Ja...- nie dała mi szans na odpowiedź.
- Siadaj tu i jeszcze.- na stole postawiła trzy talerze z kaszą, jeden z bułkami i trzy słoiki z dżemami i konfiturami.- Znając Dimke jeszcze chwilę masz dla siebie.
Chciałam zaprotestować, ale zapach był zbyt kuszący, a mój żołądek zbyt pusty.
- Jak jeszcze chwilę zostanę, chyba nic się złego nie stanie.- powiedziałam zajmując wolne miejsce. Olena uśmiechnęła się triumfalnie.
ROZDZIAŁ 146
Mimo swojego stanu, byłam szybsza, niż prawie czołgający się za mną Bielikow. Nagle się zatrzymałam, bo wpadłam na pewien pomysł.
- Co.. co...- zaczął znowu się męczyć z anglojęzycznym zwrotem.
Położyłam mu dłonie na ramionach i pocałowałam mocno w szyję. Zaczęłam podgryzać mu skórę, lizać i ssać. Celowo ocierałam się o jego krocze, na którym już było wybrzuszenie. Odsunęłam się i popatrzyłam mu w oczy.
- Złap mnie, jeśli potrafisz.- szepnęłam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę domu. Przez dzieci nie mogłam biegać. On przez zataczanie, też był wolny, ale i tak szybszy niż ja. Na szczęście stał chwilę w osłupieniu i miałam kilka minut przewagi. Weszłam do domu i lekko potruchtałam przez pokoje. Już miałam wskoczyć na schody, gdy silne ręce złapały mnie, lecącą w powietrzu. Jednak Dymitr przecenił współgranie stabilności gruntu z jego równowagą i poleciał do tyłu, a ja na niego. Zaczęliśmy się śmiać. Strażnik usiadł z wyprostowanymi nogami. Siedziałam na nim, opierając się o jego umięśniony tors. Ukochany oplótł mnie ramionami i przytulił mocniej do siebie, całując po karku.
- Zła... złapałem cie. Dasz mi buzi?- szepnął z trudem.
- Najpierw sypialnia, później buzi.- użyłam jego słowa i się zaśmiałam. Mąż patrzył na mnie oczkami szczeniaczka.- No wiesz, zawsze możesz spać na kanapie, skoro to zadanie cię przerasta.- podpuszczałam go.
- Nie pzersta. Jecze po...pokaże ci co ja..ja umem.- wydukał i wypiął pierś. "Biedak" zaśmiałam się w duchu.
A nie mówiłam, że tak będzie?!
- To co towarzyszu? Idziesz na małą, ciasną, zimną i małomówną kanapę, czy podejmujesz się wyzwania wejść po schodach. Nagroda to upojna noc z piękną, seksowną, dość wygadaną osiemnastolatką.- przybrałam kuszącą pozę.
Na reakcję nie czekałam długo. Przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął wspinaczkę na górę. Nawet dobrze mu szlo. Robiłam trochę za balast, dzięki czemu zachowywał równowagę. Gdy pokonaliśmy schody postawił mnie i wbił szybko w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek, wypuszczając jego język. Wolnym krokiem weszliśmy do naszego pokoju. Dymitr mocnym kopnięciem zamknął drzwi. Na szczęście nie trzasnęły za mocno. Teraz już nic go nie mogło powstrzymać. Nas. Gdzieś w kąt spadła moja kurtka, do której dołączył jego prochowiec. Jednym ruchem zdjął mi tunikę i zaczął rozpinać moje spodnie. Musiałam mu trochę pomóc. Upity Dymitr ma też swoje wady. Trochę się boję Dymitra na kacu. Lissa mówiła, że ze mną nie dało się wytrzymać. Pamiętam, jak Christian dodał, że ze mną żako kiedy da się wytrzymać. Choć nigdy mu tego nie powiem, to lubię tego moroja. Jest jedynym, z którym mogę się tak droczyć. Do rzeczywistości przywróciło mnie coś miękkiego pod plecami. Teraz leżałam na łóżku pod mężem, w samej bieliźnie. Nie podobało mi się to, że Bielikow jest jeszcze ubrany. Moje chłodne dłonie wślizgnęły się mu pod koszulkę. Ale nie przejął się tym za bardzo zajęty zapięciem od stanika. Niech się trochę pomęczyć, a ja w tym czasie wezmę przyjemność dla siebie. Skupiłam się na pocałunkach. Mimo smaku alkoholu, nadal było to cudowne uczucie, porywające mnie do nieba z moim prywatnym bogiem. Może nawet te procenty dodawały ostrości w doznawaniu jego ust. Całował mnie mocno i zachłannie. Siła przebijała lekkim zdenerwowanie, brakiem współpracy z biustonoszem. Ale dzielny nie poddawał się. Zawsze miał angielską cierpliwość. W końcu górna część mojej bielizny trafiła na podłogę. Nagle przypomniał sobie, że sam też musi być nagi. Szybko zdjął swoją koszulkę. Mogłam w końcu popatrzeć i dotknąć jego umięśnionej klaty. Lekko się niecierpliwił, ale dał mi się nacieszyć. Było pomyśleć o tym wcześniej. Sam nie ucierpiał na tym. Miał co oglądać. Po kilku minutach na nowo do siebie przylegliśmy. Szybko pozbyliśmy się reszty ubrań, podczas gdy strażnik pieścił moją szyję. Gdy oboje byliśmy jak nas pan Bóg stworzył, zaczął ustami schodzić niżej. Na dłużej zatrzymał się przy moich piersiach. Jęczałam cicho, gdy palcami masował moje skutki. Następny przystanek zrobił sobie na brzuchu. Zostawiał mokry ślad, obcałowując go wokół pępka. Na koniec zostawił sobie ostatnie pieszczoty. Całował moje miejsce intymne, lizał i pieścił. Zatopiłam dłonie w jego włosach, lekko za nie ciągnąc. Jęczał prosto w moją łechtaczkę. Tą samą drogą wrócił do moich warg. W chwili gdy się nasze usta się spotkały wszedł we mnie. Nasze stłumione jęki i spania mieszały się z pocałunkami. Uwielbiam te chwile, tylko dla nas. Kto by nie uwielbiał? Z nim? Nie ma mowy. Jestem wielką szczęściarą.
Gdy oboje doszliśmy, Dymitr opadł na mnie bez siły. Jednak uważał na mój brzuch i zagnieżdżone w nim małe istotki. Sapaliśmy ciężko. Byłam teraz najszczęśliwszą kobietą na świecie, mając go na sobie, w sobie i przy sobie.
Gdy trochę się uspokoiliśmy i mogliśmy normalnie oddychać, mój mąż zaczął szeptać mi na ucho coś po Rosyjsku.
- Kocham Cię, wiem że ty mnie też i domyślam się co może to oznaczać, ale chcę abyś był świadomy, że nie wszystko rozumiem z twoich słów.- powiedziałam tym samym tonem, co on wyszeptał pierwsze zdanie wyznania.
Ostrożnie wyszedł ze mnie i położył się obok. Przytuliłam się, a on zamknął mnie w swoich ramionach. Było nam bardzo przyjemnie.
- Przeczytasz wszystko w tej książce. Mówię ci, niektóre zdania, pisane w Akademii.- użył słów z rosyjskiego, które znałam, dzięki czemu mogłam go zrozumieć. A Bielikow nie musiał się męczyć z angielskim.
Dalej szeptał mi wyznania i wszystkie swoje przemyślenia z czasów naszych treningów. A ja świadoma tego, dałam się otulić Morfeuszowi, śniąc o tamtych beztroskich czasach, gdy nasza miłość była największym problemem i nie podejrzewaliśmy nawet, co na nas czeka w przyszłości. Ile przeszkód, ale i szczęścia. Nie oddałabym tego za nic w świecie. Bo to ta przeszłość budowała naszą teraźniejszość i wiem, że tak samo jak każda nasza decyzja teraz, będzie miała wkład w naszą przyszłość. Ale to tylko od nas zależy, czy spędzimy ją razem.
_____________________________________________________
Macie tu nowy rozdział. Miał być wczoraj, za pustkę przedwczoraj, ale spóźniłam się o 10 minut. Ach ten czas. Też uważacie, że leci za szybko. Oczywiście po za Romitri. Rany nie wiedziałam, że to będzie tak się dłużyć. Chciałam ich położyć spać już jakieś dwa rozdziały temu, ale co poradzić. Można tylko czytać dalej. Mam nadzieję, że się podoba. I jutro Dymitra, jak i innych imprezowiczów będzie męczył kac morderca. Zostaje nam jedyne życzyć im powodzenia.
- Co.. co...- zaczął znowu się męczyć z anglojęzycznym zwrotem.
Położyłam mu dłonie na ramionach i pocałowałam mocno w szyję. Zaczęłam podgryzać mu skórę, lizać i ssać. Celowo ocierałam się o jego krocze, na którym już było wybrzuszenie. Odsunęłam się i popatrzyłam mu w oczy.
- Złap mnie, jeśli potrafisz.- szepnęłam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę domu. Przez dzieci nie mogłam biegać. On przez zataczanie, też był wolny, ale i tak szybszy niż ja. Na szczęście stał chwilę w osłupieniu i miałam kilka minut przewagi. Weszłam do domu i lekko potruchtałam przez pokoje. Już miałam wskoczyć na schody, gdy silne ręce złapały mnie, lecącą w powietrzu. Jednak Dymitr przecenił współgranie stabilności gruntu z jego równowagą i poleciał do tyłu, a ja na niego. Zaczęliśmy się śmiać. Strażnik usiadł z wyprostowanymi nogami. Siedziałam na nim, opierając się o jego umięśniony tors. Ukochany oplótł mnie ramionami i przytulił mocniej do siebie, całując po karku.
- Zła... złapałem cie. Dasz mi buzi?- szepnął z trudem.
- Najpierw sypialnia, później buzi.- użyłam jego słowa i się zaśmiałam. Mąż patrzył na mnie oczkami szczeniaczka.- No wiesz, zawsze możesz spać na kanapie, skoro to zadanie cię przerasta.- podpuszczałam go.
- Nie pzersta. Jecze po...pokaże ci co ja..ja umem.- wydukał i wypiął pierś. "Biedak" zaśmiałam się w duchu.
A nie mówiłam, że tak będzie?!
- To co towarzyszu? Idziesz na małą, ciasną, zimną i małomówną kanapę, czy podejmujesz się wyzwania wejść po schodach. Nagroda to upojna noc z piękną, seksowną, dość wygadaną osiemnastolatką.- przybrałam kuszącą pozę.
Na reakcję nie czekałam długo. Przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął wspinaczkę na górę. Nawet dobrze mu szlo. Robiłam trochę za balast, dzięki czemu zachowywał równowagę. Gdy pokonaliśmy schody postawił mnie i wbił szybko w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek, wypuszczając jego język. Wolnym krokiem weszliśmy do naszego pokoju. Dymitr mocnym kopnięciem zamknął drzwi. Na szczęście nie trzasnęły za mocno. Teraz już nic go nie mogło powstrzymać. Nas. Gdzieś w kąt spadła moja kurtka, do której dołączył jego prochowiec. Jednym ruchem zdjął mi tunikę i zaczął rozpinać moje spodnie. Musiałam mu trochę pomóc. Upity Dymitr ma też swoje wady. Trochę się boję Dymitra na kacu. Lissa mówiła, że ze mną nie dało się wytrzymać. Pamiętam, jak Christian dodał, że ze mną żako kiedy da się wytrzymać. Choć nigdy mu tego nie powiem, to lubię tego moroja. Jest jedynym, z którym mogę się tak droczyć. Do rzeczywistości przywróciło mnie coś miękkiego pod plecami. Teraz leżałam na łóżku pod mężem, w samej bieliźnie. Nie podobało mi się to, że Bielikow jest jeszcze ubrany. Moje chłodne dłonie wślizgnęły się mu pod koszulkę. Ale nie przejął się tym za bardzo zajęty zapięciem od stanika. Niech się trochę pomęczyć, a ja w tym czasie wezmę przyjemność dla siebie. Skupiłam się na pocałunkach. Mimo smaku alkoholu, nadal było to cudowne uczucie, porywające mnie do nieba z moim prywatnym bogiem. Może nawet te procenty dodawały ostrości w doznawaniu jego ust. Całował mnie mocno i zachłannie. Siła przebijała lekkim zdenerwowanie, brakiem współpracy z biustonoszem. Ale dzielny nie poddawał się. Zawsze miał angielską cierpliwość. W końcu górna część mojej bielizny trafiła na podłogę. Nagle przypomniał sobie, że sam też musi być nagi. Szybko zdjął swoją koszulkę. Mogłam w końcu popatrzeć i dotknąć jego umięśnionej klaty. Lekko się niecierpliwił, ale dał mi się nacieszyć. Było pomyśleć o tym wcześniej. Sam nie ucierpiał na tym. Miał co oglądać. Po kilku minutach na nowo do siebie przylegliśmy. Szybko pozbyliśmy się reszty ubrań, podczas gdy strażnik pieścił moją szyję. Gdy oboje byliśmy jak nas pan Bóg stworzył, zaczął ustami schodzić niżej. Na dłużej zatrzymał się przy moich piersiach. Jęczałam cicho, gdy palcami masował moje skutki. Następny przystanek zrobił sobie na brzuchu. Zostawiał mokry ślad, obcałowując go wokół pępka. Na koniec zostawił sobie ostatnie pieszczoty. Całował moje miejsce intymne, lizał i pieścił. Zatopiłam dłonie w jego włosach, lekko za nie ciągnąc. Jęczał prosto w moją łechtaczkę. Tą samą drogą wrócił do moich warg. W chwili gdy się nasze usta się spotkały wszedł we mnie. Nasze stłumione jęki i spania mieszały się z pocałunkami. Uwielbiam te chwile, tylko dla nas. Kto by nie uwielbiał? Z nim? Nie ma mowy. Jestem wielką szczęściarą.
Gdy oboje doszliśmy, Dymitr opadł na mnie bez siły. Jednak uważał na mój brzuch i zagnieżdżone w nim małe istotki. Sapaliśmy ciężko. Byłam teraz najszczęśliwszą kobietą na świecie, mając go na sobie, w sobie i przy sobie.
Gdy trochę się uspokoiliśmy i mogliśmy normalnie oddychać, mój mąż zaczął szeptać mi na ucho coś po Rosyjsku.
- Kocham Cię, wiem że ty mnie też i domyślam się co może to oznaczać, ale chcę abyś był świadomy, że nie wszystko rozumiem z twoich słów.- powiedziałam tym samym tonem, co on wyszeptał pierwsze zdanie wyznania.
Ostrożnie wyszedł ze mnie i położył się obok. Przytuliłam się, a on zamknął mnie w swoich ramionach. Było nam bardzo przyjemnie.
- Przeczytasz wszystko w tej książce. Mówię ci, niektóre zdania, pisane w Akademii.- użył słów z rosyjskiego, które znałam, dzięki czemu mogłam go zrozumieć. A Bielikow nie musiał się męczyć z angielskim.
Dalej szeptał mi wyznania i wszystkie swoje przemyślenia z czasów naszych treningów. A ja świadoma tego, dałam się otulić Morfeuszowi, śniąc o tamtych beztroskich czasach, gdy nasza miłość była największym problemem i nie podejrzewaliśmy nawet, co na nas czeka w przyszłości. Ile przeszkód, ale i szczęścia. Nie oddałabym tego za nic w świecie. Bo to ta przeszłość budowała naszą teraźniejszość i wiem, że tak samo jak każda nasza decyzja teraz, będzie miała wkład w naszą przyszłość. Ale to tylko od nas zależy, czy spędzimy ją razem.
_____________________________________________________
Macie tu nowy rozdział. Miał być wczoraj, za pustkę przedwczoraj, ale spóźniłam się o 10 minut. Ach ten czas. Też uważacie, że leci za szybko. Oczywiście po za Romitri. Rany nie wiedziałam, że to będzie tak się dłużyć. Chciałam ich położyć spać już jakieś dwa rozdziały temu, ale co poradzić. Można tylko czytać dalej. Mam nadzieję, że się podoba. I jutro Dymitra, jak i innych imprezowiczów będzie męczył kac morderca. Zostaje nam jedyne życzyć im powodzenia.