- To ty jesteś w ciąży?! - zdziwiła się para.
- Kto jest ojcem?- spytał Mike.
Powoli zaczyna mnie to wkurzać. Kto jest? Może mój mąż! Czemu to nie może być oczywiste? Ale nie! Przecież nasze życie i tak jest zbyt zwyczajne, aby dampiry mogły mieć ze sobą dzieci. Poświęcamy życie służbie, a nawet nie można w ciążę zajść z kimś innym niż moroj. A i tak nigdy nie będziemy się liczyć. Dla większości rasy, którą bronimy, jesteśmy tylko nic nie znaczącymi maszynami do zabijania, a od czasu do czasu, zabawką na jedną noc, za co powinniśmy im być do zgodnie wdzięczni za istnienie naszego gatunku. Brawo! Oby tak dalej!
Dobra, spokój Rose. Wiadomo, że nie każdy tak myśli. Patrz na Lissę, Ozerę, Sonie i innych wampirzych przyjaciół. Oni was rozumieją.
- Co się dzieje, Roza?- szepnął mi na ucho Dymitr. W jego głosie wyczułam troskę. Dopiero teraz zauważyłam, że zacisnęłam dłonie, które on wciąż trzymał. Ola i Mike byli pochłonięci w rozmowie na jakiś ważny temat.
- Nic takiego.- odprężyłam się.- Po prostu wkurza mnie chory system myślenia dużej ilości morojów o nas.
- Nie denerwuj się. Przecież nie przejmujesz się żadnymi plotkami.
- Tylko dlatego, że ty w nie nie wierzysz. Ale mi chodzi ogólnie o dampiry. A o czym oni tak zawzięcie dyskutują?- postanowiłam zmienić temat.
- W sumie sam nie wiem.- zaśmiał się.- Hej, a jakie to były wyzwania?- zwrócił na siebie uwagę strażnik. Oj, to się może źle skończyć.
Witek chwilę się zastanawiał, aż przypomniał sobie, o czym wcześniej rozmawialiśmy.
- To drugie polegało na tym, że Róża wypije duszkiem trzy butelki wódki i zatańczyć ba stole. To wykonała, ale spadła i Mason ją złapał, ale sam nie trzymał się na nogach, więc postanowiłem się wykazać. I postanowiłem ją odnieść do pokoju. Oczywiście zgodziła się pod warunkiem, że będzie szła. Co mogłem poradzić?
Dymitr się zaśmiał.
- Całą Roza. Samodzielna i zawsze dzielna.- zaśmiał się Bielikow i mnie objął. Nie wierzę! On wciąż jest zazdrosny o mnie! Tak bardzo go kocham.
- Ale ty i tak mnie nie słuchasz. I ciągle nosisz mnie na rękach jak coś sobie zrobię.- powiedziałam z lekkim wyrzutem.
- A co chciałaś iść, ze złamaną kostką, a może umierając po walce z Natalie?
- Nie miałam złamanej, ale cieszę się, że zabrałeś mnie po spotkaniu z Wiktorem. Dzięki temu mogłam dowiedzieć się o twoich uczuciach. I jeszcze nigdy nikt się tak o mnie nie martwił.
- Roza nawet nie wiesz jak bardzo się bałem, że Cię stracę.
- A jednak dalej tu jestem.
- A ja się bardo z tego cieszę. Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu.
- Wracając- odchrząknął Witek.- ostatnie do wyboru miała pocałować panią dyrektor.
Wszyscy się zaśmiali po za mną. Przez resztę wizyty opowiedzieliśmy sobie nawzajem historie poznania i ważniejsze szczegóły życia. Dowiedziałam się, że po naszej ucieczce Wincenty przeniósł się do jednej z lepszych szkół w Rosji. Tam poznał Olę i po jakimś czasie się w sobie zakochali. Byli zdziwieni i często zszokowani naszą historią Mike na początku załamał się na wiadomość o śmierci Masona. Opowiedzieliśmy w skrócie, bo nie było dużo czasu. Resztę mieliśmy omówić, gdy wyjdziemy ze szpitala.
Kiedy poszli, po badaniach strażnika, opróżniliśmy na kolację pozostałe wiaderka przyniesionych przez Olenę. Było pyszne. Zaraz po posiłku poszliśmy się wykąpać. Oczywiście po kolei. Lili szybko zasnęła, a ja z mężem, jak co wieczór rozmawialiśmy.
- Ola.- zamyśliłam się.- Wasze zdrobnienia są bardzo dziwne. Choć lepiej brzmi niż Dimka.
- Mówię ci, jeszcze kiedy będziesz tak mnie nazywać.
- Nie ma mowy. To nawet nie brzmi dobrze w moich ustach.
- Jak dla mnie każde słowo brzmi piękniej niż sto dzwonków.
- Nie no naprawdę, od naszej ucieczki zacząłeś pisać poematy. Najlepiej książkę napisz.
- Kiedyś próbowałem.- wytrzeszczyłam na niego oczy. Czy jest coś, co on nie umie? Chyba nie.
- O czym?- teraz patrzyłam na niego z zachwytem.- Opowiedz mi trochę.
- E tam...- wydawał się trochę zestresowany.- To zamknięty temat. Nie ma o czym mówić.- popatrzyłam na niego maślanymi oczkami szczeniaczka.- Roza... nie patrz tak na mnie.
Jednak ja go nie słuchałam. Byłam nieustępliwa.
- O tobie.- powiedział cicho. Bardzo cicho.
- Co?!- zdziwiłam się.
- Wszystkie moje uczucia przelewałem na papier, w tak jakby dzienniku. Był w moich rzeczach.
- Pisałeś o mnie?! Gdybym o tum wiedział, wzięła bym to w podróż do Rosji.
- Tak bardzo Cię kocham, że nie mogłem wytrzymać trzymania się z tobą na odległość. To było największe cierpienie w moim życiu. A zwłaszcza po tamtej nocy. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Przyłapywałem się na tym, że wyobrażam sobie życie z tobą, choć w tamtym czasie to nie było możliwe. Wiedziałem, że moje istnienie ma sens tylko wtedy, gdy jesteś obok.- popatrzył mi głęboko w oczy. Ile byli w nich miłości.
Zbliżyłam moją twarz do jego, ale nie pocałowałam go.
- Z każdym dniem, kochałam i podziwiałam cię coraz bardziej.- wyszeptałam do jego ust, nie odwracając wzroku od tych kochanych, czekoladowych tęczówek- Ale nie chciałam próbować. Bałam się. Bałam się, że mnie odrzucisz, co było dość realne. A już na początku wiedziałam, że to będzie bardzo bolało. Wtedy, gdy powiedziałeś, że mnie nie kochasz, a to była tylko magia, przepłakałam cały dzień w pokoju, zanim nie poszłam do Daszkowa.
- Och Roza...- westchnął, a jego ciepły oddech otulił moją twarz, wywołując przyjemny dreszcz.- Ja nigdy nie chciałem cię odrzucić. Ale teraz wiesz, co mną kierowało. Wypowiedzenie tych słów, a tym bardziej widok łez na twoich policzkach... miałem ochotę podejść, przytulić cię, zetrzeć krople, pocałować i powiedzieć, że Cię Kocham i zawsze będę kochać, choćbym nie wiem co.- przy ostatniej części zdania potarł obrączkę na mojej dłoni. Nawet nie wiem, kiedy je złapał.- Bo to zawsze była prawda, tylko byłem na tyle głupi, żeby ja wyprzeć. Tym naraziłem cię na niebezpieczeństwo.
- Uratowałeś mi życie. I wyciągnęłam z ciebie to, co tak bardzo chciałam usłyszeć.
- Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu.
Dymitr złączył nasze usta w pocałunku. Na początku był delikatny, ale ukochany go pogłębił. Całowaliśmy się namiętnie, z całą miłością.
- Roza, chciałem dla ciebie dobrze, a wyszło jeszcze gorzej i skończyło się na tym, że dopięłaś swego.
- Ja już taka jestem.
- Wiem. I bardzo mi z tym dobrze. Bo jesteś moja jedyna. A teraz chodźmy spać.
Tak jak powiedział, tak zrobiliśmy. Wtuliłam się mocno w ukochanego i zasypiałam otulona jego zapachem, tysiąc razy lepszym od zapachu szpitala i leków. Słyszałam jego cichy oddech, spokojny rytm serca i czułam jak zaciąga się zapachem moich włosów. Na mojej twarz pojawił się uśmiech, z którym zasnęłam.
_______________________________________________________
Tak wiem, wczoraj nie było rozdziału, ale nie miałam internetu. Dlatego dzisiaj lub jutro będą dwa.