Wróciłyśmy na parking. Już miałam otwierać samochód, gdy ktoś mnie zaczepił.
- Hathaway!- odwróciłam się w stronę, z której dochodził głos. Strażnik Croft patrzył na nas oparty o czarnego SUV-a.
- Hans?!- zdziwiłam się.- Myślałam, że poleciałeś z nimi.
- Nie. Bardziej potrzebny jestem na Dworze. Bielikow też musi się wykazać.- otworzył tylne drzwi.- Dymitr prosił bym was odwiózł, więc zapraszam.
Lili pobiegła chętnie i wsiadł na tyknie siedzenie. Przewróciłam oczami. Cały Dymitr. No ale co zrobić? Zajęłam miejsce z przodu obok kierowcy. Strażnik odpalił i ruszył.
- I jak tam życie jako pani Bielikow?- przerwał męcząca ciszę Hans.
- A dobrze. Mój mąż jest bardzo opiekuńczy.
- Czyli, że do wszystkiego się przykłada?- parsknął śmiechem.
- Tak, nie tylko do służby.- poczułam falę ciepła na wspomnienie wczorajszej nocy. Na długo ją zapamiętam.
Reszta drogi upłynęła nam na luźnej rozmowie. Nagle Hans o czymś sobie przypomniał.
- Powiem ci coś, co bardzo cię ucieszy, a o czym strażnik Bielikow nie wie, ale jak się dowie, to też się ucieszy.
- Może zamiast tyle gadać przejdziesz do sedna sprawy.
- Hathaway, cierpliwości nikt cię nie nauczył?
- Nie było na tyle zdolnych. Nikt tego nie zmieni.
- Nad twoim językiem też powinno się popracować.- mruknął, myśląc zapewne, że nie słyszałam. Wolałam zostawić go w tej błogiej nieświadomości.- W każdym razie, Dymitr będzie musiał codziennie składać raporty. A ty siedzisz w domu i nic nie robisz,- akurat będę lekko zajęta ratowaniem ukochanego, od nie-wiem-czego.- no a nam brakuje strażników.
- Czyżbyś proponował mi starą pracę?
- No mniej więcej. Tylko będziesz siedziała w domu i przez internet czytała i porządkowała raporty z akcji. Co ty na to?- popatrzył na mnie z prośbą. Jednak tylko przez chwilę, bo nadal jechał autem.
Chwilę się zastanawiałam. Dymitr pisał by mi o wszystkim co się stało. Nie miałby wyboru. I mielibyśmy ciągły kontakt.
- Zgadzam się.- W tym momencie zatrzymał się pod naszym domem
Zauważyłam, że Lili śpi. Chciałam ją obudzić, ale strażnik uznał, że słodko wygląda. Wniósł ja do pokoju i położył w łóżku.
- Dziękuję za pomoc. Nie musiałeś tego robić.- doprowadziłam go do drzwi
- Cała przyjemność po mojej stronie. A kiedy wracasz na Dwór?- zdziwiło mnie jego pytanie.
- Czy nasz kochany Bielikow poprosił cię również o tą podwózkę, czy o całodobowa kontrolę?
- No wiesz...- lekko się zmieszał.- nie nazwał bym to kontrolą, ale ochroną żony dobrego kolegi.
- To powiedz swojemu dobremu koledze, żeby przestał się mną martwić, bo ja jadę do ojca. Tam nie będę sama, a jeśli zechcę wyjść, nie zrobię skandalu na cały świat.
- No dobrze. Skoro tak, to chyba zakres moich możliwości się wyczerpał. Dobranoc Rose.
- Dobranoc Hans.- zamknęłam za nim drzwi.
Poszłam do kuchni coś zjeść. W lodówce były jeszcze resztki z obiadu, który przygotował mój ukochany. Ciekawe co u niego? Pewnie są jakieś dziesięć kilometrów nad ziemią. Ciekawe czy myśli o mnie?
Nawet nie zauważyłam kiedy zjadłam wszystko, co sobie nałożyłam. A było tego trochę. Następnie poszłam spakować siebie i Lili.
Nie mogłam się doczekać, kiedy będę na miejscu. Pokochałam tą rodzinę i wiem, że oni mnie też. Otoczyli opieką, której w tamtej chwili potrzebowałam. Wspierali mnie i nie krytykowali. No w większości. Trochę Jewa dała mi w kość, ale jestem jej za to wdzięczna. Przywołała mnie do porządku i przypomniała o celu podróży. Babcia. Nie! Nigdy nie będę tak do niej mówić.
Tak się zamyśliłam, że przerwałam swoje zajęcie. Szybko dokończyłam pakowanie i poszłam do siostry. Ostrożnie weszłam do pokoju, tak żeby jej nie obudzić. Spała twardym snem. Armia strzyg by jej nie zerwała z łóżka. Wyglądała uroczo. Drobne włoski powychodziły ze starannie zaplecionych warkoczyków. Przez sen znalazła i teraz mocno tuliła swoją tygrysicę... jak jej było? Chyba Glamour. Aż żal jej budzić. Dam jej pospać, póki Abe po nas nie przyjedzie. Spakowałam ją po cichu i zabrałam walizkę na korytarz. Chciałam znieść ją na dół, ale w głowie usłyszałam Bielikowa. No pięknie! Stał się moim sumieniem. Jednak muszę przyznać mu rację. Po pierwsze mój mąż nie byłby zadowolony, a po drugie mogłoby to zaszkodzić dzieciom. Naszym dzieciom. Ach co za wspaniałe uczucie, wiedzieć, że da się ukochanemu tego, czego najbardziej pragną dostać. Taki wymarzony prezent na urodziny. Właśnie. Za pół miesiąca święta, a później urodziny Dymitra. Dwudzieste szóste. Na co dzień nie czuję tej różnicy. A to przecież siedem lat.
Otrząsnęłam się z tych myśli. Teraz jesteśmy równi. On mi, ja jemu. Odeszła od pokoju małej, aby jej nie obudzić i zadzwoniłam do ojca. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Hej, staruszku. Znowu was obudziłam?- zapytałam z uśmiechem.
- Nie Rose. I wszystko jest gotowe do podróży. Zgaduję, że Dymitr uniemożliwił ci samodzielny przyjazd?
- Dokładnie. To przyjedziesz po nas?
- Będę za godzinę.- rozliczył się.
Dobra mam czas na ostatnie poprawki i upewnienie się, czy wszystko wzięłam. Przez resztę czasu zdążyłam coś zjeść. Tak, znowu. Dzieci ostatnio są bardzo żarłoczne. W sumie mama mówiła, że ja sama nie umiałam się uspokoić i co róż zaglądała do lodówki. Czyli to rodzinne, tylko chyba po Abe'u. Może jako moroj mało je, ale kto wie... dopiero miałam studiować biologię i genetykę. Eh.. szkoda, że z tych planów nici. No ale za taką nagrodę warto odłożyć naukę na później. Może uda nam się jakoś dostać na uniwersytet po porodach.
- Słyszycie!- odezwałam się na głos, głaszcząc mój lekko zaokrąglony brzuch.- Wszystko się kręci wokół was. Wciąż trudno mi pojąć, ze za pięć miesięcy na świat wyjdą dwie, małe istotki, które są owocem miłości mojej i Dymitra.
Spojrzałam na zegarek. Powinni być za dziesięć minut. Wróciłam do Lili i ją obudziłam.
- Gdzie jesteśmy?- spytała mała, przecierając zasypane oczka piąstkami.
- W domu. Hans cię tu przyniósł. Ale zaraz przyjedzie tata i polecimy do Rosji.
- Naprawdę?! Po co?
- Hmn... jakby to powiedzieć? Mam złe przeczucie i lecimy odwiedzić rodzinę Dymitra.- w tym momencie rozległ się dźwięk klaksonu na podjeździe.- Przyjechali. Już Cię spakowałam, tylko ubierz kurtkę i zaczynamy podróż przez pół świata.