Strony

piątek, 22 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 118

- Dymitr. Możesz mnie w końcu puścić?- spytałam po raz dziesiąty, próbując mu się wyrwać.
- Roza. Aż tak chcesz ode mnie uciec?
- Nie, ale Lili zaraz wstanie i pewnie chciałaby coś zjeść.
- Poczeka. Jeszcze nie skończyłem ci dziękować.
Westchnęłam zrezygnowana i odwróciłam się. Ujrzałam mojego boga. Po chwili znowu jęknęłam, ale z rozkoszy. Już nie chciałam mu uciec. Ukochany już dwie godziny "dziękował" mi za pocieszenie w nocy i wszystko co dla niego zrobiłam. Wymyślił wiele sposobów. Od kąpieli z masażem, przez pieszczoty w łóżku, oglądanie filmów, przytulanie, kończąc w łóżku. Kochaliśmy się przynajmniej trzy razy. On jest niesamowity.
Po kolejnym wspólnym dojściu, leżeliśmy mocno wtuleni.
- Roza. Czym ja grzeczny zasłużyłem sobie na takiego anioła?- chyba bardziej pytał siebie.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Znowu zaczynasz?- spytałam, próbując się uspokoić.- To ja mam więcej powodów do takiego pytania.
- Po prostu szukam przyczyny mojego szczęścia w sobie. W swoim życiu, postępowaniu, ale nic nie umiem znaleźć. Cała moja radość jest z tobą.
- Ty też masz w to spory wkład. I nie zaprzeczaj.- powiedziałam, gdy już otwierał buzię.- A zauważyłam, że już nie chodzisz do kościoła. Nie musisz już myśleć nad swoim życiem w spokoju, jak Kiedyś mi mówiłeś?
Zaczął się zastanawiać. Wszystkie strzygi były kiedyś żyjącymi istotami.
A my musimy je zabijać. Kiedyś mi wyznał, że na myśl o tym, robi mu się smutno i idzie do kaplicy. Tam znajduje spokój. 
 - To prawda,- odezwał się w końcu.- mówiłem, ale mówiłem też, że o wiele spokojniejszy jestem przy tobie. A teraz mam cię na zawsze.- popatrzyłam na niego zdziwiona.- Co Roza? To że działał urok, nie znaczy, że to nie jest prawda. Przy tobie mogę być sobą, a nie wiecznie czujnym i poważnym strażnikiem. Nienawidzę tego, ale już się przyzwyczaiłem. Teraz twoje zadanie, żeby mnie odzwyczaić.
- Zawsze lubiłam podejmować się niemożliwego.- powiedziałam z uśmiechem.
- Bez przesady. Tak trudnym przypadkiem nie jestem.- Popatrzyłam na niego z po wątpieniem.- Aż tak źle?
- Gdyby nagrać cię w obecności kogoś, a zwłaszcza Lissy, a później porównać do jakiegokolwiek dnia z naszego miesiąca miodowego, to poznajemy dwie różne kategorie. O i jeszcze jest "Dimka".
- Dimka?! Nie mówiłaś tak do mnie.- zauważył zdziwiony.
- I nie będę. Chodzi mi o twoją rodzinę. Jak z nimi byliśmy, poznałam całkiem innego Dymitra, takiego ich. Który zapomniał o służbie, zanurzył się we wspomnieniach i chciał pokazać swojej dziewczynie, łamane przez narzeczonej,- mimowolnie się uśmiechnął się.- inny kawałek siebie. Swoje dzieciństwo. Jest trochę inny, ale można go podpisać pod "Towarzysz".
- Zgaduję, że to ten twój.
- A znasz kogoś innego, kto tak na ciebie mówi?
- Nie.
- A tylko by spróbował.- pogroziłam mu palcem. On złapał moją dłoń i go pocałował.
- Błagam cię Roza, nigdy się nie zmieniaj.
- Każdy się zmienia. Ja już jestem inna.
- Ale ty nie powinnaś. Jeszcze nie jest za późno.
- To czemu mam zmienić ciebie?- spytałam podchwytliwie.
- Nie zmienić, a pomóc być przy innych, jak przy tobie. I nie krępować się, oznajmiać światu jak bardzo Cię kocham.
Już chciałam odpowiedzieć, kiedy zaburczało mi w brzuchu. I to dość głośno, bo aż mój mąż się zaśmiał.
- Może jednak pójdę zrobić to śniadanie.- stwierdził przez śmiech. Podniósł się i ruszył do drzwi.
- Tak, to dobry pomysł.- uśmiechnęłam się promiennie. Ale mina mi zrzedła, gdy stanął przy drzwiach.- Towarzyszu, nie zapomniałeś o czymś?- lustrowałam wzrokiem jego umięśnione, nagie ciało. Jest piękny. Jest boski. I jest mój. Więc nie może paradować po domu z ośmioletnią dziewczynką, bez ubrania. On oczywiście udawał, że nie wie, o ci mi chodzi. Znacząco popatrzyłam na garderobę.
- No już dobrze.- poddał się i wszedł do pokoju obok.
Po kilku minutach wyszedł z niego w jednej z nowych koszulek i spodniach do kolan.
- A ty co tak leżysz?- popatrzył na mnie.
- Podziwiam mojego boga.- uśmiechnęłam się kusząco.- Nie powiem, ładny widoczek.
Dymitr pokręcił głową z rezygnacją. Ale w tej atmosferze, nawet on nie umiał zachować powagi. Podszedł do mnie i dał mi słodkiego całusa. Chciał się odsunąć, ale złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam, pogłębiając pocałunek. Wyczułam jego zdziwienie, ale szybko poddał się przyjemności. Oparł dłonie na poduszce, po bokach mojej głowy.
- Teraz możesz iść.- wciąż trzymałam go blisko siebie za ubranie. Oddychaliśmy szybko.
- A kto powiedział, że chcę?- z cwanym uśmiechem nachylił się po kolejnego całusa, ale ja go zatrzymałam.
- Jeśli zrobisz to jeszcze raz, nie wypuszczę cię, a potem zjem z głodu.- powiedziałam z powagą.
- No to ja może uciekam, zrobić ci coś do jedzenie.- udał wystraszonego.- Skoro bez skrupułów zjadłabyś mnie, to musisz naprawdę być głodna.
- No właśnie więc uważaj.- pogroziłam mu palcem.- Bo w złym humorze bywam niebezpieczna.
- A teraz jesteś w złym humorze?- Spytał zadziornie.
- Nie, ale coś czuję, że jeśli szybko nie nakarmię naszych dzieci, to sprawią, że będę.
- Chyba będą bardzo podobne do ciebie.
- Czemu tak myślisz?- zaciekawiłam się.
- A tak sobie.- powiedział i dał mi całusa w czoło.- za godzinę zejdźcie z Lili na dół.
Patrzyłam jak wychodzi. Nie chciało mi się jeszcze wstawać, ale zmusił mnie do tego telefon. Podniosłam się i odebrałam.
- Rose Hathaway-Bielikow. Słucham.- powiedziałam oficjalnie.
- Witaj Rose.- usłyszałam kobiecy głos z silnym, rosyjskim akcentem, którego nie spodziewałam.
- Jewa?!- wykrzyknęłam zaskoczona.
- Ciiii!!- zbryzgała mnie. Aż się skupiłam. Już rozumiem, dlaczego Dymitr bał się nagrabić u niej.- Tak to ja. Mów mi babciu.
- Pozwolisz, że jeszcze się z tym wytrzymam.
- Jak wolisz. Jest gdzieś niedaleko mój wnuk?
- Nie. Ale mogę go zawołać.
- Nie. Chciałam porozmawiać z tobą. Kochasz Dimke?
- Ponad wszystko.- co to za pytanie?
- Grozi mu niebezpieczeństwo.- wystraszyłam się. O co chodzi?- Tylko ty możesz mu pomóc.