Strony

niedziela, 10 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 106

- A właśnie, gdzie mała?- przypomniałem sobie.
- Jill zabrała ją, żeby się uspokoiła.-odpowiedziała- Trochę ją wystraszyłeś, ale uważa cie za wzór, więc szybko ci wybaczy.
- Tak jak ty?- spytałem, patrząc jej głęboko w oczy.
- I po raz kolejny ten sam błąd. NIE MAM CZEGO CI WYBACZAĆ. Jasne? Stanąłeś w mojej obronie. To nie było złe, ale szlachetne. Nie jeden szeryf byłby z ciebie dumny. Jesteś godny swojego prochowca.-uśmiechnęła się.
Wzruszyła mnie jej mała przemowa. Ona jest wspaniała. Nawet żart potrafi wykorzystać do nauki. Byłaby dobrą mentorką. Postanowiłem nie być gorszy. 
- Dziękuję Roza. Za to, że otworzyłaś mi moje ślepe oczy, na piękno tego świata. Na swoje piękno. Kocham Cię.- pocałowałem ją namiętnie.
Leżeliśmy tak jeszcze chwilę, a potem się ubraliśmy, co nie było proste, jako że nie mogliśmy się od siebie oderwać. Na korytarzu na nowo przybrałem maskę strażnika. Wiem, że Rose tego nie lubi, ale nie umiem tak jak ona odnosić się jawnie ze swoimi uczuciami. Poprowadziła mnie do pokoju na następnym piętrze. W środku księżniczka siedziała na podłodze, a za nią, na łóżku stała Lili i bawiła się w stylistkę fryzur.
- Może coś prostszego.- zaproponowała moja żona z uśmiechem.- Bo ciocia Jill nie rozplącze tego.
Jej siostra uśmiechnęła się na nasz widok, ale na mnie popatrzyła trochę niepewnie. Trochę mnie to zabolało. Nie przyznał bym się, ale mała jest dla mnie ważna. Chcę być dla niej jak ojciec. A jeśli Roza nie ma racji? Może mi nie wybaczy? Musiałem bardzo ją wystraszyć. Ukochana szturchnęła lekko moje ramię i wzrokiem nakazałam podejść do łóżka. Zawahał się. Przewróciła oczami i powtórzyła nakaz ostrzej. Dalej nie byłem pewny, ale wykonałem polecenie. Poszła za mną. Przysiadłem na materacu i patrzył na Lili wyczekująco. Bałem się. Mała chwilę się przyglądała, aż.... padła mi w ramiona, tak jak kej siostra wcześnie. Odwzajemniłem uścisk. Odzyskałem dwie najważniejsze dla mnie kobiety. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo potrzebna była mi jej reakcja. Wypuściłem powietrze, które trzymałem cały czas w płucach. Odprężyłem się.
- Nie boję się ciebie.- wyszeptała mi na ucho.- Obroniłeś Rose przed tym nie dobrym morojem. To bardzo bohaterskie.- odsunęła się ode mnie.- Jak dorosnę, będę taka odważna, silna i dobra jak Dymitr.- Oświadczyła donośnie, a ja poczułem łzy w oczach. Ale nie pozwoliłem im popłynąć.
- Na pewno.- moja żona usiadła z drugiej strony dziewczynki i popatrzyła na mnie. Na pewno zauważyła, że mam zaszklone oczy. Nie ważne. Przy niej nie udawałem, mogę być sobą.- Mnie taką stworzył. A po za tym, to u nas rodzinne.
- To prawda Roza. Kocham cię za to. Kocham was obie.- objąłem ramieniem i ukochaną i mała i przyciągnąłem bliżej siebie. Roza zrobiła to samo. Tak wyglądał nasz rodzinny uścisk. Tak wygląda rodzina o jakiej zawsze marzyłem. 

ROSE

Do sali tronowej doszliśmy po pięciu minutach. Po drodze nie obyło się bez kiwnięć innych strażników. Na dłuższą metę trochę to denerwowało. Podziwiam męża, że zna wszystkich, których mijaliśmy. I nikt nie dopytywał się o mój brzuch. Nawet na niego nie spojrzeli. No przynajmniej dampiry. Morojki nie stroniły od komentarzy w swoich grupkach. Od jutra już zacznie się plotowanie. Ale nie obchodzi mnie to. Niech myślą co chcą. Na początku mieliśmy ukrywać mój stan, lecz zrezygnowałam z tego. Jestem szczęśliwa, więc czemu mam ukrywać powód swojego zadowolenia? Tak jestem w ciąży. Ale heca! W sumie chętnie posłucham co wymyślą te paniusie, które nie mają nic lepszego do roboty, niż wchodzić z butami do czyjegoś życia.
- Od jutra będziesz tematem Dworu.- szepnął mi na ucho ukochany, gdy mój okrągły brzuch przykuł uwagę kolejnej arystokratki. Chyba nawet ją kojarzę. W sumie to nie ważne.- "Strażniczka królowej zdradziła swojego świeżo upieczonego męża? A może to zapłodnienia planowe? Czy pierwsza para dampirów w związku przeżywa kryzys? Kto będzie ojcem dziecka?"
Zaśmiałam się, czym zwróciłam na nas jeszcze większą uwagę.
- Co powiesz towarzyszu, na to, żebyśmy ich jeszcze bardziej sprowokowali, wyrażając publicznie naszą miłość. Miły dotyk, jakiś niewinny pocałunek?
- Nie sądzę kochanie.- lekko się zawahał.
- No tak. Twoja żołnierska dyscyplina ci nie pozwala.
- Nie o to chodzi Roza. Tylko obawiam się, że nie zdołam zaprzestać na pocałunku.- ściszył głos, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz.
- Zawsze możemy dokończyć to w domu.- dalej szeptałam.
Minął nas kolejny strażnik. Oczywiście Dymitr jego też znał.
-Czy jest tu ktoś, kto was nie zna?- spytała Lili. Mała teraz nie mogła oderwać się od Bielikowa.
- Wątpię.- odpowiedziałam.- Nasza historia obrosła w legendę.
- Opowiecie mi ją?- popatrzyła na mnie z nadzieją.
- Może jak będziesz trochę starsza.- oświadczyłam.
- Jestem już duża.- oburzyła się.- Za rok i pięć miesięcy będę miała dziesięć lat.
Aha! Za pół roku ma dziewiąte urodziny.
- Opowiemy ci.- ukochany popatrzył na mnie znacząco, a potem dodał mi na ucho.- W przystosowanej dla niej wersji.
- Dobrze.-zgodziłam się, ku uczesze dziewczynki.
Stanęliśmy przed drzwiami do sali tronowej.
- Gotowa poznać królową?- spytałam siostrę.
- Szczerze? Nie.
- Wszystko będzie dobrze.
Mała odetchnęła głęboko. Dałam znać, żeby otworzyli drzwi Jako strażnicy królowej, mamy prawo wchodzić bez żadnego zaproszenia, czy czekania. W każdej chwili i do każdego miejsca. Choć wolę ominąć niektóre, zwłaszcza gdy w środku są tylko Liss i Christian. Wystarczyło mi oglądanie ich w akcji w akademii. I tego było za dużo.
Jednak mimo wszystko, brakuje mi naszej więzi. Jeszcze kilka miesięcy temu mogłam być pewna, że nic jej nie grozi lub dowiedzieć się o tym pierwsza. Wiem, że powinnam polegać, jak reszta strażników, na swoich umiejętnościach. Tego miałam się nauczyć podczas zajęć polowych. Ale i tak brakuje mi tej pewności. Co jeśli Robert podstawi kogoś od siebie z zaczarowanym srebrem. Wszyscy będą widzieli królową, a prawdziwa Lissa zostanie uwięziona, albo gorzej, rzucona na żer strzyg. Nie wybaczyłabym sobie tego. A gdybym miała więź jako pierwsza i chyba jedyna mogłabym się o tym dowiedzieć. Ciągle nie mogę przyzwyczaić się do jej braku, ale co poradzić? Trzeba żyć dalej.