Strony

środa, 23 marca 2016

ROZDZIAŁ 85

Zerwałam się z nagłym krzykiem. Dyszałam ciężko, tętno miałam przyspieszone, a kosmyki włosów przykleiły mi się do mokrej twarzy. Siedziałam na łóżku w swoim pokoju.
Poprawka. 
W naszym pokoju. Powoli uspokajałam oddech. Poczułam jak w tali oplatają mnie silne, ale równocześnie delikatne ręce. Tym razem były ciepłe. Odwróciłam się gwałtownie i wtuliłam mocno w pierś Dymitra. Z mojego gardła wydobył się szloch, stłumiony ciałem ukochanego. On zaczął głaskać mnie po plecach. Cała się trzęsłam. Potrzebowałam go. Był moim ukojeniem. Oazą spokoju.
- Spokojnie Roza.- szeptał mi czułe. W jego głosie nie było chłodu. Troszczył się o mnie.- to tylko sen. Jestem tu. Cii.. Roza. Cii... Ja cię obronie. Przed wszystkim.
- Dymitr.- popatrzyłam na niego. Mój głos był strasznie zachrypnięty.- Boję się.
Po policzkach ciekły mi łzy. W jego oczach, była troska i strach. Ale nie panikował. Podziwiam to. Jakby mu coś groziło, nie wiem czy umiała bym zachować taki spokój.
Posadził mnie sobie bokiem na kolanach i zaczął kołysać, szepcząc coś po rosyjsku. Pewnie wyłapałabym kilka słów, ale nie miałam na to siły. Już nie szlochałam, a mój oddech stał się równomierny, tak samo jak bicie serca. Jednak wciąż ciekły mi strumyk łez. To był najstraszniejszy sen jaki miałam. A skalę mam szeroką. To wszystko było takie realistyczne. Te duchy, Robert. I Dymitr strzyga.
Znowu wybuchłam niekontrolowanym płaczem. Muszę przestać o tym myśleć. Kiedy po raz kolejny się uspokoiłam, wsłuchałam się w słowa męża. Nie rozumiałam ich i nie chciałam. Przynosiły mi spokój i ukojenie. Czułam bijąc z nich miłość, troskę i siłę. Po chwili uświadomiłam sobie, że mówi je w rytm i że się rymują. To była jakaś piosenka, pewnie kołysanka. Pewnie Olena śpiewała mu ją jak był mały. Kilka razy usłyszałam "róża". Ciekawe czy to przypadek, czy to mój ukochany coś zmienił.
Gdy zauważył, że się uspokoiłam, zaśpiewał do końca zwrotkę i położył się. Pociągnął mnie za sobą i teraz leżałam obok niego. Przytulił mnie tak mocno, jakby się bał, że zaraz zniknę lub ucieknę. Ale na to nie miałam wcale ochoty. W końcu serce i rozum się dogadali. Jego ramiona dawały bezpieczeństwo. Pewnie chciałby dowiedzieć się, co mi się śniło. Otworzyłam usta, ale przerwały mi miękkie wargi Bielikowa. Poczułam ciepło promieniujące z jego ciała. Takie naturalne, dobre, wręcz namacalne.
- Jutro Roza. Jeśli będziesz chciała, to jutro. Teraz jest za wcześnie, kochanie.
- Powiedz to.- popatrzył na mnie zdziwiony.- Muszę to usłyszeć. Nie wątpię w prawdziwość tego zdania, ale muszę. Dlaczego chcesz mnie mieć na zawsze?
- Dla tego, że jesteś moim światem i...- zawahał się.- Ja tiebia liubliu Roza. To brzmi lepiej.
- Ja  tiebia toże liubliu Dymitr. Wybacz ale nie będę zarabiać twojego imienia.
- Wiem, nie lubisz.- uśmiechnął się do mnie.- Ale to nie ważne jak mnie nazywasz. Tylko bądź przy mnie.
- Zawsze, skarbie.
- Idź jeszcze spać. Obiecuję do rana nie wypuszczę cie z ramion.
- Nie chce mi się spać.- starałam się, żeby mój głos zabrzmiał zwyczajnie.
To nie była prawda. Ale co miałam mu powiedzieć? Że boję się spać? Znowu zobaczyć ciemny las, szalonego Roberta, duchy i strzygi? Nie! Dla niego chciałam być silna. A to co było przed chwilą, to chwila słabości, szok. Jestem jedną z lepszych strażniczek. Nie mogę się rozklejać od byle wytworu mojej chorej wyobraźni.
Dymitr nie ciągnął dalej tematu. A ja postanowiłam go zmienić.
- A co to było, co mi śpiewałeś?- spytałam. 
- Nie powiedział bym, że to był śpiew. Raczej nucenie.
- Oczywiście.- droczyłam się z nim.- To była jakaś kołysanka, którą śpiewała, przepraszam, nuciła ci mama?
- Bardzo śmieszne. Poczekam aż ty będziesz usypiała nasze dziecko.
- Nie chciał byś, bo by ogłuchło.- parsknęłam śmiechem.
- Masz taki piękny głos, na pewno ładnie śpiewasz.
- Jeśli liczysz, że zaraz wyjdę na środek i zacznę operę, to się rozczarujesz. Nie umiem śpiewać. A ty, nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
- Skoro tak ładnie prosisz. Czy śpiewała mi ją matka? Nie. Poznałem ją od babci. Kazała mi się nauczyć jej na pamięć.
- Ona ma dziwne pomysły.- stwierdziłam.
- Uznałem,- zignorował moją uwagę.- że idealnie będzie pasować.
- Kilka razy wychwyciłam swoje imię. O czym jest.
- O róży.
- Tego sama się domyśliłam.
- Opowiada piękną historię o dziewczynie, którą zostawił chłopak. Gdy byli razem podarował jej wisiorek z różą. Po zerwaniu, wyrzuciła go na łąkę. Jednak chłopak wrócił do niej. Okazało się, że chciał się ustatkować, żeby się jej oświadczyć. Kiedy powiedział to dziewczynie, ta zaczęła płakać i powiedziała co zrobiła z symbolem ich miłości. Chłopiec szukał naszyjnika, ale łąka była duża, a trawa wysoka.- uważnie wsłuchiwałam się w jego słowa, od czasu do czasu ziewając. Powoli ogarniała mnie senność, ale byłam ciekawa co było dalej, więc starałam się nie zasnąć.- Szukał całymi dniami i nocami, miesiącami i latami. Kawałek po kawałku. Aż z chłopca stał się mężczyzną. Ale nic nie znalazł. Jednak nie poddawał się, szukał dalej. Dziewczyna mówiła mu, żeby przestał, że kupią drugi w sklepie. Ale on uparcie dążył do obranego celu, mimo że wszyscy zwątpili w niego. Brzmi znajomo, prawda moja Różyczko?
- Co było dalej?- wpatrywałam się w niego wyczekująco, szeroko otwartymi oczami.
Moją minę podsumował perlistym śmiechem. Uwielbiałam ten dźwięk. Czułem wtedy, że jestem ważną częścią jego życia. Rzadko kto umiał go rozśmieszyć. A na pewno nie uczennica. Już nią nie byłam, przy mnie nie musiał się kontrolować. Był naturalny. Był sobą.
Przytulił mnie mocniej i cmoknął w czoło.
- Mężczyzna szukał go i szukał, a trawa rosła i rosła. Było trudno. Najpierw były lata później dekady. A dziewczyna czekała. Zestarzała się w samotności, będąc wierna ukochanemu. Byli już bardzo starzy, gdy w końcu odnalazł się naszyjnik z róża. Mężczyzna pobiegł do domu swojej starej już i pokazał jej tak dawno nie widziany wisiorek. Drżącą ze starości i emocji dłonią, odgarnął jej siwe włosy i zapiął łańcuszek. Kiedy róża dotknęła jaj skóry, rozbłysło jasne światło i nastąpił wybuch. Odrzucił ich od siebie. Mężczyzna wstał ciężko z ziemi i popatrzył na dziewczynę leżącą niedaleko. Miała kruczoczarne włosy i piękne zielone oczy. Była to jego młoda ukochana. On sam wyglądał jakby od dnia rozpoczęcia poszukiwań, nie postarał się ani o dzień. Byli znowu młodzi i piękni. I szczęśliwi. Los, za cierpliwość chłopaka i wierność dziewczyny, dał im drugą szansę, na szczęście. Roza, spisz?- szepnął. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że zamknęłam oczy. Chciałam je otworzyć, ale powieki okazały się za ciężkie.
- Nie.- mruknęłam w odpowiedzi.- Ale wiem, kto będzie usypiał nasze dziecko.
- Śpij skarbie. Jutro ciężki dzień. Śpij.
I tak też zrobiłam.