Strony

czwartek, 25 lutego 2016

ROZDZIAŁ 64

Nie wiedziałam co mam robić. Chciałam na niego poczekać, ale śniadanie może mu trochę zająć. Dawniej pewnie odwiedziłabym Liss, ale nie mamy już więzi. Zaczęłam rozglądać się po pokoju. Na ścianie zauważyłam kalendarz. Za dwa tygodnie mamy rocznicę. Wróciłam pamięcią do tamtego dnia.

Dobiegałyśmy do auta, gdy jakiś mężczyzna zagrodził nam drogę. Zatrzymałyśmy się gwałtownie. Odciągnęłam Lissę, szarpiąc ją za ramię. To on, człowiek, którego widziałam przez okno. Sporo od nas starszy, wyglądał na dwadzieścia parę lat. Nie pomyliłam się co do jego wzrostu, mógł mierzyć jakieś sto dziewięćdziesiąt centymetrów. W innych okolicznościach – gdyby nie zamknął nam drogi ucieczki – pomyślałabym, że jest seksowny. Ciemne włosy związane z tyłu i brązowe oczy, a do tego długi płaszcz, coś w rodzaju prochowca.
Jednak w tamtej chwili jego uroda nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Był tylko przeszkodą, nie pozwalał nam wsiąść do samochodu i uciekać. odgłosy kroków za nami przycichły. Mają nas. Czułam, że zbliżają się ze wszystkich stron, osaczają. Boże. Wysłali po nas co najmniej dwunastu strażników. Nawet królowa nie ma takiej świty.
Wpadłam w panikę. Nie myślałam logicznie i zareagowałam instynktownie. Przysunęłam się do Lissy i zasłoniłam ją przed mężczyzną, który dowodził całą bandą.
– Zostawcie ją – warknęłam. – Nie ważcie się jej tknąć.
Miał nieprzenikniony wyraz twarzy, ale wyciągnął do mnie ręce w uspokajającym geście. Poczułam się jak zwierzę przed uśpieniem.
– Nie zrobię wam niczego złego – powiedział i postąpił krok naprzód.
Niedobrze.
Zaatakowałam. skoczyłam na niego. Przerwałam treningi dwa lata temu, po naszej ucieczce. Nie przemyślałam tego ruchu, zadecydował impuls. Ale nie miałam szans. Był doświadczonym strażnikiem, nie wysłali po nas nowicjuszy. A ja wciąż słaniałam się na nogach, bliska omdlenia.
Był szybki. Zapomniałam już, jak sprawni są strażnicy, poruszają się zwinnie jak kobry. Zwalił mnie z nóg jednym błyskawicznym gestem, jakim odpędza się muchę. Straciłam równowagę. Nie sądzę, żeby chciał uderzyć tak mocno. Pewnie zamierzał tylko odsunąć mnie z drogi, ale nie wiedział, w jakim jestem stanie. Ziemia usunęła mi się spod nóg. Za chwilę walnę biodrem o twardy beton chodnika. Będzie bolało. Bardzo.
Nie upadłam.
Strażnik złapał mnie w ostatniej chwili. Kiedy odzyskałam chwiejną równowagę, zauważyłam, że uważnie mi się przygląda. Wpatrywał się w moją szyję. Oszołomienie przytępiło mi zmysły i nie od razu zorientowałam się, na co patrzy. Powoli uniosłam rękę i dotknęłam rany po ugryzieniu Lissy. obejrzałam palce i zobaczyłam na nich plamę ciemnej, gęstej krwi. Zawstydzona, potrząsnęłam głową i zasłoniłam się włosami.
Ciemne oczy mężczyzny spoczywały jeszcze przez chwilę na mojej szyi. Potem spojrzał mi w same źrenice. Wytrzymałam jego wzrok i wyszarpnęłam się z uścisku. Pozwolił na to, chociaż wiedziałam, że ma dość siły, żeby trzymać mnie tu przez całą noc. Walcząc z zawrotami głowy, przyprawiającymi o mdłości, znów przysunęłam się do Lissy, zbierając się do kolejnego ataku. Chwyciła mnie za rękę.
– Rose – powiedziała cicho. – Nie rób tego.
Jej słowa nie zrobiły na mnie wrażenia, ale nakazała mi spokój w myślach. Przesłała mi polecenie przez łączącą nas mentalną pępowinę, a ja nie umiałam się jej oprzeć. Nie używała czaru wpływu, nie mogłaby rzucić go na mnie. A jednak musiałam jej usłuchać. Byłyśmy osaczone i bezbronne. Wiedziałam, że opór nie ma sensu. Czułam, jak opuszcza mnie napięcie. Zostałam pokonana.
Strażnik zauważył, że skapitulowałam. Podszedł teraz do Lissy. Miał spokojną twarz. Złożył jej zgrabny ukłon. Zaskoczyło mnie to, bo był naprawdę wysoki.
– Nazywam się Dymitr Bielikow – powiedział. Wychwyciłam w jego głosie słaby rosyjski akcent. – Przybyłem, by odwieźć panią z powrotem do Akademii Świętego Władimira, księżniczko.

Pomyśleć, że to było rok temu, a ten zabójczo seksowny Rosjanin już jest moim mężem. Ale po tym, co razem przeszliśmy myślę, że nie ma lepszego małżeństwa. 
Moje przemyślenia przerwał ich obiekt.
- Proszę.- położył na łóżku tacę.
Leżały na nim: talerz naleśników, miska jogurtu z owocami, talerz jajecznicy i chyba cały bochenek chleba. Co mnie zdziwiło on miał swój talerz naleśników i kilka kanapek.
- Ja mam to wszystko zjeść sama?- dobra, wiem mam duży apetyt, ale bez przesady.- Dymitr, tyle to my nawet w dwójkę nie jemy.
- Ale ty jesteś w ciąży, a ja mam dwie młodsze siostry i wiem ile moja mama jadła, kiedy była w twoim stanie. Mam nadzieję, że to ci wystarczy.
Teraz chyba naprawdę żartował. Trudno, najwyżej on dokończy. Zaczęłam jeść. 
Nawet nie wiedziałam, jak głodna byłam. O dziwo zjadłam wszystko. Najwidoczniej Dymitr miał rację. Znowu. Powinnam się do tego przyzwyczaić.
- I jak smakowało?- spytał ukochany, z triumfalnym uśmiechem.
- Bardzo. Jesteś cudowny. Wspaniały obrońca, kucharz, tancerz, masażysta. Mogłabym wymieniać dalej, ale mi się nie chce. Jest w ogóle coś, czego nie umiesz? Jesteś prawdziwym bogiem.
- Na pewno jest mnóstwo takich rzeczy, tylko jeszcze ich nie spróbowałem. Może powinienem?- zamyślił się. - Jeśli będę próbował rozwijać swoje talenty, po za walką, chcę żebyś wiedział, że to dzięki tobie. Pokazałaś mi, że nasze życie i pragnienia są równie ważne, co morojów, ale my mamy mniejsze możliwości.
- I tak pewnie będziesz w nie doskonały, jeśli nie najlepszy.- uśmiechnęłam się. 
Przez dłuższy czas patrzyliśmy sobie w oczy. Po chwili, mój Rosjanin wziął nasze tacki i wyszedł. Ale niedługo po tym wrócił.
- To co dzisiaj robimy?- spytał.
Ja tylko odchyliłam kołdrę po jego stronie łóżka i poklepałam materac, zapraszając go do siebie.
- O nie, kochanie.- zaprotestował.- Nie będziemy cały dzień leżeć w łóżku.
- Nie musimy tylko leżeć. Jest mnóstwo innych rzeczy, które możemy robić.- uśmiechnęłam się kusząco.
- Na przykład...- stał nie wzruszony z założonymi rękami. 
- Chodź, to ci pokażę.
Doskonale wiedział do czego piłam. Podszedł do mnie i złożył na moich ustach słodkiego causa. Nie wiele myśląc, pogłębiłam pocałunek, przyciągając go do siebie. Dymitr poddał się pieszczotą, ale odsunął się, kiedy zaczęłam ściągać mu koszulkę.
- Roza, nie teraz.
- A niby czemu nie. Jesteśmy sami, a ty masz zdecydowanie za dużo ubrań na sobie, więc chciałam ci pomóc skarbie.- uśmiechnęłam się głaskać jego brzuch. Jego ciałem wstrząsał śmiech.
- Zbieraj się Rose. Nie będziemy cały dzień siedzieć w pokoju, gdy na dworze taka piękna pogoda.- Jednym ruchem odsłonił zasłony na oknach, wypuszczając do pomieszczenia światło dzienne.
Jasność na chwilę mnie oślepiła. Kiedy otworzyłam oczy napotkałam te cudowne, brązowe tęczówki.- No, kochanie. Wychodź z tego łóżka, bo sam cię wyciągnę.
- Proszę. Pokaż co umiesz.- to może być ciekawe. Na pewno bardzo kuszące. Dymitr wziął mnie na ręce i całują postawił ma podłodze. Patrzył na mnie z pożądaniem. Ale tym razem kontrolował się. Z trudem odwrócił ode mnie wzrok i podszedł do szafy. Chwilę przy niej spędził. Kiedy w końcu do mnie podszedł, w rękach trzymał zwiewną turkusową sukienkę.
- A pozwolisz, że ubiorę jakaś bieliznę?
- Jak nie chcesz, to nie musisz. Mi tam nie będzie przeszkadzać.
- A do łóżka nie dałeś się zaciągnąć.- sięgnęłam po bieliznę, a następnie chciałam wziąć od ukochanego sukienkę. Jednak on nie dał mi jej. Podszedł do mnie i nachylił się w moją stronę. Spodobał mi się ten pomysł. Nasze usta złączyły się. Podczas przerwy między namiętnymi pocałunkami założył mi sukienkę.
- Zazwyczaj mnie rozbierasz, a nie ubierasz, towarzyszu.
- Cóż, niekiedy trzeba wręczać swoją ciężarną żonę i w jednym i drugim.- uśmiechnął się i znowu nasze usta złączyły się. Po tym namiętnym pocałunku, patrzyliśmy sobie w oczy, stykając się czołami.
- Nie rób ze mnie aż takiej kaleki. Ale możesz częściej mnie ubierać. Tylko następnym razem załóż mi sukienkę odpowiednio, a nie tył na przód, dobrze.
Dymitr odsunął się ode mnie i spostrzegł swój błąd. Lekko się za wstydził, co wywołało u mnie napad śmiechu.
- No, towarzyszu. Przynajmniej można sprawdzić twoje umiejętności w drugiej dziedzinie, chyba że mam wszystko robić sama.
- Oczywiście, że nie.- zawstydzenie ustąpił miejsca radości i pożądania.- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Po za tym rozbierać jeszcze cię umiem.
- Ale teraz wyższa szkoła jazdy. Mam sukienkę założoną na odwrót. Czy nasz mistrz rozbierania da radę?
- Zaraz zobaczymy.- przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował. Gdy byłam zajęta pieszczotami, ukochany zaciągnął mi sukienkę, a następnie założył, tym razem dobrze.
- Gratulację strażniku Bielikow. Zdał pan test pozytywnie.- uśmiechnęłam się.- To co teraz robimy.
- Pójdziemy na spacer. - Dymitr pociągnął mnie za rękę i wyszliśmy z pokoju.